Jan Blonski[1].doc

(56 KB) Pobierz
Jan Błoński – „Szkic portretu poety współczesnego”

Jan Błoński – „Szkic portretu poety współczesnego”

 

I

Autor już na wstępie swoich rozważań umieszcza Różewicza na tle wojny. Rozpoczyna je zdaniem: „na początku była wojna”, co można zrozumieć jako sugestię co do tego, gdzie należy szukać źródeł jego twórczości. Bo chociaż jako twórca odezwał się dopiero po wojnie, nie należy do pokolenia powojennego. Należy go umiejscowić gdzieś pomiędzy „cyniczną” rozpaczą Borowskiego, a religijną wręcz nadzieją Baczyńskiego. Bliżej było mu do tego pierwszego. Łączy ich wyraźne akcentowanie faktu podwójnej natury wojny: wojny jako katastrofy moralnej i wojny jako koszmaru fizjologicznego, którego najwygodniejszą siedzibą jest świat przetransformowany w wielki obóz koncentracyjny. Dlatego w poetyce Różewicza nie brak fizjologii, nie brak krwi. Ale to nie wszystko. Okrucieństwo masowej śmierci odbiło się jeszcze inaczej na liryce Różewicza – można powiedzieć, że wyobraźnia zostaje jakby mechanizowana. Nagle wszystko staje się przejaskrawione – olśniewająco jasne i nagie.

Istnieją różne możliwości reakcji na takie zjawisko jak wojna – jest spojrzenie intelektu, historii, rozwagi, ale są też pewne elementarne przejawy buntu przeciw śmierci – wspólne każdemu cierpiącemu człowiekowi. Różewicz mówił właśnie o rzeczach elementarnych. Wojna rozbija systemy moralne, jest katastrofą moralności. Jej opozycja – pokój – stwarza ustalony schemat pojęć o człowieku. W obliczu wojny taki schemat staje się fałszywy. Ale jakim go zastąpić...? Wtedy pojawia się zwątpienie, przerażenie, rozpacz.

Różewicz nigdy nie zaparł się swojego wojennego doświadczenia – bo też w  świadomości narodu sięgnęło ono głębiej niż zdawać by się mogło naszej literaturze. Los z okrutną zaciekłością ścigał pisarzy, którzy powołani zostali do tego, by dać o tych doświadczeniach świadectwo.  Różewicz – jako ocalony przekazuje choć część doświadczeń katastrofy. „Niepokój”, „Czerwona rękawiczka” – to pamiętniki skazańca ułaskawionego pod słupem i świadectwa postkatastrofizmu. Dla Różewicza lata wojny na długo stały się bowiem punktem odniesienia, do którego przymierza się wszelką rzeczywistość.  Można powiedzieć, że rozpacz, która niewątpliwie znamionowała Różewicza była rozpaczą rozczarowanego humanitarysty, bo właśnie humanitaryzm miał być moralnością czasów po I wojnie światowej. Doświadczenie II wojny sięgnęło jednak zbyt głęboko – coś musiało się natychmiast zmienić. Winnych należało ukarać. Stąd wściekłość poety na widok obojętności, na widok tego, że niewiele się zmieniło. Różewicz czuł się oszukany i to podwójnie: wobec wojny i wobec swojego w niej miejsca – a był żołnierzem Armii Krajowej, oczekiwał czegoś po jej zakończeniu...

Rozbitego humanitarysty nie można było uznać za jednoznaczną postawę wobec świata – w końcu zawaliła się cała dziedzina ludzkich doświadczeń – co poeta najdobitniej chyba wyraża w wierszach „Ocalony” i „Lament”. Poezja Różewicza z przerażającą dokładnością i siłą wyrażała krzywdę wyrządzoną ludzkości przez faszyzm, a jednak szukała z nadzieją rozpaczy własnego zaprzeczenia, nowego „mistrza i nauczyciela”, który oddzieliłby światło od ciemności. Jej istotą jest niepokój. Niepokój człowieka, który chce z niepokoju wyjść. Różewicz umiał od razu pisać z wielkim zaangażowaniem, z całym napięciem ducha -  i to właśnie sprawiło, że wysłuchano go z jednomyślną uwagą i szacunkiem.               

II

 

„Wojna sprawdza poetów i weryfikuje tradycje poezji”. Tak jak młodzi warszawscy poeci okupacji wybierali Słowackiego, Norwida, czy awangardę lat trzydziestych – Różewicz także dokonał wyboru: Mickiewicza, Staffa, Awangardy Krakowskiej – ale nie jako wzoru, lecz przykładu. Bo poetyka Różewicza była wręcz szokująco własna – na tyle, by przypisać mu bliższy związek z awangardą – bliższy niż był w istocie. Różewicz czerpał z niej nie środki, lecz zasady: „to tylko jest pewne, co jest sprawdzalne zmysłami i tylko to nie kłamie, czego nie można powiedzieć krócej”. Lecz dodawał także od siebie, że aby wyrazić wzruszenie, które narzuca współczesność mniej potrzebna jest logika składni niż „kontrapunkt słów”. Tak powstała poetyka Różewicza. Mamy więc w niej zasadę konkretyzacji obrazowej: zamiast nazywać wzruszenia, poeta pokazywał rzeczy; doświadczenia wewnętrzne wyrażone były symbolicznym obrazowaniem, wrażenia oka uznane zostają za najpewniejszy środek wyrazu. Poeta zdaje się więc ostrzegać przed słowami bez pokrycia, nazywaniem uczuć i mgławicą wzruszeń. Proponuje zasłaniać się obrazem tam, gdzie to tylko możliwe. Nie oznacza to oczywiście ubóstwa ekspresji, która u Różewicza przybiera nieraz efekt przerażającej wręcz gwałtowności.

Kolejną zasadą jest zwięzłość, lecz paradoksalnie połączona z wojną przeciwko metaforze. Nieudziwnianie widzenia miało rodzić iskrę wzruszenia. Różewicz – w przeciwieństwie np. do Przybosia uznał, że potrafi swoje treści wyrazić bez odwołania do metafory. Jest on moralistą i uczuciowcem – rzeczy są dla niego znakami problemów i uczuć, a te muszą być sprowadzone do powszechności za pomocą języka.  Wynik jest taki, że poezja Różewicza jest jakby poezją poszczególnych słów, on sam jest mistrzem kontrapunktycznego układu słów – słów znaków, słów wzruszeń. Odrzuca więzy logiczne między zdarzeniami i łączy przez wzrokowy związek. Celem jego nie jest jednak tworzenie awangardowego języka poezji, ale jakby jego stopienie. Różewicz prędko wybiera styl celowo odbarwiony z tradycyjnych wartości poetyckich. Tworzy serie elementarnych określeń. Obrazy potokami przelatujące przed oczami czytelnika są jak najprostsze, ledwie naszkicowane. Zwięzłość w poezji polegać powinna bowiem na tym, aby słowa znaczyły więcej niż znaczą.

Oprócz obrazowania jest u Różewicza oczywiście także osądzanie. Sądzi zaś jednoznacznie, mocno, można powiedzieć – brutalnie, poszukuje sztuki jaskrawego odsłaniania swego stanowiska. Jasny sąd naładowany uczuciem objawia się nie tylko w puencie, ale stale wybija się na powierzchnię wiersza świadcząc o ciągłym pogotowiu autorskiej emocji. Trzeba jednak zauważyć, że takie wiersze zostają na łasce czytelnika – nie musi on bowiem obdarzać autora współrozumieniem.  Żeby uwierzyć poecie trzeba tu zobaczyć świat jego oczami, ulec jego widzeniu, nie tylko wzdragać się przed krzykiem, który dobywa się z wierszy.

Poetyka Różewicza zmierzała do coraz bardziej wyrafinowanego stopnia bezpośredniej wypowiedzi, prostoty języka, oczywistości widzenia. Zarazem wróci Różewicz do starszych form wypowiedzi lirycznej: lamentu, puenty, refrenu – oczyszczonych z konwencjonalnego zdobnictwa i bardzo celnych – bo wynikających jakby z naturalnej retoryki mowy ludzkiej, jaką od wieków posługują się wszyscy.  Mowa dąży bowiem nie do ozdobności, lecz do skuteczności. I tego właśnie pragnie Różewicz – aby jego liryka była skuteczna, aby trafiała do serc. Związane z tym zabiegi mogą się wydawać dziwnie proste. Lecz aby dojść do takiej prostoty trzeba zrzucić konwencję prostoty – wtedy można stanąć twarzą w twarz z prostotą rzeczywistości.

Różewicz ma kokieteryjny stosunek do mowy potocznej, odwraca utarte zwroty, dynamizuje banał, dąży uparcie do zwyczajności języka. Potrzeba przekształcania poezji przez swobodę języka – oto poetyka zrozpaczonego humanitarysty: oczywistość i brutalność w widzeniu odpowiada okrucieństwu doświadczenia ciążącego na poecie; bezpośredniość i bezkompromisowość wypowiedzi –  zdezorientowaniu duchowemu twórcy, napięcie i wstydliwość wyznania – przekonaniu, że nie sposób wyrazić doświadczenia grozy inaczej niż pozornie obojętnym montażem faktów, głęboka uczuciowość – ufności w szanse odbudowy.

 

 

III

             

„Poetyka Różewicza urodziła się z doświadczenia wojny, z przerażenia dosłownością spraw ludzkich. Ale zmieniała się jak sam poeta; bo trzeba było żyć, przynajmniej – próbować żyć.”

 

1948 – „Czerwona rękawiczka”

 

Jest to dziennik rekonwalescenta. Ręce poety splamione są krwią. Aby żyć, trzeba zerwać czerwone rękawiczki. Wojna zbyt silnie jednak wstrząsnęła pojęciami świata, aby ich odbudowy nie zaczynać od elementów. Trzeba odnaleźć sens najprostszych gestów:

 

Kiedy przyjaciel wyciągnie rękę

Zasłaniam głowę jak przed ciosem /„Głosy”/

 

Z wojny można się jednak wyleczyć – porównania dotyczące choroby, obrazy szpitala. Poeta poszukuje słów i gestów, które nie zaczęły jeszcze kłamać, pragnie czystych źródeł.

 

 

1950 – „Pięć poematów”

 

Od roku 1948 w poezję Różewicza wdziera się rzeczywistość literatury Polski Ludowej. Powstaje problem: czy społeczeństwo nie żąda czegoś innego, niż piszę...Odtąd twórczość poety wyznacza także sprzeczność między własnym, a społecznym doświadczeniem. Liryka Różewicza nabywa kompleksu niepotrzebności, opóźnienia. Poeta sam siebie oskarża o grzechy, których nie popełnił – obojętność wobec człowieka, nieludzki estetyzm rozumiany tutaj jako uleganie urokom autonomiczności sztuki. Rozpoczął się trudny dramat jego poezji – Różewicz nie mogąc oderwać wyobraźni i myśli od lat wojny i jej spraw nie mógł znaleźć nowego modelu człowieka.  Czuje, że coś jest nie w porządku, ale nie może jasno określić co. Dodatkową trudność sprawia podłość objawiająca się w latach, w których zapomina się o doświadczeniach wojny, w których wraca ohydne kłamstwo fałszywego spokoju, nieświadomego cynizmu i sprytnej obojętności. Wojna powinna być dla świata wstrząsem, tymczasem on wraca w „obrzydliwą koleinę” swej codzienności. Odbije się to na stylu. Już w „Niepokoju” i „Czerwonej rękawiczce” można dostrzec jego wahania.  Z jednej strony dążenie do możliwie jak najściślejszej obiektywizacji podawanych treści, do działania przez mądre zestawienie obrazów – z drugiej do skłonności do wyolbrzymiania wrażeń. Po raz pierwszy pojawiają się wiersze związane bezpośrednio z żądaniami realizmu socjalistycznego.

 

1951 – „Czas, który idzie”

 

Najsłabszy ze zbiorów wierszy Różewicza. Szybka zmiana nastawienia ideologicznego nie mogła dać prędko skończonych sukcesów artystycznych. Wypada tu wspomnieć o dwóch źródłach przemiany twórczości  poety.

1.       Fakt, że można patrzeć na siebie z odrazą – czego dowodem wiersze z „Czerwonej rękawiczki” – a nie umieć jeszcze żyć w społeczeństwie. Groza niszczy wszelkie więzi, które trzeba odbudować. Przełamanie kręgu samotności jest dla Różewicza problemem kluczowej wagi, lecz robił to bez złudzeń i nieuczciwości – całym sobą.

2.       Groźba wojny. Wizja możliwości powrotu wydarzeń z lat 1939 – 45 wyrywa go z prywatnej rekonwalescencji moralnej. Wojna – to koniec boleśnie wypracowanej wiary w człowieka, powrót do lat „Niepokoju”. Sprawa buntu przeciw możliwości wojny nie posuwa jednak Różewicza artystycznie do przodu. Czytelnik może odnieść przykre wrażenie, że to „już zna”, mało tu wewnętrznego żaru.

 

1952 – „Wiersze i obrazy”

 

Znaczny sukces poetycki dzięki umocnieniu głosu, większej pewności siebie, radości odnalezionej wspólnoty i szczęścia użyteczności. Ponadto szkice tych paru nurtów zawsze obecnych w poezji Różewicza: szlachetna czystość dzieciństwa, melancholia dojrzałości, cierpienie matki. Dokonuje się też tutaj przejście od humanitaryzmu do humanizmu. „Szary człowiek” jego wierszy stał się obywatelem, anonimowy męczennik historii – jej twórcą. Różewicz patrzy na nowe społeczeństwo właśnie od strony człowieka. Odsłania możliwość poezji, w której socjalizm byłby twórcą nowości psychicznych i moralnych – nie tylko hut i fabryk. Można powiedzieć, że poezja Różewicza klasycznieje. Staje się pewniejsza, ale za cenę rezygnacji z siły wstrząsania. Więcej tu jest świadomej troski artystycznej.

 

1954 – „Rodzina”

 

Świadectwo ponownego zagubienia. Punktem wyjścia jest oburzenie na teorie zakładające, że na świecie są ludzie niepotrzebni. Pobrzmiewa tu jednak osobisty niepokój. Skąd smutek – może zwątpienie we własną poezję, której źródło zawsze bije z cmentarza? „Rodzina” jest powrotem do starych spraw wyobraźni. Nie jest to zarzut – bo nie chodzi o to, by zapomnieć, ale o to, że są różne formy pamięci. Błońskiego niepokoi taka postawa Różewicza – jego transponowanie dawnej problematyki na nową, antywojenną. Pyta, czy nie jest to uchylanie się od otwarcia drzwi na problemy świata i w końcu: „czyż poezja, która mogła stać się poezją czasu, pozostanie poezją pokolenia?”

 

IV

 

„Różewicz jest moralistą. Rzeczywistość u niego dzieli się na dwie połowy: apokalipsę i sielankę”/Ludwik Flaszen/ Błoński uznając to stwierdzenie odczytuje te dwie połowy jako przeciwne sobie maski wojny i pokoju -  i ich pochodne – czyli cierpienie, udręka w opozycji do szczęścia, czystości, niewinności. Uznaje to zarazem jako klucz powodzenia artysty. Dla Błońskiego to jednak tragiczne ograniczenie poezji Różewicza. Paradoksalnie – jakby  brak nowego konfliktu sprawiał, że brak zarazem wstrząsających strof wyrwanych z głębin wzruszenia. Różewicz ciągle starając się wyskoczyć z utartej drogi swojej wyobraźni ostatecznie wraca tam, gdzie czuje się najpewniejszy. Dlatego też krąży wokół prozy, która dawała mu złudzenie nowości, a w rzeczywistości pozwalała na powrót do dawnych tragedii – w inaczej opracowanej formie.

W tomiku „Uśmiechy” będącym cyklem utworów żartobliwych i satyrycznych Błoński upatruje rozdroże, w jakim znalazła się jego liryka. Te dobrze wykonane poetycko wiersze pojawiają się bowiem w momencie, gdy liryce Różewicza grozi bezwład. Błoński odczuwa tu pewien niepokój – dopuszcza oczywiście zabawę poetycką, lecz nie w zastępstwie, ale na uboczu dramatycznej walki o nową lirykę. W pewnym momencie Różewicz przestaje być buntownikiem. Nie mogąc stworzyć nowej hierarchii wartości, skazany jest albo na powtarzanie samego siebie, albo na poetyckie igraszki. Błoński nie dopuszcza możliwości, by taka postawa Różewicza mogła wynikać z chęci dogodzenia potrzebom społeczeństwa chcącego wytchnienia, stabilizacji, wypoczynku.

W czasach kiedy Błoński pisał ten esej (lata 50) tylko Różewicz, jego zdaniem, umiał odnaleźć nowy ton poetycki. Odnowił lirykę i przyniósł styl – opierający się na sztuce spojrzenia na rzeczywistość. Różewicz strącił poezję na ziemię i przywrócił jej inne przesłanie – niedostrzegania w rzeczach tego, co je przerasta, ale tego, co z ich stosunku wzrusza. Sam proces poetycki nabiera dla niego jakby charakteru moralnego, co popiera przekonanie, że poezja i prawda powinny stać się – już w akcie poetyckim – jedną osobą. Co do stylu Różewicza Błoński zdaje się jeszcze dodawać – kto chciałby Różewiczowi zarzucić nadmierną prostotę języka, wyrazu – niech spróbuje jego styl naśladować. Byłoby to niezwykle trudne, a to właśnie jest warunkiem koniecznym do bycia poetą – aby z paru słów, słów najprostszych trysnęło wzruszenie. Kiedy liryka utraciła większość konwencjonalnych reguł – jak rym, tradycyjny rytm powstały obowiązki metaforyzacji, które wyraźnie odróżniałyby poezję od prozy. Różewicz odczuwa także i to, ale tylko naiwnym zdawać by się mogło, że nie ma różnicy między wierszem lirycznym , a artykułem w gazecie. W istocie -  u wielu naśladowców Różewicza nie ma, ale u niego samego różnica jest i właśnie ona – choć trudno uchwytna stanowi „istotę” jego poezji.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin