Narodowa Demokracja wobec komunizmu przed rokiem 1939.doc

(130 KB) Pobierz
Krzysztof Kawalec

 

 

Krzysztof Kawalec

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Narodowa Demokracja wobec komunizmu przed rokiem 1939

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Oceny stosunku Narodowej Demokracji wobec komunizmu jako prądu ideowego i jako ruchu politycznego należą dziś do zagadnień budzących kontrowersje, i nie tylko natury naukowej - przy czym może zastanawiać skala rozbieżności. Na jednym z biegunów plasują się poglądy eksponujące zasadniczą przeciwstawność dążeń i systemów wartości, na drugim zaś przeciwnie - starające się wykazać istnienie licznych zbieżności, wyrażających się zarówno w oglądzie zjawisk społecznych, jak i praktycznych działaniach, podobnych co do stylu, jak i wywoływanych szerszych skutkach. Współcześnie wydaje się dominować ten drugi pogląd. Poza przypominaniem upatrzonych, nielicznych zresztą, postaci uwikłanych po wojnie we współpracę z komunistami, a wywodzących się z szeroko pojętego obozu narodowo-demokratycznego, wskazuje się na przejęte przez PRL-owską propagandę pewne wątki tradycji ideowej środowiska. W grę wchodzi tu przede wszystkim nawiązywanie do tradycji piastowskiej, wygrywanie motywu antyniemieckiego oraz specyficznie interpretowana orientacja na Rosję - a także te elementy dziedzictwa ideowego obozu narodowego, które w takim czy innym stopniu korespondowały z realiami państwa położonego za "żelazną kurtyną", hołdującego kolektywistycznej wizji społeczeństwa, o gospodarce autarkicznej.

Wobec dużej ilości utrzymanych w tym duchu wypowiedzi dokumentowanie ich przypisem nie wydaje się celowe. Ich powszechność, jak i wpływ na szerszą świadomość wydaje się w równej mierze skutkiem upływu czasu jak i przerwania ciągłości życia politycznego w Polsce przez wojenny kataklizm oraz półwiecze rządów komunistycznych. Kurczy się szybko krąg uczestników oraz świadków wydarzeń, ci zaś, którzy jeszcze żyją, w znikomym stopniu są w stanie oddziaływać na świadomość zbiorową. To, co przestaje być elementem żywej tradycji, przechodzi to świata mitów i umyka z pola zainteresowania, bądź staje się przedmiotem spekulacji, opartych na coraz słabszym wyczuciu podstawowych realiów[1]. W rezultacie często kwestionuje się akurat to, co zachowało się w pamięci zarówno uczestników ruchu, jak i jego przeciwników oraz prześladowców - bądź identyfikujących się z poczynaniami tych ostatnich komunistycznych historyków[2] - to jest przekonanie o niemożności pogodzenia wykluczających się racji politycznych i światopoglądowych i związanej z tym koniecznością stoczenia walki na śmierć i życie.

Rozpatrując problem w sposób abstrakcyjny, można wskazywać na istnienie wspólnych elementów doktryn nacjonalistycznych oraz socjalistycznych, także tych opartych na marksizmie Taką wspólną cechą było z pewnością postrzeganie społeczeństwa jako tworu uporządkowanego wedle jednoznacznych kryteriów i odwoływanie się raczej do wspólnoty (narodu, klasy), niż jednostki. To samo powiedzieć można o tendencji do poszerzania bazy społecznej poprzez rozbudzanie emocji negatywnych: w przypadku socjalizmu poczucia zawiści, w przypadku nacjonalizmu - lęku przed obcymi[3]. Kolejną cecha wspólną było właściwe obu ruchom dążenie do umasowienia polityki poprzez aktywizację środowisk plebejskich, dotąd tradycyjnie "niemych". Skutkiem tych poczynań było zachwianie tradycyjnej hierarchii wartości i autorytetów społecznych - przy czym socjalizm burzył ją najzupełniej świadomie, jako że budowa nowego, egalitarnego porządku możliwa być mogła jedynie na gruzach starego. Dalej jednak listę podobieństw ciągnąć trudno. Pamiętając o wspólnej genezie wszystkich współczesnych wielkich ideologii politycznych, nie wyłączając także i liberalizmu[4] - co siłą rzeczy implikuje istnienie rozmaitych zbieżności - trudno przecenić znaczenie faktu, że rozwijały się one w ostrej rywalizacji i walce.

W pisanej u schyłku lat trzydziestych monografii Ligi Narodowej weteran ruchu, Stanisław Kozicki, sprowadzał jego genezę do potrzeby przeciwstawienia się liberalnym klimatom, odziedziczonym po pozytywizmie[5]. Opinia ta powstała wszakże po latach i trudno ją pogodzić nie tylko ze współczesnym stanem wiedzy historycznej, ale nawet ze współczesnymi jej relacjami innych znaczących uczestników ruchu, z Romanem Dmowskim na czele. Wspominając początki swej działalności, podkreślał swój wstręt do socjalistów - z którymi się starł w konspiracyjnej organizacji młodzieżowej, "Zecie". W obrębie "Zetu" właśnie socjaliści stanowić mieli grupę najbardziej wyrazistą, wnosząc doń, prócz fanatyzmu marksowskiego "[...] wstręt do tradycji polskiej, potępianie wszystkiego co polskie (łącznie z powstaniem), wreszcie rewolucyjne rusofilstwo, które się wyrażało w uwielbieniu dla literatury rosyjskiej [...]; w czytaniu wyłącznie po rosyjsku, nawet w śpiewaniu na zebraniach pieśni wyłącznie rosyjskich [...]"[6]. Jakkolwiek relacja Dmowskiego nie była wiele wcześniejsza niż książka Kozickiego, wydaje się bardziej ścisła. Potwierdzało ją wiele innych świadectw, zarówno postaci związanych z Narodową Demokracją, jak Władysława Jabłonowskiego czy Zdzisława Dębickiego, jak i ludzi spoza tego grona. Spośród nich wymienić warto przede wszystkim dziennik Stefana Żeromskiego[7], pisany w czasie studiów pisarza; rzecz znamienna, że wypowiadając swa opinię na bieżąco, wyraził ją Żeromski w formie bardzo dosadnej, drastycznej wręcz. Presję socjalistów w środowiskach spiskującej młodzieży potwierdzała także na swój sposób publicystyka środowisk konserwatywnych - sugerując, że w dalszej konsekwencji środowisko zdryfuje nieuchronnie na lewo, ku socjalizmowi[8].

Argumenty tego rodzaju, choć stronnicze, nie były pozbawione podstaw o tyle, że rezultat walki o "rząd dusz", jaki się toczył w środowiskach młodzieżowych, nie był przesądzony. Ruch socjalistyczny miał początkowo przewagę, dysponując znaczącymi atutami. Mógł się powołać na heroiczną legendę pierwszego pokolenia socjalistów polskich z Ludwikiem Waryńskim na czele, jak i udział Polaków w rosyjskiej socjalistyczno-terrorystycznej rosyjskiej "Narodnej Woli". Po klęsce powstania styczniowego im właśnie przypadł zaszczyt pierwszeństwa w rzuceniu rękawicy caratowi. Ten argument plus umiejętności dotarcia do środowisk plebejskich korespondowały z atrakcyjnością intelektualną marksizmu jako doktryny o cechach paranaukowych, zwartej, pozwalającej objaśnić literalnie wszystko. Dzisiaj widzi się ostro ułomności takiego sposobu myślenia, ale perspektywa końca ubiegłego stulecia była inna. Dodać należy, że socjaliści szybciej od swoich konkurentów uformowali się w zwarte struktury organizacyjne. Dysponując wyrazistym programem i nieporównanie większą sprawnością w działaniu byli w stanie skutecznie penetrować luźne struktury w rodzaju "Zetu" oraz Ligi Polskiej (utworzonej w 1887 r.).

Ci ostatni mieli początkowo problem z określeniem swojej tożsamości. Ani radykalne poglądy w kwestii społecznej, ani stosunek do tradycji narodowej - której sami też nie idealizowali - nie tworzyły bariery, dzielącej ich od socjalistów. Największe, w miarę upływu czasu pogłębiające się różnice, wiązały się z pojmowaniem tego, co jedni nazywali "internacjonalizmem proletariackim", a co się innym kłóciło już nie tylko z jego pojmowaniem obowiązków społecznych ale i tym, co wynieśli z domu, a co im się kojarzyło z poczuciem przyzwoitości i smaku.

Zaostrzająca się rywalizacja między socjalistami, a "patriotnikami", jak ich uszczypliwie nazywano, przypadła na początki kariery politycznej Romana Dmowskiego. Związał się z ludowo-demokratycznym pismem "Głos" akurat wtedy, gdy zostało ono zaatakowane przez socjalistów[9], z socjalistami starł się wówczas także w "Zecie", w związku z ujawnianym przez siebie dążeniem do akcentowania odrębności ruchu polskiego wobec drążącego całe państwo carów, rewolucyjnego fermentu[10]. Była to dla niego zasadnicza sprawa. Podejmując rozgrywkę z socjalistami barwy "międzynarodowej", okazał wielką determinację, konsekwencję, jak i charakterystyczną dla siebie umiejętność występowania wbrew dominującym nastrojom - gdy zaś wygrał rozgrywkę, nie omieszkał dopilnować usunięcia swoich oponentów z organizacji[11]. W opinii biografa Dmowskiego, Andrzeja Micewskiego, podejmując organizację obchodów narodowych rocznic, kierować się miał on właśnie dążeniem do przeciwstawienia się socjalistom przez inicjowanie rozruchów konkurencyjnych wobec imprez socjalistycznych[12]. Jakkolwiek motyw ów raczej nie decydował, bez wątpienia było coś na rzeczy. Angażując się w rozgrywkę z socjalistami, Dmowski potrafił okazać w niej nie tylko konsekwencje i wytrwałość, ale i znaczną elastyczność - widoczną nie tylko w epizodzie związanym z rozgrywką na terenie "Zetu", ale i umiejętnością dostrzeżenia wewnętrznych podziałów w obrębie ruchu socjalistycznego. Kierowane przez niego środowisko przez relatywnie długi czas potrafiło zachować dobre stosunki z socjalistami barwy "narodowej". Proklamowana w roku 1892 Polska Partia Socjalistyczna jak i utworzona rok później Liga Narodowa różniły się programami, jak i ocenami sytuacji, ale równocześnie - działając w konspiracji - ostrzegały się przed konfidentami, współpracując też przy kolportażu nielegalnej literatury. Ten stan rzeczy przeciągnął się mniej więcej aż do rewolucji 1905 r., gdy bezwzględna rywalizacja rzuciła oba środowiska przeciw sobie. Godzi się przecież zauważyć, że także wówczas temperatura wzajemnych pretensji i urazów, choć wysoka, nie zaowocowała wytworzeniem się podobnej przepaści, jak ta, która dzieliła zorganizowany wokół Ligi Narodowej ruch narodowo-demokratyczny od socjalistów barwy "międzynarodowej". W tym sensie skutki poczynań Dmowskiego z przełomu lat 80 i 90 XIX stulecia okazały się trwałe.

Trudno przecenić ich znaczenie tych poczynań, chociaż rzecz jasna nie były one dziełem jednego tylko człowieka. Rozdział, jaki się dokonał między ludźmi skłonnymi w działaniach publicznych dawać prymat wymogom doktryny marksistowskiej, a tymi, którzy ponad nią przedkładali nakaz solidarności ze społeczeństwem, w obrębie którego wyrośli, nastąpiłby niewątpliwie tak czy owak, ale zarówno przebieg tego procesu, jak i ukształtowany w jego następstwie układ sił zależał już w stopniu trudnym do przecenienia od energii i zdolności zaangażowanych postaci[13]. W końcu stulecia zasada odrębności ruchu polskiego święciła triumfy w środowiskach polskiej młodzieży studiującej, skończyła się też początkowa przewaga socjalistów w ruchu nielegalnym[14]. Był to proces w znacznej mierze żywiołowy; o tyle szerszy, że jego przejawy korespondowały z sukcesami nacjonalizmów także w innych krajach.

Patrząc z perspektywy czasu na ów proces trudno powstrzymać się od podkreślenia, że ziemie polskie nie znajdowały się w jego awangardzie. Społeczność polska odczuła jego skutki, zanim jeszcze zdobyła się na przeciwdziałanie. Było ono nie tylko relatywnie spóźnione, ale i - na tle szerszym - nie przybierające form szczególnie skrajnych. Kształt rozwijanej w obrębie środowisk kierowanych przez Ligę Narodową doktryny nacjonalistycznej w stopniu znaczącym określiła presja narodowego dziedzictwa, zdominowanego przez idee wolnościowe, tradycje romantyczną[15], wreszcie wpływy Kościoła katolickiego. Zaznaczające się preferencje ku skrajnościom były tonowane, bądź przybierały kształt specyficzny. Ogólny pogląd na społeczeństwo znacząco odbiegał od kolektywizmu doktryn socjalistycznych; dystans ten rósł stopniowo, w miarę jak środowisko wrastało w "starsze" społeczeństwo, wyzbywając młodzieńczego radykalizmu. W podobnym kierunku prowadziła ewolucja form organizacyjnych Ligi. Prowadziła ona do stopniowej utraty przez nią cech organizacji spiskowej, na rzecz przybierania form właściwych partiom politycznym. Jakkolwiek dokonująca się stopniowo ewolucja Narodowej Demokracji - jak nazywano środowiska kierowane przez Ligę - okazała się procesem wieloaspektowym, ogólnie rzecz biorąc w coraz bardziej jednoznaczny sposób sytuowała ona środowisko na prawicy, co siła rzeczy przesądzało o dystansie wobec wszelkich form socjalizmu. Na to nakładały się urazy spowodowane bieżącą rywalizacją. Szczególne znaczenie przyznać tu należy wydarzeniom rewolucji 1905 roku. Starcia bojówek oraz wzajemne rozbijanie wieców[16] wynikały nie tylko z niskiego poziomu politycznej kultury, ale i rozbieżności celów politycznych, niemożliwych do pogodzenia.

W sposób szczególny sytuacja ta określała stosunki między Narodową Demokracją a tym odłamem ruchu socjalistycznego, który - skupiony w obrębie struktur Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy - ostentacyjnie dystansował się od polskich aspiracji narodowych. Zachowując cały należny krytycyzm wobec częstych w propagandzie środowiska konstatacji akcentujących jego obcość na gruncie polskim, z czym się wiązało eksponowanie jego związków z ruchem socjalistycznym rosyjskim, jak i wskazywanie na personalia działaczy niepolskiego pochodzenia, przede wszystkim wywodzących się ze społeczności żydowskiej - trudno je sprowadzać li tylko do propagandowej manipulacji. Odzwierciedlały odczuwane żywo odczuwane poczucie zagrożenia, odrazę wynikłą z bezprecedensowego na polskim gruncie zetknięcia z ruchem masowym, wreszcie obawy o przyszłość ziem polskich, zagrożonych zdominowaniem przez obce żywioły. I jakkolwiek hołdowanie ideologii nacjonalistycznej niewątpliwie sprzyjało zaznaczaniu się podobnych obaw[17], zaznaczyły się one przecież o wiele szerzej. Zawarty w pracy Stanisława Kozickiego opis wielkiej manifestacji w Warszawie z 1 listopada 1905 r., zdominowanej przez tłum "który nie miał charakteru polskiego"[18] - jest zbieżny z obrazem zawartym we wspomnieniach członka kierownictwa PPS, Michała Sokolnickiego. Nie tylko co do opisu sytuacji, także co do żywo odczuwanego wrażenia obcości i odrazy[19]. Gorliwość SDKPiL w zwalczaniu haseł narodowych, potwierdzana także przez świadectwa lokalnych działaczy PPS[20] - sprzyjała eskalacji wrogości, jak i jej upowszechnieniu, także wśród ludzi wcześniej nie angażujących się politycznie.

Wrogość między środowiskami składającymi się na Narodową Demokrację a skrajną lewicą zaznaczyła się zatem na długo przed uformowaniem się tej ostatniej w struktury, właściwe ruchowi komunistycznemu w jego skrystalizowanej postaci. W stopniu, w jakim proklamowana w grudniu 1918 r. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski stanowiła kontynuację dawnej socjaldemokracji (SDKPiL), można mówić o przeniesieniu owej wrogości. Równolegle wszakże pojawiło się wiele nowych jej źródeł. Dwa spośród nich zasługują na baczniejszą uwagę. Po pierwsze, resentymenty rewolucji rosyjskiej. Miały one różny charakter. Relacje ludzi, którzy rewolucje tę widzieli z bliska, ilustrowały, jak kruche są podstawy dotychczasowego porządku[21], jak łatwo je naruszyć i czym to grozi. Jakkolwiek oceny prawdopodobieństwa powtórzenia się na gruncie polskim rosyjskiego scenariusza były rozmaite, obawy przed przewrotem społecznym uzyskały solidne potwierdzenie.

Drugim spośród nowych źródeł wrogości było stanowisko, zajęte przez ruch komunistyczny wobec odradzającego się państwa polskiego. Usiłowania tworzenia alternatywnych struktur w postaci Rad Delegatów Robotniczych oraz jednostek Czerwonej Gwardii, jak i próba bojkotu wyborów do Sejmu Ustawodawczego, w końcu zaś stanowisko zajęte w konfrontacji 1920 r. na swój sposób niewątpliwie ilustrowały konsekwencję oraz ciągłość postawy całego środowiska - trudno się przecież dziwić, że w optyce środowiska o przeciwstawnej hierarchii wartości, poczynania te nie budziły uznania. Przyjęte od lata 1920 r. w całym ruchu komunistycznym rozwiązania organizacyjne, zacieśniające zależność poszczególnych partii członkowskich od kierownictwa Międzynarodówki Komunistycznej (tzw. Kominternu) z siedzibą w Moskwie stanowiły instytucjonalne gwarancje zachowania na przyszłość demonstrowanych gorliwie związków z rewolucją rosyjską. Na gruncie polskim w praktyce oznaczało to gotowość do popierania stanowiska strony radzieckiej we wszystkich kwestiach spornych[22]. Naturalnie, ten stan rzeczy kształtował się stopniowo i nie wszystkie jego szczegóły były znane na zewnątrz ruchu - to jednak, co wiedziano, jak i to, czego się domyślano, w zupełności wystarczało do określenia stanowiska.

W marcu 1919 r. przedstawiciele Związku Ludowo-Narodowego - stronnictwa jednoczącego środowiska narodowo-demokratyczne z dawnych trzech zaborów - wystąpili w Sejmie z wnioskiem o delegalizację KPRP, jako ruchu antypaństwowego, dążącego drogą przemocy do zburzenia istniejącego porządku społecznego i prawnego. Wniosek upadł. Czy oznaczało to kwestionowanie przez większość Sejmu zasady, zgodnie z którą z uwagi na charakter swej działalności ruch komunistyczny nie może być traktowany na podobnych zasadach, jak inne partie polityczne, czy raczej aprobatę dla podjętej przez władze państwowe praktyki zwalczania działań komunistów w oparciu o odnoszące się do nich postanowienia kodeksu karnego? Wzajemna nieufność stronnictw oraz ich wzajemna rywalizacja przesądziły o porażce inicjatywy, która potencjalnie - jak się obawiano - mogła obrócić się ostrzem nie tylko przeciw komunistom.

W opinii środowiska zwalczanie komunizmu winno polegać na spójnych, głęboko przemyślanych działaniach, gdzie poczynania państwa spotykają się z szerokim wsparciem inicjatywy społecznej. Odgrywający w nim w latach dwudziestych znaczną role Stanisław Grabski znał rewolucje bolszewicką nie tylko z gazet: do lata 1918 r., kiedy udało mu się przedostać na Zachód, przebywał w Rosji. W opublikowanej w 1921 r. książce ze zgrozą konstatował skutki społecznej apatii i bierności - kiedy ogół, przez lata trzymany w żelaznej dyscyplinie przez reżim carski, nie reaguje ani na przejęcie władzy przez niewielką, głoszącą skrajne hasła grupę, ani nawet na bezpośrednie zagrożenie stwarzane przez mordy i terror. Ze strony władz państwowych ani radykalne reformy społeczne, ani poczynania dyktatorskie nie stanowią właściwego sposobu działania. Kluczową sprawą jest zachowanie widocznej na zewnątrz sprężystości i konsekwencji w działaniu - wytworzenie wrażenia, że rządzący wiedzą co czynią i są osobiście bezinteresowni w podejmowanych dla wspólnego dobra działaniach[23].

Znamienną cechą stanowiska zajętego przez Narodową Demokrację, utrzymywanego i w latach następnych, było oddzielanie stanowiska wobec rządzonej przez komunistów Rosji od stanowiska wobec komunistów działających w Polsce, a także wobec wyznawanej przez nich ideologii. Wrogość wobec ruchu komunistycznego oraz głoszonej przez nich ideologii jedynie w ograniczonym stopniu rzutowała na stosunek do rządzonego przez nich państwa. Eksponowanie odrażających cech zaprowadzonego w Rosji "azjatyckiego" systemu rządzenia, przedstawianego jako zaprzeczenie podstawowych zasad cywilizacji europejskiej[24], czasem także jako efekt zemsty na Rosjanach, dokonanej przez Żydów (ten wątek był na prawicy, także konserwatywnej, rozpowszechniony szerzej[25]), którzy w ten sposób zrewanżować się mieli za przedwojenny antysemityzm - nie zaowocowało jednoznacznymi konkluzjami, jeśli nie liczyć zdawkowych deklaracji współczucia, tez zresztą niezbyt częstych. Na ogół uważano, że Rosja ma, na co zasłużyła. "Rosja - pisał w kwietniu 1930 r. Roman Dmowski do Jana Żółtowskiego - nie należy do świata rzymskiego, którego ostatnimi przedstawicielami na wschodzie jesteśmy my, co prawda nieszczególnymi, jak o tym świadczy nasze dzisiejsze życie publiczne"[26]. W Rosji zaś bolszewicy rządzą, co prawda, w sposób barbarzyński, ale Rosja innych rządów nigdy nie zaznała. Istotą poczynań bolszewików były w opinii Dmowskiego nie tyle nawet wskazania Marksa, ile dążenie do monopolizacji władzy, rozciągniętej na ekonomie oraz sferę duchową[27]. Rosjanom najwyraźniej system ten nie przeszkadza, ze strony zaś Polski wszelkie próby ingerowania weń byłyby głupotą[28]. Także Rosja nie ma powodu do wojennych awantur. Utracone na rzecz Polski obszary miały dla Rosji charakter peryferyjny i - rozumując logicznie - można było oczekiwać, że nie podejmie ona ryzyka konfliktu, który nawet w wyniku powodzenia stwarzałby więcej problemów niż rozwiązywał. Z punktu widzenia bezpieczeństwa granicy zachodniej Rosji sąsiedztwo z Niemcami niewątpliwie przedstawiało o wiele większe ryzyko niż sąsiedztwo z Polską[29].

Niektórzy widzieć w tych poglądach chcą refleks tzw. orientacji prorosyjskiej sprzed I wojny światowej, wydaje się to jednak nieuzasadnione. W nierównie większym stopniu oddziaływała świadomość rzeczywistego stosunku sił, pomijając nawet, że stanowisko zajmowane przez Narodową Demokrację polegało nie tyle na dążeniu do zacieśnienia stosunków z bolszewicka Rosją, ale raczej na staraniach o wzajemne rozgraniczenie wpływów, przy możliwie ścisłym "uszczelnieniu" własnej strefy.

Walka z komunizmem w kraju ściśle mieściła się w logice tego sposobu myślenia, stąd też całe środowisko prowadziło ją z wielka energię. Dążenia do wsparcia w tej walce państwa możliwie wszechstronną inicjatywą społeczną zaowocowały rozległymi poczynaniami, podejmowanymi w wielu dziedzinach. Znaczna ich część w praktyce sprowadzała się do starań o rozszerzenie politycznego zaplecza, nie zawsze koordynowanych z działaniami potencjalnych sojuszników z kręgów prawicy. Taki charakter miały starania o rozwój prasy ludowej, a także codziennej, o zasięgu z założenia jak najszerszym; a także próby budowania własnych związków zawodowych. Odrębny charakter miały działania z założenia długofalowe, obliczone na trwalsze ugruntowanie wpływów, niż da się to osiągnąć w drodze prowadzonej przez stronnictwo agitacji politycznej. I tak, środowisko postarało się o ugruntowanie wpływów wśród nauczycieli akademickich oraz szkół średnich poprzez prace w grupującym ich związku zawodowym, pod nazwą Towarzystwa Nauczycieli Szkół Średnich i Wyższych. Trudniejsza okazała się penetracja nauczycielstwa szkól powszechnych. Innym działaniem o charakterze długofalowym, prowadzonym z dużą elastycznością, konsekwentnie i owocnie, były starania o zdobycie wpływów w środowiskach młodzieżowych Niekiedy, jak w przypadku akademickiej Młodzieży Wszechpolskiej czy działającej półlegalne Narodowej Organizacji Gimnazjalnej - odbywało się to poprzez własne struktury, niekiedy - jak w przypadku Związku Harcerstwa Polskiego - poprzez rozbudowę wpływów wśród kadry instruktorskiej, wychowującej młodzież w poszanowaniu dla religii oraz tradycji narodowej.

Odrębnym i z perspektywy czasu najbardziej kontrowersyjnym pomysłem było rosnące zainteresowanie możliwością sięgnięcia do narzędzia dotąd wyzyskiwanego przez przeciwnika, tj. posłużenie się "gniewem ludu". Fascynacja przykładem sukcesu, jaki we Włoszech odnieśli faszyści Mussoliniego, korespondowała z rozczarowaniem rozwojem sytuacji w Polsce. Na tle wielorakich trudności powojennej doby, trudnych do pojęcia dla ludzi uformowanych w stabilnych realiach XIX stulecia, irytująca była niewydolność systemu politycznego, korespondująca z niedostateczną sprawnością administracji. Dla ludzi młodszych, mających za sobą służbę w szeregach, wzorca dla skutecznych działań zbiorowych dostarczyło wojsko. Przewrót majowy zaś nawet wśród ludzi dalekich od skrajnych poglądów ugruntował wątpliwości co do walorów ustroju opartego na kartce wyborczej. Reprezentatywna wydaje się opinia Zygmunta Wasilewskiego, skarżącego się na ujawnione po wojnie barbarzyństwo "które czeka na siłę przeciwnika, nie może zaś przyjąć walki ideowej. Ujawnia się ta niewspółmierność na każdym kroku w zdziwieniu po jednej stronie, a w cynicznym śmiechu po drugiej. Europa cywilizowana nie może się nadziwić, że prawo jest deptane; a znów Azja się śmieje, że ktoś oczekuje walki na gruncie parlamentarnym. To znowu zdziwienie, że złamana zasada demokracji; odpowiada na to śmiechem dyktatura. (...) Włochy (...) pierwsze zrozumiały, że na nowy typ dyskusji trzeba wynaleźć nową mowę, właściwie sięgnąć po dawno nie używaną i zapomnianą". I dodawał: "(...) doktryna i Lenin sam byli raczej przypadkiem. W taki deseń układa się każda ruina cywilizacji"[30]. Działacze młodszego pokolenia nie podzielali już tej pesymistycznej oceny, kojarząc narastającą skłonność do posługiwania się w walce politycznej przemocą z odrzuceniem gry pozorów oraz zakłamania. Jeśli są różnice zdań, a każda ze stron traktuje swoje poglądy serio, to nie może pozwolić innym błądzić. W sposób klarowny, a przy tym nie wolny od cynizmu, wyrażał tę myśl Jerzy Drobnik[31]. "Toczymy wprawdzie - pisał dziesięć lat później Jan Dobraczyński - walkę w sferze duchowej, ale nonsensem byłoby twierdzić, że można sferę zagadnień ducha oderwać całkowicie od sfery zagadnień materii (...). Gdy więc zwalczamy niebezpieczną ideę, wyznawaną i propagowaną przez człowieka lub grupy ludzi, uderzamy z konieczności (...) w człowieka materialnego i w jego dobra materialne (...)"[32]. Związany z RNR "Falangą" poeta, Włodzimierz Pietrzak, już nie usprawiedliwiał się ani nie przekonywał, lecz otwarcie głosił chwałę przemocy: "Niech się bronią stateczni, wzywamy ich do walki, aby odeszli z pieśnią wojownika, w szczęku oręża - jeśli potrafią, oni, którzy nie znali w życiu ryzyka odwagi. Muszą odejść - oto jest nasza godzina, stoimy u progu zwycięstw, które zedrzemy ręka twardą" [33].

O ile w latach dwudziestych podobne wynurzenia zdarzały się raczej wyjątkowo, to upowszechniły się w kolejnym dziesięcioleciu, w zmienionym klimacie politycznym, gdy w wyniku ekonomicznego załamania zaostrzyły się antagonizmy polityczne oraz społeczne; sens zaś trzymania się parlamentarnej taktyki zaczął budzić wątpliwości nawet wśród wytrawnych polityków sejmowych. Było to szersze zjawisko; w obozie narodowym w stopniu większym niż gdzie indziej związane z wymianą pokoleń, jaka się zaznaczyła w jego szeregach. Zmiany te owocowały odmiennym, bardziej ofensywnym stylem działania, dostosowanym do wymogów ulicznej konfrontacji. W enuncjacjach działaczy starszego pokolenia bez trudu łowić można głosy dokumentujące poczucie słabości wobec przeciwnika na lewicy, lepiej zorganizowanego, umiejętnie żerującego na emocjach tłumów, potrafiącego skutecznie posłużyć się nie tylko demagogią, ale i pięścią - "młodzi" nie mieli już kompleksów na tym tle.

Nowy styl politycznego działania zaowocował licznymi incydentami, odnotowywanymi w policyjnych raportach[34]. Daremne byłoby dowodzić, że przeciwnikami obozu narodowego byli nie tylko komuniści; starcia z nimi wszakże miały zawsze szczególny charakter. W komunistach widziano nie jedną z wielu grup politycznych, ale grupę w pełnym tego słowa znaczeniu wyjątkową; rodzaj politycznej sekty o zasięgu globalnym, przepojonej nienawiścią wobec świata cywilizacji zachodniej (chrześcijańskiej, opartej na poszanowaniu indywidualności ludzkiej), a także Polski. Przedkładanie wierności dla Związku Radzieckiego nad lojalność wobec własnego państwa wypływać miało, jak wskazywano, nie tyle z określonej politycznej koncepcji, ale ze szczególnego rodzaju braku skrupułów, związanych z iście koczowniczym stosunkiem do społeczeństwa, w obrębie którego się wyrosło. Gdy walczy się z przeciwnikiem, którego celem jest - jak w Hiszpanii - wepchnięcie własnego kraju w wojnę domową[35], nie można pozwolić sobie na żadną, nawet drobną porażkę. Szczególnym terenem politycznej konfrontacji, właśnie z uwagi na ideologizację starć stały się w latach trzydziestych wyższe uczelnie. Niechętny obozowi narodowemu noblista, Czesław Miłosz, wspominając swoje czasy uniwersyteckie, eksponował pogłębiającą się wśród młodzieży polaryzację polityczną. Podział na faszyzującą prawicę oraz coraz wyraźniej stalinowską lewicę dokonywał się kosztem postaw pośrednich: stąd też "(...) na rozmaitych postępowców marksiści patrzyli jako na niedojrzałych, czekających jeszcze na prawdziwe wtajemniczenie. I na odwrót, konserwatywne odruchy nakazywały wielu współczesnym nieufność wobec wszystkich demokratów i liberałów, jakby w zerwaniu z automatycznym posłuszeństwem hasłu: >>Bóg i Ojczyzna<< zawierał się już marksizm nieuświadomiony"[36]. Ocenę tę, formułowaną po latach, potwierdzała opinia jednego z wyróżniających się przywódców młodzieży endeckiej, Wojciecha Wasiutyńskiego, z roku 1932. "Kto (...) - dowodził Wasiutyński - bez zastrzeżeń odrzuca ideę narodową, musi prędzej czy później dojść do ideowego komunizmu. Tylko te dwa prądy mają przed sobą przyszłość na dalszą metę" [37].

Coraz silniej zaznaczany antagonizm wobec komunizmu osiągnął w końcu rozmiary rzutujące na ogląd sytuacji międzynarodowej Czołowy w obrębie środowiska jej komentator, Stanisław Kozicki, opublikował w początkach 1936 r. artykuł, w którym eksponował obecność w polityce wielkich prądów ideowych: nacjonalizmu z jednej strony, rozlicznych międzynarodowych z drugiej. W tym kontekście wymienił wpływy Żydów, masonerii, socjalizmu i komunizmu, by w dalszej części wywodu podkreślić, że tak naprawdę liczy się tylko ten ostatni czynnik. "Odrzuciwszy elementy demokratyczne i humanitarne z socjalizmu, hołdując daleko idącemu realizmowi politycznemu, jest komunizm bardziej przystosowany do ducha czasów nowych, ma w sobie czynniki podboju i ekspansji, jest właściwie jedynym dziś realnym konkurentem ideowym nacjonalizmu w Europie Zachodniej"[38]. Analizując całość politycznej koncepcji środowiska trudno tracić z pola widzenia, ze owa "ideopolityka" - jak ja nazywano - nie wyparła tradycyjnego poglądu, zgodnie z którym polityka każdego narodu jest zdominowana przez położenie geograficzne oraz historię. Oznaczało to w szczególności, że wobec silnie odczuwanych obaw przed Niemcami wstręt wobec komunizmu nie zaważył, także po przejęciu władzy w obrębie środowiska przez młodych działaczy, na przekonaniu o potrzebie utrzymania dobrych stosunków z Rosją. To dlatego publicystyka endecka zaznaczała negatywny stosunek do bloków ideologicznych, w rodzaju proklamowanego przez Hitlera paktu antykominternowskiego[39]. Inaczej jednak było w przypadku krajów geograficznie od Polski odległych, gdzie w komentarzach ideologiczne antypatie i sympatie znajdowały pełny wyraz. Klasycznym przykładem były tu komentarze i oceny dotyczące wojny w Hiszpanii.

Przypisy:



[1] Jest to problem szerszy; widoczny na przykład w zmieniających się ocenach ostatniej wojny światowej. Znakiem czasu jest tu powodzenie różnych form tzw. rewizjonizmu historycznego.

[2] Za przykład posłużyć może praca Jerzego Janusza Tereja, Idee, mity, realia, Szkice do dziejów Narodowej Demokracji, Warszawa 1971, s. 60‑61.

[3] Krzysztof Kawalec, Lewica, totalitaryzm, dialog, "Głos" nr 74-75 (4 z 1991), s. 85.

[4] Problem ten porusza m.in. wydana w 1952 r. książka Jacoba Leiba Talmona, The origins of totalitarian Democracy.

[5] S.Kozicki, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin