Legenda gdańska.docx

(12 KB) Pobierz

Legenda gdańska

DZIECKO Z NIEBA

Tak jak przy mnóstwie kolorowych świateł nie widać gwiazd, tak przy wielkim kolorowym korowodzie, któż zobaczy jakiegoś biednego rybaka czy spadające z góry dziecko. Tak było w starym i bogatym Gdańsku. Właśnie wjeżdżał tam w złocistej karocy polski król z królową, bo Gdańszczanie chcieli mu wręczyć klucze od bram Gdańska. Czegoś takiego nie ogląda się często, więc tam, którędy jechała królewska karoca, zbiegło się takie mnóstwo ludzi, że trudno się było poruszyć. Nawet na dachach kamienic siedzieli gapie. Ale jaki to było widok! Powiewały ogromne chorągwie niesione przez strażników wystrojonych na czerwono. Potem żołnierze ubrani w błękitne płaszcze i złote hełmy. Za nimi jeźdźcy w czarnych aksamitach i w kapeluszach ze strusimi piórami. Kolorów ubrań mogłaby im tęcza pozazdrościć. Któż więc spojrzałby na biednie ubranego rybaka z wielkim koszem żywych ryb na plecach. To był Kryżan spod Pucka. Przepychał się on przez ten tłum do kamienicy Ferberów, gdzie kupowano od niego ryby i zapraszano do środka. Kryżan znał całą rodzinę gdańskiego rajcy. A uczącego się chodzić małego Kostka lubił najbardziej. Rybak stanął zmęczony tuż pod balkonem kamienicy. Kosz był wielki i ciężki. Postawił go na bruku i popatrzył w górę. Jakoś go nie ciekawiły go bogate stroje mieszczan i korowodu królewskiego. Wypatrzył na balkonie trzeciego piętra małego Kostka, który patrzył zachwycony na żołnierzy walących w bębny i grających na trąbach. Zahuczały armaty na cześć króla i muszkiety wystrzeliły w powietrze, aż stada gołębi uniosły się nad Długim Targiem. Wszyscy krzyczeli na cześć króla, tylko Kryżan spoglądał ku swojemu ulubieńcowi Kostkowi, który nagle wypatrzył swojego tatę, radcę Ferbera, tuż przy królewskiej parze. Chłopczyk wychylił się za bardzo wołając „Tatusiu!” i poleciał w dół na bruk. Krzyknął wtedy tylko Kryżan, opiekunka małego i jego ojciec rajca Ferber, który zbladł strasznie, wiedząc, że Kostek upadku z tak wysoka przeżyć nie może. Opiekunka chciała skoczyć na dół za małym, ledwie ją powstrzymano. A na dole? Rybak Kryżan w mgnieniu oka pod spadające dziecka podstawił swój ogromny, pełen żywych węgorzy kosz i chłopczyk wpadł tam znikając wśród ryb. Kiedy dobiegł tam ojciec dziecka, rybak wyjmował z kosza żywe i zdrowe dziecko, mówiąc: „Dzięki Bogu i taką rybkę złapałem.” Ojciec Kostka chwycił chłopca płacząc ze szczęścia, które zdarzyło się w nieszczęściu. Zaraz wyściskał Rybaka, a ludzie zaczęli sobie szybko opowiadać o tym cudzie prawie i o rybaku tak, że wielu odwróciło się od królewskiego pochodu, chcąc zobaczyć uratowanego chłopca i jego wybawiciela. Kiedy królowa usłyszała, co się stało, poprosiła, by przyprowadzono do niej rybaka. Stanął i skłonił się nisko ten szary i biedny rybak pomiędzy tymi wszystkimi bogatymi we wspaniałych strojach. Ale to on był tu bohaterem i tylko on nie zagapił się na te kolorowe wspaniałości, dlatego mógł uratować małego. Królowa założyła mu więc na szyję piękny srebrny medalion, a rybak jeszcze raz powiedział: „Dzięki Bogu i taką rybkę złapałem.”
Pan rajca Ferber wynagrodził po swojemu Rybakowi i jego rodzinie. A my, gdy zwiedzamy gdański kościół Mariacki, to w kaplicy św. Baltazara (zwanej kaplicą Ferberów) możemy zobaczyć epitafium umieszczone tam przez dorosłego już Konstantego. Jest tam wyobrażone spadające z obłoków małe dziecko.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin