Wilson Annie - Jesteś kolorem.doc

(918 KB) Pobierz
Jesteś kolorem

 

Annie Wilson & Lilla Bek

 

 

J E S T E Ś  K O L O R E M

 

Dążenie do osiągnięcia równowagi musi stać się naszym najświętszym celem, ale to każdy z nas powinien znaleźć własny garniec złota po drugiej stronie tęczy. Szukając równowagi w naszej wędrówce ku białemu światłu, wznosimy się na coraz to wyższy poziom wibracyjny, z którego wyruszamy w dalszą podróż. Gdy osiągamy taki punkt równowagi, w którym otwierają się ośrodki energetyczne, uzyskujemy nowy wymiar świadomości. Na tym etapie ewolucji świadomości zaczynamy odczuwać potrzebę znalezienia partnera duchowego.(...)

Dobrani partnerzy o pełnych gamach wibracji przypominają dwa filary budowli – stojące oddzielnie, lecz zdolne unieść wspólną konstrukcję. Żadne z nich w dawnym sensie nie potrzebuje niczego, ponieważ żadnemu niczego nie brakuje. Ich związek polega raczej na dodatkowym wzbogacaniu wibracji partnera. Dobudowując, dokładając się do zrównoważonej struktury energetycznej drugiej osoby, przenoszą swój związek na wyższy poziom.

 

Jest to książka o naszym ciele i zdrowiu, które jest niezbędnym warunkiem równowagi fizycznej, emocjonalnej, umysłowej i duchowej. Każdy z tych poziomów istnienia znajduje odbicie w czakramach naszego ciała. Książka mówi o tym, jak stan naszych czakramów wpływa na to, jacy jesteśmy w danej chwili i o sposobach oddziaływania na przepływ energii.

 

 

Przełożyła Teresa Tarkowska

Wydawnictwo Pusty Obłok

Tytuł oryginału:

What Colour are You? The Way to Health Through Colour

Copyright by Annie Wilson and Lilla Bek

Published by Aquarian Press, Thorsons Publishing Group

 

Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Pusty Obłok, 1993

 

Redagowała Anna Brzezińska

 

Okładkę i ilustracje wykonał Adam Bartkowicz

 

Wydawnictwo Pusty Obłok

Zamek Ujazdowski

Al. Ujazdowskie 6

00-461 Warszawa

tel.628 12 71 w. 113

 

 

Życie, niczym kopuła z wielobarwnego szkła,

Barwi promienistą biel wieczności.

                                                             Shelley

 

 

 

Przedmowa

 

         Dziesięć lat temu Lilla zdecydowała się zacząć ćwiczyć jogę. Słyszała opinię, że joga poprawia krążenie i przyspiesza metabolizm, oraz korzystnie oddziałuje na narządy wewnętrzne. Zapewniono ją, że ćwiczenia jogi podnoszą sprawność umysłu i polepszają pamięć. Lilla nigdy nie czuła pociągu do lekkiej atletyki. Wyglądało na to, że joga będzie jej o wiele bardziej odpowiadać. Miała przynajmniej tę zaletę, że ćwiczenia były wolniejsze.

 

         Zaczęły się niewyobrażalne katusze. Chociaż Lilla przez całe życie uprawiała regularnie sport, jej ciało odmawiało zginania się pod pewnymi kątami. Ćwiczenia wywoływały intensywne uwalnianie toksyn: Lillę stale bolała głowa i wszystkie mięśnie. Co więcej, chociaż relaks na zakończenie każdej sesji ćwiczeń przynosił jej wielką ulgę, gdy tylko zamykała oczy, pod powiekami pojawiały się fioletowe błyski, których nie była w stanie wygasić w żaden sposób.

 

         Miała już dosyć bólu i niezwykłych sensacji wzrokowych. Była zdecydowana w następnym półroczu zapisać się na kurs bukieciarstwa. Tymczasem po fioletowych błyskach przyszła kolej na oślepiające wybuchy białego światła. Lilla otwierała oczy, żeby sprawdzić, czy ktoś nagle nie odsłonił zasłon na oknach.

         Jednak zniosła to jakoś i po pewnym czasie spostrzegła z ulgą, że zawroty głowy przy skłonach znacznie zelżały. Bóle zniknęły jak ręką odjąć, ustąpiły też chroniczne nieżyty oskrzeli i dróg oddechowych. Miejsce dotychczasowych dolegliwości zajęły nowe objawy. Lilla poczuła budzące się w niej nieznane moce – zdolności odbierania wrażeń pozazmysłowych. Proces ten stopniowo przybierał na sile. Kiedy siadała w pokoju, po pewnym czasie zaczynała odczuwać, że aura wokół niej unosi się i zmienia. Powodem tego doznania była zmiana częstotliwości otaczającego pola energetycznego. Aura zmieniała się wręcz namacalnie; Lilla czuła, jakby do policzków przyłożono jej gładki materiał.

 

         Joga uwrażliwiła ją także na własną aurę; zdała sobie wówczas sprawę, że w jodze kryje się o wiele więcej, niż oczekiwała. Spostrzegła, że z góry wie, w jakim ubraniu przyjdzie osoba, z którą jest umówiona, albo w którym momencie zadzwoni telefon. Ot, zwyczajne przeczucia. Wreszcie pewnego dnia została zaproszona do domu jednego ze swoich przyjaciół. Dom ten miał opinię nawiedzonego. W jednym z pokoi znajdowało się biurko. Lilla dotknęła go i w tej samej chwili poczuła zmianę wibracji. Wibracje były gęstsze, odczuwała je w całym ciele.

         Usłyszała w głowie czyjś głos i zorientowała się, że był to głos zmarłego ojca właściciela domu. Kiedy odważyła się go wysłuchać, powiedział, że został wychowany bardzo rygorystycznie w duchu katolickim i nie może przenieść się na tamten świat beż błogosławieństwa mszy żałobnej. Gdy odprawiono mszę na jego intencję, skończyły się odwiedziny duchów.

 

         Od tej chwili Lilla zaczęła doznawać coraz głębszych przebić. Raz po raz doświadczała niecodziennych zjawisk. Czuła się zafascynowana. Uznała, że jeśli nawet miałaby przypłacić to szaleństwem. Nie zaprzestanie obserwacji tego zdumiewającego procesu. Zresztą – nie odczuwała specjalnego niepokoju.

         W samotności odbierała najdziwniejsze przekazy – najczęściej podczas zmywania naczyń. Łapała się na tym, że deklamuje wiersze, których w życiu nie słyszała, albo śpiewa nie znane sobie piosenki. Trzech doktorów „z tamtej strony” robiło jej wykłady na temat ewolucji człowieka; mówili jej też, jak bardzo zależy im na tym, by zaczęła posługiwać się swymi rozbudzonymi uzdolnieniami. Zwracali się do niej, gdy leżała w łóżku przed zaśnięciem albo kiedy przebywała samotnie w ogrodzie. Lilla obserwowała to wszystko ze spokojnym uśmiechem.

 

         Wkrótce okazało się, że jest zdolna do różnych odmian postrzegania pozazmysłowego, między innymi do psychometrii. Dotykając jakiejkolwiek rzeczy pozostawiamy na niej odcisk naszych wibracji. Podobnie jak doktor stawia pacjentowi diagnozę na podstawie próbki jego krwi, tak samo Lilla biorąc do ręki dowolny przedmiot potrafiła opowiedzieć jego historię i określić cechy właściciela.

 

         Nadszedł pamiętny weekend, kiedy odkryła, że porozumiewa się z duchami przyrody i drzew. „Przemawiała” do nich posługując się częstotliwościami pierwotnego świata obrazów.

         Mogła udawać się w miejsca, w których nigdy przedtem nie była, i oglądać wydarzenia zupełnie tak, jakby była ich uczestnikiem. Wreszcie nadszedł niezwykły dzień w Glastonbury, kiedy Lilla złapała infekcję przewodu pokarmowego i przez kilka dni nie mogła nic jeść. Odżywiała się wyłącznie wodą z glukozą. Dopiero później zauważyła, że dzięki głodówce znalazła się w sytuacji starożytnych adeptów przystępujących do inicjacji, specjalnie szkolonych przez mistrzów dla pełnego urzeczywistnienia potencjału ciała, umysłu i ducha. Zdała sobie sprawę, że jej energie uległy oczyszczeniu i są w stanie wznieść się na wyższy poziom. Była gotowa do „inicjacji”.

 

         Stosunkowo późno zorientowała się, że wyczuwa stan aury otaczających ją ludzi oraz emitowane przez nich kolory. Dostrajając się do ich częstotliwości potrafiła bardzo dużo powiedzieć o osobach, które je wysyłały. Interpretacja kolorów, podobnie jak interpretacje astrologiczne, ewoluowała przez tysiąclecia. W dzisiejszych czasach, z powodu złożoności współczesnego życia, nasze energie przesycone są bardziej skomplikowanymi wibracjami niż w przeszłości. Dar Lilli umożliwiał jej jasne widzenie w gąszczu splatających się energii.

         Wprawdzie najgłębszy wpływ wywarły na nią nie tyle same ćwiczenia jogi, ile relaks, to jednak zaczęła nabierać pewności, że joga jest kluczem, który otwiera drzwi do różnych poziomów świadomości, zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej.

 

         Lilla Bek uczy jogi od dziesięciu lat. Wygłasza odczyty w całym kraju i bierze udział w warsztatach. Obecnie poświęciła się wykładom na temat czakramów i przeszłych wcieleń oraz ich odniesień do naszego obecnego życia i jego wymogów. Uczestniczy ponadto w badaniach nad znaczeniem swoich zdolności paranormalnych, jest również konsultantką pisma „Yoga Times”.

 

         Annie Wilson jest dziennikarką, która poświęciła się badaniom nad nową świadomością. Jej pierwsza książka The Wise Virgin (Mądra dziewica) mówi o kobietach, które stały się katalizatorami, przywracającymi harmonię między energiami męskimi i żeńskimi.

 

 

 

 

 

Wstęp

 

 

         Każda powierzchnia na świecie – obojętne, czy jest to powierzchnia kamienia, rośliny, zwierzęcia, czy ciała ludzkiego – reaguje na światło.

Jeśli wystawimy metal na działanie słońca, po pewnym czasie zmatowieje. Niektóre metale tracą połysk szybciej, inne wolniej. Nawet złoto, nazywane metalem szlachetnym, gdyż nie matowieje, pod wpływem światła ściemnieje mniej lub więcej zależnie od wysokości próby.

 

         Skóra każdej żywej istoty pochłania światło. Reagują na nie nawet organizmy o bardzo prymitywnym systemie nerwowym. Bez światła życie nie mogłoby istnieć. Wiedział już o tym człowiek pierwotny, dlatego oddawał słońcu boską cześć.

         Czołowy amerykański badacz natury światła, doktor John N. Ott odkrył, że oko pełni dwie odrębne funkcje. Widzimy dzięki temu, że światło oddziałuje na nerw wzrokowy. Jednak wnikając do oka, pada na specyficzną warstwę komórek siatkówki, które nie mają żadnego związku z widzeniem. W tej warstwie komórek światło wzbudza impulsy elektryczne, które następnie zostają przesłane do mózgu. Część impulsów dociera do podwzgórza, tworu rozmiarów piłeczki golfowej, umiejscowionego u nasady mózgu.

 

         Badania wykazały, że podwzgórze pełni istotną rolę w regulowaniu podstawowych procesów zachodzących w naszym ciele, gdyż steruje działaniem położonej pod nim przysadki mózgowej. Przysadka, nazywana „dyrygentem orkiestry hormonalnej”, wydziela do krwi bardzo ważne hormony. Podwzgórze informuje przysadkę, jakie polecenia ma wysyłać podporządkowanym gruczołom – nadnerczom, gruczołom płciowym, tarczycy.

         Wchłaniając światło przez oko i skórę nieświadomie robimy z niego lepszy lub gorszy użytek. Światło głęboko wpływa na rozmaite aspekty naszego zdrowia i rozwoju, sterując wewnętrznymi procesami organizmu.

 

         Goethe, autor niezrównanych rozważań nad istotą barw, mawiał, że w wędrówce od ciemności do światła przemierzamy widmo barw. Kolor jest właściwością, jakiej światło nabiera, współistniejąc z mrokiem.

         Kolor, w którym zwykle widzimy tylko ozdobę i rozrywkę dla oka, w rzeczywistości jest światłem rozszczepionym na fale o rozmaitej częstotliwości. Przedmiot pochłaniający bez odbić falę świetlną nazywamy czarnym. Taki natomiast, który całą falę świetlną oddaje z powrotem nazywamy białym. Kolor czerwony postrzegamy wtedy, gdy światło słońca pada na obiekt pochłaniający wszystkie barwy widma z wyjątkiem czerwieni, którą odbija z powrotem.

 

         Każdy kolor wysyła falę wibrującą z wyższą lub niższą częstotliwością, wywołując doznanie ciepła bądź chłodu. Czerwień, barwa obdarzona największą długością fali, ma najniższą częstotliwość. Fiole, posiadający falę najkrótszą, wibruje z najwyższą częstotliwością. Wbrew intuicyjnym skojarzeniom wysokie częstotliwości pasma błękitu wywołują uczucie chłodu, podczas gdy niskie częstotliwości czerwieni dają odczucie ciepła. To paradoks, z którym nauka nie potrafi sobie dotąd poradzić.

 

         Jeden z czołowych brytyjskich badaczy natury światła, Theo Gimbel z Gloucester, sugeruje, że gęstość czerwieni ogranicza jej ruchliwość, w związku z czym częstotliwość drgań maleje, błękit zaś „otwiera”, dając poczucie przestrzeni.

Przeprowadzony niedawno w Narodowym Instytucie Zdrowia w Waszyngtonie eksperyment wykazał, że pod wpływem błękitnego światła struktura molekularna ameby ulega rozluźnieniu, zacieśnia się natomiast pod działaniem światła czerwonego.

 

         Niewidomi, którzy rozróżniają kolory dotykiem, wyczuwają je właśnie dzięki różnicom w wysyłanych przez nie częstotliwościach. Zainteresowanie tym zjawiskiem zaczęło się z chwilą, gdy okazało się, że pewna rosyjska gospodyni domowa potrafi rozróżniać kolory przedmiotów trzymając nad nimi otwarte dłonie. Obecnie w Rosji prowadzone są specjalne kursy, na których uczy się ludzi widzenia bez pomocy oczu.

Lawrence Blair w książce Rhythms of Vision (Rytmy widzenia) twierdzi, że u niektórych osób najwrażliwszym instrumentem dotyku okazują się być nie palce, lecz język, małżowiny uszne lub koniec nosa.

         Badani donoszą, pisze Blair, że poszczególne kolory wywołują u nich specyficzne doznania. Czerwony parzy, pomarańczowy ogrzewa, żółty jest ledwie letni, zielony wydaje się neutralny, a fiolet szczypie lekkim chłodem. Rozmaite kolory mogą rękę kłuć, gryźć, uderzać, naciskać na nią, szczypać czy wreszcie na nią dmuchać.

 

         Wiemy obecnie, że tęcza siedmiu kolorów podstawowych, których pełne widmo składa się na światło białe, stanowi zaledwie nieznaczny wycinek tak zwanego widma elektromagnetycznego. Lawrence Blair ujmuje to w następujący sposób: „Światło, ciepło i kolor nie istnieją samoistnie. Spośród energii o różnych długościach fal emitowanych przez słońce i pozostałe źródła tylko nieznaczna część odbijając się od materii i współoddziałując z nią staje się dostępna ludzkim zmysłom”. Promienie widzialne stanowią niewielka część energii emitowanych przez poszczególne źródła. Poniżej podczerwieni i powyżej ultrafioletu istnieją niedostrzegalne dla nas źródła energii, których wibracje na nas oddziałują. Z tymi obszarami energii kontaktują się media „widząc” lub wyczuwając rzeczy, niedostępne świadomości większości ludzi.

 

         Theo Gimbel uważa, że na ogół rejestrujemy jedynie nieznaczny wycinek widma barw, ten, z którym nauczono nas swobodnie obcować w naszym stuleciu. Tymczasem głęboki błękit i fiolet, których nie jesteśmy w stanie normalnie postrzegać, kryją w sobie spokój, cisze wewnętrzną i moc regeneracji. Na drugim biegunie barw napotykamy lśniące, pobudzające i energetyzujące działanie czerwieni, której jaskrawość przechodzi ludzkie wyobrażenie.

 

         Zwykle nie przywiązujemy większej wagi do kolorów. Owszem zwracamy uwagę na barwy w malarstwie, starannie wybieramy kolor karoserii... Zapomnieliśmy jednak o tym, że znaczenie koloru daleko wykracza poza jego wartość rozrywkową czy dekoracyjną. Starożytne cywilizacje Egiptu, Grecji, Chin, Tybetu, podobnie jak kultury Indian amerykańskich, cechował głęboki kontakt z ludzkim ciałem. Jego elementem była intuicyjna wiedza o oddziaływaniu kolorów. I tak na przykład starożytni Egipcjanie wznosili sanktuaria lecznicze, w których posługiwano się światłem i barwą, budowali specjalne komnaty wypełnione błękitem, fioletem i różem. Panująca w nich subtelna gama kolorów miała ułatwić łagodne zestrojenie energetyczne.

 

         W średniowiecznej Europie również niezwykle wysoko ceniono symboliczną wymowę kolorów. Symbolika kolorystyczna leży u podstaw większości religii świata. Barwy szat obrzędowych nie służą atrakcyjnemu wyglądowi, lecz energetycznemu zestrojeniu z boskim duchem wszechświata. Tradycja posługiwania się symboliką kolorystyczną w szatach liturgicznych w Kościele datuje się od Średniowiecza. Dla przykładu – obrzędowa purpura stanowi połączenie ciepła czerwieni i chłodu błękitu, które stwarza efekt harmonii i równowagi.

 

         Pasmo energii postrzeganych przez starożytnych było szersze niż to, które odbieramy współcześnie. Wszystkie święte malowidła religijne przedstawiają postacie z obwódką świetlną – aureolą, bądź promieniami energii świetlnej wychodzącymi z głowy. W przeszłości energie postrzegane były w kategoriach barwy; joga rozwinęła się dzięki temu, że wzmacnianie lub osłabianie energii poprzez poszczególne pozycje ciała było postrzegalne.

         Większość z nas nie uświadamia sobie oddziaływania kolorów po prostu dlatego, że nie zapoznano nas z jego wielostronnymi implikacjami. Kolor jest dla nas ładnym zjawiskiem, za którym nic się nie kryje. Skłaniany się ku pewnym barwom wyłącznie kierowani ich atrakcyjnością.

 

         Moment, w którym Cezanne, Manet a także Kandinsky posłużyli się barwami w taki sposób, że odbiorcy zaczęli je wyraźnie rejestrować, był świtem świadomości kolorystycznej naszych czasów. Barw nie wiązano jeszcze ze znaczeniami, jednak kiedy ludzie zaskoczeni widokiem niebieskiej krowy odczuli, w jakim stopniu ten element wpływa na klimat całego obrazu, zmusiło ich do zadania sobie istotnych pytań. Był to okres, w którym również muzycy zaczęli uświadamiać sobie fakt, że kolor bardzo silnie wpływa na odbiór muzyki. Zmiana oświetlenia czy zmiana koloru ścian pomieszczenia, w którym wykonywany jest utwór muzyczny, decydują o tym, w jaki sposób doświadczamy słuchanej muzyki.

         W rzeczywistości cały czas podświadomie rozpoznajemy działanie poszczególnych kolorów i trafnie przypisujemy im pewne własności. Dowody na to z łatwością odnajdujemy w potocznym języku. Kiedy mówimy, że robi nam się „czerwono przed oczami”, że mamy „różowy humorek” albo gdy wspominamy „złote chwile” z przeszłości – przejawiamy świadomość emocjonalnych aspektów barw. Wchodząc zaś do pokoju, w którym odbyła się kłótnia, odbieramy powietrze jako lepkie, gęste i „czerwone”.

 

         Wielu badaczy oddziaływania kolorów przyznaje mu rację istnienia wyłącznie na płaszczyźnie psychologicznej. Ten typ naukowca uosabiał Robert M. Gerard, który testując w 1932 roku na więźniach wpływy różnobarwnego oświetlenia stwierdził, że czerwień działa na nich pobudzająco, a błękit uspokajająco.

         Przeprowadzone w Laboratorium Hygeia Theo Gimbela nad znaczeniem kolorów oraz głębszymi wymiarami barw, kształtów i dźwięków poszły jeszcze dalej. W odczuciu Gimbela barwy wpływają nie tylko na stan emocjonalny, ale również na stan fizyczny organizmu. Korelując kolory z kształtami Gimbel dowodzi, że odpowiednio dobrane barwy wzmacniają efekt mistyczny figur geometrycznych. Prace Gimbela doprowadziły do powołania specjalnego zespołu projektującego sanatoria i szpitale w taki sposób, aby kombinacje kształtów i kolorów budynków przeciwdziałały konkretnym schorzeniom i podnosiły ogólne samopoczucie pacjentów. Niebieski zakres widma (fiolet, błękit i turkus) leczy astmę, napięcie i bezsenność. Ospałość i brak energii ustępuje pod wpływem czerwieni, żółci i koloru pomarańczowego.

         Znaczna część leków alopatycznych paraliżuje odcinek układu nerwowego, po to by „zagłuszyć” ból. Tego rodzaju postępowanie nie jest leczeniem, a jedynie usuwaniem objawów. Obecnie lekarze coraz częściej zdają sobie z tego sprawę, toteż Gimbel sądzi, że leczenie kolorami przynajmniej w Stanach i w Niemczech powinno wkrótce zaistnieć w medycynie konwencjonalnej jako metoda pomocnicza.

 

         Niedawno Alexander Schauss, dyrektor Instytutu Badań Biospołecznych w Tacomie, stwierdził eksperymentalnie, że zachowania agresywne, wrogie i lękowe ustępują po paru minutach wyeksponowania na pewien odcień różu. W geriatrii, terapii młodzieżowej i rodzinnej, więziennictwie i biznesie testowane są uspokajające i łagodzące napięcia mięśniowe właściwości koloru różowego. W różowym pomieszczeniu nawet prowokowany wybuch agresji nie może dojść do skutku. W obecności różu mięśnie serca nie pracują dostatecznie szybko. Ten kojący kolor wydaje się pochłaniać całą naszą energię. Nawet daltoniści uspokajają się w różowym pomieszczeniu – twierdzi Alexander Schauss.

 

         Istnieją także inne placówki wykorzystujące barwy do poważnych zadań. W domu dziecka w Stourbridge leczy się zaburzenia dziecięce stosując chromoterapię, czyli terapię posługującą się kolorami. W inspirowanych myślą Rudolfa Steinera szkołach Waldorfskich wychowawcy malują pomieszczenia lekcyjne tak, aby współgrały ze stanem „ducha” dzieci na poszczególnych etapach ich rozwoju. I tak w pierwszej klasie ściany są zawsze czerwone, ponieważ czerwień jest kolorem mocnym, zdecydowanie rzucającym się w oczy. Uważa się, że te właśnie atrybuty czerwieni odzwierciedlają dusze sześciolatka, wobec czego będzie on najsilniej reagował na ten kolor. W miarę dojrzewania dziecka jego kolor ulega zmianie.

         Ponadto, kolor nie powinien być statyczny. W szkole Waldorfskiej w Bristol ściany są specjalnie pozakrzywiane i pokryte szorstką fakturą, dzięki czemu barwy przyjmują różne kształty i odcienie. W naturze światło również nie jest statyczne. Od chwili, gdy budzimy się w głębokim fiolecie wczesnego poranka, nieustannie przeżywamy zmianę barwy światła. Ranek przechodzi w ciemny błękit indygo; tuż przed wschodem słońca staje się jasnoniebieski. Po wschodzie świat zielenieje, my jednak nie dostrzegamy tego, gdyż jaskrawość światła nie pozwala nam rozróżniać jego odcieni. Pod wieczór niebo żółknie, by następnie przejść w oranż radości z przebytego dnia; tradycyjnie wieczór jest porą śpiewów i tańca. Zachodzące słońce często przybiera piękną czerwoną barwę.

 

         Każdy nasz dzień zatacza w widmie świetlnym krąg dwudziestu czterech godzin. Naturalna zmienność światła nie ma sobie równych, każde światło statyczne jest pogwałceniem naturalnych energii człowieka. Krocząc w stronę sztucznego, kontrolowanego środowiska i coraz obficiej posługując się wytworzonymi przez siebie źródłami światła, człowiek sam wytrąca się ze stanu harmonii.

         John Otto dowodzi, że niedobór światła naturalnego i coraz szersze zastosowanie sztucznego oświetlenia prowadzi do wzrostu zaburzeń fizycznych i umysłowych.

Dobrze wiemy, że goła żarówka w stołówce może wyzwolić nerwicowe reakcje na pokarm, gdy tymczasem światło świec wytwarza spokój, wprawiając człowieka w dobre samopoczucie. Nikt dotąd nie wynalazł sztucznego oświetlenia, które posiadałoby wszystkie właściwości światła naturalnego, możemy natomiast stwierdzić z całą pewnością, że dla utrzymania zdrowego otoczenia niezbędne jest światło o bardzo konkretnym paśmie.

 

         Zaczynamy dostrzegać fakt, że skoro życie zrodzone jest ze światła i podtrzymywane przez nie, nasze zdrowie fizyczne i wydajność w znacznej mierze zależą od zachowania równowagi kolorów. Harmonię utraconą na skutek niewłaściwego życia, myślenia i odczuwania możemy odzyskać regenerując nasze wibracje wibracjami odpowiednich barw.

         Niniejsza książka porusza też zagadnienia jeszcze głębsze, dotyczące jasnowidzenia i świadomego rejestrowania energii parapsychicznych. Ukazuje ponadto związki między okiem fizycznym a naszym trzecim, duchowym okiem, związki między skórą a aurą, pomiędzy układem hormonalnym a obiegiem „niewidzialnych” energii.

                             Symbolicznym wyrazem owych powiązań jest KOLOR.

 

 

 

AURA I ENERGIE CZAKRAMÓW

 

         Wiemy wszyscy, że rośliny czerpią energię ze światła słonecznego. Wiemy też, że chlorofil, zielony barwnik obecny w roślinach, pobiera energię słoneczną i z jej pomocą rozkłada dwutlenek węgla, syntetyzuje cukry, a następnie przyswaja je w charakterze pokarmu. O wiele gorzej orientujemy się w sposobach pobierania i wykorzystywania energii przez człowieka. Docierająca do nas energia pochodzi nie tylko ze Słońca, ale również z całego kosmosu. W jaki sposób pobieramy energię niezbędną nam do życia? Gdzie w naszym ciele znajdują się jej odbiorniki? Czy istnieją jakieś specyficzne obszary, które wychwytują, przyswajają i przetwarzają energię? Czy ich sprawność zależy od tego, jak żyjemy?

 

         Frank Waters pisze w The Book of the Hopi, iż według wierzeń Indian Hopi, którzy uważają się za najstarszych mieszkańców kontynentu północnoamerykańskiego zarówno ciało ludzkie, jak i ciało Ziemi powstały w ten sam sposób. I jedno, i drugie posiada swoją oś – w ludzkim ciele jest nią kręgosłup, sterujący równowagą ruchów i zawiadujący czynnościami ciała. Wzdłuż tej osi leży kilka wibrujących ośrodków energetycznych, które niezwłocznie reagują na wszelkie nieprawidłowości organizmu.

 

         Pierwszy z tych ośrodków Indianie umieszczają na głowie, tu gdzie u noworodka znajduje się nie domknięte ciemiączko, „otwarte wrota”, przez które dziecko otrzymuje życie i kontaktuje się ze Stwórcą. Gdy niemowlę oddycha, jego ciemiączko faluje w rytm delikatnej wibracji – w ten sposób dziecko zwraca się do swojego Stwórcy. Z nadejściem „Talawva”, okresu „czerwonego światła”, stanowiącego ostatni etap stworzenia, ciemiączko twardnieje i wrota zamykają się. Pozostają zamknięte aż do chwili śmierci, kiedy otwierają się ponownie, aby życie mogło odejść tą samą drogą, którą w swoim czasie przyszło.

         Tuż pod pierwszym ośrodkiem znajduje się drugi, związany z naszym mózgiem; dzięki niemu człowiek myśli samodzielnie. Trzeci ośrodek, umieszczony w gardle, łączy usta i nos, przez które człowiek wchłania powietrze niezbędne do życia i zasilania narządów głosu, umożliwiających mu wydobywanie oddechu pod postacią wibracji dźwięku. Ów pierwotny dźwięk, podobnie jak dźwięki wydawane przez centra wibracyjne kuli ziemskiej, dostrojony jest do uniwersalnej wibracji Stworzenia.

         Czwarty ośrodek to serce. Ono również stanowi instrument wibracji, pulsujący wibracją samego życia. Ten, kto odczuwa sercem dobro życia, jego najgłębszy cel, jest człowiekiem Jednego Serca. Ten zaś, kto dopuszcza do serca złe uczucia, staje się człowiekiem o Podwójnym Sercu. Ostatni z istotnych ośrodków w ciele ludzkim znajduje się, według Indian Hopi, pod pępkiem. Miejsce to jest tronem Stwórcy, stąd bowiem kieruje On wszystkimi naszymi poczynaniami.

 

         Waters zwraca uwagę na fakt, że mistycy Indii i Tybetu wypracowali podobny schemat ośrodków energii, czyli mocy w ludzkim ciele. Według nich jednak, istnieje siedem takich ważnych ośrodków – pokrywają się one mniej więcej z fizycznymi ośrodkami w ciele i funkcjonują zarówno na płaszczyźnie duchowej, jak i fizycznej. Podobnie jak Hopi uważali oni, ze najwyżej położony ośrodek lokuje się na czubku głowy. Ośrodek ten, przez mistyków Wschodu nazywany Lotosem Tysiąca Płatków, Sahasrara Padma, w ciele związany jest z przysadką mózgową. Uznaje się go za najważniejszy z ośrodków energetycznych, siedlisko świadomości duchowej – według Indian Hopi stanowi on wrota Stwórcy, przez które świadomość wnika wypełniając nas, a następnie opuszcza. Poniżej, pomiędzy brwiami znajduje się Ajna, ośrodek związany z szyszynką, gruczołem położonym u nasady mózgu, gruczołem, którego funkcja jest sterowana autonomicznym układem nerwowym. Wiszuddha – to ośrodek gardła, fizycznie związany z tarczycą i przytarczyczkami. Wiszuddha odpowiada za działanie płuc, oskrzeli i układu oddechowego.

         Jeszcze niżej, analogicznie jak w systemie Hopich, mieści się ośrodek serca, Anahata. Jego odpowiednikiem w ciele jest grasica. Ośrodek ten kieruje pracą serca, naczyń krwionośnych i całym układem krążenia. Kolejnym ośrodkiem jest Manipura, splot słoneczny, przez Hopich nazywany tronem Stwórcy, związany z trzustką i z żołądkiem. Steruje on sympatycznym układem nerwowym, który przetwarza substancje nieorganiczne w organiczne, a te z kolei w energie duchowe.

 

         Oprócz wymienionych ośrodków mistycy Wschodu opisywali jeszcze dwa centra, nie uwzględniane przez Hopich. Są to Swaddhistana, centrum związane z nadnerczami i wydalaniem substancji nieprzyswajalnych, oraz Muladhara – położony u podstawy kręgosłupa Ośrodek Korzenia, mający związek ze splotem krzyżowym i funkcjami reprodukcyjnymi.

         Przebudzenie duchowe Lilli objawiło się zdolnościami do postrzegania energii eterycznych.

 

         Każdy człowiek posiada własne ciało „eteryczne”, złożone z energii, które normalnie są dla nas niewidzialne. To ciało jest po prostu inna formą przejawiania się energii, odmienną od tych, które na codzień postrzegamy w otaczającym nas świecie. Ciało eteryczne jest ścisłym odpowiednikiem naszego ciała fizycznego i odzwierciedla wszelkie zaburzenia równowagi występujące w ciele fizycznym.

         Składa się ono z kolistych torów, po których porusza się energia, inaczej mówiąc - moc. W punktach, gdzie energie splatają się ciaśniej, powstają ośrodki emitujące światło o stałym zabarwieniu.

         W ciele eterycznym znajduje się wiele centrów energetycznych, niemniej wizjonerzy, tak starożytni, jak i współcześni, wyróżniają siedem głównych ośrodków nazywanych CZAKRAMAMI.

         Ponieważ jednak sami wizjonerzy różnią się miedzy sobą poziomem rozwoju duchowego i nierzadko kroczą po odmiennych ścieżkach poszukiwań, w związku z czym skłonni są odmiennie interpretować to, co „widzą”.

 

         Droga duchowa Lilli skupia się wokół zagadnień wykorzystania jogi dla zdrowia, stąd też książka niniejsza w tym właśnie kontekście interpretować będzie fakty energetyczne postrzegane przez Lillę. Jest to książka o naszym ciele i zdrowiu, które jest niezbędnym warunkiem równowagi fizycznej, emocjonalnej, umysłowej i duchowej. Każdy z powyższych poziomów istnienia znajduje odbicie w czakramach naszego ciała. Książka mówi o tym, jak stan naszych czakramów wpływa na to, jacy jesteśmy w danej chwili i o sposobach oddziaływania na energie czakramów.

         Fakt, że każdy z czakramów emituje własny kolor, Lilla zaczęła postrzegać dopiero w jakiś czas po tym, kiedy uzmysłowiła sobie istnienie subtelnych energii. Patrząc na towarzyszy z kursu jogi zauważała, że są oni nadmiernie czerwoni, żółci bądź niebiescy. Często wystarczył jeden rzut oka na kogoś, by określić, który z ośrodków u tej osoby jest przeładowany energią, z który niedoenergetyzowany. Nieraz miewamy niejasne przeczucia, ze naszym przyjaciołom coś dolega, choć wyglądają zupełnie zdrowo – jednak umiejętności Lilli poszły o wiele dalej. Wyczuwała, czy ktoś ma za dużo energii w górnej części ciała, czy też, że jest zbyt słabo naenergetyzowany od pasa w dół. Wyczuwała również siatkę energii opływającej ciało i potrafiła powiedzieć, gdzie jest zbyt mało, a gdzie występuje w nadmiarze.

 

         Jeśli chodzi o czakramy, trudno zrozumieć coś, czego się nie widzi, koniecznych więc będzie kilka słów wyjaśnienia. Te centra mocy, uplecione z delikatnych włókien energii, ogniskują w sobie energię, którą posługują się dla zasilania ciała fizycznego.

„Czakra” znaczy w sanskrycie „koło” i rzeczywiście czakramy przypominają fajerwerk zwany kołem Katarzyny – trzy kręgi świetlne pulsujące jednocześnie w trzech płaszczyznach i obracające się rytmicznie, co sprawia wrażenie, jak gdyby wylewały się od środka na zewnątrz. Czakramy obracają się w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara. Opis ten dotyczy sytuacji prawidłowego funkcjonowania czakramów, jednak w ich pracy często występują rozmaite zaburzenia. Możemy posłużyć się ty prostą analogią koła rowerowego. Jeśli koło jest dobrze naoliwione, wystarczy je lekko popchnąć i będzie kręciło się w nieskończoność. Kiedy natomiast jest zardzewiałe, oś obraca się z trudem – trzeba włożyć bardzo dużo wysiłku, żeby wprawić je w ruch.

 

         Czakram „zanieczyszczony” gromadzi w sobie cząstki brudu, podobnie jak niektóre współczesne tkaniny, które już po pierwszym praniu zaczynają przyciągać brud i nigdy nie wyglądają czysto. Kiedy energia któregoś z czakramów jest nieczynna, nie jesteśmy zdolni odepchnąć drobin nieczystości, które gromadzą się w łonie samej energii. Energie przestają wówczas krążyć prawidłowo i czakram zaczyna funkcjonować wadliwie.

         Kiedy indziej zaś energie wirują w tak zawrotnym tempie, że czakram stale jest przeciążony i podobnie jak w poprzednim przypadku, wytrącony z równowagi. Taki nadczynny czakram musimy nauczyć się wygaszać, dezaktywizować do czasu, gdy jego energie będą nam potrzebne. Dobre samopoczucie naszego ciała fizycznego uzależnione jest od właściwego przyswajania i rozprowadzania energii, kiedy więc wszystkie czakramy są w pełni zrównoważone, odpowiednio przebudzone i zasilone energią, ciało pozostaje w doskonałej harmonii z umysłem, emocjami i duchem.

         Jednakże większości z nas wiele brakuje do doskonałości. Nasze czakramy funkcjonują z bardzo różnym nasileniem, – podczas gdy jedne są prawie bezczynne, inne działają w miarę prawidłowo.. Zwykle bez trudu można poznać, w jakim stanie są nasze energie. Jeśli ktoś ma niezdrowy żołądek, to znaczy, że z jakichś powodów zmuszony jest reagować na rzeczywistość poprzez ten obszar ciała. Wszystko, co wytrąca tę osobę z równowagi, będzie ujemnie oddziaływać na jej obszar żołądka, dopóki obszar ten nie zostanie wzmocniony.

 

         Każdy czakram odzwierciedla pewne cechy związane z podstawową barwą danego czakramu. Jeżeli, upraszczając sprawę, jesteś, dajmy na to, zainteresowany sportem, twoje życie seksualne jest zadowalające, lubisz się uczyć a jednocześnie pozostajesz absolutnie niewrażliwy na własne możliwości duchowego rozwoju – można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że operujesz na bazie niższych czakramów, jesteś ześrodkowany w żołądku i bardzo mocno ugruntowany. Jeśli przeciwnie, doświadczasz zjawisk paranormalnych, takich jak telepatia i przeczucia, a przy tym jesteś nerwowy, przewrażliwiony i zniechęcony do życia – wtedy najprawdopodobniej jesteś zakotwiczony w górnych czakramach i na swój sposób niezrównoważony.

         Niniejsza książka to swego rodzaju przewodnik, który pozwoli nam uzmysłowić sobie nasze miejsce na skali psychicznej i duchowej. Dzięki niej będziemy mogli odkryć, dlaczego zmierzamy w takim, w nie innym kierunku i co stoi na przeszkodzie pełnej realizacji naszego potencjału.

 

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin