Wiele już razy pisałem, dlaczego nie podoba mi się przedsięwzięcie Jerzego Owsiaka. Część z tych powodów oględnie przedstawił dzisiaj na swoim blogu Krzysiek Leski. Ja tak oględny nie jestem i sądzę, że należy przypominać, jakiej manipulacji dokonał w ciągu wielu już lat funkcjonowania WOŚP Owsiak oraz środowisko, które najbardziej go wspiera.
W przypadku Owsiaka mamy do czynienia z często stosowaną metodą tworzenia iluzji pozapolityczności osoby i przedsięwzięcia, które pozapolityczne wcale nie są. Owsiak nie jest osobą „pozaideologiczną”, stojącą w jakiś sposób poza sporem politycznym. Przeciwnie – jest osobą o bardzo wyrazistych poglądach, które uzewnętrzniają się od czasu do czasu w postaci zapowiedzi „dawania z baśki” tym, którzy ośmielają się badać życiorys Wałęsy, w wypowiedziach na temat Radia Maryja albo w usuwaniu sprzed wejścia na Przystanek Woodstock (podkreślam: z terenu publicznego) wystawy antyaborcyjnej. Jednak dla środowiska, mówiąc ogólnie, „Gazety Wyborczej” jest Owsiak authority of last resort – kimś, po kogo się sięga w nadzwyczajnych sytuacjach. Owsiak jest niezwykle wygodny, ponieważ jego charytatywna działalność pozwala tworzyć wrażenie, iż jest osobą niezaangażowaną politycznie, a więc to, co mówi, mówi niejako z pozycji „pozapolitycznych”. (O stosowaniu tej metody w pierwszym dziesięcioleciu III RP bardzo ciekawie pisał Zdzisław Krasnodębski w eseju „Filozofia III RP, czyli od »antypolityki« do »postpolityczności«” w zbiorze „Rzeczpospolita 1989-2009”, wydanym przez krakowski Ośrodek Myśli Politycznej.) Słuchacze odbierają poglądy Owsiaka nie jako poglądy uczestnika politycznej wojny, ale kogoś spoza nielubianego środowiska polityków, a tym samym nadają im większą wagę. Na tym polega wielkie oszustwo Owsiaka, którego on sam, jak sądzę w pełni świadomie, nie chce wyjaśnić, np. poprzez oficjalne poparcie konkretnej partii politycznej. Wziąwszy to pod uwagę, absolutnie zasadne było umieszczenie w noworocznej szopce przez Marcina Wolskiego m.in. Owsiaka właśnie w loży celebrytów, przyklaskujących oczywiście opcji jedynie słusznej.
WOŚP jest instrumentem utwierdzania tej iluzji. Przy czym trzeba zauważyć, że nastąpiła tu całkowita personalizacja idei: WOŚP to Owsiak, Owsiak to WOŚP. Są i inne organizacje, które posługują się popularnym wizerunkiem swoich twórców (Fundacja Anny Dymnej czy Akogo Ewy Błaszczyk), ale żadna z nich nie jest tak medialnie rozdmuchana, tak kontrowersyjna i żadna nie zmieniła się w sprawnie działający koncern. Tym samym każdy wyskok Owsiaka i każde jego kontrowersyjne stwierdzenie natychmiast może być zbite kontrargumentem: ale on tyle robi dla dzieci.
Czy na pewno? Owsiak zrobił przez te wszystkie lata z WOŚP istny cyrk, którego koszty stają się absurdalne. Godziny telewizyjnych transmisji, przeloty samolotami (tym razem w eskorcie F-16), tysiące ludzi do obsługi koncertów, którzy przecież nie pracują darmo, sprzęt itd. Jaki jest sens ciągnąć imprezę, gdzie co roku trzeba wymyślać nowe fajerwerki, coraz absurdalniejsze i coraz kosztowniejsze, byle zachęcić ludzi do jednorazowego zrywu? Porównanie kosztów i zysków to zwykłe wyliczenie efektywności. Nikt tego dotąd nie zrobił, a w takim wyliczeniu wspominany przez Leskiego Caritas wypadłby pewnie o kilkaset procent lepiej niż WOŚP.
Dlaczego nikt tego nie zrobił? O tym też już swego czasu pisałem: w sprawie WOŚP działa moralny szantaż. Kto krytykuje Owsiakową imprezę, ten widocznie musi nienawidzić małych dzieci, którym Owsiak pomaga. Ten argument jest oczywiście absurdalny, oparty na naciąganym sylogizmie i założeniu, że cel uświęca środki, a przy okazji dowodzący niezdrowego utożsamienia idei z osobą.
W licytacjach WOŚP biorą udział wszystkie liczące się firmy, wydając w ten sposób pieniądze swoich klientów bez pytania ich o pozwolenie, ewentualnie pieniądze państwowe. Nie ma wysokiego urzędnika, który mógłby się wyłamać z obowiązkowego entuzjazmu – w tym cyrku biorą udział i prezydent, i premier. Szantaż moralny odnosi skutek. Kto w entuzjazmie nie bierze udziału, zostaje napiętnowany.
Po raz kolejny warto postawić pytania, które już zadawałem: z jakich to powodów akurat jedna charytatywna impreza, firmowana przez osobę mocno kontrowersyjną, cieszy się bezprecedensowym wsparciem mediów, publicznych i prywatnych? Dlaczego akurat w tym przypadku istnieje niepisany obowiązek entuzjazmowania się i wspierania tej imprezy? Dlaczego F-16, które, jak rozumiem, i tak muszą latać, latają akurat, eskortując Owsiaka, a nie Annę Dymną albo wolontariuszy Caritasu, którzy co roku przed świętami po cichu sprzedają swoje świece?
Medialny i organizacyjny cyrk, jaki towarzyszy WOŚP, dawno już przekroczył granice absurdu i przyzwoitości. Owczy pęd wyłącza myślenie większości ludzi, którzy „dają na Owsiaka”, bo „przecież wszyscy dają”. Wraz z każdą edycją WOŚP uzupełniany jest wizerunkowy kapitał człowieka, który pod pozorami ograniczenia wyłącznie do pracy charytatywnej, przemyca bardzo wyraziste poglądy społeczne i polityczne. Ja tego kapitału podwyższał mu nie będę.
Łukasz Warzecha
Czy zakupy sprżętu medycznego dla szpitali to jest dar dla chorych dzieci, czy dla dziurawego budżetu ochrony zdrowia?
1. Coś pękło, jakies tabu się złamało.
Niektórzy autorzy w internecie (np. Łukasz Warzecha czy Łukasz Foltyn) zaczęli kontestować dogmat o świętości i nieomylności Owsiaka. Muszę przyznać, że zaimponowała mi ich odwaga, bo wyznawcy Owsiaka stanowią potężną siłę, a dla nich zgłoszenie jakichkolwiek wątpliwości co do świętości Owsiaka, uznawane jest za opluwanie ich bóstwa.
2. Skoro zaczęła sie dyskusja nad świętym Jerzym z Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (czy też – jak napisał Warzecha – Świątecznej Przemocy), to i ja zbiorę sie na odwagę i od razu przyznam się do grzechu, jaki noszę w sobie od jedenastu lat.
Otóż w 2001 roku, pod koniec mojej kadencji jako szefa NIK w skrytości mojego ducha zrodziła sie wątpliwość – dlaczego Owsiak zbiera zawsze na zakup sprzętu medycznego? Zawsze na nic innego, tylko na sprzęt…
Przecież sprzęt niezbędny do wszystkich badań, powinno dostarczyć chorym dzieciom państwo, z budżetu, czy z funduszu zdrowia. To jest psi obowiązek państwa, żeby z zebranych podatków i składek zapewniło ludziom opiekę medyczną i zapewniło dla niej odpowiedni sprzęt.
Więc Owsiak zakupując sprzęt medyczny dla szpitali, raczej budżet ratuje, a nie dzieci.
To jest coś podobnego do sytuacji, gdy pewien biznesmen sprawił dobroczynność dzieciom z domu dziecka, bo sfinansował remont dachu, a dzieci mu za to deklamowały wierszyki i wręczały kwiatki. W rzeczywistości nie dzieciom pomógł, tylko staroście, któremu na ten remont brakło kasy.
3. Jak sięgam wstecz, w mroki mojej coraz dłuższej, choć słabnącej pamięci, zwłaszcza tej z NIK-u, to zakupom sprzętu medycznego dla publicznej służby zdrowia zawsze towarzyszyły afery. Raz po raz wychodziły na jaw zakupy dokonywane bez przetargu albo na przetargach przekręconych, zakupy za drogie, zbędne, albo też sprzętu marnej jakości, za który nieraz wielokrotnie przepłacano.
Pamiętam, że jedna z kontroli – rozpoczęta jeszcze za kadencji prezesa NIK Lecha Kaczyńskiego, a przeze mnie kończona – wykazała na przykład zakupy jakiejś wielkiej liczby stolików do badania niemowląt, za które płacono po cztery tysiące złotych, chociaż na rynku były dostępne niemal takie same stoliki innej firmy, kosztujące złotych czterysta.
A inna kontrola natrafiła w szpitalnych piwnicach na stosy nowego sprzętu, zakupionego za ciężkie miliony (wielokrotnie większe od zbieranych przez Owsiaka) i leżącego w nierozpakowanych pudłach, bo albo nie był on potrzebny, albo był (na przykład rezonans magnetyczny!), ale brakowało odpowiednich pomieszczeń, żeby go tam wstawić.
Zakupy sprzętu medycznego to był zawsze w świetle kontroli NIK obszar podwyższonego ryzyka korupcji, a czasem wprost na korupcję wskazujący.
4. Wracając do moich grzesznych myśli – a więc już w 2001 roku przymierzałem się do kontroli NIK, dotyczącej fundacji Owsiaka, ale nie wprost samej fundacji, bo ona jako podmiot prywatny kontroli NIK nie podlega, tylko wspierania jej przez podmioty publiczne.
Chodziłem z tą myślą przez kilka miesięcy, ale nadszedł koniec mojej kadencji w NIK i ostatecznie przeciw świętości Owsiaka zgrzeszyłem tylko myślą i mową, ale już nie uczynkiem.
5. Dziś można by do tej grzesznej myśli wrócić i jednak wystąpić do NIK o taką “okołoowsiakową” kontrolę, w toku której do zbadania i wyjaśnienia byłyby dwie zasadnicze kwestie:
Po pierwsze – jak wykorzystywany jest sprzęt, dostarczony szpitalom przez Owsiaka. Czy ten sprzęt fizycznie dotarł do szpitali, czy jest zainstalowany i wykorzystywany (a może leży w paczkach?), czy jest on odpowiedniej jakości, krótko mówiąc, czy jest z niego publiczny pożytek i jakie są tego pożytku rozmiary? Czy na przykład nie jest tak, że na owsiakowym sprzęcie ktoś prywaciznę sobie robi.
Myślę, że przeciw takiej kontroli sam Owsiak nie powinien protestować, bo powinno mu zależeć na jak najlepszym wykorzystaniu jego darów.
6. Po drugie – to już Owsiaka pewnie mniej ucieszy – jakie są nakłady publicznych instytucji (bo nakłady prywatnych instytucji czy osób nas nie obchodzą) na prowadzenie bądź promocję akcji Owsiaka? Ile na to wydaje telewizja publiczna (podejrzewam, że są to ogromne pieniądze), ile na organizacje festynów Owsiaka z miejskich kas wydają samorządy?
Ile wydała chociażby Kancelaria Prezydenta, eksponująca rozświetlone serce na prezydenckim pałacu (krzyż przeszkadzał, symbol Owsiaka nie przeszkadza).
Chciałbym, żeby te wszystkie publiczne wydatki zostały zliczone i zbilansowane z publicznymi korzyściami, jakich przysparza sprzęt zakupiony przez Owsiaka.
Krótko mówiąc – ile Owsiak dał, a ile wziął, żeby dawać?
Następnie zaś należałoby po księgowemu obliczyć – czy wspieranie akcji Owsiaka z punktu widzenia publicznego interesu jest gospodarne i celowe? Czy przypadkiem nie jest tak, że gdyby zebrać wprost te wszystkie nakłady z publicznej kasy, jakie idą na wspieranie orkiestry Owsiaka, niemożna by za nie kupić znacznie więcej sprzętu medycznego dla dzieci, niż sam Owsiak go nakupił.
7. Mógłbym sam zawnioskować taką kontrolę, ale lepiej, żeby jakaś grupa posłów to zrobiła, w końcu NIK nie Europarlamentowi podlega, tylko Sejmowi.
Jak państwo sądzą – czy warto zarazić posłów tą grzeszną myślą?
Janusz Wojciechowski
Za: Janusz Wojciechowski – oficjalny blog polityczny (07 stycznia 2012)
Dlaczego? Bo nie lubię tego pana i nie ufam mu. Nie lubię go za jego popisy na Przystanku Woodstock, gdzie zachęca w nie wybredny sposób młodzież do rozwiązłości pokrzykując „Róbta co chceta”. Nie lubię go też za to, że wokół jego Orkiestry jest tyle wrzasku i że pieniądze ofiarowane przez dobrych ludzi są liczone i rozdysponowane w nieznany mi sposób.
Tyle o mnie. Przyznam, że miałam dziś trudności w przemykaniu ulicami mojego miasta, aby nie wpaść na wolontariuszy z puszką i serduszkami. Największe ich zgrupowanie odnotowałam w okolicach kościoła. Na Mszę Świętą maszerowali więc obywatele z przyklejonymi czerwonymi serduszkami.
Powiedziałam do znajomej starszej pani, która również była naznaczona serduszkiem, że ja na Owsiaka nie daję. Ona, skądinąd mądra i patriotyczna kobieta, podniosła brwi ze zdziwienia. Dlaczego, zapytała. Bo mu nie ufam, odpowiedziałam.
Usłyszałam wtedy, że jednak on kupuje ten sprzęt medyczny, a nawet jeśli coś skręci dla siebie, to i tak jest korzyść dla biednych dzieci.
Przyznam, że ta argumentacja mnie zniesmaczyła. Dlaczego nasze społeczeństwo z taką lekkością daje przyzwolenie na działania, które nie do końca są uczciwe. Wystarczy ludziom choć drobny pozytywny efekt, aby nie zwracać uwagi na resztę, która jest niejasna i nie rozliczona przez żadne audyty.
Hanna Mierzejewska
Hanna Mierzejewska – poseł PiS. Strona oficjalna: http://hannamierzejewska.pl/
Za: Info-Horyzont (8 stycznia 2012)
KatolikTradycyjny