ks. dr Dariusz Oko, 21.06.2007
Wielki dar i zadanie wakacjiW tym tygodniu jest koniec roku szkolnego. W następną niedzielę wszystkie dzieci i młodzież będą na wakacjach, a wielu spośród nas na urlopach. Otrzymujemy kolejny wielki dar – dar wolnego czasu, odpoczynku. Dar, który – jak wszystko w naszym życiu – ma podwójne oblicze: pozytywne i negatywne. To wielka szansa odpoczynku i rozwoju, ale też pewne zagrożenie. Bo właśnie w czasie wakacji zdarza się najwięcej wypadków fizycznych i upadków duchowych. Podczas podróży i kąpieli ginie więcej ludzi niż zwykle. W nastroju wakacyjnego rozluźnienia pozwalamy sobie też nieraz na czyny, których normalnie nigdy nie dopuścilibyśmy się w ciągu roku pracy, w swoim środowisku, w rodzinie, szkole. W ten sposób dochodzi nieraz do katastrof fizycznych i duchowych, których tragiczne konsekwencje można odczuwać przez całe życie. Poza tym niemalże zawsze w miejscowościach turystycznych obniża się poziom życia moralnego i religijnego. Nie tylko dlatego, że bogatsi ludzie mogą pokładać zbyt duże nadzieje w bogactwie, ale też dlatego, że miejscowi widząc zbyt rozluźniony styl życia wczasowiczów, mogą się nim zarażać, przyjmować za normę w ciągu całego roku. Na wakacjach niesiemy odpowiedzialność nie tylko za nas samych, ale także ludzi, którzy nas obsługują. Nasze zachowanie buduje czy niszczy ich wiarę? Im większy dar, tym większej dyscypliny się domaga. Jeżeli w czasie wakacji przychodzą na nas szczególnie wielkie pokusy, pomyślmy, że to może być podobna sytuacja jak Adama i Ewy w ogrodzie Eden. Oni otrzymali wszystkie drzewa do dyspozycji – zakazane było tylko jedno. Nie dlatego, żeby Bóg był złośliwy, ale wiedział, że to im nie wyjdzie na dobre. Wszystko mogli czynić, mieli tylko jeden zakaz i właśnie go złamali – na swoje nieszczęście. To jest także obraz nas, współczesnych. Pomyślmy, z ilu to drzew wolno nam spożywać owoce, ile Bóg nam dał – przecież ostatecznie wszystko jest Jego darem. Całe to życie, każda jego godzina i minuta, każda komórka ciała i każde uderzenie serca, każda radość, każda przyjaźń i miłość, rodzina i małżeństwo, praca i odpoczynek, wiara i Kościół, ciało i duch, zdrowie i bezpieczeństwo, kultura i nauka, szkoła i dom, czas wolny i pieniądze na wakacje... Z tych wszystkich drzew możemy spożywać – czy musimy sięgnąć jeszcze po to jedno i drugie, których nam wyraźnie zakazał, choćby poprzez Dziesięć przykazań i osąd sumienia? Możemy, ale na naszą zgubę, to nam nie wyjdzie na dobre, to są zatrute owoce. Starajmy się też ten czas wykorzystać jak najlepiej, podobnie jak staramy się wykorzystać czas pracy i nauki. Tutaj mogą ścierać się dwie koncepcje, dwa fundamentalne nastawienia. Niektórzy ludzie starają się jak najwięcej pracować, a jak najmniej odpoczywać. Wyznają zasadę: pracy – ile tylko możliwe, odpoczynku – tylko tyle, ile konieczne. Inni natomiast na odwrót – starają się jak najwięcej odpoczywać, a jak najmniej pracować. Wyznają zasadę: minimum pracy, maksimum odpoczynku. Szczególnie ta druga koncepcja staje się popularna wśród dzieci ludzi zamożnych, które mają wszystko, mogą wszystko robić, wszędzie się uczyć, wszędzie pracować, tak wiele osiągnąć. Zamiast wykorzystywać te dary, nieraz obracają je tylko na konsumpcję. Nie myślą: „jak mogę uczynić więcej dobra, więcej pracować, bardziej poświęcić się dla innych?”, ale: „jaki jeszcze większy i bardziej luksusowy samochód mogę sobie kupić?”, „w jakiej najdroższej restauracji jeszcze nie byłem?”, „do jakiego egzotycznego kraju jeszcze nie pojechałem?”, „jakiej przyjemności, nawet najbardziej zakazanej i wynaturzonej, spróbować?”. Jest taka grupa złotej, bananowej, bogatej młodzieży, która tylko konsumuje, która nic z siebie nie daje, tylko chłonie jak gąbka. Pasożyty. Droga śmierci. Nie jesteśmy tutaj, na ziemi po to przede wszystkim, żeby zażywać maksimum przyjemności, rozkoszy. Jesteśmy po to, żeby uczynić maksimum dobra. A dobro czynimy przede wszystkim przez pracę. To jest największe przykazanie chrześcijaństwa – mamy miłować z całego serca i ze wszystkich sił. Mamy jak najwięcej dawać z siebie innym. A tym więcej mamy do dania, im więcej pracujemy, bo wtedy tym więcej „mamy w głowie”, tym więcej w rękach, tym więcej w portfelu. Tym bardziej mamy czym się dzielić, dać z siebie. Właśnie droga maksymalnej pracy i minimalnego odpoczynku jest drogą chrześcijaństwa, jest drogą przykazań. Także w czasie wakacji jesteśmy odpowiedzialni za każdą minutę naszego życia i z każdej zdamy sprawę. Także w czasie wakacji nie wolno nam tracić życia.
Jeden z wielkich krakowskich profesorów filozofii XX wieku, ksiądz Aleksander Usowicz CM (1912-2002) z zakonu Księży Misjonarzy w ogóle nie potrzebował urlopu. Kiedy raz przełożeni wysłali go, niejako pod przymusem, na wakacje, spędził je w seminarium gorzowskim na porządkowaniu biblioteki. Już więcej na urlop go więc nie wysyłano. A on ciągle pracował – przede wszystkim nauczając filozofii, a kiedy trzeba było pomóc w budowie seminarium, nosił cegły, mieszał cement. I dożył 90 lat, w dobrej formie intelektualnej. Podobnie jeden z dwóch największych teologów naszych czasów – Karl Rahner SJ (1904-1984) – zwykle już na drugi, trzeci dzień urlopu stawał się nerwowy, musiał wracać do swego biurka. Jako odpoczynek wystarczał mu przelot z przyjaciółmi awionetką nad Alpami. Drugi z nich: Hans Urs Von Balthasar (1905-1988) w czasie urlopu redagował pisma mistyczki Adrianny von Spayer. Cały rok pisał swoje książki, a w wakacje poprawiał książki innych. I też im to nie zaszkodziło – Rahner w świetnej formie dożył 80 lat, a Balthasar – 83. Do końca byli intelektualnie sprawni: pisali książki, prowadzili wykłady, uczestniczyli w sympozjach. Ich życie wydało wspaniałe owoce. W księgarniach poszczególni współcześni teologowie mają zwykle przeznaczone dla swoich książek jedynie pół półki, najwyżej jedną. Natomiast zarówno dla Rahnera, jak i Balthasara trzeba rezerwować cały regał, całą szafę – bo tyle napisali, tyle stworzyli tak świetnie wykorzystując czas. Ponieważ tak wiele pracowali, tak wielu milionom pomogli mądrzej wierzyć. Ich przykład inspiruje do zastanowienia się, czy rzeczywiście potrzebuję tyle odpoczynku, ile przywykłem mieć. Nie powinienem odpoczywać ani trochę mniej niż potrzebuję, bo wtedy praca staje się nieefektywna, staję się przemęczony, drażliwy, łatwo może dojść do pomyłki lub wypadku. W sumie nie lepiej, ale gorzej wykorzystuję czas. Ale też nie powinienem odpoczywać ani trochę dłużej, niż potrzebuję, bo wtedy czas marnuję. Każdy jest inny, każdy ma inne możliwości i potrzeby, dlatego każdy sam musi ustalić, jakie jest jego minimum odpoczynku i maksimum pracy – na drodze myślenia i eksperymentu. Tutaj trzeba po prostu raz i drugi dopuścić do przemęczenia, trzeba spróbować przekroczyć swoje granice – żeby wiedzieć, gdzie są. Czysto teoretycznie tego się nie ustali. Tylko doświadczenie pokazuje, kiedy jest za dużo, a kiedy za mało odpoczynku, tylko ono pozwala znaleźć złotą ścieżkę na grani pomiędzy przepaściami lenistwa i pracoholizmu. Tym łatwiej i dłużej można pracować, im bardziej kochamy naszą pracę, im bardziej rozumiemy jej sens. Najbardziej męczy praca, której nie rozumiemy, nie chcemy, która zdaje się być bezsensowną. Jeszcze bardziej niż sama praca, męczą złe relacje pomiędzy ludźmi w miejscu pracy.
Odpoczynek to nie jest brak działania, to nie jest zamrożenie, uśpienie ducha lub ciała. Wtedy właśnie najłatwiej o wypadek i upadek – kiedy rozum, wola i uczucia stają się senne. Odpoczynek to inne, przytomne działanie. Jeżeli cały rok czy tydzień pracujemy głównie umysłowo, to naszym odpoczynkiem będzie raczej ruch, praca fizyczna, sport. Wtedy, jeżeli np. pracujemy na działce, jest to naturalne, to jest nasz relaks – innych nie powinno to gorszyć. Ale również odwrotnie – jeżeli pracujemy fizycznie, jeżeli budujemy drogi, mosty, pieczemy chleb, uprawiamy rolę, to w niedzielę nasz wypoczynek powinien mieć bardziej intelektualny czy duchowy charakter, nie powinniśmy też gorszyć się, że inni relaksują się dzięki wysiłkowi fizycznemu – potrzebują tego.
Ten czas wykorzystajmy na to, czego nam szczególnie może brakuje w czasie roku, na budowanie tego, co najważniejsze – relacji ludzkich, osobowych, wspólnoty miłości, przyjaźni – w małżeństwie, w rodzinie. Właśnie wtedy powinniśmy szczególnie cieszyć się, że możemy być tygodniami razem, z dziećmi, z żoną, z mężem, z rodzicami. Możemy razem podejmować wielkie zadania, podróże – to najcenniejsze dni roku. I miejmy też czas dla Boga. Wakacje nigdy nie mogą być urlopem od Niego. To byłoby samobójcze. W ciągu roku narzekamy nieraz, że mamy za mało czasu na modlitwę – teraz nie powinno go zabraknąć. Jeżeli jesteśmy zagranicą daleko od kościoła katolickiego, możemy spokojnie iść na mszę prawosławną, to w istocie taka sama msza jak nasza, możemy przystąpić do Komunii Świętej. Jeżeli są blisko tylko kościoły protestanckie – ich nabożeństwa nam mszy nie zastąpią. Wtedy warto pojechać nawet dalej, żeby znaleźć kościół katolicki – to też forma zwiedzania. Okażmy Bogu wdzięczność, przecież ten przepiękny urlop jest również Jego darem, te 168 godzin w tygodniu są Jego darem. Jeżeli nie znajdujemy nawet jednej godziny, żeby Mu podziękować, jest to po prostu czarna niewdzięczność. Bóg sobie bez nas poradzi, ale my bez Niego – nie bardzo. Można też pięknie odpoczywać blisko, w Polsce. Tutaj zawsze znajdziemy kościół najdalej w odległości kilku kilometrów. Można wielbić Boga będąc nad Bałtykiem, kiedy na przykład spacerujemy jego brzegiem, podziwiając ogrom wody, nieba, lądu, słońce nad nami jako znak Najwyższego. Taki spacer może być właściwie wielogodzinną modlitwą, wielkim hymnem uwielbienia na cześć Boga, który to wszystko stworzył. Jakże piękny musi być Stwórca takiego piękna. Podobnie w górach, nad jeziorami, ale też całkiem blisko domu – nad stawem, w lesie. O ile nasze wakacje, nasze urlopy będą odpowiedzialne, mądre, przemyślane, o ile będą czasem budowania wspólnoty z rodziną, z przyjaciółmi i przede wszystkim z Bogiem, to nie wrócimy po nich mniejsi, poranieni. Nie – wrócimy więksi, naprawdę autentycznie wypoczęci, gotowi do nowego roku pracy, do podjęcia nowych, wspaniałych zadań.
REKOLEKCJE_KAZANIA_KONFERENCJE__MP3