Anne McCaffrey - Jeźdźcy smoków z Pern - 2. W Pogoni za smokiem.rtf

(2361 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

      Anne McCaffrey      W pogoni za smokiem

      

           . 1 .      

      

 

      Poranek w Siedzibie Cechów,

      Twierdza Fort

      Kilka dni później w Weyrze Benden

      Środek poranka w siedzibie

      Cechu Kowali, Twierdza Telgar

 

         - Jak zacząć? - dumał Robinton, Mistrz Harfiarzy Pernu. Pogrążony w

      myślach spojrzał z niezadowoloną miną na wygładzony, wilgotny piasek,

      znajdujący się w płytkich tacach ułożonych na jego pulpicie. Długa twarz

      Harfiarza zastygła w maskę głęboko żłobionych linii i zmarszczek, a oczy,

      tryskające zazwyczaj błękitem wewnętrznego rozbawienia, poszarzały od

      niecodziennej powagi.

         Mistrz odniósł wrażenie, iż piasek błaga, by zbeszczeszczono go słowami

      i nutami, podczas gdy on, składnica Pernu i złotousty aptekarz ballad, sag

      i piosenek, był niemy. A jednak musi napisać balladę na nadchodzący ślub

      Lorda Asgenara z Warowni Lemos z przyrodnią siostrą Lorda Larada z Warowni

      Telgar. Ostatnie raporty doboszów i wędrownych hafiarzy donosiły o

      niepokojach. Dlatego też Robinton zadecydował, iż skorzysta z tej

      szczęśliwej chwili i przypomni gościom - a zaproszeni będą wszyscy

      Lordowie i Mistrzowie Cechów - o długu, który zaciągnęli u smoczego ludu.

      Postanowił, że tematem jego ballady będzie wspaniały lot Lessy pomiędzy

      czasem, będzie to ballada o Władczyni Weyru Benden i jej wielkiej złotej

      królowej, Ramoth. Siedem Obrotów temu Lordowie i Mistrzowie Pernu byli

      bardzo zadowoleni z pojawienia się jeźdźców smoków z pięciu starożytnych

      Weyrów sprzed czterystu Obrotów. Jak tu ująć rymem te fascynujące,

      frenetyczne dni i odważne czyny? Nawet najbardziej poruszające akordy nie

      przywrócą uderzeń krwi, wstrzymanych oddechów, paraliżującego strachu i

      przypływu nieuzasadnionej nadziei, gdy pierwszego poranka po tym, jak Nici

      opadły nad Warownią Nerat w Weyrze Benden, F'lar sprzymierzył przerażonych

      Lordów i Mistrzów uzyskując ich entuzjastyczną pomoc.

         Lordów zainspirowało poczucie nieuniknionej katastrofy, a nie nagle

      powracająca do życia, a dawno zapomniana lojalność. Zobaczyli bowiem

      oczami wyobraźni swe pola poczerniałe od Nici, uznanych już za mit, nory

      wypełnione błyskawicznie rozmnażającymi się szkodnikami, siebie samych

      skrytych za murami Warowni, zamkniętych za grubymi, spiżowymi drzwiami i

      okiennicami. Tego dnia gotowi byli obiecać F'larowi swe dusze, byleby

      tylko chronił ich przed Nićmi. I Lessa zapewniła im tę ochronę,

      przypłacając to niemalże życiem.

         Robinton podniósł wzrok znad piasku z nagle pobladłą twarzą.

         - Szybko wysycha piasek pamięci - wyszeptał patrząc w stronę przepaści

      wznoszącej się po drugiej stronie zamieszkałej doliny, gdzie mieściła się

      Warownia Fort. Na wzgórzu sygnalizacyjnym stał tylko jeden strażnik.

      Powinno być sześciu, ale nastała pora sadzenia i Lord Groghe z Warowni

      Fort wysłał na pola każdego, kto mógł chodzić prosto, nawet dzieci, które

      powinny wyrywać wiosenną trawę ze szpar pomiędzy kamieniami i usuwać mech

      ze ścian. Zeszłej wiosny Lord Groghe nie zaniedbałby tej powinności, bez

      względu na to, ile smoczych długości ziemi zamierzał obsadzić.

         Nie ulegało wątpliwości, iż Lord myszkuje teraz po polach na jednej z

      tych długonogich biegających bestii od Mistrza Hodowców. Groghe z Fortu

      był niezmordowany, jego nieznacznie wypukłe oczy nie przeoczyły ani

      jednego nie oczyszczonego drzewka, czy też źle zaoranego zagonu. Był to

      tęgi mężczyzna o siwych włosach, które nosił związane schludną wstążką.

      Cerę miał rumianą, a usposobienie krewkie. I choć popędzał swych

      dzierżawców, to od siebie wymagał tyle samo. Nie żądał od swych ludzi ani

      dzieci własnych czy też przybranych niczego, czemu sam nie był w stanie

      sprostać. Jeśli był konserwatywny w swym myśleniu, to dlatego iż znał

      swoje ograniczenia, a wiedza ta dawała mu poczucie bezpieczeństwa.

         Robinton skubał dolną wargę, zastanawiając się, czy postawa Groghe,

      który lekceważył tradycyjny obowiązek Warowni, polegający na usuwaniu

      wszelkiej roślinności w pobliżu osad, była odosobniona. A może jest to

      odpowiedź Lorda na wzrastające niezadowolenie Weyru Fort? Jego przyczyną

      są olbrzymie obszary leśne Warowni Fort, które jeźdźcy smoków winni

      chronić. T'ron i Mardra, Władcy Weyru Fort, nie sprawdzali już aż tak

      skrupulatnie, czy ani jedna Nić nie uszła uwadze jeźdźców, a mimo to, gdy

      Nici opadały na jego las, Lord Groghe skrupulatnie wypełniał swoje

      obowiązki. Oddziały naziemne i miotacze ognia zawsze były w pogotowiu.

      Lord Fortu rozmieścił na terenie Warowni posłańców tworzących sprawnie

      działającą siatkę i jeśli tylko jeźdźcy dobrze wypełniali swoją powinność,

      jego oddziały zapewniały wystarczającą ochronę przed każdą Nicią, która

      mogła uniknąć palącego oddechu latających bestii.

         Jednakże ostatnio zaczęły dochodzić do Robintona nieprzyjemne pogłoski

      i to nie tylko z Warowni Fort. Docierał do jego uszu każdy uwłaczający

      szept i oskarżenie wypowiedziane na Pernie, dlatego też nauczył się

      oddzielać fakty od oszczerstw, a złośliwości od zbrodni. Teraz jednak,

      mimo iż nie był panikarzem i wiedział, że z czasem fałsz wychodzi na jaw,

      Robinton odczuwał niepokój.

         Mistrz Harfiarzy skurczył się w swoim krześle. Dzień był pogodny. Przez

      okno widział pola pełne soczystej~ zieleni, drzewa owocowe pokryte żółtym

      kwieciem, schludne osady po obu stronach drogi wiodącej do Warowni, a z

      boku, poniżej szerokiej alei prowadzącej na zewnętrzny dziedziniec Warowni

      Fort, gromadkę rzemieślniczych domów.

         Nawet jeśli jego podejrzenia są słuszne, to cóż on może zrobić? Napisać

      karcącą piosenkę? Satyrę? Robinton prychnął. Lord Groghe bierze wszystko

      zbyt dosłownie, by zrozumieć satyrę i jest zbyt cnotliwy, żeby przyjąć

      naganę. Robinton wsparł się na łokciach i usiadł prosto w krześle. I choć

      Lord Groghe jest niedbały, to chce w ten sposób zaprotestować przeciwko o

      wiele poważniejszemu zaniedbaniu ze strony Weyru. Robinton wzdrygnął się

      na samą myśl o Niciach zagrzebujących się w lasach iglastych na południu.

      Powinien przesłać protest do Mardry i T'rona - jednak to także nie

      odniesie żadnego skutku. Mardra ostatnio zgorzkniała. Jeśli T'ron przestał

      ją już pociągać, powinna być na tyle rozważna, by z gracją pozostać na

      tronie i pozwolić mężczyznom zabiegać o swe względy. T'ron również mógłby

      nad sobą panować. Te wszystkie poszeptywania dziewek z Warowni o

      lubieżności T'rona. Lord Groghe nie będzie zadowolony, gdy zbyt wiele jego

      niewolnic wyda na świat smocze nasienie.

         Kolejny impas, pomyślał Robinton z wymuszonym uśmiechem. Zwyczaje

      Warowni są tak odmnienne od moralności Weyru. A może przesłać wiadomość

      F'larowi z Weyru Benden? Nie. To także na nic. Przede wszystkim spiżowy

      jeździec nie może na to nic poradzić, gdyż Weyry są niezależne. Ponadto

      T'ron mógł się poczuć urażony udzielaniem mu rad przez F'lara, tym

      bardziej że Robinton był przekonany, iż F'lar stanąłby po stronie Lorda

      Groghe.

         Nie po raz pierwszy od kilku miesięcy Robinton żałował, że F'lar z

      Weyru Benden tak chętnie zrzekł się przywództwa po tym, jak Lessa udała

      się pomiędzy, by przywieść z przeszłości Pięć Zaginionych Weyrów. Wtedy

      to, na kilka krótkich miesięcy, siedem Obrotów temu, F'lar i Lessa

      zjednoczyli Pern przeciwko ich odwiecznemu wrogowi. Lord, Mistrz,

      dzierżawca i rzemieślnik - wszyscy działali jak jeden mąż. Potem Władcy

      Weyrów z przeszłości przywrócili uświęconą tradycją dominację nad

      chronionymi Warowniami, a wdzięczny Pern wyraził swą zgodę i jedność

      zniknęła. Jednakże przez czterysta Obrotów interpretacja hegemonii Weyru

      zmieniła się, a żadna ze stron nie była pewna przekładu.

         Być może nadszedł odpowiedni moment, by przypomnieć Lordom o tych

      niebezpiecznych dniach siedem Obrotów temu, gdy wszystkie swe nadzieje

      pokładali w delikatnych smoczych skrzydłach i poświęceniu dwustu ludzi.

         Na Jajo, pomyślał Robinton niepotrzebnie wygładzając wilgotny piasek, i

      Harfiarz ma zadanie do spełnienia. Przecież to jego obowiązek.

         Za dwanaście dni Larad, Lord Telgaru, odda Asgenarowi, Lordowi Warowni

      Lemos, swą przyrodnią siostrę Famirę. Nakazano, by Mistrz Harfiarzy zjawił

      się z nowymi balladami, które by ożywiły i uświetniły uroczystości. F'lar

      i Lessa byli również zaproszeni, gdyż Warownia Lemos znajdowała się pod

      ochroną Weyru Benden. Uświetnią swoją obecnością tę szczęśliwą chwilę

      także i inni dostojnicy z Weyrów, Warowni i Cechów.

         - A przy dźwiękach mych wesołych piosenek, będę miał lepszy apetyt.

         Chichocząc pod nosem na samą myśl o ślubie, Robinton wziął do ręki

      rylec.

         - Muszę znaleźć delikatny i zarazem zawiły motyw dla Lessy. Już teraz

      stała się legendą. - Harfiarz uśmiechnął się nieświadomie, gdy przywołał

      obraz filigranowej Władczyni Weyru o białej cerze, z chmurą ciemnych

      włosów i błyskiem w szarych oczach. Usłyszał zgryźliwość kryjącą się w jej

      gładkich słowach. Każdy mężczyzna Pernu czuł przed nią respekt i obawiał

      się jej niezadowolenia, każdy z wyjątkiem F'lara. A teraz, zadecydował

      Robinton, mocno zarysowany, wojowniczy temat, odpowiedni dla Władcy Benden

      o żywych, bursztynowych oczach. Ze szczupłej, żołnierskiej sylwetki F'lara

      promieniuje intensywna aura nie uświadomionej wyższości. Czy on, Robinton,

      zdoła przełamać powściągliwość F'lara? A może niepotrzebnie bierze sobie

      do serca te drobne zadrażnienia między Lordem a Władcą Weyru? Jednakże bez

      smoczych jeźdźców, nawet jeśli uzbrojono by w miotacze płomieni

      wszystkich; mężczyzn, kobiety i dzieci, Nici wyssałyby z Pernu całe życie.

      Zagrzebana w ziemi Nić mogła poruszać się po polu i w lesie z prędkością

      lecącego smoka, pożerając przy tym wszystko, co rosło i żyło z wyjątkiem

      litej skały, wody i metalu. Robinton potrząsnął głową zirytowany własnymi

      myślami. Jakby jeźdźcy mogli kiedykolwiek opuścić Pern i porzucić swe

      starożytne zobowiązania, pomyślał. /Tu - mocne uderzenie w największy

      bęben. To Fandarel, Mistrz Kowali wiecznie ciekawy, o ogromnych, a zarazem

      delikatnych i zręcznych rękach i niespokojnym umyśle. Zajęty poszukiwaniem

      kolejnych odpowiedzi. W jakiś sposób powolność umysłu nie raziła go u tego

      ogromnego mężczyzny o przemyślanych ruchach.

         Smutna, długa nuta dla Lytola, który dosiadał niegdyś smoka z Benden i

      stracił go w wypadku podczas Wiosennych Zawodów - czternaście, a może

      piętnaście Obrotów temu. Lytol opuścił Weyr, gdyż przebywanie pośród

      smoczego ludu jedynie potęgowało jego ból i zajął się tkactwem. Był

      Mistrzem Cechu w Warowni Dalekich Rubieży, gdy F'lar odkrył Lessę podczas

      Poszukiwań. Po tym jak Lessa zrzekła się praw do Warowni Ruatha na rzecz

      młodego Jaxoma, F'lar mianował Lytola Lordem Strażnikiem.

         Jak przedstawić perneńskie smoki? Żaden motyw nie jest wystarczająco

      wspaniały dla tych ogromnych, uskrzydlonych bestii o gołębich sercach.

      Smoki, Naznaczone przy narodzinach przez ludzi, którzy ich później

      dosiadali, wspólnie z nimi walczyły. Smoczy ludzie opiekowali się nimi,

      kochali je, bowiem ich umysły stanowiły jedno - połączeni byli

      nierozerwalnymi więzami, które wykraczały poza bariery mowy! Ciekawe,

      jakie to uczucie, zastanawiał się Robinton, wspominając swe młodzieńcze

      pragnienie, by zostać smoczym jeźdźcem. Smoki Pernu potrafią w mgnieniu

      oka przemieszczać się w jakiś tajemniczy sposób pomiędzy jednym miejscem a

      drugim. A nawet pomiędzy czasem!

         Z duszy Harfiarza wyrwało się westchnienie, lecz jego ręka skierowała

      się w stronę piasku i odcisnęła pierwszą nutę, skreśliła pierwsze słowo.

      Zastanawiał się, czy ballada przyniesie mu jakąś odpowiedź.

         Ledwo zdążył wypełnić ukończony utwór gliną, by utrwalić swe dzieło,

      gdy usłyszał pierwsze uderzenie w bęben. Wyszedł pośpiesznie na mały

      zewnętrzny dziedziniec siedziby cechu i przekrzywiwszy głowę przysłuchiwał

      się naglącemu wezwaniu. Tak, to jego sekwencja. Pochłonięty nadchodzącymi

      dźwiękami bębna, nie zauważył, że ucichły wszystkie zwyczajne dla Cechu

      Harfiarzy dźwięki.

         - Nici? - Poczuł nagłą suchość w gardle. Nie potrzebował zaglądać do

      map czasowych, by wiedzieć, iż Nici opadają u wybrzeży Warowni Tillek

      przed czasem.

         Po drugiej stronie doliny, w Warowni Fort, niepomny na katastrofę

      strażnik kontynuował swój monotonny obchód.

         F'nor i brunatny Canth wychynęli po południu ze swej kwatery. Owiało

      ich delikatne, ciepłe wiosenne powietrze. F'nor ziewnął i przeciągnął się,

      aż zatrzeszczały mu kości. Miniony dzień spędził na zachodnim wybrzeżu

      Poszukując odpowiednich kandydatów. Szukał też dziewcząt, gdyż w Wylęgarni

      w Benden twardniało także i złote jajo. Z całą pewnością rodzi się u nich

      więcej smoków i królowych niż w pięciu Weyrach z przeszłości razem

      wziętych, pomyślał F'nor.

         - Zgłodniałeś? - spytał dwornie smoka i spojrzał na ogrodzone pastwiska

      w niecce krateru. Nie widać było żadnych smoków, a bydło stało na szeroko

      rozstawionych nogach z opuszczonymi głowami i zdawało się drzemać w

      słońcu.

         Zaspany, odpowiedział Canth, mimo że spał równie długo i głęboko, co

      jeździec. Brunatny smok wyszedł na nagrzany słońcem występ skalny i usiadł

      z westchnieniem.

         - Ty leniwa szelmo! - skarcił go F'nor, uśmiechając się czule do

      bestii.

         Słońce stało wysoko na niebie po drugiej stronie olbrzymiej niecki

      krateru, dającego schronienie jeźdźcom smoków ze wschodniego wybrzeża.

      Mika odbijała promienie słoneczne i poznaczone czarnymi otworami smoczych

      legowisk ściany krateru błyszczały w słońcu niczym rój gwiazd. Przeniósł

      wzrok dalej i zobaczył skrzące się wody jeziora. Dwie zielone smoczyce

      siedziały w wodzie, a ich jeźdźcy przechadzali się po porośniętym trawą

      brzegu. Poza nimi, przed barakami, ustawieni w półkole młodzi jeźdźcy

      słuchali z uwagą swego nauczyciela.

         F'nor uśmiechnął się jeszcze szerzej i przeciągnął leniwie wspominając,

      jak ponad dwadzieścia Obrotów temu on sam spędzał nużące godziny w

      podobnym półkolu. Teraz ballady i sagi, których uczyli się na pamięć,

      miały o wiele większe znaczenie niż w jego czasach. Wtedy bowiem srebrne

      Nici, o których wspominały Ballady Instruktażowe nie spadały od ponad

      czterystu Obrotów, by palić ciało ludzi i smoków i pochłaniać życie na

      Pernie. Ze wszystkich, którzy mieszkali w osamotnionym Weyrze, tylko jego

      przyrodni brat, F'lar, jeździec spiżowego Mnementha, wierzył, że stare

      legendy mówią prawdę. Teraz, opadające każdego dnia Nici, były

      rzeczywistością. Po raz kolejny przeciwstawianie się ich niszczycielskiej

      sile stało się częścią życia jeźdźców smoków. Wiedział, że nauki

      wyniesione z tych lekcji pomogą młodym jeźdźcom uchronić skórę i zachować

      życie własne, a co ważniejsze, życie smoków.

          Młodzi jeźdźcy są całkiem obiecujący, zauważył Canth, po czym złożył

      skrzydła na grzbiecie i podwinął ogon. Wielką głowę położył na przednich

      łapach i zwrócił do F'nora miękko lśniące oko. W odpowiedzi na tę niemą

      prośbę jeździec począł drapać go po obrzeżach oka, aż Canth począł

      delikatnie pomrukiwać z zadowolenia.

         - Ty próżniaku!

          Ale jeśli pracuję, robię to dobrze, odparł Canth. Skąd wiedziałbyś bez

      mojej pomocy, który z urodzonych poza Weyrem chłopców będzie dobrym

      jeźdźcem. I czyż nie znajduję dziewcząt, które nadają się dla królowych?

         F'nor roześmiał się pobłażliwie. Nie mógł jednakże zaprzeczyć, iż

      łatwość z jaką Canth wyławiał najlepiej zapowiadających się kandydatów dla

      bojowych smoków i składających jaja królowych, była powodem do dumy dla

      jeźdźców z Weyru Benden.

         Nagle F'nor zasępił się przypominając sobie dziwną wrogość, którą

      okazywali mu rolnicy i rzemieślnicy napotkani w Warowniach i siedzibach

      cechów w Południowym Boll. Tak, zdecydował, odnosili się do niego z

      wrogością, do chwili gdy... powiedział im, że jest jeźdźcem z Weyru

      Benden. Zawsze wydawało mu się, że powinno być odwrotnie. Południowy Boll

      był przecież pod opieką Weyru Fort. Zgodnie z tradycją - F'nor wykrzywił

      się w wymuszonym uśmiechu - gdyż T'ron, Władca Weyru Fort, twardo

      przestrzegał wszystkiego, co zwyczajowe... i skostniałe. Otóż zgodnie z

      tradycją, pierwszeństwo przy naborze kandydatów miał Weyr chroniący dany

      obszar. Jednakże pięć Weyrów z przeszłości rzadko szukało kandydatów spoza

      Niższych Jaskiń. Oczywiście, pomyślał F'nor, ich królowe nie znoszą tylu

      jaj co współczesne, rzadziej też trafiają się złote jaja. Jak się nad tym

      zastanowić, to przez siedem Obrotów, od chwili gdy Lessa sprowadziła

      jeźdźców z przeszłości, w ich Weyrach wylęgły się tylko trzy królowe.

         Cóż, niech się trzymają tradycji, jeśli dzięki temu mogą uważać się za

      lepszych od innych. F'nor podzielał zdanie brata. Zdrowy rozsądek

      podpowiada, iż o wiele lepiej jest dać młodym smokom możliwość jak

      największego wyboru i choć kobietom z Niższych Jaskiń w Weyrze Benden z

      pewnością niczego nie brakuje, to młodych smoków będzie i tak więcej niż

      urodzonych przez nie chłopców.

         Gdyby tylko jeden z Władców, na przykład G'narish z Weyru Igen lub

      R'mart z Weyru Telgar, zdecydował się na dopuszczenie smoków z Benden do

      młodych królowych, jeźdźcy z przeszłości uzyskaliby nie tylko więcej jaj,

      ale i okazalsze smoki. Tylko głupiec ogranicza się w hodowli wyłącznie do

      jednej linii krwi.

         Popołudniowy wiatr zmienił kierunek i do nozdrzy F'nora doleciały

      gryzące opary gotowanego mrocznika. Jeździec wydał z siebie pełen

      niezadowolenia jęk. Zapomniał, że kobiety przygotowują balsam z mrocznika,

      który stanowi uniwersalny środek na oparzenia Nici i inne schorzenia. Z

      tego właśnie powodu wyruszył wczoraj na Poszukiwania. Zapach mrocznika był

      niezwykle przenikliwy i dlatego też wczorajsze śniadanie smakowało jak

      lekarstwo, a nie owsianka. Ze względu na to, iż wyrób balsamu był procesem

      zarówno nudnym jak i cuchnącym, większość jeźdźców wynosiła się na jakiś

      czas z Weyru. F'nor spojrzał na drugą stronę niecki, w stronę legowiska

      królowej. Oczywiście Ramoth jest w Wylęgarni i dogląda swych jaj,

      pomyślał, dostrzegł jednak, że skalny występ, na którym zazwyczaj

      przesiadywał Mnementh, jest pusty. Z pewnością F'lar uciekł ze smokiem od

      mrocznika i zmiennych nastrojów Lessy. Władczyni Weyru sumiennie

      wypełniała nawet najbardziej uciążliwe powinności, ale nie oznaczało to

      wcale, że je lubi.

         F'nor zdecydował, że jest głodny. Nic nie jadł od wczorajszego

      wieczora, a przez to, że między Południowym Boll na zachodnim wybrzeżu a

      położonym na wschodzie Weyrem Benden jest sześć godzin różnicy, stracił

      porę obiadową w Weyrze Benden.

         Powiedział Canthowi, że musi coś zjeść, podrapał go na pożegnanie i

      ruszył w dół kamiennych schodów. Jednym z przywilejów zastępcy skrzydła

      była możliwość wyboru kwatery. Ze względu na to, że Ramoth, jako starsza

      królowa pozwoliła jedynie na dwie młodsze królowe w Weyrze, dwie kwatery

      Władczyń były puste. F'nor zajął jedną z nich, dzięki czemu nie musiał

      niepokoić Cantha, gdy chciał się dostać na niższy poziom.

         Gdy zbliżył się do wejścia do Niższych Jaskiń, zapach gotującego się

      mrocznika sprawił, że zaczęły szczypać go oczy. Postanowił, że chwyci

      trochę klahu, chleb, owoce i pójdzie posłuchać Mistrza Nauczyciela

      zajmującego się młodymi jeźdźcami. Byli pod wiatr. Jako zastępca skrzydła

      F'nor z przyjemnością wykorzystywał każdą nadarzającą się okazję, by

      poznać i ocenić nowych jeźdźców, szczególnie tych wychowanych poza Weyrem.

      Wszyscy, którzy przyszli tutaj z Warowni lub Cechu, musieli przystosować

      się do nowego życia. Wolność i przywileje uderzały czasem chłopcu do

      głowy, szczególnie kiedy nauczył się już zabierać smoka pomiędzy w

      jakiekolwiek miejsce na Pernie. Podróż trwała mniej więcej tyle czasu, ile

      potrzeba, by policzyć do trzech. F'nor podzielał zdanie F'lara, który

      wolał dopuszczać do Naznaczenia starszych chłopców, mimo że jeźdźcy z

      przeszłości nie pochwalali także i tej praktyki Weyru Benden. Ale, na

      Skorupę, kilkunastoletni chłopak, nawet ten wychowany w Warowni, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin