GALICYJSKOŚĆ TO SZACUNEK DLA WŁASNYCH KORZENI.pdf

(119 KB) Pobierz
GALICYJSKOŚĆ TO SZACUNEK DLA WŁASNYCH KORZENI
GALICYJSKOŚĆ TO SZACUNEK DLA WŁASNYCH
KORZENI
Autor: Jarosław Krawczyk, Tomasz Bohun
Mapa austriackiego kraju koronnego Galicji i Lodomerii z 1914 roku
O Galicji i Tarnowie z prof. Andrzejem Chwalbą, historykiem z Uniwersytetu
Jagiellońskiego, rozmawiają Jarosław Krawczyk i Tomasz Bohun
Tarnów to jedno z najwazniejszych miast Galicji. Galicja zaś, mimo, że od epoki
zaborów mineło dziesieć lat, jest wciąż obecna w języku, pamięci i mentalności
ludzi. Porozmawiajmy wiec o galicyjskości - nie tylko w perspektywie Krakowa i
Lwowa.
Andrzej Chwalba: Łatwiej to dostrzec poza Krakowem, w Brzesku, w Przemyślu i
choćby w Tarnowie, że galicyjskość jest to i prowincjonalność, i pewna odmienność, i
trochę zaściankowość, ale i poczucie dumy z odrębności. Mieszkańcy tych dwóch
południowych województw, małopolskiego i podkarpackiego, a i kawałka aktualnego
śląskiego, mają silne poczucie wspólnotowości. Granica Wisły wciąż jest wyraźna, a
tereny leżące między Wisłą i łukiem Karpat mają poczucie więzi wynikające z tego, że
kiedyś łączył je dwór Habsburgów. Zadziwiające, że w żadnym innym zaborze nie ma
takiego poczucia jedności, nie jest ono tak silne jak w Galicji. Przyczyn można by
upatrywać w braku powstań, bo poza 1809 i 1846 rokiem powstań antyaustriackich tu nie
było. Nawet w pierwszej połowie wieku XIX, kiedy w Galicji obowiązywała polityka
Metternichowska, germanizacja połączona z centralizacją, wypychanie polskich
urzędników i dyskryminacja gospodarcza, nastroje antyaustriackie nie były silne. Co
ciekawe, ta galicyjskość jest dziś obecna również na Ukrainie, może nawet silniej niż w
Polsce, bo przekłada się na pomysły polityczne stworzenia Ukrainy federacyjnej.
Zachodnia Ukraina wraz z Bukowiną i Rusią Zakarpacką miałaby stanowić odrębny
region w dużym państwie ukraińskim. Niektórzy Ukraińcy manifestują, że jest im dzisiaj
bliżej do Polski, Węgier i Słowacji niż do Kijowa albo Charkowa. Jak widać, poczucie
galicyjskości okazuje się czasem mocniejsze niż poczucie narodowe.
O Polakach chyba tego powiedzieć nie można? Poczucie polskości zdecydowanie
przeważa...
1
515658.001.png
A.Ch.: Tu zaznacza się coś innego, co nie ma nic wspólnego z poczuciem narodowym,
tylko z manifestacją odrębności w ramach wielkiej Polski czy wielkiej Ukrainy,
manifestacją obrony swojego prawa do życia „pod innym słońcem”. Dla mieszkańców
tych terenów „inne słońce” to bardzo silne tradycje i więzi rodzinne, wynikające z tego, że
mobilność mieszkańców Galicji – poza migracjami zarobkowymi, głównie do Ameryki –
była niewielka. Jeśli migrowano, to w ramach Galicji. Wielu z tych, którzy wyjechali do
odległych krajów, chętnie wracało. Galicja to również silny Kościół, tradycje religijne i
niezwykła intensywność życia religijnego. Kościół trydencki mocno tu okrzepł, dlatego że
panowie austriaccy wspierali tę formułę kato-licyzmu, nacechowaną lojalizmem wobec
władzy. Do dziś możemy obserwować wyjątkowość i odmienność religijności dawnej
Galicji. Obowiązują tu często formy dziewiętnastowieczne – wyraźny podział na
mężczyzn i kobiety, klęczenie przez trzy czwarte nabożeństwa. Nabożeństwa są długie,
trwają niekiedy półtorej, dwie godziny, a ludzie to szanują i nie protestują. Kościoły są
pełne jak nigdzie w Europie. To fenomen europejski. Pozycja kapłanów też zawsze była
wysoka: często są w sejmikach wojewódzkich, w radach. Kościół wypełnia tu pozytywną
rolę, której często nie wypełnia państwo, bo jest za słabe, skorumpowane albo niemądre.
Galicyjskość wciąż żyje. Przywiązanie do wspólnych tradycji manifestuje się również w
nazwach różnych instytucji. Znam galicyjskie towarzystwo sportowe, galicyjskie
czasopismo, kwartalnik wychodzący w Przemyślu, zespoły folklorystyczne, istnieje
wydawnictwo Galicja, są też galicyjskie restauracje i kawiarnie. Jest więc pewna moda,
by podkreślać swoją galicyjskość. Podobnie jest w Tarnowie.
Powiedział pan, że ludzi spaja pamięć o tym, iż byli ongiś pod jednym
panowaniem. Ale Kongresówka też przez długi czas była pod berłem rosyjskich
Romanowów, a nie wytworzyła się tam tak silna tożsamość regionalna.
A.Ch.: Polityka carska w Królestwie była zupełnie inna. Sądzę, że istotny wpływ na
postawy wobec zaborcy miały powstania. Do 1830 roku relacje między polskim
społeczeństwem czy polskimi elitami a dworem w Petersburgu były jak najlepsze. W
końcu pieśń Boże, coś Polskę... chwaliła kochanego króla Aleksandra. Nawet w Galicji,
gdy chłopi wysyłali supliki, to z prośbą o pomoc zwracali się nie do Wiednia, tylko do
króla Aleksandra. Przed wybuchem powstania listopadowego nastroje się zmieniły i w
Kongresówce nie udało się wytworzyć takiej wspólnoty. Ale nie była to tylko kwestia
stosunku do władzy. Galicja miała bardzo silne samorządy lokalne. Zgodnie z prawem
austriackim kraje koronne, w tym Galicja, otrzymały samorządy. Tego nie było w zaborze
rosyjskim, co widać do dziś. Ludzie mogli się uczyć życia obywatelskiego i budować od
podstaw konstrukcję „architektury obywatelskiej”. Mieli własne lokalne władze.
Oczywiście nie zawsze to dobrze wychodziło, były przypadki korupcji, nadużyć. Ale
wychodziło coraz lepiej. Istotny wpływ na aktywność ludzi mają wybory, stają się
czynnikiem ją dopełniającym, rozwijającym, mobilizującym. A w Galicji wybierano nie
tylko władze lokalne, ale także przedstawicieli do Sejmu Krajowego i parlamentu
wiedeńskiego. To było jedno z pierwszych doświadczeń w skali Europy, gdzie samorząd
był wówczas czymś nowym.
2
I tutaj Galicja nie była spóźniona. Po odzyskaniu niepodległości implantacja samorządów
w dawnym Królestwie Polskim była bardzo trudna, bo ludzie nie byli do tego
przygotowani. Galicja miała przewagę, gdyż jej mieszkańcy umieli już w pełni korzystać z
tego narzędzia i na jego podstawie budować wspólnotę. Później, w okresie komunizmu,
również tę wspólnotowość zachowali, w dużej mierze dzięki Kościołowi. Samorządy plus
Kościół stworzyły tu infrastrukturę obywatelską. Dobrą robotę wykonał – dzięki temu, że
były warunki polityczne – ruch ludowy, m.in. z okolic Tarnowa.
Myśli pan o księdzu Stanisławie Stojałowskim?
A.Ch.: Ksiądz Stojałowski, choć miał problemy z Kościołem, został wyklęty, tę wieś
poruszył. Czasopisma „Pszczółka” i „Wieniec” to była wielka, fantastyczna praca w sferze
aktywności chrześcijańsko-społecznej. Od środka, czyli od wspólnot wiejskich,
budowano tożsamość i podmiotowość ludzi. I to była konstrukcja na tyle silna, że
przetrwała rozmaite wichry wojenne. I to też jest galicyjskość. Dlatego ludzie tak to sobie
cenią i tego bronią, aczkolwiek z perspektywy Warszawy może to wyglądać na zaścianek
i peryferie.
Mówi pan, że władza Habsburgów przynajmniej po części to społeczeństwo
obywatelskie wykreowała. A przecież na początku epoki zaborów rządy austriackie
były dla Polaków dolegliwe. Ich moc represyjna była porównywalna z praktykami
caratu.
A.Ch.: Tego bym nie porównywał, ponieważ to są różne epoki. Państwo z 1800 i 1870
roku to dwa różne organizmy, które dysponują innymi narzędziami przemocy i represji.
Zwróćmy uwagę, że Rosja staje się krajem represyjnym wtedy, gdy przeprowadza daleko
idące reformy ustrojowe, gdy się unowocześnia. Reformy stwarzają możliwości większej
kontroli nad ludźmi. Oczywiście system austriacki był represyjny, ale tak naprawdę był
groźny tylko dla środowisk elitarnych, mieszkańców dużych miast, ludzi wykształconych,
oświeconych. To ich gnębiła cenzura, koncesjonowanie wydawnictw, kontrola
korespondencji. Zatem pod szczególnym nadzorem były środowiska niebezpieczne z
punktu widzenia władzy. Natomiast środowiska wiejskie znajdowały się daleko od
ośrodków władzy, miały swoich panów, którymi wcale nie byli Austriacy. Sądy są takie
same jak za czasów Rzeczypospolitej. Urzędnikami są często polscy szlachcice, którzy
założyli austriackie mundury. Chłop mógł przeżyć całe życie i austriackiego urzędnika
poza swoim panem nie widział. Podręcznikowe opowieści, słuszne skądinąd, że system
jest policyjny, że są kazamaty, że inwigilują, prześladują, to nie był jego świat, to nie było
jego doświadczenie. Chłop co najwyżej był wcielany do wojska, co nierzadko odbierał
pozytywnie. Ci, którzy wracali z armii, najczęściej byli zadowoleni, bo czegoś się
dowiedzieli, nauczyli i byli traktowani we wsi jak osoby z lepszego świata. To oni
przynosili wiadomości o Najjaśniejszym Panu i upowszechniali wizerunek dobrego,
przyjaznego monarchy. Dla większości mieszkańców Galicji represyjność zaborczego
państwa nie była więc dotkliwa lub jej nie dostrzegali.
3
Rzeź galicyjska z 1846 roku była więc odwetem na szlachcie, którą chłopi
postrzegali jako swego ciemiężyciela...
A.Ch.: Centrum tych tragicznych wydarzeń było pod Tarnowem. Wypadki te miały też
miejsce w okolicach Rzeszowa, Brzeska, w kierunku Nowego Sącza, ale również w
kierunku Dąbrowy Tarnowskiej aż po Wisłę. Było także ognisko pod Samborem. Los
chłopów w Królestwie Polskim nie był chyba lepszy niż tych w Galicji. Ale w zaborze
austriackim od reform józefińskich czy późniejszych, z lat dziewięćdziesiątych XVIII
wieku, chłopi mogli dochodzić swych praw przed sądami – wprawdzie tu i ówdzie
zasiadali w nich panowie, ale byli także urzędnicy cesarscy przysłani z zewnątrz, którzy
niejednokrotnie na złość panom stawali po stronie chłopów – gdy uważali, że są
dyskryminowani, pańszczyzna jest zbyt duża, a szarwarki zbyt wysokie. Możemy mówić
o niewielkiej elicie chłopskiej w Galicji, która liczyła raptem kilkadziesiąt osób, ale
dochodziła swego. Wśród nich wyróżniała się rodzina Szelów. Opłacali doradców,
prawników, którzy pisali im dokumenty i prowadzili sprawy. Koszty pokrywała cała wieś,
wspólnota. To nie były sprawy konkretnych chłopów, ale procesy całej wspólnoty wiejskiej
o lepsze prawa. Właściciele ziemscy patrzyli na to z niechęcią. Szlachta galicyjska nie
została dotknięta ożywczym powiewem reform Sejmu Czteroletniego i polskiego
oświecenia. To była szlachta sarmacka, głęboko przekonana, że chłop jest niewolnikiem.
Zaczynem ruchów na wsi po 1830 roku są polscy demokraci. Galicja w tej romantycznej
epoce staje się centrum konspiracji przeciwko tyranom, walki o prawa ludu. Powstaje
wiele organizacji. Rewolucjoniści prowadzą agitację w terenie, przebierają się, wędrują
od wsi do wsi, starają się nawiązać kontakt z ludźmi i choć są przyjmowani nieufnie,
zdarza im się znaleźć słuchaczy. Demokraci byli szczególnie aktywni w okolicach
Tarnowa, gdzie działało Stowarzyszenie Ludu Polskiego i Konfederacja Powszechna
Narodu Polskiego. Niektórzy spośród nich uważali, że zanim rozpocznie się zbrojna
walka o niepodległość Polski, trzeba wyrżnąć szlachtę. Podburzali zatem nastroje,
wskazując, że wrogiem jest szlachcic, i wciągali chłopów do spisków. Wiemy, że w
niektórych spiskach jedną trzecią stanowili chłopi – a więc był pewien odzew. W latach
trzydziestych i czterdziestych XIX wieku wieś kipiała,. Znamy przypadki skrytobójczych
zamachów, podpaleń, mordowania straży leśnej czy oficjalistów, pobicia karbowych. Pod
Dąbrową Tarnowską np. było tak, że strażnicy leśni chodzili we dwójkę, w trójkę, bo się
bali. W latach trzydziestych, czterdziestych XIX wieku wieś już kipiała, a jej nienawiść
skupiała się na urzędnikach dworskich. W latach trzydziestych podpalono dwór w Dobrej
koło Limanowej, a w czasie rabacji pana i jego rodzinę cięto piłą. Do dziś ludzie to
pamiętają. Nie chcą o tym rozmawiać, ale wiedzą, że taka sytuacja miała miejsce. Co
więcej, usprawiedliwiają Szelę, uważają, że miał sporo racji. Tradycje rabacji przetrwały
też w Radłowie koło Tarnowa, skąd pochodzi prof. Franciszek Ziejka, były rektor
Uniwersytetu Jagiellońskiego, który poświęcił temu problemowi dwie książki i liczne
studia. Istniały więc zasadnicze przyczyny rabacji, aczkolwiek buntujący się chłopi
otrzymali pewne wsparcie ze strony Austriaków. Niemniej nie demonizowałbym ich
udziału w wydarzeniach 1846 roku, nie mamy dowodów źródłowych na to, że Austriacy
wcześniej nad tym pracowali. Dopiero gdy się dowiedzieli, że w lutym 1846 roku
4
szlachcice próbują zorganizować przeciwko nim powstanie, postanowili wykorzystać do
jego stłumienia buntujących się przeciwko szlachcie chłopów.
Kto wpadł na pomysł dokonania rzezi galicyjskiej?
A.Ch.: Tego dokładnie nie wiemy. Prawdopodobnie starosta tarnowski, bo w tych
okolicach było najgoręcej, kazał zachęcać chłopów do rozprawy z panami. Wysłał
umyślnych, którzy rozpuszczali pogłoski, że panowie zbroją się przeciwko cesarzowi, i
apelował do chłopów o pomoc. Były też pomysły, żeby płacić za doprowadzenie do
więzienia pobitych powstańców. Ale później przestraszono się ruchu chłopskiego,
widząc, co się dzieje. Nastąpiła pacyfikacja: Szelę internowano, a potem przesiedlono,
zbuntowanych chłopów aresztowano i na powrót przymuszono do pańszczyzny,
remontowania płotów, chodzenia z listami. Ulgi były niewielkie – chłopi mogli np. pisać
skargi na panów bezpośrednio do cyrkułu. Austriacy nie chcieli, by powstało wrażenie, że
nagradzają zbrodnię, bunt, zamach na własność prywatną. Konserwatywni Austriacy to
przecież nie francuscy jakobini. Kiedy więc rozważamy problem tzw. austriackiej
manipulacji, musimy pamiętać, że to nie jest rok 2006, kiedy państwo dysponuje armią
urzędników i tajnych współpracowników. Starostwo w 1846 roku to było kilkunastu
urzędników. Nie bez znaczenia były trudności komunikacyjne, niełatwo było, zwłaszcza
zimą, przedostać się ze wsi do wsi i agitować. Nadto chłopi byli bardzo nieufni wobec
jakiejkolwiek agitacji. Zatem rabacja wynikała głównie z naszych wewnętrznych
uwarunkowań, z niedojrzałości szlachty, niezrozumienia przez nią konieczności przemian
społecznych. W 1848 roku demokrata Wiktor Heltman, żeby uprzedzić gubernatora
Stadiona, który przynaglał rząd austriacki do szybkiego zniesienia pańszczyzny, wezwał
szlachtę Galicji, aby przekazała chłopom ziemię, którą uprawiają, i zwolniła ich z
pańszczyzny. Ilu go posłuchało? Dwóch! Podobne wezwania o dobrowolną rezygnację z
pańszczyzny kierował do właścicieli ziemskich ks. Adam Czartoryski, również
bezskutecznie.
Zabrakło wielkiej lekcji oświecenia...
A.Ch.: To była zapyziała sarmacka szlachta, silnie powiązana towarzysko,
anachroniczna, posiadająca tradycyjne wyobrażenia. Tutaj nie dotarła idea legionowa,
nie było Księstwa Warszawskiego. Zabrakło impulsów, żeby szlachta zaczęła inaczej
myśleć. Owszem, zdarzało się, że ten i ów zwalniał w swoich włościach chłopów z
pańszczyzny, np. w związku z Konstytucją 3 maja marszałek Sejmu Czteroletniego
Stanisław Małachowski. Ale to były gesty pojedynczych panów. Typowy był raczej konflikt
pana z chłopami i poczucie, że na bunt trzeba odpowiedzieć represjami. A bunt
stopniowo się wzmagał. Sądzę, że gdyby nie to, nie byłoby w Galicji tak mocnego ruchu
ludowego.
W polskiej pamięci pozostały dwa symbole chłopskiego oporu, jakże różne. Z
jednej strony klasyczny polski „opornik”, czyli Michał Drzymała, z drugiej zaś
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin