Współczesne problemy polityki polskiej.doc

(80 KB) Pobierz
Współczesna polska polityka obronna

 

 

 

Rafal Wiechecki
Jan Kolodziej-Gliwinski

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Współczesne problemy
polityki polskiej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ziemie Odzyskane w świetle przygotowań Polski
do integracji z Unią Europejską

 

Ziemie Odzyskane obejmujące swym zasięgiem obszary województw: warmińsko-mazurskiego, pomorskiego, zachodniopomorskiego, lubuskiego, dolnośląskiego i opolskiego stanowią dużą część terytorium Polski decydując w znacznym stopniu o obliczu naszej Ojczyzny. Bez tych terenów trudno sobie wyobrazić suwerenną i niepodległą Polskę, co więcej, jest to niemożliwe. Dziwi więc swoista zmowa milczenia dotycząca definitywnego uregulowania statusu prawnego tych ziem i wszelkich związanych z tym spraw majątkowych. Żądania wysuwane wobec państwa polskiego i Polaków przez liczne środowiska rewizjonistyczne są na tyle poważne, że powinny budzić one uzasadniony niepokój strony polskiej. Nie wszyscy jednak dostrzegają zagrożenie płynące z za zachodniej granicy. Jest to szczególnie widoczne na szczytach władzy, która za główny cel polityki zagranicznej przyjęła wejście Polski w struktury Unii Europejskiej. Pozwolę sobie na krótki zarys stanowisk obu państw w kwestii Ziem Zachodnich i Północnych oraz przedstawienie sytuacji prawnej tych ziem w prawie międzynarodowym i prawie unijnym.

Stanowisko strony polskiej jest jasne i zgodne z polskim interesem narodowym. Nacjonalizacja majątków niemieckich stanowi częściową rekompensatę za straty poniesione przez Polskę w wyniku agresji, a następnie okupacji przez Niemców. Wysiedleni obywatele niemieccy mogą domagać się odszkodowań, ale pod jednym warunkiem. Muszą oni wykazać, że wywłaszczenie nastąpiło niezgodnie z wówczas obowiązującym prawem.

Państwo niemieckie przyjęło całkowicie odmienne stanowisko. Uważają oni, że Polska nie miała żadnego prawa pozbawiać Niemców ich własności i zmuszać do opuszczenia zamieszkiwanych przez nich terenów. Mogła żądać jedynie reparacji wojennych od państwa niemieckiego. Jest to generalna linia niemieckiej polityki zagranicznej odnosząca się do działań powojennych wobec obywateli Niemieckich. Potwierdza to ostatni konflikt czesko-germański (silnie zaangażowani są tu także Austriacy) dotyczący oceny wysiedleń i roli, jaką odegrali Niemcy Sudeccy w Czechosłowacji. Na arenie wewnętrznej niemieckie najwyższe władze nie ustają w zapewnianie różnych środowisk rewizjonistycznych, z których największe i najzacieklejsze to Związek Wypędzonych z Eriką Steinbach na czele, o determinacji, z jaką będą walczyć o rozwiązanie tej kwestii na korzyść Niemiec.

Stanowiska obu stron są więc jednoznaczne. Polska twardo broni polskiego stanu posiadania,
a strona niemiecka jasno stwierdza, że doprowadzi do rozwiązania problemu w sposób korzystny dla siebie. Co w takiej sytuacji mówią traktaty zawarte pomiędzy Polską i Niemcami? 21 czerwca 1990 roku został podpisany polsko-niemiecki traktat o potwierdzeniu granicy. Traktat ten nie tylko nie rozwiązał spraw majątkowych, ale stał się groźną bronią w ręku niemieckich środowisk rewizjonistycznych. Twierdzą one, że Polska dopiero na mocy postanowień tego traktaty uzyskała suwerenność na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Ich przedstawiciele uważają, że Traktat Poczdamski z 1945 roku stanowił, że strona polska jest jedynie „administratorem” na tych ziemiach, co oznacza, że państwo polskie do momentu zawarcia traktaty w roku 1990 było państwem okupacyjnym. Twierdzą oni na tej podstawie, że polski dekret wywłaszczeniowy z 1946 roku był nieważny, ponieważ łamał postanowienia IV konwencji haskiej z 1907 roku, która zabrania zmian własnościowych na terenach okupowanych. Ministrowie spraw zagranicznych Polski i Niemiec w listach uzupełniających do polsko-niemieckiego traktatu o dobrosąsiedzkich stosunkach zawartego w dniu 17 czerwca 1991 roku również wyraźnie potwierdzają stanowisko, które stanowi, że „niniejszy traktat nie zajmuje się sprawami majątkowymi”. Uregulowanie stosunków własnościowych Ziem Odzyskanych znów zostało odłożone na okres późniejszy. Warto przytoczyć tutaj stanowisko niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, którego podstawowym zadaniem jest orzekanie o zgodności wszystkich aktów prawnych (głównie umów międzynarodowych i ustaw) z konstytucją. Trybunał Konstytucyjny Republiki Federalnej Niemiec w wyroku, którego przedmiot dotyczy zgodności z niemiecką konstytucją polsko-niemieckiego traktatu granicznego z 1990 roku, w sposób jednoznaczny wykazał, że władze w Berlinie uważają sprawę własności ziem za Odrą i Nysą Łużycką oraz roszczeń odszkodowawczych za kwestię ciągle otwartą. Część tego orzeczenia brzmi następująco:

1.       Traktat graniczny nie ma wpływu na kwestię własności na byłych niemieckich terenach wschodnich. Nie narusza prawa obywateli określonego w art.14 ustawy zasadniczej (ochrona prawa własności i dziedziczenia). Nie jest związany z uznaniem polskich działań wywłaszczeniowych, ani nawet z milczącą rezygnacją z popierania roszczeń prywatnych. Nie wypowiada się o skuteczności polskich działań w tej sprawie podejmowanych przed wejściem w życie traktatu granicznego. Nie zmusza niemieckich sądów ani innych władz do uznania za skuteczne polskich działań wywłaszczeniowych, ani zrezygnowania z ich oceny zgodnie z niemieckim prawem międzynarodowym prywatnym.

2.       Sytuacja wypędzonych nie ulega zmianie przez fakt uregulowania granicy. Traktat nie podważa dalszego istnienia roszczeń, ani nadziei na rewindykacje lub przynajmniej na odszkodowanie.

Jeżeli ktoś miał wątpliwości, co do stanowiska niemieckiego w sprawie Ziem Odzyskanych
to przytoczony fragment wyroku Trybunał Konstytucyjny Republiki Federalnej powinien je całkowicie rozwijać.

Międzynarodowe prawo publiczne przyjęło generalną zasadę nienaruszalności dóbr prywatnych, wedle której, na cele reparacyjne można przejąć wyłącznie majątki stanowiące własność państwa uznanego za winne. Nie można natomiast nigdy przejmować na ten cel dóbr osób prywatnych. Koncepcja taka może prowadzić do uznania za nielegalne postanowienia dekretu wywłaszczeniowego z 1946 roku. Szczególne zainteresowanie budzą normy prawa unii europejskiej, tym bardziej, że tzw. elity prą na oślep w kierunku Brukseli nie licząc się z nikim i z niczym. Prawo unijne przyjęło zasadę nienaruszalności prawa własności, uznając je za „święte”. Precyzyjna ochrona obejmuje nie tylko to jedyne nieograniczone prawo rzeczowe – prawo własności, ale również wszystkie prawa podmiotowe. Prawo wspólnotowe jest prawem wyższym niż prawo krajowe. W przypadku ewentualnych sprzeczności normy prawa krajowego stają się nieważne, a sądy krajowe nie mogą się powoływać na prawo wewnętrzne. Sytuację pogarsza fakt, iż każdy kraj wstępujący do Unii Europejskiej ma obowiązek przyjąć całość prawo wspólnotowego, cały dorobek prawny Unii. Niemcy mogą powoływać się również na art.13 Traktatu o ustanowieniu Wspólnot Europejskich, który wprowadził zakaz dyskryminacji ze względu na narodowość, a „wypędzeni” uważają, że wywłaszczenie obywateli niemieckich z Ziem Odzyskanych był taką właśnie dyskryminacją. W przypadku wstąpienia Polski do krajów piętnastki pojawi się nieunikniony konflikt dwóch praw własności do tych samych nieruchomości: prawa polskiego i niemieckiego. Natychmiastową koniecznością jest uregulowanie w sposób ostateczny spraw własnościowych i innych kwestii majątkowych na tych polskich ziemiach. Należy zastosować metodę faktów dokonanych i przekształcić użytkowanie wieczyste (które jak wiemy trwa jedynie 99 lat) w prawo własności.

Jeżeli ta sprawa zostanie rozwiązana po polskiej myśli to zagrożenie dla Ziem Zachodnich
i Północnych nie ustaje. Kolejnym problemem jest kolosalna różnica w sytuacji ekonomicznej obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej i narodu polskiego stawiająca na przegranej pozycji Polaków. Problem ten obejmuje nie tylko Ziemie Odzyskane (choć one są najbardziej zagrożone), ale całość terenów Polski. Na początek warto przypomnieć polskie stanowisko negocjacyjne w sprawie obrotu nieruchomościami po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Są to następujące okresy przejściowe:

-          12 lat dla dużych firm unijnych, które zechcą kupować wielkie obszary ziemi
i lasów;

-          7 lat dzierżawy dla farmerów, którzy chcieliby kupić grunty w północnej
i zachodniej Polsce;

-          3 lata dzierżawy na pozostałych ziemiach;

-          5 lat na tzw. drugie domy, czyli sprzedaż obywatelom z UE działek, domków letniskowych itp.;

-          0 lat dla nieruchomości i ziem pod inwestycje;

-          0 lat na domy lub na mieszkania dla osób, które chciałyby się u nas osiedlić.

UE chce się „dobrodusznie” zgodzić na takie okresy przejściowe, ale spór dotyczy momentu,
od którego należy liczyć dzierżawę: UE chce liczyć ten okres od początku dzierżawy, a Polska od chwili członkostwa. Jest to spór bardzo istotny, ponieważ jak twierdzi p. Jan Wołek, W-ce Prezes Zarządu Wojewódzkiego PSL, Przewodniczący Rady Wojewódzkiego Związku Rolników, Kółek
i Organizacji Rolniczych w woj. zachodniopomorskim, w były woj. zachodniopomorskim ziemi będącej we władaniu (prawo własności, dzierżawa, różne kombinacje, których celem jest obejście prawa) kapitału zagranicznego jest prawie 50%!!! Jak bowiem można wytłumaczyć fakt, iż grunty leżące odłogiem mają regularnie uiszczane opłaty, podatki, dzierżawę? Z czego skoro nie ma upraw? Prosta spraw – opłaty wnosi ich rzeczywisty właściciel, kapitał zagraniczny! Prawdziwą skalę tego zjawiska poznamy dopiero po wstąpieniu do UE – twierdzi p. Wołek. Obecnie dostęp do dokumentacji własności rolnej jest bardzo utrudniony. Warto podkreślić tutaj obłudę panującą w szeregach PSL-u i komiczne zachowanie towarzyszące większości jej działaczy będących zaskoczonymi jakoby stanowiskiem min. Cimoszewicza w sprawie obrotu polską ziemią. Pan Jan Wołek w wywiadzie udzielonym w kwietniu 2001 roku „Myśli Polskiej” mówił; „Po 3 latach dzierżawy dzierżawca po naszym wstąpieniu do UE zyskuje prawo pierwokupu”. Na szczególną uwagę zasługuje fakt braku okresu przejściowego na zakup przez obcokrajowców domów lub mieszkań dla osób, które w Polsce chcą się osiedlić. Proszę porównać ceny mieszkań w Szczecinie i Berlinie, pomyśleć gdzie mieszkali przodkowie dużej części Niemców, gdzie kierują się ich sentymenty, w którą stronę zmierzają ich zakusy imperialne, gdzie są żyzne gleby i nie zanieczyszczone jeszcze środowisko, gdzie... i zobaczyć jak za kilka lat będzie wyglądał Szczecin wraz z innymi jeszcze polskim miastami i ziemiami. Już teraz szacuje się, że ok. 10% mieszkań w Szczecinie jest pod faktyczną władzą zachodnich sąsiadów. Coraz częściej spotyka się tabliczki w centrum miasta informujące „verkaufen”- na sprzedaż. Infiltracja germańska jest tak silna, że Rada Miasta Szczecina postanowiła ostatnio uhonorować przedwojennych burmistrzów Szczecina nazywając imieniem Hermana Hakena rondo, a Friedricha Akermana skwer. Jest to dopiero początek działań „reformatorskich” radnych Szczecina, ponieważ jak głosi oficjalne stanowisko Komisji Edukacji, Sportu i Rekreacji RM, należy „ze względów edukacyjnych nowo powstające osiedle w Szczecinie nazwać „Osiedlem  Europejskim”, a nazwy ulic na tym osiedlu powinny być poświęcone znakomitym Europejczykom, Polakom, Niemcom i przedstawicielom innych narodowości”. W ramach Eurokorpusu stacjonują w Szczecinie wojska niemieckie! Nie to jest jednak najważniejsze.

Współcześnie stosujemy w walce z nieprzyjacielem zamiast oręża mechanizmy rynkowe, to pieniądz podbija świat. Dlatego warto porównać ceny gruntów w Polsce i krajach członkowskich UE (łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego tak bardzo sprzeciwia się okresom przejściowym na wykup polskiej ziemi Holandia):

Niemcy     - 9436  Euro za hektar (11 razy drożej niż w Polsce);

Holandia   -24869 Euro za hektar (24 razy drożej niż  Polsce);

Polska       -    874 Euro za hektar.

Są to dane Komisji Europejskiej, przy czym nożyce cenowe są jeszcze większe, gdyż ceny ziemi Polski dotyczą roku 1999, a Niemiec i Holandii roku 1998, a więc nie zostało tu uwzględnione działanie inflacji, która prowadzi do podniesienia cen. Łatwo sobie wyobrazić jak zadziała w takich realiach prawo popytu i podaży wraz z  wolną konkurencją. Dramat polega dodatkowo na tym, że najtańsze ziemie i największe bezrobocie jest właśnie na Ziemiach   Odzyskanych. Jak to się dzieje, że dobrodziejstwa płynące z Unii Europejskiej i „kochanego” niemieckiego sąsiada powodują,  iż sytuacja gospodarcza Polski jest najcięższa na zachodzie i północy? Tereny położone na wschodzie kraju, obok granicy z Ukrainą i Białorusią, mają mniejsze bezrobocie i droższe ziemie. Nie chcę być posądzony o populizm, ani tym bardziej rusofilizm, więc posłużę się dla zobrazowania tej stałej tendencji następującymi danymi statystycznymi.

Ceny ziemi w Polsce (Euro za hektar):

Klasa ziem:                        dobra           średnia          słaba

Zachodniopomorskie:         1253               877              642

Lubuskie:                            1112               868               555



Pomorskie:                          1260               982               786

Lubelskie:                            1726             1205              658

Podlaskie:                            1969              1244             639

Świętokrzyskie:                   2090              1510             847

Przyrost stopy bezrobocia od grudnia 2000 roku do grudnia 2001 roku:

Największy (od 2,8% do 3,2%) w województwach lubuskim, zachodniopomorskim, pomorskim
i warmińsko- mazurskim.

Najmniejszy (od 1,2% do 1,7%) w województwach lubelskim, podlaskim, podkarpackim
i świętokrzyskim.

Przypomnę, że ogólna stopa bezrobocia w warmińsko-mazurskim wynosi prawie 30%,  lubuskim 25%,  zachodniopomorskim 22%, a dla przykładu w lubelskim jedynie 14%. Takie są fakty, których obalić nie można. Jeżeli dodamy do tego dysproporcje w zarobkach, w poziomie życia Polaków i obywateli państw piętnastki, a w szczególności Niemców, to mamy pewność jak będzie wyglądała wolna konkurencja zastosowana do obrotu polskich nieruchomości i jakie skutki taki obrót przyniesie.
W takim stanie rzeczy prostackie są kpiny tzw. euroentuzjastów wobec Polaków, którzy boją się wykupu polskiej ziemi po wstąpieniu naszej Ojczyzny do Unii Europejskiej, ponieważ obawy te są całkowicie uzasadnione.

              Podsumowując należy stwierdzić, że szczególnej ochrony potrzebują Ziemie Zachodnie
i Północne. Granica na Odrze i Nysie Łużyckiej została  wprawdzie potwierdzona, ale status prawny tych ziem, sprawy własnościowe i inne roszczenia majątkowe pozostają nadal kwestią otwartą. Środowiska rewizjonistyczne coraz głośnie krzyczą o zwrocie  ziem, z których zostali wywłaszczeni
i wypłacie z tego tytułu przez państwo polskie odszkodowań. Najwyższe władze niemieckie popierają te żądania bez zastrzeżeń realizując swoją niezmienną od wieków doktrynę polityki zagranicznej, według zasady „Drang nach Osten”. Jak informuje nas „Newsweek”, „Niemcy pozostają oddane
i przywiązane do jednej z najbardziej fundamentalnych zasad Europy, czyli rozszerzenia na Wschód”. Tak, jest to fundamentalna zasada Europy, ale redaktorzy „Newsweeka” nie dostrzegają tego, iż jest to koncepcja Europy niemieckiej. Przewlekłe zabiegi Niemiec na arenie międzynarodowej, których końcowym celem jest uznanie polskiego dekretu wywłaszczeniowego za nielegalny nie zniechęcą na pewno „wypędzonych” do powrotu na Ziemie Odzyskane. Tym bardziej, że mają oni jeszcze inną broń – pieniądze. Ziemie można przecież kupić, co będzie działaniem powszechnym po integracji Polski z Unią Europejską. Ochotę na polską ziemię mają nie tylko Niemcy. Czysty rachunek ekonomiczny nakazuje  nabywanie taniej polskiej ziemi przez obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej. Dla jednych będzie ona stanowić pole uprawne pod własną produkcję rolną (farmer holenderski kupi w Polsce 24 hektary ziemi, podczas gdy w Holandii jedynie hektar za tę samą cenę), inni przeznaczą polskie tereny pod budowę fabryk (wszak będą mieli tanią siłę roboczą i 40 milionowy rynek zbytu, a w perspektywie rynki wschodnie), jeszcze inni zyskają doskonałe miejsce do  wypoczynku (np. tereny Warmii i Mazur, czy Podkarpacia). Tylko co zostanie dla Polaków.

 

     Rafał Wiechecki

 

 

 

WSPÓŁCZESNA POLSKA POLITYKA OBRONNA

 

              Polska po roku 1989 stanęła w obliczu nowej sytuacji geopolitycznej oraz destabilizacji układu sił zbrojnych w Europie. Upadek imperium komunistycznego i Układu Warszawskiego spowodował, że ustalany w drugiej połowie XX wieku układ sił, stał się nieaktualny. Sytuacja zmusiła do nawiązania stosunków dyplomatycznych z nowymi państwami, które pojawiły się na mapie naszego kontynentu. Przestał obowiązywać układ Moskwa-Waszyngton, przez co każdy nowy kraj stanowił osobny problem i zagrożenie. Należy przypomnieć, że Polska wcześniej graniczyła z 3 państwami na lądzie, będąc wewnątrz Układu Warszawskiego. Obecnie nasz kraj graniczy z 7 państwami, będąc jednocześnie granicą Paktu Północno Atlantyckiego. Z tego wynika teoretyczne założenie, że zagrożeń powinniśmy głównie spodziewać się ze wschodu. Jednak biorąc pod uwagę historię Polski oraz to, że zawierane przez nas sojusze nieraz zawodziły, należy starać się osiągnąć jak najwyższy poziom obronności naszego państwa. Najlepszym straszakiem na agresje innego państwa jest posiadanie silnej armii i świadomego obronnie społeczeństwo. Należy to osiągnąć przez odpowiednie działania podjęte zawczasu, a nie zrzucanie odpowiedzialności za obronę Polski na NATO i spychanie tego problemu na boczny tor. Parafrazując słowa konstytucji 3 maja: „naród sam sobie jest winien obronę”.

 

              Parafowanie przez Polskę układu o redukcji sił konwencjonalnych w Europie CFE-1 postawiło nas w bardzo niekorzystnej sytuacji militarnej. Kluczem do tego stwierdzenia są założenia opracowane przez Akademię Obrony Narodowej, iż aby przeprowadzić skuteczną ofensywę należy posiadać 3 krotną przewagę w czołgach i żołnierzach. Tutaj należy przypomnieć położenie geograficzne państwa polskiego. Polska leży w Europie środkowej i każdy konflikt między wschodnią i zachodnią częścią kontynentu może powodować przemarsz obcych wojsk przez nasze terytorium. Historia pokazuje wiele tego typu przykładów. Ukształtowanie terenu Polski, nie stwarza ewentualnemu przeciwnikowi trudności w rozwinięciu ataku. Góry i wyżyny stanowią ok. 5% powierzchni kraju, a lesistość nie przekracza ok. 30%. Poza tym, góry leżą na południu i przebiegają równoleżnikowo. Na północy na Morze Bałtyckie, które stanowi 14% całkowitej długości naszej granicy, z czego ponad 100 km  może być zagrożone desantem morskim. Obecna siła Wojska Polskiego nie zapewnia nam właściwej obrony naszych granic.

 

Problem polega na tym, że i Niemcy (gdzie stacjonują wojska amerykańskie) i Rosja posiadają właśnie trzykrotna przewagę militarną nad nami, co jest zgodne z CFE-1. Sytuację komplikuje fakt, że skłonności Stanów Zjednoczonych do bycia „policjantem świata” każą nam liczyć się z interwencją wewnętrzną NATO, gdy polityka nasza będzie drastycznie niezgodna z polityką Waszyngtonu. Nie można też zapominać o imperialistycznych tendencjach Rosji i tym, że Białoruś stała się jej państwem satelickim. Do tego należy dodać niejednoznaczną politykę zagraniczną Ukrainy, która również posiada armię dużo silniejszą od naszej. Pozostali sąsiedzi nie stanowią dużego zagrożenia militarnego. Jedynym pozytywnym faktem jest to, że żadne z wyżej wymienionych państw nie ma do Polski oficjalnych pretensji terytorialnych.

 

Kolejnym dużym błędem ostatnich lat, było podpisanie przez Polskę układu o nie rozprzestrzenianiu broni jądrowej. Brak posiadania broni jądrowej stawia nasz kraj na gorszej pozycji w układzie geopolitycznym. Nawet państwa o niedużym potencjale militarnym, ale posiadające broń jądrową są traktowane z dużo większą ostrożnością, niż państwa jej nieposiadające. Przykładem mogą być Indie i Pakistan. Oczywiście nie postuluję o jakieś nadzwyczajne szerzenie zbrojeń, ale technika zrobiła taki postęp, że obecnie każde państwo posiadające odpowiednią ilość materiałów rozszczepialnych może posiadać taką broń. Istnieje prawdopodobieństwo, że większość krajów wspierających terroryzm, będących pod władzą dyktatorską lub te, które nie są w stanie kontrolować swego potencjału, w najbliższym czasie będzie posiadać broń atomową. Czy w takim razie rozsądne jest pozostawanie w tyle? Świadomość przeciwnika, że zaatakowany kraj może odpowiedzieć uderzeniem nuklearnym jest przecież bardzo dobrym straszakiem. Celem jest więc posiadanie, a użycie tylko w ostateczności.

 

System obronny Polski jest w bardzo złym stanie. Starzejący się sprzęt poradziecki nie jest uzupełniany nowoczesnym. Kolejne rządy zmniejszają wydatki na obronność, licząc na sojusze, a przez to uzależniają nas od łaski i niełaski NATO. Uczestnictwo Polski w sojuszu może być sprawą dyskusyjną lecz nie ulega wątpliwości, że taka nadzwyczajna redukcja armii działa na szkodę narodu. W latach 1989 – 1997, biorąc pod uwagę realną siłę nabywczą pieniądza, wydatki Rzeczypospolitej Polskiej zmalały na obronę o 43%. Katastrofalna stała się obecnie sytuacja Polskich Sił Powietrznych, w których w ciągu najbliższych 10 lat wyjdą z użycia samoloty typu MIG-21, a nowszych samolotów mamy kilkadziesiąt, co nawet w obliczu limitów CFE-1 jest ilością śmieszną i znikomą. Od 1989 nie zakupiono ani jednego nowego samolotu bojowego. Zwiększona ilość wypadków samolotów bojowych alarmuje. Czy nie szafujemy życiem pilotów, każąc im wsiadać w „latające trumny”? Polska armia nie posiada także samolotów transportowych i musi organizować np. transport kolejowy. Marynarka Wojenna posiada tylko jeden nowoczesny okręt podwodny klasy KILO. Równocześnie brak nowoczesnego samolotu pola walki i następcy śmigłowców bojowych MI-24. Ponadto Polska jako jedno z ostatnich państw europejskich nie posiada bezpilotowych środków latających, które wyręczają człowieka i oszczędzają życie żołnierzy w realizacji niektórych zadań bojowych.

 

Nieudolność w sprawie modernizacji polskiej armii, weszła nawet do języka polskiego pod pojęciem „polskiego przetargu”, czyli przetargu o niejasnych, ciągle zmieniających się zasadach, przeciąganego w nieskończoność jakby w ogóle nie chciano go zakończyć. Przetarg na samolot wielozadaniowy trwa już 10 lat. W wyżej wymienionych okolicznościach jest to działanie na szkodę państwa, ponieważ od czasu złożenia zamówienia, jego realizacji, pierwszych dostaw, przeszkolenia personelu lotniczego, do czasu osiągnięcia gotowości bojowej musi minąć kilka lat.

 

Kolejną bolączką państwa polskiego jest marnotrawienie i tak skromnych środków finansowych na nieprzemyślane projekty. Kolejni rządzący powielają nieprzemyślane decyzje poprzedników. W ciągu ostatniej dekady Polska rozpoczęła kilka projektów badawczych nowego sprzętu:  samolot szkolno - bojowy I-22 Iryda, samolot pola walki Skorpion, śmigłowiec Huzar, bojowy wóz piechoty BWP-2000, samobieżny system obrony przeciwlotniczej Loara, przenośny rakietowy system przeciw lotniczy Grom, które  pozostały w fazie prototypów lub wręcz projektów. Rozpoczęcie produkcji czołgu PT-91 Twardy i śmigłowca Sokół to jedynie ukończenie projektów lat 80. Jaskrawym przykładem głupoty jest budowa czołgu III generacji Goryl rozpoczęta w połowie lat 90, gdy czołgi III generacji takie jak M1A1 Abrams (USA), Leopard 2 (Niemcy), Challenger (Wielka Brytania), Leclerc (Francja), zaczęto wprowadzać na uzbrojenie jeszcze przed rokiem 1980. Powstała paradoksalna sytuacja, że moglibyśmy wprowadzić sprzęt III generacji ok. 2006 roku stwarzając tylko 25 letnie opóźnienie w technice pancernej. Projekt Goryl został anulowany. Budżet państwa poniósł straty 2,6 mln zł. Dla porównania dodam, że Francja wydając na żołnierza siedem razy więcej pieniędzy niż Polska prowadziła prace tylko nad trzema systemami, a nie nad siedmioma. W wyniku tego Francja wyposaża swoją armię w wysokiej klasy sprzęt produkcji rodzimej, jednocześnie zarabiając duże sumy na eksporcie własnej wojskowej myśli technicznej.

 

Zainteresowanie społeczeństwa zagadnieniem obronności spada z roku na rok. Świadomość jest bardzo niska i nie prowadzi się żadnych szeroko zakrojonych działań edukacyjnych. W armii pojawiło się patologiczne zjawisko „fali”, które dodatkowo zniechęca młodych ludzi do uczestnictwa w obronie kraju. Oczywiście wina leży pośrodku. Jakie społeczeństwo taka armia, ale należy również podjąć wysiłek zapobieżenia tego rodzaju zjawiskom. Symptomatycznym jest fakt, że te patologie głównie miały miejsce pod nieobecność kadry oficerskiej w jednostkach. Są to kolejne elementy systemu obronnego wymagające reformy. Tymczasem Polskie Siły Zbrojne są regularnie zmniejszane w związku z kryzysem ekonomicznym i wspomniana przewaga naszych sąsiadów zwiększa się wraz z tym procesem. Dochodzi nawet do sytuacji, że posiadane przez nas przestarzałe czołgi T-55M, stanowiące trzon sił pancernych, muszą być brane pod uwagę w obliczeniach taktycznych jako „pół czołgu”, bo taka jest ich efektywność na współczesnym polu walki.

 

Od jakiegoś czasu pojawiają się pomysły zaradzenia obecnej sytuacji. Pewnym wzorem postępowania może być system obronny Szwajcarii. System ten opiera się na znakomicie rozwiniętym systemie mobilizacyjnym. W stanie gotowości utrzymywana jest tylko niezbędna część armii zawodowej, natomiast druga zasadnicza część funkcjonuje normalnie w cywilu i jest powoływana jedynie na ćwiczenia. Broń indywidualną żołnierze trzymają w domach i są zobowiązani do utrzymywania stałej gotowości i niezbędnych zapasów żywności na wypadek ćwiczeń bądź też mobilizacji. Ciekawostką jest fakt, że prowadzane są inspekcje przydatności do spożycia żywności, którą żołnierze trzymają w domach i w momencie nie wywiązania się ze zobowiązań mogą otrzymać mandat. System ten posiada dużo zalet. Pozwala on utrzymać dużą liczbę żołnierzy niższym kosztem i nie odbiera społeczeństwu mężczyzn w wieku produkcyjnym, a także w bardzo krótkim czasie potrafi zmobilizować maksymalną ilość żołnierzy. Jednak przykład Szwajcarii wymaga odpowiedniej świadomości obywateli i chęci obrony. Współcześni analitycy wojskowi uważają, ze jednym istotnych czynników klęski Polski w kampanii wrześniowej był ślamazarny system mobilizacyjny i że teoretycznie armia mogła mieć znacznie więcej żołnierzy. Polakom jednak daleko do takich postaw. Stajemy nawet w obliczu agresji ze strony obywateli, którym armia rejestruje samochody lub motocykle, żeby je zając w obliczu wojny. Do tego dochodzi głupota niektórych dziennikarzy, którzy zamiast propagować postawy obywatelskie, roztkliwiają się na rozwydrzonymi obywatelami. Oni prawdopodobnie wolą te swoje dobra oddać armii najeźdźców, a nie własnej. Jak w tym momencie realizowany jest Art. 85. 1. Konstytucji RP brzmiący: „Obowiązkiem obywatela polskiego jest obrona Ojczyzny”?

 

Obecnie opracowuje się projekt rozwinięcia w Polsce Wojsk Obrony Terytorialnej. Obrona terytorialna jest jedną z form prowadzenia przez państwo obrony powszechnej. Obejmuje przygotowanie sił i środków do realizacji zadań wsparcia i zabezpieczenia wojsk operacyjnych, prowadzenia samodzielnych działań bojowych oraz ratowniczych. Prowadzona jest na całym terytorium kraju. Skupia i koordynuje działania pozamilitarnych ogniw obronnych na rzecz sił zbrojnych. Podobną formacją na świecie jest Gwardia Narodowa w Stanach Zjednoczonych. W czasie ewentualnego konfliktu zbrojnego, siły te odciążają wojska operacyjne w prowadzeniu działań i są związane ze swoim miejscem stacjonowania. Żołnierze tego rodzaju sił będą charakteryzowali się znakomitą znajomością rodzimego terenu. W przypadku zajęcia danego kawałka terytorium Wojska Obrony Terytorialnej mogą się wycofać lub rozejść się do domów razem z bronią. Będzie to dodatkowe utrudnienie dla przeciwnika ponieważ wojska okupacyjne muszą być około trzydziestokrotnie większe od liczby partyzantów, aby sprawować kontrolę nad obszarem. Tak więc będziemy posiadać formację nieofensywną, o dobrych możliwościach obronnych, która będzie tańsza w utrzymaniu niż wojsko zawodowe, a także może być bardzo liczna. Można również zastanowić się nad możliwością wykorzystania Wojsk Obrony Terytorialnej w zwalczaniu klęsk żywiołowych takich jak np. powodzie.

 

Podsumowując, uważam, że należy zwiększyć wydatki na obronność oraz zapewnić ich mądre wykorzystanie. Zreformować procedury nabywania nowego sprzętu i zdecydować się na rozwój tylko tych projektów sprzętu, które mają szanse potem być sprzedane. Nie można rozwijać konstrukcji, które po ukończeniu będą przestarzałe, tylko szukać możliwości zyskania wsparcia budżetu przez sprzedaż własnej wojskowej myśli technicznej. Należy wreszcie zakupić sprzęt, który zapewni ciągłość istnienia niektórych formacji, takich jak np. lotnictwo. Rozwinąć Wojska Obrony Terytorialnej, a także podnieść poziom edukacji obronnej narodu, bo tu leży klucz do stworzenia właściwych postaw obywatelskich.

 

Jan Kolodziej-Gliwinski

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin