Śledztwo Na Wysokich Obcasach.pdf

(1287 KB) Pobierz
1
789501532.043.png 789501532.044.png 789501532.045.png 789501532.046.png 789501532.001.png 789501532.002.png 789501532.003.png 789501532.004.png 789501532.005.png 789501532.006.png
Rozdział 1
Spóźniałam się. I nie chodzi mi o spóźnienie, które wzięło się stąd, że za długo układałam
włosy i dlatego teraz tkwiłam w korku. Chodzi o poważniejsze spóźnienie. Takie, przez które przed
oczami przelatywały mi ostrzeżenia z opakowań dureksów o 99 - procentowej skuteczności.
Zaciskając mocno ręce na kierownicy, jechałam czterystapiątką, krzycząc w duchu: dlaczego
ja? Dlaczego właśnie ja? Jestem dziewczyną nowego tysiąclecia. Na lekcjach wychowania
seksualnego w szóstej klasie robiłam staranne notatki. W zamkniętej przegródce torebki noszę
prezerwatywy, tak na wszelki wypadek. I od drugiej klasy liceum, od czasu zupełnie nieudanego
pierwszego razu na tylnym siedzeniu chevroleta rocznik 82, samochodu Todda Hansona, zawsze
byłam wyjątkowo ostrożna. I właśnie mnie spóźniał się okres. Nic dziwnego, że byłam
zdenerwowana.
– Rosalie? - Cisza. - Rosalie, muszę z tobą pogadać. - Cisza. - Przysięgam, że jeśli postanowiłaś
mnie ignorować, więcej się do ciebie nie odezwę.
Przełożyłam komórkę do drugiej ręki, kiedy zmieniałam pas, o mało nie zderzając się z
pickupem z napisem „umyj mnie" na brudnej karoserii, i znów zaczęłam zaklinać automatyczną
sekretarkę mojej najlepszej przyjaciółki.
– Rosalie, proszę, proszę, proszę odbierz! Proszę? - Zamilkłam na moment. Zero reakcji. -
Okay, zdaje się, że naprawdę cię nie ma. Ale proszę, proszę, proszę oddzwoń do mnie, jak tylko
odsłuchasz wiadomość. Czyli jak najszybciej. To naprawdę wyjątkowa sytuacja. Muszę z tobą
natychmiast pogadać!
Podkreśliłam to jeszcze, wciskając klakson, kiedy jakiś łysy facet w kabriolecie wjechał przede
mnie, a potem miał jeszcze czelność pokazać mi środkowy palec. Witajcie w LA. Zamknęłam
telefon, łamiąc przy okazji wymanikiurowany paznokieć, i policzyłam do dziesięciu. Usiłowałam
przypomnieć sobie uspokajające techniki oddychania z zajęć jogi, na które Rosalie zaciągnęła mnie
w zeszłym miesiącu. Niestety, cała moja uwaga była wtedy skupiona na tym, by nie wylądować na
twarzy podczas pozycji „pies z głową w dół", i chyba właśnie zaczynałam się hiperwentylować.
Wjeżdżając na dziesiątkę, zerknęłam na cyfrowy wyświetlacz na desce rozdzielczej i
uświadomiłam sobie, że, o ironio, teraz jestem spóźniona w sensie dosłownym. Spóźniona na
spotkanie z moim chłopakiem, Jacobem Howe'em, z którym umówiłam się na lunch. Zrobił
rezerwację na pierwszą u Gianiego, a była już dwunasta pięćdziesiąt osiem. Zamszowym botkiem
(przez te buty zupełnie wyczyściłam swoją kartę kredytową Macy'ego, ale było warto!) wdepnęłam
2
789501532.007.png 789501532.008.png 789501532.009.png 789501532.010.png 789501532.011.png 789501532.012.png 789501532.013.png 789501532.014.png 789501532.015.png
mocniej pedał gazu, wcześniej sprawdziwszy we wstecznym lusterku, czy w pobliżu nie ma
gliniarzy. Nie żebym jechała za szybko. No może trochę. Ale miałam już dość wrażeń jak na jeden
dzień i nie potrzebowałam jeszcze spotkania z chłopakami z policji stanowej.
Przy okazji szybko skontrolowałam swój wygląd. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę, że zjadały
mnie nerwy. Moje blond włosy nadal były zebrane w twarzowy półkok - parę kosmyków uwolniło
się, ale nieład jest w modzie, prawda? Wyciągnęłam błyszczyk Raspberry Perfection i przejechałam
nim po ustach, ignorując faceta za mną. Hej, jeśli w kryzysowej sytuacji dziewczyna nie może
poprawić sobie humoru błyszczykiem, to co jej pozostaje?
Z dumą muszę powiedzieć, że jeszcze tylko dwa razy zatrąbiono na mnie, zanim w końcu
wjechałam małym czerwonym dżipem (dzisiaj, ze względu na włosy, z postawionym dachem) na
wielopoziomowy parking na rogu Siódmej i Grand. Założyłam blokadę na kierownicę,
przygotowując się, by ruszyć truchtem przez dwie przecznice do kancelarii mojego chłopaka, gdzie
miałam się z nim spotkać... zerknęłam na zegarek - cholera! Dwanaście minut temu.
Cóż, spójrzmy na to z innej strony: pewnie kiedy mu powiem, że spóźnia mi się okres,
natychmiast zapomni, że się spóźniłam. Szczerze obawiałam się tej rozmowy. Wyobrażałam ją
sobie mniej więcej tak: „Cześć Jacob, przykro mi, że się spóźniłam. A tak przy okazji, możliwe, że
noszę twoje dziecko". Tu rozlega się dźwięk jak z kreskówki, kiedy Jacob rzuca się do ucieczki i
wpada na drzwi. Ech. Nie ma dobrego sposobu na obwieszczenie takiej nowiny. Spotykaliśmy się
dopiero od paru miesięcy. Nie doszliśmy jeszcze nawet do etapu wspólnego kupowania drobiazgów
do jego mieszkania i nagle musimy odbyć taką rozmowę? Idąc, poprawiłam ramiączko stanika.
Wsunęłam je z powrotem pod top, starając się wyglądać jak kobieta, która ma wszystko pod
kontrolą, a nie jak desperatka, która usiłuje sobie przypomnieć, w reklamie jakiego testu ciążowego
zachwalali, że wynik można odczytać natychmiast na cyfrowym wyświetlaczu.
Dokładnie czternaście minut po czasie weszłam do kancelarii Dewey, Cheatem i Howe (Dewey,
Chwatem & Howe - nazwa fikcyjnej kancelarii prawniczej, wykorzystywana w gagach i wątkach
komediowych, pochodząca od słów „Do we cheat'em? And how!", którą w wolnym tłumaczeniu
można przełożyć jako „naciągacze" (przyp. red.). Tak naprawdę, kancelaria nazywała się
Donaldson, Chesterton i Howe, ale nie mogłam się oprzeć, by ich nie przezywać. Biorąc pod uwagę,
jakich klientów reprezentowali (ludzi w kreacjach Chanel i roleksach), przezwisko pasowało jak
ulał, niczym importowana rękawiczka z cielęcej skórki. Za drzwiami z matowego szkła podłoga była
wyłożona brązowo - czerwoną wykładziną, która tłumiła moje kroki, kiedy szłam w stronę
stanowiska recepcjonistki. Wielki, owalny pulpit z ciemnego drewna znajdował się w głębi
przestronnego pomieszczenia, a po obu jego stronach ciągnął się rząd drzwi z matowego szkła
prowadzących do sal konferencyjnych i gabinetów. Docierały stamtąd stłumione odgłosy stukania
w klawiaturę i rozmów, wycenianych na czterysta dolarów za godzinę.
– W czym mogę pomóc? - zapytała Barbie za biurkiem.
3
789501532.016.png 789501532.017.png 789501532.018.png 789501532.019.png 789501532.020.png 789501532.021.png 789501532.022.png 789501532.023.png 789501532.024.png
Jessica. Czy, jak lubiłam ją nazywać, Miss Plastik. Jessica co miesiąc wydawała dwie trzecie
swojej pensji na rozmaite zabiegi kosmetyczne. W tym tygodniu napompowała sobie usta
kolagenem a la Angelina Jolie. W zeszłym miesiącu powiększyła sobie piersi, oczywiście do
rozmiaru podwójne D. Jej tlenione blond włosy jak zwykle były natapirowane, co dodawało jej pięć
centymetrów wzrostu, choć i bez tego była irytująco wysoka - miała prawie metr siedemdziesiąt. Ja
sama jestem drobną osobą. Kiedy mam dobry dzień dociągam do stu pięćdziesięciu sześciu
centymetrów. Z powodu wymogów odnośnie do minimalnego wzrostu nie kwalifikuję się do
połowy kolejek w Six Flags (Six Flags - amerykańska sieć parków rozrywki (przyp. tłum.)).
– Przyszłam zobaczyć się z Jacobem - poinformowałam Miss Plastik.
– Czy jest pani umówiona z panem Howe'em? - Jessica zamrugała niewinnie niebieskimi
oczami (z trudnością - to przez lifting brwi, któremu poddała się dwa miesiące temu), ale ja
wiedziałam, w co gra.
Jej jedyną rozrywką w recepcji Dewey, Cheatem and Howe jest decydowanie o dostępie do
świętych gabinetów znajdujących się za drzwiami z matowego szkła. Spojrzałam na nią, mrużąc
oczy.
– Tak, tak się składa, że jestem z nim umówiona.
– Pani godność?
Starałam się nie przewrócić oczami. Spotykałam się tu z Jacobem w każde piątkowe
popołudnie od pięciu miesięcy. Dobrze wiedziała, kim jestem, a sądząc po uśmiechu czającym się w
kącikach jej ust a la Angelina, znakomicie się przy tym bawiła.
– Bella Swan. Jestem jego dziewczyną. Byliśmy umówieni na lunch.
– Przykro mi, panno Swan, ale będzie pani musiała zaczekać. Pan Howe ma właśnie spotkanie
w sali konferencyjnej.
– Czemu nie powiedziałaś mi tego od razu? - wymamrotałam, sadowiąc się na jednym z
jasnych skórzanych foteli w wydzielonej z recepcji poczekalni.
Jessica nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się ironicznie (jej nowe, wydęte usta sprawiały,
że wyglądało to jak grymas Elvisa) i, jak przypuszczam, otworzyła sobie w komputerze pasjansa,
udając, że jest zajęta.
Wzięłam ze stolika egzemplarz „Cosmo" i zaczęłam przerzucać strony pełne zdjęć
designerskich ciuchów, na myśl o których ciekła mi ślinka, ale na które nigdy nie będzie mnie stać.
Ani się w nie nie zmieszczę, jeśli rzeczywiście jestem w ciąży. Boże. Co za przygnębiająca myśl. Po,
jak mi się wydawało, całej wieczności słuchania, jak akrylowe paznokcie Jessici stukają w
klawiaturę, do recepcji wszedł Jacob.
Pomimo niepokoju, jaki wzbierał w moim żołądku, nie mogłam nie westchnąć na jego widok.
Jacob miał ponad sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, był szczupły i umięśniony. Był
4
789501532.025.png 789501532.026.png 789501532.027.png 789501532.028.png 789501532.029.png 789501532.030.png 789501532.031.png 789501532.032.png 789501532.033.png
zapalonym biegaczem, w wolnym czasie brał udział we wszystkich biegach na cele charytatywne.
Dystrofia mięśniowa, autyzm, w kwietniu pobiegł nawet w imprezie na rzecz walki z rakiem piersi.
Kiedy zaczęliśmy się spotykać, próbował mnie namówić, żebym z nim pobiegła. Chociaż raz.
Dla mnie wystarczającym treningiem wytrzymałościowym jest przepychanie się przez tłum w
Nordstromie podczas odbywającej się dwa razy do roku megawyprzedaży. Biegi to zupełnie nie
moja bajka. Poza tym uważam, że jeśli obcasy są dostatecznie wysokie, wystarczy przejść dwie
przecznice od mojego mieszkania do Starbucks na rogu, żeby spalić prawie tyle samo kalorii, co
podczas biegu, mam rację?
Dzisiaj jasne włosy Jacoba były nienagannie ułożone za pomocą żelu w swobodną falę a la
młody Robert Redford. Miał na sobie ciemnoszary garnitur, białą koszulę i gustowny krawat w
kolorowe wzorki. Wyglądał jak totalne ciacho i z trudem zwalczyłam pokusę, by rzucić się w jego
objęcia i wylać wszystkie swoje troski na jego okryte wełnianą marynarką ramię. Jacobowi
towarzyszył jakiś facet.
Obaj panowie byli całkowicie pochłonięci rozmową. Nie słyszałam, o czym mówili, ale
cokolwiek to było, sprawiło, że jasne brwi Jacoba ściągnęły się z niepokojem. Rozmówca Jacoba był
ubrany w znoszone lewisy wytarte wzdłuż nogawek i na siedzeniu, czarny dopasowany T - shirt i
granatową marynarkę. Miał szerokie ramiona i w ogóle był napakowany, przez co przypominał
zawodowego boksera. Jedną brew przecinała biała blizna, wyraźnie odcinająca się na tle jego
ciemnej karnacji. Miał ciemne włosy, ciemne oczy i ogólnie wygląd typka, u którego można znaleźć
więzienne tatuaże. Miałam nadzieję, że Jacob nie poszerzał swojej działalności o bronienie
kryminalistów. Poczekałam, aż uścisną sobie dłonie na pożegnanie. Dopiero kiedy facet wyszedł,
podeszłam do Jacoba.
– Cześć, skarbie - powiedziałam, wspinając się na palce, żeby pocałować go w policzek.
– Cześć. - Nadal patrzył za podejrzanym nieznajomym i wyglądał na kompletnie
nieprzytomnego, zupełnie jakbym przeszkodziła mu w oglądaniu meczu.
– Kto to był?
– Nikt.
To, że w dalszym ciągu spoglądał za Panem Nikt, kazało mi podejrzewać, że to nie do końca
prawda. Miałam jednak ważniejsze rzeczy na głowie niż rozmyślanie o najnowszym kliencie
Richarda. Na przykład to, że spóźniał mi się okres.
– Co to za spóźnienie?
– Co? - Obróciłam się gwałtownie, a żołądek zacisnął mi się w węzeł. Boże, czy to możliwe,
żeby się domyślił?
Spojrzałam nerwowo na swój brzuch, chociaż było mało prawdopodobne, że wybrzuszył się w
ciągu ostatnich trzydziestu sekund.
– Mieliśmy zarezerwowany stolik na pierwszą.
5
789501532.034.png 789501532.035.png 789501532.036.png 789501532.037.png 789501532.038.png 789501532.039.png 789501532.040.png 789501532.041.png 789501532.042.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin