Narkomania
Jeszcze w początkach lat trzydziestych Biuro ds. Narkotyków starało się minimalizować "problem marihuany", choć zyskał on już w ' tym czasie niemałą popularność, a brukowa prasa, zwłaszcza na zachodnim wybrzeżu, biła na alarm i dopatrywała się w marihuanie kolejnej groźby społecznej - co oczywiście stanowiło zarazem dogodną rację dla domagania się zakrojonych na szeroką skalę deportacji Meksykanów. Zdaniem agentów Biura nie istniały jednak poważne powody do angażowania władz federalnych w rozwiązanie zagadnienia: w 1932 r., w corocznym raporcie, mówi się o tym, że "publiczność zmierza do powiększania rozmiarów zagrożenia i ubarwia wiadomości o tym, że alarmująco rozprzestrzenia się niewłaściwe stosowanie narkotyku, tymczasem aktualny wzrost zainteresowania marihuaną nie jest szczególnie duży"16. Rok później w podobnym raporcie zaczyna się jednak dostrzegać nowego wroga, choć nie jest on jeszcze traktowany poważnie: niezadowalający rozwój wydarzeń w wielu stanach.
Nadużywanie marihuany
Wiąże się z rosnącym używaniem marihuany przez młodzież w wielkich miastach". To jednak dopiero początki dalszego rozwoju wydarzeń: "Ameryka warstw średnich w latach trzydziestych prawie nie miała kontaktów z marihuaną. Natomiast mówiono jej w prowokujących histerię opowieściach, że jest to zabójczy narkotyk, który skłania do gwałtownych przestępstw i ekscesów seksualnych, powoduje impotencję, szaleństwo i degenerację moralną. Szczególnie smaczna część tych opowieści dotyczyła zwykle efektów, jakie wywiera marihuana na dzieci szkolne, które - przywabione przez podstępnego handlarza - próbują narkotyku w cieniu szkolnych murów"18. Oficjalne autorytety administracyjne w znacznej mierze przejęły tę ideologię - już w 1936 r. doroczny raport Biura poświęcił marihuanie specjalny rozdział wypełniony opisami gwałtów, brutalnych morderstw i innych przestępstw, które łączyć się miały z używaniem tego narkotyku. Sugerowano też, że "trawa" generuje tendencje samobójcze i - generalnie rzecz biorąc.
Narkomania dla człowieka
Pozbawia narkomana godności osobistej, zmysłu moralnego itp. Nic też dziwnego, że w połowie 1937 r. wprowadzone zostały nowe przepisy federalne, tzw. Marihuana Tax Act, ustalające prohibitywnie wysokie podatki związane z obrotem i posiadaniem tego narkotyku. Agenci federalni gorliwie zabrali się do ścigania nowej kategorii przstępstw i w rezultacie już w rok później blisko 25% skazań w sprawach związanych z narkomanią dotyczyło winnych naruszeń nowej ustawy, Towarzyszyła temu dalej agresywna propaganda, która - nawiasem mówiąc - pozwoliła na utrzymanie budżetu Biura na dotychczasowym poziomie mimo wysiłków Kongresu szukającego możliwości obniżenia kosztów funkcjonowania federalnej biurokracji. Co więcej, propaganda ta oddziaływała nie tylko na legislaturę; historyk powiada tak oto: "oddani pracownicy Biura sprzedawali swoje poglądy nie tylko Kongresowi i publiczności, lecz także dużej części środowiska naukowego"19. Stosownie do ówczesnej polityki Biura, jego szef. Henry J. Anslinger oświadczył w 1939 r.
Walka z narkotykami
W walce przeciwko narkotykom każde zwycięstwo prowadzi na nowe pole bitwy. Naszym najnowszym wrogiem jest marihuana, której używanie jako narkotyku było całkowicie nieznane jeszcze dziesięć lat temu. Jest to nowe niebezpieczeństwo - pod pewnymi względami najgorsze z tych, jakie spotkaliśmy dotąd i dotyczy nas wszystkich"20, Historia zademonstrowała jednak raz jeszcze, że nie tylko poucza, ale i potrafi ironizować - aktywność Federalnego Biura Narkotyków po latach i na zasadzie dość skomplikowanego biegu wydarzeń doprowadziła do powstania zorganizowanej grupy gorących przeciwników nie tylko represyjnych metod zwalczania narkomanii, lecz także całej filozofii narkomana-przestępcy. Otóż działający głównie w czarnych gettach wielkich metropolii - tam bowiem lokowała się przede wszystkim narkomania lat trzydziestych - agenci FBN okazali się zbyt wydajni: w każdym razie na tyle, że zaniepokoiło to Departament Sprawiedliwości. Skazani za naruszenie ustawy Harrisona stali się najliczniejszą kategorią więźniów.
Narkotyki i więzienie
Liczba ich tak dalece dominowała populację więzienną, że trudno było przejść nad tym do porządku dziennego, a na dodatek jako nałogowcy stwarzali ustawiczne kłopoty służbom penitencjarnym. Departament Sprawiedliwości podjął więc zabiegi zmierzające do pozbycia się kłopotliwej grupy swych "klientów" i podrzucenia jej innemu segmentowi administracji. Były to zabiegi dość skuteczne, skoro w 1935 r. zorganizowane zostały tzw. Federal Narcotics Farms, z czasem dla większej iluzji-.nazwane szpitalami. Formalnie rzecz biorąc, miały być to "ośrodki terapii zajęciowej" - żeby posłużyć się eufemizmem - prowadzone przez służbę zdrowia finansowaną z budżetu federalnego (Public Health Service). W praktyce jednak były to ośrodki pracy przymusowej, których zaletą było jedynie, że segregowały narkomanów z ogółu więźniów i rzeczywiście oferowały dość skromne usługi w zakresie troski o przetrwanie "pacjentów". Oficjalne dane stwierdzały, że ten kierunek rozwiązywania problemu przynosi zaskakująco.
Redukcja narkomanii
Dobre rezultaty, pozwalając na reedukację ok. 60% tych, którzy przeszli przez te instytucje. Uważniejsza analiza prezentowanych materiałów wykazywała jednak, że było to tylko złudzenie, że w najlepszym razie można mówić o sukcesie terapeutycznym w przypadku 1% ogółu osób, które przewinęły się przez te szpitalo-farmo-więzienia, a najpewniej było to tylko ok. 2%2'. Niemniej jednak pierwsza, powstała jeszcze w 1935 r., instytucja tego rodzaju - tj. szpital i centrum badawcze w Lexington - stała się z czasem najbardziej znanym ośrodkiem badań nad narkomanią, a jej pracownicy, autorytety w swojej dziedzinie, podjęli w latach pięćdziesiątych zorganizowany wysiłek reorientacji polityki społecznej w zakresie narkomanii. Jednakże, przy wszystkich zastrzeżeniach dotyczących działalnoścj Federalnego Biura Narkotyków w latach międzywojennych okazała się ona skuteczna przynajmniej w tej mierze, w jakiej udało się w tym okresie doprowadzić do ograniczenia liczby narkomanów.
Legalizacja opium
Pamiętajmy przy tym, że podjęło ono swą działalność w sytuacji nader niesprzyjającej - ;Opium zdelegalizowano niemalże w ciągu jednego dnia, tysiące narkomanów w krótkim okresie pozbawionych zostało dostępu do narkotyków. Jeśli zważy się zatem punkt wyjścia, to był to sukces niewątpliwy: w okresie I wojny światowej badania lekarskie wykazały, że jeden na 1500 poborowych był uzależniony, identyczne badania żołnierzy wstępujących do armii w okresie II wojny światowej - a wypada sądzić, że były one co najmniej tak samo wnikliwe - mówiły już tylko o jednym narkomanie na 10 tys. poborowych22. We wczesnych latach dwudziestych jeden na 400 Amerykanów był - wedle szacunków Biura - w mniejszym czy większym stopniu uzależniony od opiatów; dane z okresu bezpośrednio poprzedzającego wybuch wojny mówią już tylko o ok. 60 tys. narkomanów, co oznacza, że uzależniony był jeden na 2100 Amerykanów. Zmieniły się również zwyczaje przyjmowania narkotyków oraz społeczna charakterystyka uzależnionej populacji.
Uzależnienia populacji
Choć to już trudno zaliczyć do sukcesów zwalczania narkomanii. Otóż, popularna jeszcze w pierwszych latach okresu międzywojennego kokaina niemal całkowicie zniknęła z czarnorynkowego handlu, stała się ona - z uwagi na cenę - narkotykiem elitarnym, dostępnym tylko wąskim i dobrze sytuowanym grupom profesjonalnym. Powoli zanikał również zwyczaj palenia opium. Zależność opiatowa to u schyłku lat trzydziestych głównie narkomania heroinowa - ze wszystkimi negatywnymi konsekwencjami tego stanu rzeczy, tzn. przede wszystkim znacznym tempem uzależnienia, dotkliwością objawów syndromu abstynencyj-nego, szybko narastającą tolerancją, trudnościami ostrożnego dawkowania i wobec tego łatwym przedawkowaniem powodującym zgon oraz kłopotami wynikającymi z niestarannych iniekcji narkotyku. Inhalacje opium, tj. stosunkowo najbardziej bezpieczna forma uzależnienia, zostały w jakiejś mierze zastąpione przez porównywalne pod względem subiektywnych przeżyć i stanów psychicznych inhalacje.
Przetwory konopi indyjskich
Przetworów konopi indyjskich - głównie mniej lub bardziej esencjo-nalnej marihuany pojawiającej się na ulicach w postaci papierosowych skrętów. Najbardziej zasadnicze zmiany dokonały się jednak w populacji narkomanów. Opiumiści z początków stulecia to ludzie w średnim wieku, należący do warstw średnich, zamieszkali przede wszystkim w rejonach wiejskich lub w prowincjonalnych miastach. Dużo było wśród nich kobiet - ofiar opiumowej medycyny i farmacji. Zmieniło się to już w latach trzydziestych, choć dane z tego okresu pochodzą z dość wycinkowych studiów poświęconych wybranym - najpewniej dlatego, że problem narkomanii był tam odczuwany bardziej dotkliwie - regionom kraju. Społeczna charakterystyka 2439 narkomanów aresztowanych lub leczonych w latach 1928-1934 w Chicago, dokonana przez Bing-hama Dai23 mówi, że blisko 70% to mężczyźni, przy czym ich frakcja w młodszych grupach wieku, tj. poniżej 25 roku życia, była jeszcze większa. Frakcją osób młodych stanowiła tylko 10% analizowanej populacji.
Amerykańscy narkomani
Znakomita większość chicagowskich narkomanów tamtego okresu to biali urodzeni w Stanach Zjednoczonych. Dość licznie reprezentowani byli Murzyni, stanowili oni 17% populacji narkomanów, ale tylko 7% mieszkańców miasta. Studium Dai ujawnia również, że obniżył się status społeczny większości narkomanów - byli to już ludzie z dolnych pięter hierarchii społecznej. Jeśli zaliczyć ich jeszcze do warstwy średniej, to jednak z pewnością do jej niższych kategorii (np. portierzy, kelnerzy, służba domowa oraz ludzie-bez określonego zajęcia, tj. drobni handlarze, pośrednicy, akwizytorzy itp.). Stosunkowo dobrym wskaźnikiem dotyczącym statusu społecznego narkomanów opisywanych w studium Dai było ich miejsce zamieszkania. Okazało się, że blisko połowa z nich zamieszkiwała w dziewięciu spośród 120 istniejących w Chicago dzielnic mieszkaniowych. Dzielnice te grupowały jedynie 5% całej populacji miasta i były - jak łatwo się domyślać - dzielnicami najuboższymi, charakteryzującymi się dużą mobilnością mieszkańców, wysokim poziomem przestępczości młodzieży, niskim procentem ustabilizowanych rodzin. Krótko mówiąc, były to dzielnice spełniające wszelkie kryteria wielkomiejskich slumsów.
pola-pokot