Schody aniołów.doc

(1681 KB) Pobierz
MICHAEL CONNELLY

MICHAEL CONNELLY

 

SCHODY ANIOŁÓW

 

Dla McCalebJane Connely

Słowa dziwnie dźwięczały w jego ustach, jakby wypowiadał je ktoś inny. Bosch nie

poznawał własnego głosu, w którym brzmiało obce mu napięcie. Zwykłe "halo"

wyszeptane do telefonu było pełne nadziei, niemal desperacji. Jednak nie

podpowiedział mu gtos, którego oczekiwał. - Detektyw Bosch? Przez chwilę czuł

się jak głupiec. Zastanawiał się, czy rozmówca zauważył załamywanie się jego

głosu. - Tu porucznik Michael Tulin. Czy mówię z detektywem Boschem? Nazwisko

nic mu nie mówiło i chwilowy niepokój o brzmienie głosu został momentalnie

wyparty przez dużo paskudniej-szą obawę. - Tu Bosch. O co chodzi? Co się dzieje?

- Proszę zaczekać, chce z panem rozmawiać zastępca komendanta Irving. - O co...

Rozmówca wyłączył się i w słuchawce zapadła cisza. Bosch przypomniał sobie

Tulina - to adiutant Iryinga. Stał i czekał. Rozejrzał się po kuchni; jedynie w

piecyku paliło się słabe światełko. Jedną ręką mocno przycisnął słuchawkę do

ucha, drugą odruchowo przyłożył do brzucha. Popatrzył na cyfry wyświetlacza

zegara wbudowanego w mikrofalówkę. Była niemal druga, sprawdzał godzinę zaledwie

pięć minut temu. Tak się nie robi, pomyślał, czekając. Nie przez telefon.

Przychodzą do twoich drzwi. Mówią ci to, patrząc w oczy. W końcu po drugiej

stronie odezwał się Irving. - Detektyw Bosch? - Gdzie ona jest? Co się stało?

Bosch przeczekał kolejną chwilę nieznośnej ciszy z zamkniętymi oczami.

- Co proszę? - Proszę mi po prostu powiedzieć, co się z nią stało. To znaczy...

czy ona żyje? - Przepraszam, detektywie, nie bardzo wiem, o czym pan mówi.

Dzwonię, bo muszę zebrać pański zespół najszybciej, jak to możliwe. Potrzebni mi

jesteście do zadania specjalnego. Bosch otworzył oczy. Popatrzył przez kuchenne

okno na mroczny wąwóz biegnący poniżej domu. Powiódł wzrokiem wzdłuż zbocza

wzgórza w dół, na szosę, a potem z powrotem w górę, w stronę jaskrawych świateł

Hollywood widocznych przez wcięcie Przełęczy Cahuenga. Zastanawiał się, czy

każde z nich oznacza osobę bezsennie oczekującą na kogoś, kto nie miał się

zjawić. Widział własne odbicie w szybie. Wyglądał na zmęczonego. Nawet w tym

ciemnym szkle dostrzegał głębokie sińce pod oczami. - Mam dla pana zadanie -

powtórzył Irving niecierpliwie. - Czy jest pan zdolny do pracy, czy też... -

Mogę pracować. Musiałem tylko zebrać myśli. - No cóż, przepraszam, jeśli

obudziłem. Ale powinien pan być do tego przyzwyczajony. - Tak, nie ma sprawy.

Bosch nie przyznał się, że telefon wcale go nie obudził, że snuł się po domu,

czekając. - No to do roboty, detektywie. Na miejscu będzie kawa. - Na jakim

miejscu? - Pogadamy, kiedy się pan tam znajdzie. Nie chcę zwlekać już ani chwili

dłużej. Proszę zebrać swój zespół. Niech się stawią na Grand Street, pomiędzy

Trzecią i Czwartą. Przy górnej stacji Angels Flight*. Wie pan, gdzie to jest? -

Bunker Hill? Ja nie... - Otrzyma pan wyjaśnienia, kiedy pan dotrze na miejsce.

Proszę mnie tam odszukać. Jeśli będę na dole, proszę do mnie zjechać i z nikim

przedtem nie rozmawiać. - A co z porucznik Billets? Powinna... - Powiadomimy ją

o tym, co się dzieje. Tracimy tylko czas. To nie jest prośba. To rozkaz. Proszę

zebrać swoich ludzi i udać się tam. Czy wyrażam się wystarczająco jasno? - Tak

jest. - Zatem czekam. - Schody Aniołów, najkrótsza na świecie (ok. 100 m toru)

kolej szynowo-linowa prowadząca ze starego centrum Los Angeles na szczyt wzgórza

Bunker Hill, gdzie znajduje się obecnie centrum finansowe i muzeum (przyp.

dum.). Irving odłożył słuchawkę. Bosch jeszcze przez chwilę stał ze słuchawką

przy uchu, zastanawiając się, co się dzieje. Angels Flight to krótka, stroma

kolejka przewożąca ludzi na szczyt Bunker Hill, znajdująca się w centrum -

daleko poza granicami rewiru wydziału zabójstw Hollywood. Jeśli Irving miał przy

stacji Angels Flight nieboszczyka, śledztwo powinien prowadzić wydział

centralny. Jeśli tamtejsi detektywi nie mogli się nim zająć z powodu nadmiaru

spraw albo kłopotów kadrowych, czy też jeżeli rzecz zostałaby uznana za zbyt

poważną lub konieczne byłoby niedopuszczenie do niej mediów, przekazana

zostałaby specom - wydziałowi rabunków i zabójstw. Zaangażowanie w sprawę

zastępcy komendanta policji, i to w sobotę przed świtem, sugerowało tę drugą

możliwość, więc jego telefon wzywający Boscha wraz z zespołem, zamiast facetów z

Rabunków i Zabójstw, był zagadką. Cokolwiek Irving miał tam, przy Angels Flight,

ściąganie właśnie jego nie miało sensu. Bosch jeszcze raz spojrzał w ciemny

kanion, opuścił rękę ze słuchawką i się rozłączył. Żałował, że nie ma

papierosów, ale skoro tej nocy udało mu się jeszcze nie zapalić, nie zamierzał

się teraz złamać. Odwrócił się i oparł na blacie. Popatrzył na trzymany w dłoni

telefon, włączył go i wdusił przycisk pamięci, pod którym miał numer apartamentu

Kizmin Rider. Po rozmowie z nią zadzwoni do Jerry'ego Edgara. Bosch czuł

ogarniającą go ulgę, której jednak nie chciał się poddawać. Nie wiedział

jeszcze, co czeka na niego pod Angels Flight, lecz niewątpliwie odwróci to jego

uwagę od Eleanor Wish. Po dwóch sygnałach usłyszał czujny głos Rider. - Kiz, tu

Harry - powiedział - mamy robotę.

-2- Bosch zgodził się spotkać z dwojgiem swoich partnerów na posterunku wydziału

Hollywood, żeby wziąć tam samochody i pojechać do Angels Flight w centrum.

Zjeżdżając ze wzgórza, złapał na odbiorniku swojego jeepa stację KFWB i

wysłucha} najświeższych wiadomości o śledztwie w sprawie morder-, stwa

popełnionego przy zabytkowej kolejce szynowo-linowej. Znajdujący się na miejscu

zbrodni reporter poinformował, że w jednym z wagoników znaleziono dwa ciała oraz

że w akcji uczestniczy kilku członków zespołu z Rabunków i Zabójstw. Oznajmił

również, że nie dysponuje pełniejszą informacją, ponieważ policja odgrodziła

żółtą taśmą niezwykle duży teren, uniemożliwiając mu przyjrzenie się wszystkiemu

z bliska. Na posterunku Bosch podzielił się swoją skąpą wiedzą z Edgarem i

Rider, w czasie gdy brali trzy radiowozy z parkingu. - Wygląda więc na to, że

będziemy nędznymi pomagierami RiZ - podsumował Edgar, okazując swoje

rozdrażnienie z powodu wyrwania go ze snu, a przecież groziło mu spędzenie

całego weekendu na odwalaniu najgorszej roboty za ważniaków z RiZ. - Nasz pot,

ich sława. A w ten weekend nawet nie mieliśmy być pod telefonem. Dlaczego Irving

nie wezwał cholernego zespołu Rice'a, skoro już potrzebował kogoś z Hollywood?

Edgar miał sporo racji. Zespół pierwszy - Bosch, Edgar i Rider - miał w grafiku

ten weekend wolny. Gdyby Irving przestrzegał prawidłowej procedury wezwań,

zadzwoniłby do Terry'ego Rice'a dowodzącego zespołem trzecim, który znajdował

się na początku listy rotacyjnej. Jednak Bosch już się połapał, iż reguły

zostały nagięte, zwłaszcza że zastępca komendanta zadzwonił od razu do niego,

jeszcze przed porozumieniem się z jego bezpośrednią przełożoną, porucznik Grace

Billets. - No cóż, Jerry - powiedział Bosch, od dawna przyzwyczajony do narzekań

partnera - za chwilę będziesz miał okazję osobiście wypytać zastępcę komendanta.

10 - Pewnie, zrobię tak i przez następne dziesięć lat będę narażał dupę w

Harbor. Pieprzyć to. - Hej, oddział Harbor to łatwa robótka - odezwała się

Rider, żeby nieco się podręczyć z Edgarem. Wiedziała, że jej partner mieszka w

Valley, dlatego takie przeniesienie oznaczałoby paskudne dojazdy, półtorej

godziny w jedną stronę -najczystszą definicję terapii autostradowej, stosowanej

przez szefostwo jako sposób karania malkontentów i kłopotliwych gliniarzy. - Oni

tam mają tylko sześć, siedem zabójstw rocznie. - Miła rzecz, ale ja to pieprzę.

- Dobra, dobra - wtrącił się Bosch. - Po prostu ruszajmy, a martwić się będziemy

później. Nie pogubcie się. Bosch podjechał Bulwarem Hollywood do 101, potem

niemal pustą autostradą dotarł do centrum. W połowie drogi zerknął w lusterko

wsteczne, partnerzy podążali za nim. Nawet w ciemności łatwo wyłapał ich

spomiędzy innych samochodów. Nienawidził tych nowych pojazdów. Pomalowane były

na czar-no-biało i wyglądały dokładnie jak radiowozy patrolowe, tylko że nie

miały kogutów na dachu. To poprzedni komendant wpadł na pomysł, żeby zastąpić

radiowozami niczym się niewy-różniające pojazdy przeznaczone dla detektywów.

Zwykłe oszustwo mające na celu dotrzymanie obietnicy zwiększenia liczebności

policjantów na ulicach. Taka zamiana miała przekonać społeczeństwo, że na ulicy

znajduje się więcej patroli. Również w publicznych wypowiedziach dla różnych

grup społecznych doliczał detektywów używających radiowozów i z dumą oświadczał,

że zwiększył liczbę policjantów na mieście o ładnych parę setek. Tymczasem

śledczy usiłujący wykonywać swoją robotę poruszali się niczym ruchome cele.

Wielokrotnie Bosch wraz z zespołem próbowali dostarczyć nakaz aresztowania albo

w czasie śledztwa gdzieś się dostać niepostrzeżenie i byli natychmiast zdradzani

przez samochody. Głupi i niebezpieczny pomysł, ale takie rozporządzenie

komendanta obowiązywało we wszystkich komisariatach, chociaż jego autor nie

został mianowany na następną pięcioletnią kadencję. Bosch, podobnie jak wielu

detektywów z wydziału, miał nadzieję, że nowy komendant wkrótce każe z powrotem

zmienić samochody na niczym się niewyróżniające. Na razie zaprzestał jeżdżenia

przydzielonym mu autem z pracy do domu. To było miłe; ale nie zamierzał stawiać

przed własnym mieszkaniem pojazdu tak jednoznacznie zdradzającego jego zawód.

Nie w Los Angeles. Nigdy nie wiadomo, jakie zagrożenie mógłby zwabić do jego

drzwi.

Dotarli na Grand Street o drugiej czterdzieści pięć. Zatrzymawszy się, Bosch

zauważył nienormalnie dużą liczbę policyjnych samochodów zaparkowanych przy

krawężniku California Plaża. Zobaczył taśmę odgraniczającą miejsce zbrodni, van

ko-ronera, kilka wozów patrolowych i kilka sedanów detektywów - nie radiowozów,

ale zwyczajnych pojazdów nadal używanych przez facetów z RiZ. Czekając na Rider

i Edgara, otworzył teczkę, wyjął telefon komórkowy i zadzwonił do domu. Po

piątym dzwonku odezwała się sekretarka automatyczna i usłyszał własny głos

proszący o zostawienie wiadomości. Już miał zerwać połączenie, jednak postanowił

nagrać parę słów. - Eleanor, to ja. Zostałem wezwany... ale zadzwoń na mój pager

albo na komórkę, kiedy wrócisz, żebym wiedział, że z tobą wszystko w porządku...

W porządku, tak. Pa - och, teraz jest druga czterdzieści pięć. Sobota rano. Pa.

Edgar i Rider podeszli do samochodu. Odłożył telefon i wysiadł, zabierając ze

sobą teczkę. Edgar, najwyższy spośród nich trojga, przytrzymał uniesioną żółtą

taśmę ogradzającą miejsce zbrodni. Przeszli pod nią, podali swoje nazwiska i

numery odznak umundurowanemu funkcjonariuszowi sporządzającemu listę osób

obecnych na miejscu przestępstwa i ruszyli na drugą stronę California Plaża.

Plac znajdował się w centrum zabudowy Bunker Hill. Był to kamienny dziedziniec

utworzony przez zbiegające się ściany dwóch licowanych marmurem wieżowców

biurowych, apartamentowiec i Muzeum Sztuki Współczesnej. Pośrodku w lśniącym

basenie znajdowała się wielka fontanna. Co prawda o tej porze pompy i światła

nie działały, dlatego powierzchnia wody była czarna i gładka. Za fontanną

widniała odtworzona w stylu beaux arts górna stacja i maszynownia Angels Flight.

To właśnie koło tej niewielkiej budowli kręciła się większość policjantów, jakby

na coś czekając. Bosch rozglądał się za błyszczącą, wygoloną czaszką Irvina

Irroiga, zastępcy komendanta, ale nie wypatrzył go. Całą trójką przeszli przez

zgromadzony tłumek i zbliżyli się do pojedynczego wagonika stojącego na szczycie

toru. Po drodze Harry rozpoznał wielu detektywów z wydziału ra- ., bunków i

zabójstw. Pracował z nimi lata temu, kiedy należał do elitarnego oddziału. Kilku

skinęło mu głową albo powitało go po imieniu. Bosch zobaczył Francisa SheeKana,

swojego niegdysiejszego partnera, który stał z boku i paHI papierosa. Odłączył

się od zespołu i podszedł do niego. - Erankie - odezwał się. - Co się dzieje? -

Harry, co ty tu robisz?

12 - Wezwano mnie. Irving nas ściągnął. - Cholera. Przykro mi, partnerze, nie

życzyłbym tego najgorszemu wrogowi. - Dlaczego, o co chodzi... - Lepiej najpierw

pogadaj z szefem. Trzyma wszystko pod wielkim kloszem. Bosch zawahał się.

Sheehan wyglądał na wyczerpanego, ale nie widzieli się od miesięcy. Nie miał

pojęcia, dlaczego ani kiedy pod jego smutnymi jak u basseta oczami pojawiły się

głębokie cienie. Na moment przypomniał sobie widziane wcześniej odbicie własnej

twarzy. - Dobrze się czujesz, Francis? - Nigdy nie czułem się lepiej. - Okay,

pogadamy później. Bosch dołączył do partnerów, którzy stali koło wagonika. Edgar

wskazał lekko głową na lewo od swojego szefa. - Hej, Harry, widziałeś? - spytał

cicho. - Tam są Sustain Chastain i jego banda. Co te kutasy tu robią? Bosch

odwrócił się i zobaczył grupkę ludzi z wydziału spraw wewnętrznych. - Nie mam

pojęcia - mruknął. Spojrzenia Chastaina i Boscha spotkały się na moment. Harry

nie podtrzymał kontaktu. Szkoda energii na denerwowanie się samym widokiem

faceta z Wewnętrznego. Zamiast tego skoncentrował się na ogarnięciu całej

sytuacji. Rozpierała go ciekawość. Liczba bysiów z RiZ kręcących się po okolicy,

gogusie z Wewnętrznego, zastępca komendanta - musiał zorientować się, o co tu

chodzi. Mając tuż za plecami Edgara i Rider, Bosch przecisnął się do wagonika.

Wewnątrz poustawiano przenośne reflektorki, jasno było jak w salonie, dwóch

techników robiło swoje. Dzięki temu Bosch zorientował się, że przybył tu dość

późno. Technicy nie zabierali się do pracy, dopóki współpracownicy koro-nera nie

skończyli swojej roboty - oficjalne uznanie zgonu ofiar, obfotografowanie ciał,

zbadanie ran, poszukiwanie broni i identyfikacja. Bosch podszedł do tylnej

części pochyłego wagonika i zajrzał do środka przez otwarte drzwi. Technicy

pracowali nad dwoma ciałami. Na jednym ze środkowych siedzeń leżała kobieta.

Miała na sobie szare legginsy i białą koszulkę bawełnianą sięgającą do ud. Na

jej piersi, w miejscu wlotu pocisku, wykwitła duża plama krwi. Głowę miała

odrzuconą w tył, na parapet okna. Czarnowłosa, o ciemnej cerze, niewątpliwie

pochodziła gdzieś zza południowej granicy. Na siedzeniu obok

niej znajdowała się plastikowa torba pełna różnych przedmiotów, których nie

umiał rozpoznać. Wystawała z niej złożona gazeta. Na stopniach blisko tylnych

drzwi wagonika, twarzą do dołu leżały zwłoki czarnoskórego mężczyzny w szarym

garniturze. Z miejsca, gdzie stał, Bosch nie mógł dostrzec twarzy, widział też

tylko jedną ranę - przestrzelinę na prawej dłoni. Wiedział, że w raporcie z

autopsji zostanie ona później opisana jako "obronna". Mężczyzna zasłonił się

dłonią, gdy bezskutecznie próbował zatrzymać pocisk. Bosch widział takie rany

wielokrotnie i zawsze myślał wtedy o dramatycznych gestach, jakie ludzie robią,

kiedy nadchodzi koniec. Próba zasłonienia się dłonią przed kulą należała do

najbardziej desperackich. Pomimo że technicy kręcili się w polu widzenia, mógł

sięgnąć wzrokiem w dół, poprzez nachylony wagonik i wzdłuż torów aż do Hill

Street, znajdującej się około stu metrów niżej. Tam, u stóp wzgórza, stał

identyczny wagonik. Przy kołowrotach wejściowych i w okolicy wejścia do

supermarketu Grand Central po drugiej stronie ulicy kręciła się kolejna grupka

detektywów. ' Bosch jeździł tą kolejką jako dziecko i sprawdził wtedy, jak ona

działa. Pamiętał to jeszcze. Dwa identyczne wagoniki stanowiły dla siebie

przeciwwagę. Kiedy jeden jechał do góry, po równoległym torze drugi poruszał się

w dół. Mijały się pośrodku trasy. Przypomniał sobie jak jeździł Angels Flight,

na długo zanim Bunker Hill odrodziło się jako poważne centrum biznesowe, pełne

szkła, z marmurowymi wieżowcami, wysokiej klasy apartamentowcami, muzeami i

fontannami, które nazywano ogrodami wodnymi. Wtedy, przed laty, wzgórze

zajmowały wiktoriańskie domy, których świetność dawno przeminęła i które

zmieniły się w zaniedbane kamienice z pokojami do wynajęcia. Wtedy Harry wraz z

matką wjeżdżali z Angels Flight na górę, szukać mieszkania. - Wreszcie pan jest,

detektywie Bosch. Odwrócił się. Zastępca komendanta Irving stał w otwartych

drzwiach małego budynku stacji. - Zapraszam wszystkich - powiedział, gestem

wzywając zespół do środka. Weszli do ciasnego pomieszczenia zdominowanego przez

wielkie, stare koła linowe, które kiedyś poruszały wagonikami po zboczu. Bosch

przypomniał sobie przeczytane informacje, że kiedy Angels Flight odrestaurowano

kilka lat temu, po ćwierć wieku nieuźywania, liny i koła zastąpiono elektrycznym

systemem monitorowanym przez komputer.

14 Po jednej stronie wystawionych jako eksponaty kół było akurat dość miejsca na

mały stolik i dwa składane krzesła. Po drugiej znajdował się komputer sterujący

kolejką, fotel operatora i stos kartonowych pudełek, z których górne było

otwarte. Wystawały z niego foldery omawiające historię Angels Flight. Pod dalszą

ścianą, w cieniu pomiędzy starymi żelaznymi kołami stał mężczyzna, którego Bosch

rozpoznał. Splótł dłonie, pochylił głowę. Bosch kiedyś pracował dla kapitana

Johna Garwooda, komendanta wydziału rabunków i zabójstw. Po wyrazie jego twarzy

poznał, że jego dawny szef jest czymś bardzo poruszony. Nie spojrzał na nich,

trójka detektywów zachowała milczenie. Irving podszedł do telefonu stojącego na

stoliku i podniósł odłożoną słuchawkę. Rozpoczynając rozmowę, gestem polecił

Boschowi zamknąć drzwi. - Przepraszam, sir - powiedział. - To zespół z

Hollywood, Są tutaj, i możemy zaczynać. buSłuchał przez chwilę, pożegnał się i

odłożył słuchawkę. Szacunek w jego głosie i fakt, że powiedział "sir", wyjaśniły

Boschowi, że rozmawiał z komendantem policji. Jeszcze jedna z osobliwości tej

sprawy. - No to w porządku - rzekł Irving, odwracając się do trójki detektywów.

- Przepraszam za wyrwanie was z łóżek, zwłaszcza że mieliście wolne. Jednak

rozmawiałem z porucznik Billets i wypadliście z grafiku Hollywood do czasu

załatwienia tej sprawy. - A z czym konkretnie mamy tu do czynienia? - zapytał

Bosch. - Delikatna sprawa. Zabójstwo dwojga obywateli. Bosch miał nadzieję, że w

końcu dowie się, o co chodzi. - Panie komendancie, widziałem tu tylu facetów z

RiZ, że można by ponownie przeprowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa Kennedy'ego

- powiedział, zerkając na Garwooda. -Nie wspominając już o gogusiach z SW

pętających się po okolicy. Co my tu właściwie robimy? Czego pan chce? - To

proste - odparł Irving - powierzam panu śledztwo. Teraz to pańska sprawa,

detektywie Bosch. Śledczy z RiZ wycofają się, kiedy tylko wy zaczniecie. Jak

widzicie, spóźniliście się. Pech, ale sądzę, że poradzicie sobie z tym. Wiem, co

potraficie. Bosch patrzył na niego przez chwilę, potem znów zerknął na Garwooda.

Kapitan nie poruszył się i ciągle wbijał wzrok w podłogę. Bosch zadał jedyne

pytanie, które mogło wyjaśnić tę dziwną sytuację.

- Mężczyzna i kobieta, ci w wagoniku. Kim oni są? Irving skiną} głową. - Byli

jest lepszym słowem. Byli. Kobieta nazywała się Catalina Perez. Kim była i co

robiła w Angels Flight, jeszcze nie wiemy. Prawdopodobnie bez znaczenia.

Przypuszczalnie po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym

czasie. Ale ustalenie tego jest pańskim zadaniem. W każdym razie ten facet w

środku to zupełnie inna sprawa, jako że mamy do czynienia z Howardem Eliasem. -

Tym prawnikiem? Irving skinął głową. Bosh usłyszał, jak Edgar nabrał głośno

powietrza i wstrzymał oddech. - Nie mam sennego koszmaru? - Niestety. Bosch

popatrzył w znajdujące się za plecami Irvinga okienko kasowe, przez które

widział wagonik. Technicy wciąż jeszcze pracowali, szykowali się do wyłączenia

świateł, żeby przeskanować wnętrze laserem w poszukiwaniu odcisków palców. Wzrok

ześliznął mu się na przestrzeloną dłoń. Howard Elias. Bosch pomyślał o tych

wszystkich przyszłych podejrzanych, z których wielu stało w tej chwili na

zewnątrz, obserwując. - Jasna cholera - jęknął Edgar. - Nie sądzę, żebyśmy mogli

dać sobie z nim siana, co szefie? - Niech pan uważa na język, detektywie -

warknął Irving. Pod policzkami zadrgały mu mięśnie szczęk zaciśniętych ze

złości. - Nie będę tego tolerował. - Zaraz, szefie, ja tylko mówię, że jeśli

szuka pan kogoś, aby odgrywał policyjnego Wuja Toma, to nie będzie to... - To

nie ma ze śledztwem nic wspólnego - przerwał mu Irving. - Czy podoba się to

panu, czy nie, został pan przydzielony do tej sprawy. Oczekuję od was

wszystkich, że poprowadzicie ją profesjonalnie i dokładnie. Przede wszystkim

oczekuję wyników, podobnie jak komendant. Wszystko inne nie ma znaczenia.

Żadnego. Po krótkim milczeniu, w czasie którego Irving przeniósł wzrok z Edgara

na Rider, a potem na Boscha, odezwał się jeszcze raz. - W tym departamencie jest

tylko jedna rasa - oznajmił. - Ani biała, ani czarna. Wyłącznie granatowa. -3-

Zła sława Howarda Eliasa jako adwokata zajmującego się prawami obywatelskimi nie

wynikała z rodzaju jego klientów, choć w najlepszym wypadku można by ich opisać

jako "nic dobrego", jeśli ktoś chciałby uniknąć określenia "kryminaliści". Twarz

i nazwisko Eliasa stały się znane szerokiem rzeszom w Los Angeles dzięki jego

ścisłej współpracy z mediami, umiejętności wykorzystywania zawsze napiętych

nastrojów rasistowskich oraz budowaniu praktyki prawniczej wyłącznie wokół

jednego typu spraw: pozywania Departamentu Policji Los Angeles. Niemal od

dwudziestu lat zarabiał na więcej niż wygodne życie, wnosząc pozew za pozwem do

sądu federalnego w imieniu obywateli, którzy w jakikolwiek sposób weszli w

konflikt z policją. Elias skarżył członków patroli, detektywów, komendanta

policji, samą instytucję. Każdą sprawę zaczynał z "grubej rury", sadzając na

ławie oskarżonych każdego, choćby najodleglej związanego z wydarzeniem będącym

istotą sprawy. Kiedy uciekający podejrzany o włamanie został pogryziony przez

policyjnego psa, Elias pozwał w imieniu poszkodowanego psa, jego przewodnika i

całą strukturę nadzoru aż do komendanta włącznie. Na deser dołożył instruktorów

przewodnika z akademii wraz z hodowcą psów. W swoich nocnych telewizyjnych

"inforeklamach" i częstych "spontanicznych", lecz świetnie wyreżyserowanych

konferencjach prasowych na schodach prowadzących do sądu okręgowego Elias zawsze

przedstawiał siebie jako strażnika, samotny głos protestujący przeciwko

faszystowskiej i rasistowskiej organizacji paramilitarnej - policji Los Angeles.

W oczach krytyków - których mnóstwo było wśród policjantów, urzędników

administracji i prokuratorów okręgowych -Elias sam był rasistą,

nieodpowiedzialnym rozrabiaką zw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin