VII cz. 2.txt

(30 KB) Pobierz
�lizgo�ska dziwka - rozdzia� VII cz. 2
	
Zaloguj si�

E-mail
	OnetHas�o
Niepoprawne dane


Obja�nienia 
Loguj si� bezpiecznie  Zapomnia�em has�a
Anuluj

Chwiejnym, niepewnym krokiem Harry wszed� do Wielkiej Sali. Wi�kszo�� uczni�w by�a w�a�nie w trakcie obiadu. Potter od razu zobaczy� za �lizgo�skim sto�em Malfoya, kt�ry pochyla� si� wstron� Zabiniego i szepta� mu co� na ucho. Gryfon poczu�, jak gotuje si� w nim zimna w�ciek�o��. Mia� nieodpart� ch��, �eby rzuci� si� na tego gada i udusi� go go�ymi r�kami, a jeszcze lepiej uderza� jego bia�ym �bem o kamienne �ciany dop�ty, dop�ki m�zg nie rozbry�nie si� na wszystkie strony. Uczucie w�ciek�o�ci i odrazy by�o podobne do tego, jakie mia� w pi�tej klasie, gdy w jego umys� wnikn�� Voldemort. Wtedy Harry czu� potworn� nienawi�� do Dumbledore�a i chcia�go zabi�. Takie same my�li kot�owa�y si� w nim teraz, ale dotyczy�y Malfoya, a jego �wiadomo�ci� nikt nie kierowa�. Pod wp�ywem alkoholu niech�� do �lizgona wzros�a dziesi�ciokrotnie i kiedy Harry przekroczy� pr�g Wielkiej Sali, od razu skierowa� si� w stron� sto�u Slytherinu. Przed oczami wszystko mu si� rozmazywa�o i dwoi�o. Sufit chcia� run�� na d�, a pod�oga bieg�a mu na spotkanie. Jednak Gryfon uporczywie ignorowa� perfidne knowania nieznanych wrog�w, przeszkadzaj�cych mu dotrze� do blondw�osego drania. Jemu samemu zdawa�o si�, �e idzie pewnym, zdecydowanym krokiem. Kto� krzykn�� jego imi�, chyba Hermiona, ale Harry to zignorowa�. Kto� chwyci� go za r�kaw, wi�c odepchn�� powstrzymuj�c� go r�k�, nawet nie sprawdzaj�c, kto pr�bowa� go zatrzyma�. Szed� dalej, coraz mocniej zaciskaj�c pi�ci.

 

Malfoy obr�ci� si�, a na jego twarzy mo�na by�o przez chwil� zobaczy� konsternacj�. Jednak ju� po chwili wykrzywi� j� pogardliwy grymas. Ze z�o�ci Harry straci� oddech. Blondyn podni�s� si� z miejsca i z niech�ci� patrz�c na Gryfona, chcia� co� powiedzie�, ale mu si� to nie uda�o. Potter mocno zamachn�� si� i z ca�ej si�y uderzy� pi�ci� w pi�kn� twarz �lizgona. Kto� g�o�no krzykn��, siedz�ca obok Zabiniego Pansy j�kn�a. Harry poczu�, jak co� lepkiego i gor�cego rozprys�o mu si� na buzi, a znienawidzony gnojek, z r�kami przy zakrwawionej twarzy, upad� na pod�og�. To wszystko dociera�o do niego jak na zwolnionym filmie. Rzuci� si� na Malfoya, lew� r�k� chwyci� go za koszul�, mocno przyci�gn�� do siebie, nie daj�c mu znowu upa��, a praw� r�k�, zaci�ni�t� w pi��, zacz�� metodycznie i miarowo bi� go po twarzy, przekszta�caj�c j� w krwaw� mask�. Uderza�, nie patrz�c, gdzie trafia, nie czuj�c b�lu i nie zwracaj�c uwagi na to, �e zdar� kostki do krwi. Jedyne, co czu�, to ch�� zemsty za wszystko, co zrobi� z nim �lizgon. Malfoy rz�zi� i krztusi� si� krwi�.


- Obieca�em ci, �e b�dziesz plu� krwi�, draniu? Obieca�em? - wrzeszcza� Harry, celuj�c pi�ci� w twarz Draco raz po raz. - To masz! Za wszystko!


Kilka os�b z�apa�o Gryfona i zdo�a�o odci�gn�� go od Malfoya, kt�ry run�� na pod�og�, opryskuj�c wszystko dooko�a krwi�. Potter wyrwa� si�, uderzy� kogo� w splot s�oneczny i znowu rzuci� si� do le��cego na pod�odze �lizgona. Zacz�� kopa� go w brzuch, plecy, krocze. Kiedy znowu go odci�gni�to, jego ofiara le�a�a w ka�u�y krwi i nie okazywa�a oznak �ycia. Gryfon ca�y by� w czerwonej posoce, ci�ko oddycha�, ale nadal si� wyrywa�. Dooko�a niego krzyczeli przestraszeni uczniowie, Pansy Parkinson kl�cza�a przy Draco i histerycznie �ka�a, wiele dziewcz�t p�aka�o lub piszcza�o, przera�one osoby z m�odszych klas stara�y si� jak najszybciej wyj�� z Wielkiej Sali. Powsta�a panika. Prefekci pr�bowali zaprowadzi� jaki� porz�dek. Nauczyciele biegli na miejsce zdarzenia, wyjmuj�c po drodze r�d�ki. Potter chcia� wyrwa� si� i dobi� pokonanego wroga, ale tym razem trzymano go mocno. Pijany Gryfon kl�� g�o�no i ordynarnie. Przeklina� wszystkich i obiecywa�, �e obije im mordy, je�li go nie puszcz�.
Nagle obok pojawi� si� profesor Snape z wykrzywion� ze z�o�ci twarz�. Skierowa� r�d�k� na szalej�cego Pottera.

 

- Petryficus Totalus.

 

Harry zamar� i run�� na pod�og� blisko �lizgona. Padaj�c, mocno uderzy� g�ow� o kamienn� posadzk� i straci� przytomno��. Dw�ch nieprzytomnych, zakrwawionych uczni�w le�a�o obok siebie, otoczonych setk� student�w i wyk�adowc�w, z przera�eniem patrz�cych na nich. Zakrwawione palce Harry�ego dotyka�y d�oni Draco, co sprawia�o wra�enie, jakby trzymali si� za r�ce.

 

***

Harry siedzia� w gabinecie dyrektora z nisko opuszczon� g�ow�. Nie dlatego, �e by�o mu wstyd czy bola� nad tym, co zrobi�. Wcale nie. Nie czu� si� winny. Ju� pr�dzej �a�owa� tego, �e nie uda�o mu si� mocniej pobi� Malfoya, �eby �lizgo�ski sadysta do ko�ca swoich dni plu� w�asn� krwi�. Po prostu teraz lepiej by�o udawa� uczucie g��bokiego �alu, szczerej skruchy, u�wiadomienia sobie swojej winy, uznania wszystkich b��d�w i swoj� postaw� pokaza�, �e ca�� dusz� wstydzi si� tego, co zrobi�, i gotowy jest przyrzec, �e nic takiego wi�cej si� nie powt�rzy, byle tylko nie wyrzucili go z Hogwartu. Inaczej b�dzie musia� wraca� do Dursley�w, kt�rzy wy�l� go do szko�y dla trudnej m�odzie�y z kryminalnymi sk�onno�ciami imienia �wietego Brutusa. Czyl i- do szko�y dla ma�oletnich przest�pc�w, a tam Harry nie chcia� si� znale��.Westchn�� ci�ko i jeszcze ni�ej opu�ci� g�ow�, czuj�c na karku gniewne spojrzenie opiekunki. W gabinecie trwa�a przygn�biaj�ca cisza.

 
- Potter, sk�d wzi��e� alkohol? - zapyta�a ch�odno McGonagall. - Powiniene� wiedzie�, �e za picie i przemycanie do szko�y u�ywek grozi powa�na kara.


- Przywioz�em ze sob� - cicho odpowiedzia� Harry. - Nie by�em przeszukiwany tak jak inni uczniowie. Sp�ni�em si� i m�j baga� zosta� dostarczony p�niej, dlatego Filch go nie sprawdzi� Detektorem Sekret�w.


- Co jeszcze przywioz�e� ze sob�, Harry? - mi�kko zapyta� dyrektor Dumbledore, patrz�c na ch�opaka.


- Papierosy, sir - z westchnieniem odpowiedzia� Gryfon, nie odrywaj�c spojrzenia od pod�ogi.


- To nie do pomy�lenia, Potter - powiedzia�a McGonagall. - Gryffindor traci 100 punkt�w za ten karygodny czyn, a pan dostaje szlaban na ca�y miesi�c.

 
- Aha - odrzek� brunet.


- Harry, wiesz, �e wed�ug regulaminu za napad na ucznia winnemu grozi powa�na kara, w��cznie z relegowaniem ze szko�y? - zapyta� Dumbledore, nie odrywaj�c przenikliwego spojrzenia od Gryfona.


- Wyrzuc� mnie z Hogwartu, sir? - zapyta� Potter, podnosz�c spojrzenie na dyrektora.


Dumbledore milcza�.

 
- Rozumiem - westchn�� Harry. - Mam pakowa� swoje rzeczy. Jestem wolny, sir?


- Arogant - powiedzia� cichym g�osem jeden z portret�w na �cianie - Kiedy ja, Fineas Black,  kierowa�em Hogwartem, uczniowie nie mogli zadawa� pyta�.

 
- Dlaczego napad�e� na Draco? - zapyta� dyrektor.


- Powiedzia� co� takiego, czego nie mog�em pu�ci� mu p�azem - odrzek� Harry, patrz�c dyrektorowi prosto w oczy.

 
- Co takiego to by�o?


- Powiedzia� �psu - psia �mier�. O Syriuszu - odpar� Gryfon, przerzucaj�c wzrok na portret Fineasa Blacka.

 
- Och! - z oburzeniem krzykn�a McGonagall, spogl�daj�c na Dumbledore�a.


- Nikomu nie pozwol� tak m�wi� o moim chrzestnym, sir, i ka�demu w�o�� z powrotem do gard�a podobne s�owa.


- Wszyscy widzieli, Harry, �e napad�e� na Draco nagle, wcze�niej nie zamienili�cie ani s�owa, nie k��cili�cie si�. Po prostu podszed�e� i uderzy�e� go, a potem zacz��e� bi� - powiedzia� dyrektor.


- Powiedzia� to rano, sir. W�a�nie szed�em na lekcj� do profesora Slughorna, spotkali�my si� po drodze w podziemiach i wtedy to oznajmi�. Wr�ci�em do Wie�y Gryffindoru, troch� wypi�em, a podczas obiadu zszed�em do Wielkiej Sali i zbi�em drania, kt�ry powiedzia� co� takiego o �mierci mojego chrzestnego. �a�uj�, �e tak to si� potoczy�o, ale nie b�d� organizowa� Klubu Pojedynk�w, a Malfoy musia� odpowiedzie� za swoje s�owa i zmusi�em go, �eby to zrobi�. Nie mog�em si� powstrzyma�. �mierci Syriusza winna jest jego ciotka, a teraz ten gad pozwala sobie �artowa� na temat tego, co sta�o si� bliskiemu mi cz�owiekowi, kt�rego kocha�em jak ojca.


- Rozumiem ci�, Harry - powoli powiedzia� Dumbledore.


McGonagall ci�ko westchn�a. Serce Pottera zacz�o bi� szybciej, a w jego duszy pojawi�a si� iskierka nadziei.

 
- Wyrzuc� mnie z Hogwartu, sir? - jeszcze raz zapyta� Gryfon, z rozpacz� patrz�c na dyrektora i opiekunk�.

 
- Harry, to, co zrobi�e�, to bardzo powa�ne naruszenie regulaminu - westchn�� Dumbledore.


- Ale przecie� s� okoliczno�ci �agodz�ce, sir - z nadziej� powiedzia� Potter. - Malfoy specjalnie mnie sprowokowa�. Gdyby nic nie powiedzia�, nic by si� nie sta�o. Przecie� pan wie, �e ta fretka od pierwszego roku pr�buje poni�a� mnie i moich przyjaci�, stale szydzi z Rona, nazywaj�c go go�odupcem, a Hermion� szlam�. Nie zwraca�em na to uwagi przez tyle lat, ani razu go nie uderzy�em i unika�em konflikt�w. Nawet profesor Moody, e... to znaczy Crouch junior transmutowa� Malfoya, �eby go ukara�. Zawsze trzyma�em si� w ryzach, ale teraz przesadzi�. Syriusz zgin�� kilka miesi�cy temu, wci�� nie mog� si� z tym pogodzi� i kiedy Malfoy powiedzia� co� takiego o moim chrzestnym, nie by�em w stanie si� powstrzyma�!


- Dobrze, Harry, uspok�j si�. Wiem, �e s� okoliczno�ci �agodz�ce - powiedzia� Dumbledore i popatrzy� na profesor McGonagall, kt�ra w odpowiedzi kiwn�a g�ow�.


- I co teraz b�dzie, sir? - zada� kolejne pytanie Potter, ignoruj�c uczucie, kt�re podpowiada�o mu, �e musi by� mniej uparty. Widocznie Fineas Black zgadza� si� z nim, poniewa� cicho sapa�.


- Zbierze si� Rada Pedagogiczna, na kt�rej b�d� obecni wszyscy profesorowie iz aproszeni cz�onkowie Rady Hogwartu. Om�wimy twoje zachowanie i jego powody oraz zdecydujemy o twoim dalszym pobycie w szkole - odpowiedzia� dyrektor.

 
- Cz�onkowie Rady Hogwartu nie s� mi przychylni - westchn�� Gryfon i znowu opu�ci� g�ow�. - Czyli je�eli mnie wyrzuc�, sko�cz� si� nasze prywatne lekcje, sir? A przecie� to jest takie wa�ne. Sam pan m�wi�, �e maj� one zwi�zek z proroctwem i pomog� mi w walce z Voldemortem. A je�li nie b�dzie mnie pan...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin