Zabójstwo Na Wysokich Obcasach.pdf
(
1461 KB
)
Pobierz
Rozdział 1
Są dwie rzeczy, których nienawidzę bardziej od tego, kiedy do mnie strzelają. Po pierwsze:
sandały Birkenstock, jedyne buty, o których mogę z dumą powiedzieć, że nie ja je zaprojektowałam.
I po drugie: brzuszki, regularna tortura, do której zmuszała mnie właśnie na podłodze Sunset Gym
moja najlepsza przyjaciółka Rosalie.
– Dalej, jeszcze dwa, dasz radę!
Stęknęłam i, wysyłając mojej osobistej cheerleaderce nienawistne spojrzenie, podniosłam się z
trudem do siadu.
1
– Już - przerwa na dyszenie - nie - przerwa na dyszenie - mogę.
Moje mięśnie brzucha zaczęły drżeć i czułam nieatrakcyjną kroplę potu, spływającą od włosów
do podbródka.
– Dalej, Bello. Wiem, że stad cię jeszcze na dwa. Pomyśl, jak super będziesz wyglądać latem w
bikini.
– Kupię sobie kostium jednoczęściowy - mruknęłam.
– Pomyśl jak wspaniale będziesz się czuła ze świadomością, że zrobiłaś coś dobrego dla
swojego ciała.
Uniosłam brew, rzucając mojej przyjaciółce kpiące spojrzenie.
– Okej, w takim razie, wyobraź sobie - powiedziała Rosalie w nagłym przebłysku geniuszu. -
Wyobraź sobie, jak bardzo będzie pragnął cię Cullen, kiedy zobaczy twój szałowy brzuszek.
Takiej motywacji potrzebowałam. Sapiąc i zaciskając zęby, jeszcze raz podźwignęłam się do
pozycji siedzącej.
– Brawo! Wiedziałam, że ci się uda!
Rosalie wstała i odtańczyła w moim imieniu taniec zwycięstwa. Moja najlepsza przyjaciółka -
metr siedemdziesiąt wzrostu, rozmiar 36, miseczka podwójne D, rudoblond włosy - instruktorka
aerobiku oraz aspirująca aktorka, ma ciało, o którym można pisać rockowe piosenki. Nie muszę
dodawać, że w jednej chwili głowy wszystkich facetów w siłowni odwróciły się w naszą stronę.
– Dzięki - rzuciłam. - Tego mi było trzeba.
– Nie ma sprawy. Od czego są przyjaciółki?
– Ale chyba zdajesz sobie sprawę, że złamałaś Przysięgę.
Rosalie przygryzła wargę, przybierając skruszoną minę.
– Ups.
Przysięga była obietnicą, którą wymogłam na moich przyjaciołach i rodzinie: mieli nigdy
więcej nie wypowiadać w mojej obecności nazwiska „Cullen". Zeszłego lata, detektyw Edward
Cullen, czy jak ochrzciła go Rosalie, Pan Roztapiacz Majtek, zjawił się w moim mieszkaniu z
kieszenią pełną prezerwatyw. Pocałował mnie. Ja pocałowałam jego. Ciuchy poleciały na podłogę.
Byliśmy już tylko jeden stanik push-up i bawełniane majtki od łóżka... kiedy zabrzęczał jego pager.
Pożegnał mnie cmoknięciem w czoło i obiecał zadzwonić następnego dnia. Obiecanki cacanki. Dwa
tygodnie później, zostawił na mojej automatycznej sekretarce wiadomość.
– „Sorry, byłem zajęty. Mam masę pracy. Muszę lecieć. Odezwę się później". - Od tamtej pory
cisza.
Faceci. Właściwie nie wiem, czego się spodziewałam. Edward Cullen jest gliniarzem z dużą
spluwą, dużym tatuażem i dużym... cóż, powiem po prostu, że tamtego wieczoru jego gatki
pozostawiły niewiele dla wyobraźni. Nie powinnam więc być zaskoczona, że nie okazał się idealnym
2
materiałem na chłopaka. Muszę jednak przyznać, że i tak był lepszy od mojego ostatniego faceta,
który skończył za kratkami, po tym jak dopuścił się defraudacji.
Ja to mam szczęście do mężczyzn.
– Sorry - powiedziała Rosalie - ale musiałaś dokończyć serię. Skarbie, naprawdę nieźle sobie
radzisz.
Owszem, nie szło mi najgorzej. Kiedy Ten, Którego Imienia Nie Wspominamy, zniknął bez
śladu w lipcu, zrobiłam to, co zrobiłaby każda normalna, racjonalna, samotna kobieta, całkowicie
zignorowana przez obiekt swoich uczuć. Wpadłam w ciąg foodowy. Mówię wam, to było prawdziwe
szaleństwo. Cheetosy, pizza, markizy, lody czekoladowo-bananowe Chunky Monkey (spożywane
całymi wiaderkami) oraz ciastka, we wszystkich rozmiarach, kształtach oraz smakach. W końcu
interweniowała Rosalie, zwracając mi uwagę na to, że jeśli wkrótce z tym nie skończę, to: a) do
końca życia będę miała na palcach tłuste plamy od sera, b) nie zmieszczę się w moją ulubioną małą
czarną od Nicole Miller, i c) zostanę oficjalną członkinią Klubu Żałosnych Przegranych i
Nieudaczników.
Miała rację. Moja mała czarna jest bądź co bądź dopasowana. Dlatego nie protestowałam (a w
każdym razie, nie bardzo) kiedy zaciągnęła mnie na siłownię i zmusiła do poddania się
współczesnemu odpowiednikowi średniowiecznych tortur. Brzuszkom. Opadłam na niebieską
matę, dysząc ciężko.
– Proszę, powiedz mi, że to już koniec?
Rosalie (która, nawiasem mówiąc, nie uroniła nawet kropli potu, choć ćwiczyłyśmy już niemal
godzinę) oparła dłonie na biodrach.
– Ale jeszcze nie popracowałyśmy nad twoimi pośladkami.
– Czy jeśli obiecam, że zjem na kolację sałatę, będę mogła olać pośladki? - zapytałam błagalnie,
choć w rzeczywistości marzyłam o sałacie w charakterze dodatku do bułki z sezamem i wielkiego
hamburgera.
Rosalie ściągnęła lekko jasne brwi. Ale ponieważ była dobrą przyjaciółką (a ja ciągle dyszałam
jak doberman), wyraziła zgodę.
– Okej. Ale chcę cię tu widzieć z powrotem w sobotę, gotową do skłonów i przysiadów.
– Tak jest, pani kapitan.
Zdjęta litością, Rosalie pomogła mi wstać. Zawlekłam swój spocony tyłek do szatni.
– Masz jakieś ciekawe plany na wieczór? - zapytała Rosalie.
Biorąc pod uwagę, że był piątek, a moją największą piątkową atrakcją od miesięcy były randki
z króliczkiem na baterie, odpowiedź była oczywista.
– Nie. A co?
– O piątej mam zajęcia pilatesu, ale potem wybieram się na zakupy. Masz ochotę się
przyłączyć?
3
A czy rybka lubi pływać?
– Jasne.
Dwadzieścia minut później zatrzymałam swojego czerwonego dżipa pod moim mieszkankiem
w Santa Monica. Położone zaledwie dwie przecznice od plaży, jest moim własnym, małym
kawałkiem nieba. A właściwie nie małym, tylko maciupeńkim. Składany futon, stół kreślarski i trzy
tuziny par butów całkowicie wypełniają jego powierzchnię. Weszłam do środka i choć z szafki
wabiła mnie otwarta paczka chipsów, oparłam się pokusie, w zamian otwierając puszkę
dietetycznej coli i odsłuchując wiadomości na sekretarce. Pierwsza była z wypożyczalni filmów.
– „Jest już zamówiony przez panią drugi sezon Seksu w wielkim mieście - poinformował mnie
znudzony głos nastolatki. - Ale wynika, że zalega pani z oddaniem Pretty Woman, Kiedy Harry
poznał Sally i... - Urwała i zachichotała, maskując to kaszlem - ...Joanie Loves Cha-chi, całej serii".
Oto do czego doprowadziło mnie życie bez faceta. Skasowałam wiadomość. Odsłuchałam
kolejną.
– „Witam, Felix Dunn z L.A. Informer. Robimy nowy materiał o historii, w którą była pani
zamieszana zeszłego lata. Chciałbym się z panią umówić, żeby zadać kilka pytań odnośnie..
Bip. Skasowane. Od czasu rozdmuchanej przez media sprawy aresztowania mojego byłego
chłopaka, Jacoba, który był także podejrzany o morderstwo, co i rusz dzwonili do mnie
dziennikarze. Owszem, przyznaję, że miał miejsce pewien incydent z pilnikiem, w którym brałam
udział ja, wzgardzona, psychopatyczna kochanka, jej przebity implant piersi oraz obcas szpilki
zatopiony w czyjejś żyle, i że to, jakimś cudem, zawładnęło wyobraźnią mediów. Od tamtej pory ze
trzy razy byłam na okładce „In-formera". Dwa razy moja głowa była przytwierdzona do ciała
pewnej aktoreczki z horrorów, raz wystąpiłam jako narzeczona Wielkiej Stopy. Hmm... Może to
dlatego Cullen nie dzwonił. Odsłuchałam następną wiadomość.
– „Cześć skarbie, tu mama. Phil w końcu odebrał nasze zdjęcia z Hawajów! Musisz przyjechać i
je obejrzeć. Są bajeczne! Zadzwoń do mnie!"
Mama niedawno wróciła z przedłużonego miesiąca miodowego na Hawajach z mężem numer
dwa, Philem, czy, jak lubię go nazywać, Podrabianym Tatusiem. Mój prawdziwy ojciec nawiał do
Las Vegas z tancerką o imieniu Cheri, kiedy miałam zaledwie trzy latka. Moje jedyne wspomnienie
dotyczące Prawdziwego Tatusia, to mocno owłosiona ręka, machająca na pożegnanie z okna el
camino rocznik 1974. Nie muszę dodawać, że Podrabiany Tatuś i ja od razu się zaprzyjaźniliśmy.
(W czym, oczywiście pomógł fakt, że Phil jest właścicielem jednego z najbardziej ekskluzywnych
salonów piękności w Beverly Hills i zapewnił mi nieograniczony dostęp do darmowego manikiuru).
Rozległo się kliknięcie i automatyczny głos oznajmił, że nie ma więcej wiadomości.
Westchnęłam. Nie dzwonił Cullen. Nie dzwonił Brad Pitt. Ani żaden przystojny nieznajomy, który
zobaczył mnie w kolejce w Starbucks i namierzył przez Internet. Nienawidzę piątkowych
4
wieczorów. Dopiłam dietetyczną colę i wskoczyłam pod prysznic, aby zmyć pot z moich obolałych
kończyn.
Wciągnęłam dżinsy, błyszczący różowy top z wiązaniem, ozdobiony małymi srebrnymi
cekinami, i nowiutkie, absolutnie odjazdowe szpileczki Ferragamo. To przez nie znowu byłam na
minusie, ale te pięć centymetrów, o które dzięki nim urosłam (nie mam nawet metra
sześćdziesięciu) było tego absolutnie warte. Jeszcze trochę pianki na włosy, krótkie suszenie i
byłam gotowa.
Rosalie podjechała po mnie swoim jasnobrązowym saturnem i wyjechałyśmy na Dziesiątkę.
Nie były to godziny szczytu, ale i tak było dość samochodów, by o zmierzchu droga rozświetliła się
niczym choinka. Kiedy zjechałyśmy na lewy pas, na ogonie siadł nam niebieski dodge neon. Jechał
niemal przyklejony do naszego zderzaka całą drogę do Czterysta Piątej. Spojrzałam na
szybkościomierz. Pędziłyśmy prawie sto trzydzieści na godzinę. Takie rzeczy zdarzają się tylko w
L.A. Odwróciłam się, żeby rzucić okiem na kierowcę dodge'a, ale zobaczyłam tylko oślepiające
światło jego reflektorów.
Dałam mu ręką rozpoznawalny przez każdego znak, żeby się odczepił. Pół godziny, dwóch
lubieżnych kierowców ciężarówek i jeden wypadek później, dotarłyśmy do celu naszej wyprawy —
sklepu o nazwie Broo i Amunicja na Sepulveda Boulevard.
– Eee, co my tu robimy?
– Przyjechałyśmy na zakupy - odparła Rosalie.
– Nie o takich zakupach myślałam. - Spojrzałam na okratowane okna, plakaty NRA2 na
drzwiach i bezdomnego, który właśnie sikał na ścianę ceglanego budynku. - Jesteś pewna, że nie
chcesz pojechać do Macy's?
– Potrzebny mi gnat.
Rosalie pokręciła głową.
–„Gnat"? Wydaje ci się, że jesteś Clintem Eastwoodem, czy co?
W zeszłym tygodniu, Emmett powiedział na zajęciach, że powinniśmy pomyśleć o jakiejś
ochronie. Po moim „otarciu się o śmierć" zeszłego lata, jak nazywała to moja skłonna do
dramatyzowania przyjaciółka, Rosalie natychmiast zapisała się na zajęcia z samoobrony pt. „Kurs
przetrwania w wielkomiejskiej dżungli". Instruktor prowadzący kurs, Emmett, wyglądał jak
połączenie Rambo z Niesamowitym Hulkiem. Rozumiem, że taki Rico mógł potrzebować „gnata".
Ale wizja Rosalie dzierżącej śmiercionośną broń była dość przerażająca.
– Czy ty w ogóle umiesz strzelać?
– Owszem. - Rosalie uśmiechnęła się z dumą. - Emmett daje mi prywatne lekcje.
Zważywszy na osobliwą tendencję Rosalie do wybierania sobie facetów nienadających się do
stałego związku, mogłam sobie tylko wyobrazić, jak wyglądały prywatne lekcje udzielane jej przez
Rico.
5
Plik z chomika:
martulla91
Inne pliki z tego folderu:
Zabójstwo Na Wysokich Obcasach.pdf
(1461 KB)
Zabójstwo Na Wysokich Obcasach.rtf
(4513 KB)
Inne foldery tego chomika:
1. ♥Śledztwo Na Wysokich Obcasach♥
3. ♥Kłamstwa Na Wysokich Obcasach♥
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin