Walsch Neale Donald - Rozmowy z Bogiem 2.doc

(1817 KB) Pobierz


Znajdziesz tutaj to, czego od dawna poszukujesz, za czym od dawna tęsknisz. Czeka cię tu najprawdziwszy kontakt z Bogiem, być może pierwszy w twoim życiu, a na pewno najnowszy.

To jest kontakt jak najbardziej realny.

Bóg przemówi do ciebie, przeze mnie. Kilka lat temu nie ośmieliłbym się czegoś takiego powiedzieć; teraz mówię, ponieważ sam tego doświadczyłem – i stad wiem, że to jest możliwe. Nie tylko możliwe, to odbywa się nieustannie. Tak jak dzieje się. ta rzecz pomiędzy nami za pośrednictwem tych słów, tu i teraz.


Samancie Tarze-Jenell Nicholasowi

Travisowi

Karusowi

Tristanowi

Devonowi

Dustinowi

Dy łanowi,

którzy ofiarowali o wiele więcej,

niż ja kiedykolwiek mogłem im dać.

Nie byłem takim ojcem,

jak to sobie wymarzyłem.

Ale cierpliwości.

Jeszcze możemy to nadrobić.

Sprawa nie jest zamknięta.


tpodzięlśpwania

JNade wszystko pragnę uhonorować To, Co Jest Wszystkim, co stanowi Źródło wszelkich rzeczy, wraz z niniejszą książką. Czy nazwiecie to Bogiem, jak czynię to ja, czy inaczej, to nie ma znaczenia -Źródło było, jest i będzie Źródłem po wsze czasy, a nawet nieskończenie dłużej.

Dalej, chciałbym spłacić mój dług wdzięczności wobec rodziców, za pośrednictwem których spłynęło na mnie tyle niezapomnianych doświadczeń i przez których doznawałem źródłowej obecności Boga w życiu. Razem tworzyli niesamowity zespół. Postronny obserwator mógłby mieć inne zdanie, ale oni sami ani przez chwilę w to nie wątpili. Mama mówiła o tacie, że jest “utrapieniem", a on o niej, że jest “trucizną", której nie potrafi się oprzeć.

Moja matka, Annę, była nadzwyczajną kobietą -przepełnioną niewyczerpanym współczuciem, głębokim zrozumieniem, zawsze skorą do wybaczania, do dawania z siebie wszystkiego, o niespożytej cierpliwości, łagodnej mądrości i niezachwianej wierze w Boga, która sprawiła, że gdy umierała, ksiądz, nowicjusz, udzielający jej ostatniego namaszczenia, z podziwem wyszeptał: “Mój Boże, to ona pocieszała mnie."

Najwyższym hołdem dla Mamy niech będzie to, że wcale mnie to nie zdziwiło.

Mój ojciec, Alex, nie należał do potulnych. Był szorstki w obejściu, potrafił dotkliwie urazić, a niektórzy powiadają, że często postępował okrutnie, szczególnie wobec mojej matki. Nie chcę go za to


osądzać (ani za cokolwiek innego). Matka nie wyrzucała mu tego ani nie potępiała go (wręcz przeciwnie, w swych ostatnich słowach wypowiadała się o nim bardzo pochlebnie), dlatego też nie widzę dla siebie żadnych korzyści w odrzuceniu jej przykładu. Ponadto, ojciec miał mnóstwo zalet, o których moja matka nigdy nie zapominała. Należały do nich wiara w niezłomność ludzkiego ducha oraz jasne przeświadczenie, że niczego nie zmieni się narzekaniem. Nauczył mnie, że mogę osiągnąć wszystko pod warunkiem, że zaangażuję w to całą swoją duszę. Zawsze można było na niego liczyć, do samego końca. Był wzorem lojalności, człowiekiem czynu; zawsze zajmował stanowisko, nie zrażał się przeciwnościa-mi, które pokonały tylu innych. Wobec nawet najbardziej niepomyślnych kolei losu miał swą mantrę. “Och, nie ma się czym przejmować", zwykł mawiać. Sam stosowałem tę mantrę w najcięższych chwilach mojego życia. Zadziałała za każdym razem.

Najwyższym hołdem dla Taty niech będzie to, że wcale mnie to nie zdziwiło.

Znalazłszy się między nimi, odczułem wezwanie zarówno do całkowitej pewności siebie jak i bezwarunkowej miłości dla każdego. Co za połączenie!

W pierwszej części złożyłem podziękowania pozostałym członkom rodziny i kręgu mych przyjaciół, którzy w nieoceniony wprost sposób wpłynęli na moje życie – i nadal wpływają. Chciałbym do tej listy dołączyć dwoje niezwykłych ludzi, z którymi się zetknąłem od czasu napisania tamtej książki i którzy poruszyli mnie do głębi.

Leo i Lethę Bushów... którzy unaocznili mi swym codziennym życiem, iż to, co najpiękniejsze w życiu

można znaleźć w chwilach bezinteresownej służby, troski, życzliwości, oraz we wzajemnej miłości i niezachwianej wierze w siebie nawzajem. Była to dla mnie nie tylko nauka, ale i inspiracja.

Również na tych stronicach pragnę wyrazić swoje uznanie innym specjalnym nauczycielom, aniołom zesłanym przez Boga, dzięki którym dotarły do mnie rzeczy o wielkim znaczeniu, co teraz jasno widzę. Niektórzy przekazali mi to osobiście, inni z oddali, jeszcze inni z tak odległego punktu w Macierzy, że pewnie nie są świadomi mego istnienia. Mimo to moja dusza wchłonęła ich energię. Mowa tu o myślicielach, przywódcach, pisarzach i towarzyszach w podróży po Duchowej Drodze; ich wkład w Zbiorową Świadomość dopomógł w powstaniu skarbnicy mądrości, która stanowi Umysł Boga, albowiem stam- • tąd pochodzi. Z tego właśnie Źródła wziął się materiał zawarty w Rozmowach z Bogiem. Dzieło to jest ukoronowaniem mych nauk, doświadczeń i poszukiwań, teraz dostępnym dla każdego w postaci mych dialogów z Bogiem. Tak naprawdę we wszechświecie nie powstają żadne nowe idee, wszelkie nowości są zaledwie kolejnym wyrazem Odwiecznej Prawdy.

Oprócz tego, chciałbym też podziękować następującym osobom, które wzbogaciły moje życie:

Kenowi Keyesowi... którego dar wglądu oddziałał na życie tysięcy ludzi (również moje). Ken powrócił już do Domu, spełniwszy swą rolę niezrównanego posłańca.

Doktorowi Robertowi Muellerowi... którego praca na rzecz światowego pokoju okazała się dobrodziejstwem dla nas wszystkich i tchnęła w świat nową nadzieję.


Doiły Par ton... której muzyka, uśmiech i cała osobowość urzekła naród i radowała moje serce – nawet gdy było złamane i nic nie mogło go uleczyć. To szczególna magia.

Terry Cole-Whittaker... której bystrość, głębia i pogoda ducha oraz absolutna uczciwość od chwili naszego poznania stały się dla mnie wzorcem i natchnieniem. Swym cudownym oddziaływaniem objęła tysiące.

Neilowi Diamondowi... który swój artyzm czerpie z głębi duszy i dlatego przenika do mojej oraz duszy całego pokolenia. Jego talent, hojność, z jaką dzielił z nami swoje uczucia, są wyjątkowe.

Thei Alexander... której pisarstwo mną wstrząsnęło i objawiło możliwość wyrażania miłości bezgranicznie, bezboleśnie, bez goryczy zazdrości i ukrytych celów, bez oczekiwań i bez potrzeb. Rozpaliła w nas na nowo niespokojnego ducha nieskrępowanej miłości oraz naturalne pragnienie radosnego rozkoszowania się seksem, przywracając jego piękno, tajemnicę i niewinną czystość.

Robertowi Rimmerowi... który dokonał dokładnie tego samego.

Warrenowi Spahnowi... który udowodnił mi, że dążenie do doskonałości w każdej dziedzinie życia polega na postawieniu sobie najwyższej poprzeczki i upartym przy niej obstawaniu; wymaganiu od siebie maksimum, nawet kiedy minimum nie zwróciłoby niczyjej (a może zwłaszcza wtedy). Gwiazda sportu pierwszej wielkości, bohater na polu walki, wzór w życiu codziennym, niestrudzenie dążący do przekraczania siebie bez względu na to, ile to kosztuje wysiłku.

Jimmy'emu Carterowi... który dzielnie sobie poczyna w międzynarodowej polityce, kierując się sercem i swym przekonaniem o tym, co w myśl Najwyższego Prawa jest słuszne, i wnosi do zatęchłego świata polityki ożywczy powiew.

Shirley MacLaine... która pokazała, że rozrywka i intelekt się nie wykluczają; że można wznieść się ponad to, co przyziemne i banalne. Że można poruszać sprawy wielkie i drobne, ważkie i lekkie, głębokie i płytkie. Stara się ze wszystkich sił nadać naszym rozmowom wyższy wymiar, a tym samym i naszej świadomości; oddziaływać twórczo na giełdę poglądów.

Oprah Winfrey... która robi dokładnie to samo.

Stevenowi Spielbergowi... który robi dokładnie to samo.

Ronowi Howardowi... który robi dokładnie to samo.

Hughowi Dwonsowi... który robi dokładnie to samo.

Oraz Gene'owi Roddenberry... którego Duch z pewnością słyszy moje słowa i uśmiecha się... albowiem miał w tym wszystkim wielki udział; podjął ryzyko; stanął na skraju; ruszył dalej niż ktokolwiek przed nim.

Ludzie ci stanowią skarb, jak i my wszyscy. Jednak w odróżnieniu od nas, postanowili hojnie darzyć innych skarbami swojej Jaźni, poświęcić się i zaryzykować, wyrzec się prywatności i złączyć swój los z burzliwymi kolejami świata, aby obdarzyć innych swą prawdziwą istotą. Nie mogli przewidzieć, czy ich dar z siebie zostanie przyjęty. Mimo to nie szczędzili siebie.

Jestem im wszystkim wdzięczny. Dziękuję wam, gdyż wzbogaciliście moje życie.


Wstęp

To nadzwyczajne dzieło.

Stanowi przesłanie Boga, który sugeruje w nim rewolucję społeczną, seksualną, oświatową, polityczną, gospodarczą i teologiczną o skali dotąd na planecie nie spotykanej, rewolucję, o jakiej śniło się niewielu.

Sugestie te nawiązują wprost do pragnień wyrażanych przez nas jako mieszkańców Ziemi. W myśl naszych własnych deklaracji, dążymy do zapewnienia godnego życia dla wszystkich, podniesienia poziomu świadomości i tworzenia podwalin nowego świata. Bóg nie potępi nas, cokolwiek wybierzemy, jeśli jednak zdecydujemy się właśnie na to, chętnie pokaże nam drogę. Lecz nie będzie siłą narzucał nam swych poglądów, ani teraz, ani nigdy.

Słowa zawarte w tej książce są dla mnie zarazem porywające i niepokojące, budujące i prowokujące. Porywa mnie rozmach i zasięg jej koncepcji. Niepokoi obraz, jaki się z niej wyłania, obraz mnie samego i całej ludzkiej rasy. Prowokuje śmiałość, z jaką stawia mi wyzwania, nakazuje przekraczać samego siebie, stać się Źródłem świata, wolnego od małostkowej zazdrości, złości, zaburzeń seksualnych, ekonomicznej niesprawiedliwości, nierówności społecznej, ogłupiającej edukacji, zakulisowych machinacji i walk o władzę. Buduje zaś to, iż daje nam nadzieję na przyszłość, pokazuje, że to wszystko jest w zasięgu naszych możliwości.

Czy naprawdę możemy stworzyć taki świat? Bóg mówi, że tak, i wszystko, co do tego trzeba, to jedno-


myślne postanowienie, wybór dokonany przez każdego z nas.

Książka ta stanowi wierny zapis dialogu z Bogiem. Jest drugą częścią planowanej trylogii Rozmów z Bogiem, trwających już ponad pięć lat – po dziś dzień.

Może trudno ci będzie uwierzyć w to, że to wszystko istotnie pochodzi od Boga, zresztą to nie jest wcale konieczne. Dla mnie liczy się przede wszystkim to, czy materiał tu zawarty sam w sobie ma wartość, czy wnosi nowe spostrzeżenia, budzi i odnawia, zachęca do wprowadzenia zmian w nasze codzienne życie na Ziemi. Bóg wie, tak dalej być nie może. Musimy się zmienić.

Całe przedsięwzięcie zaczęło się od księgi pierwszej, opublikowanej w maju 1995 roku. Traktowała ona głównie o sprawach osobistych, i odmieniła moje życie. I wielu innych ludzi. W ciągu kilku tygodni stała się prawdziwym bestsellerem. Nakład przeszedł najśmielsze oczekiwania, niebawem miesięcznie sprzedawało się 12 tysięcy egzemplarzy i liczba ta nadal rosła. Oczywiście “autor" tej książki nie był postacią nieznaną. I to właśnie sprawiło, że intrygowała i miała taką moc oddziaływania.

Jestem zaszczycony, że mogę uczestniczyć w tym procesie, dzięki któremu doniosłe prawdy ponownie stają się udziałem tysięcy ludzi. Cieszę się, że tak wiele osób skorzystało z tego dzieła.

Pragnę jednak wyznać, że z początku strasznie się bałem. Obawiałem się, że zostanę posądzony o urojenia, o manię wielkości. Z drugiej zaś strony, bałem się, że gdy czytelnicy naprawdę uwierzą, iż te słowa pochodzą od Boga, posłuchają zawartych tam rad. Lecz dlaczego się tego lękałem? To proste.

Przecież we wszystkim, co napisałem, mogłem się mylić.

Wówczas zaczęły napływać listy. Z całego świata. Wtedy już wiedziałem. Wiedziałem w głębi serca, że się nie myliłem. Tego właśnie było potrzeba światu, w tej określonej chwili.

Teraz ukazuje się kolejna księga i znów daje o sobie znać strach. Mowa w niej o szerszym wymiarze naszych pojedynczych istnień, jak również o sprawach politycznych i gospodarczych o zasięgu ogólnoświatowym. Podejrzewam więc, iż ta druga książka może okazać się dla przeciętnego czytelnika znacznie bardziej kontrowersyjna. I stąd obawa. Obawa, że może nie przypaść ci do gustu to, co tutaj przeczytasz. Że dostanie mi się po głowie. Że książką tą “wkładam kij w mrowisko", “wywołuję burzę". Ponadto, znów się boję, że mogę nie mieć racji.

Doświadczenie winno było już mnie nauczyć, że mój strach jest bezpodstawny. Jednak znów odzywa się moja ludzka słabość. Spieszę wyjaśnić, iż nie jest moim zamiarem nikim wstrząsnąć. Pragnę jedynie wiernie i skwapliwie przekazać to, co usłyszałem od Boga w odpowiedzi na me pytania. Obiecałem to Bogu – że udostępnię te rozmowy ogółowi – i nie mogę tej obietnicy złamać.

Ty również nie możesz się wycofać. Z pewnością podjąłeś postanowienie, że będziesz otwarty na wszelkie nowe idee, poglądy i przekonania, że będziesz gotów przewartościować to, w co wierzyłeś do tej pory. Przyrzekłeś sobie, że będziesz nieustannie się rozwijał. Inaczej bowiem ta książka nie trafiłaby do twych rąk.


Tkwimy więc w tym razem. I nie ma powodu do obaw. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, i stąd wynika nasze postępowanie. Widzę teraz wyraźnie to, czego do tej pory zaledwie się domyślałem – jesteśmy posłańcami, ty i ja. Gdyby tak nie było, nie czytałbyś teraz tej książki, a ja bym jej nie pisał. Mamy więc zadanie do wykonania. Po pierwsze, musimy się upewnić, że dobrze zrozumieliśmy przesłanie, jakie niosą Rozmowy z Bogiem. Dalej, musimy uczynić z tego przesłania użytek w naszym życiu codziennym. I wreszcie, musimy głosić je innym, naszym własnym przykładem zaświadczać o jego prawdzie tym, z którymi się stykamy.

Rad jestem, że postanowiłeś dołączyć do mnie w tej wyprawie. Z tobą raźniej i przyjemniej. Przejdźmy więc wspólnie przez te stronice. Czekają nas tu i ówdzie wyboje. Nie tak jak w księdze pierwszej. Księga pierwsza była czułym uściskiem Boga. Druga cześć, równie promieniująca miłością, raz po raz lekko tobą potrząsa. Jest jak pobudka, wyzwanie, abyś nie ustawał w drodze.

Zawsze masz przed sobą coś do odkrycia. Twoja dusza nie lubi spoczynku – jej udziałem tu na Ziemi ma być najbogatsze, nie najuboższe doświadczenie. I choć wybór należy do ciebie, twa dusza wolałaby, abyś nie popadał w samozadowolenie czy gnuśność. Zbyt wiele trzeba bowiem w świecie zmienić, zbyt wiele siebie musisz jeszcze stworzyć. Zawsze jest nowy szczyt do zdobycia, nowa rubież do zbadania, nowy lęk do zwalczenia. Wspanialszy stan, śmielsza wizja, wyższa koncepcja.

Dlatego też książka ta może narazić cię na pewne niewygody. Ale nie uciekaj, pozostań na pokładzie,

nawet jeśli tobą rzuca. I żyj w nowym paradygmacie. A jeszcze lepiej, cudownym przykładem swego życia przyczyń się do jego powstania.

Neale Donald Walsch Ashland, Oregon marzec 1997


l

Witaj. Cieszę się, że jesteś ze mną.

Byliśmy ze sobą umówieni, to prawda; ale mimo to mogłeś nie przybyć na spotkanie. Mogłeś postanowić inaczej. Tymczasem wybrałeś tę godzinę, to umówione miejsce, aby ta książka trafiła w twoje ręce. I za to ci dziękuję.

Jeśli jednak nie uświadamiałeś sobie do końca, co robisz i dlaczego, i ta sprawa wydaje ci się trochę tajemnicza, należy ci się małe wyjaśnienie.

Zacznę od zwrócenia ci uwagi na to, iż książka ta zjawiła się w twoim życiu w samą porę, w najwłaściwszym momencie. Teraz jeszcze nie zdajesz sobie pewnie z tego sprawy, ale kiedy będziesz miał już za sobą doświadczenie, które jest dla ciebie przygotowane, zyskasz co do tego absolutną pewność. Wszystko przebiega w doskonałym porządku, a pojawienie się tej książki w twoim życiu nie jest wyjątkiem od tej reguły.

Znajdziesz tu to, czego od dawna poszukujesz, za czym od dawna tęsknisz. Czeka cię tu najprawdziwszy kontakt z Bogiem, być może pierwszy w twoim życiu, a na pewno najnowszy.

To jest kontakt jak najbardziej realny.

Bóg przemówi do ciebie, przeze mnie. Kilka lat temu nie ośmieliłbym się czegoś takiego powiedzieć; teraz mówię, ponieważ sam tego doświadczyłem i stąd wiem, że to jest możliwe. Nie tylko możliwe -odbywa się nieustannie. Tak jak dzieje się ta rzecz pomiędzy nami za pośrednictwem tych słów, tu i teraz.

Trzeba, abyś znał swój w tym udział, podobnie jak przyczyniłeś się do tego, że ta książka trafiła


w twoje ręce. Wszyscy bez wyjątku odpowiadamy za wydarzenia występujące w naszym życiu i wspólnie z Jednym Wielkim Stwórcą powołujemy do istnienia okoliczności, które do każdego z tych wydarzeń prowadzą.

Pierwszy etap moich rozmów z Bogiem w twoim imieniu miał miejsce w latach 1992-1993. Napisałem wówczas gniewny list do Boga, domagając się wyjaśnienia, dlaczego moje życie jest jednym pasmem tarć i niepowodzeń. Dosłownie wszystko, począwszy od miłosnych związków, przez pracę, do stosunków z dziećmi i do zdrowia – wszystko – naznaczone było walką i porażką. W liście zażądałem, aby Bóg odpowiedział mi dlaczego – i czego potrzeba, aby zaczęło mi się wreszcie w życiu układać.

Ku mojemu zdumieniu, Bóg mi odpisał.

Sposób i treść tych odpowiedzi dały początek książce, opublikowanej w maju 1995 roku pod tytułem Rozmowy z Bogiem, księga pierwsza. Może o niej słyszałeś, niewykluczone, że ją przeczytałeś. Jeśli tak, to nie potrzebujesz dalszego wprowadzenia do niniejszej książki.

Jeśli pierwsza część nie jest ci znana, mam nadzieję, że wkrótce zmieni się ten stan rzeczy, gdyż szczegółowo opisuje ona to, jak doszło do jej powstania, i zawiera odpowiedzi na wiele pytań na temat życia każdego z nas – dotyczących pieniędzy, miłości, seksu, Boga, zdrowia i choroby, jedzenia, związków z innymi ludźmi, “godziwej pracy" i wielu innych spraw życia codziennego – którymi tutaj się nie zajmujemy.

Gdybym miał prosił Boga, aby uczynił teraz coś dla świata, poprosiłbym o przekazanie wiedzy, która

znalazła się w części pierwszej Rozmów z Bogiem. Zgodnie z przyrzeczeniem (“Zanim zapytasz, otrzymasz odpowiedź.") Bóg już to uczynił.

Mam więc nadzieję, że po przeczytaniu niniejszej książki (a może nawet w trakcie czytania) sięgniesz po pierwszą część. To sprawa wyboru, a Wolny Wybór przywiódł cię do tych stronic w tej chwili. Tak jak wytworzył wszelkie twoje doświadczenia. (Koncepcję tę wyjaśnia właśnie część pierwsza.)

Wstęp do księgi drugiej powstał w marcu 1996; ma on na celu krótkie wprowadzenie do jej treści. Podobnie jak w części pierwszej, informacje docierały do mnie w sposób zadziwiająco prosty. Na pustej kartce papieru pisałem pytanie – dowolne... zazwyczaj pierwsze, jakie przyszło mi do głowy -i ledwo kończyłem pisać, już powstawała w mym umyśle odpowiedź, jakby Ktoś szeptał mi do ucha. Wyglądało to jak dyktando!

Z wyjątkiem tych kilku początkowych uwag, cały materiał tej książki zapisany został między wiosną 1993 roku i latem roku następnego. Pragnę przedstawić ci go tak, jak go otrzymałem...

*    *    *

Jest Wielkanoc 1993 roku. Zgodnie z poleceniem, wyczekuję z ołówkiem w ręku i kartką papieru, gotowy do dzieła, do drugiego etapu.

Powinienem jednak wyjaśnić, że to Bóg mnie o to poprosił. Wyznaczył mi datę. Dziś mamy rozpocząć drugą książkę z planowanej trylogii – książkę, która będzie wspólnym doświadczeniem Boga, moim i twoim.


Nie mam pojęcia, o czym będzie w niej mowa, jakie poruszymy tematy. To dlatego, że nie mam żadnej jej wizji w głowie. Nie mogę. Nie ja mam decydować, co się w niej znajdzie, lecz Bóg.

Rok temu – w Wielkanoc – Bóg nawiązał ze mną dialog. Wiem, że to brzmi niepoważnie, ale to istotnie miało miejsce. Jakiś czas temu nasza rozmowa dobiegła końca. Nakazano mi odpoczynek... i zarazem wyznaczono termin wznowienia dialogu.

Ty też jesteś z nami umówiony. I pojawiasz się tak, jak było ustalone. Widzę wyraźnie, że ta książka powstaje nie dla mnie, lecz dla ciebie przeze mnie. Zapewne poszukiwałeś Boga – wypatrywałeś znaku od Niego – od dawna. Ja również.

Dziś razem odnajdziemy Boga. To niezmiennie najlepszy sposób na trafienie do niego. Razem. Nigdy nie znajdziemy Boga oddzieleni. Mam tu na myśli dwa znaczenia. Chodzi mi o to, że nigdy nie znajdziemy Boga, dopóki sami będziemy oddzieleni jeden od drugiego. Pierwszym bowiem krokiem do odkrycia, że nie jesteśmy oddzieleni od Boga, jest odkrycie, że nie jesteśmy oddzieleni od siebie nawzajem. Dopóki nie uświadomimy sobie, że wszyscy stanowimy Jedność, tak długo nie możemy wiedzieć, że my i Bóg to Jedność.

Bóg nie jest od nas oddzielony, nam tylko się zdaje, że my istniejemy osobno.

To błędne przekonanie jest szeroko rozpowszechnione. Wydaje nam się też, że istniejemy oddzielnie od drugiego człowieka. Najszybszym sposobem “znalezienia Boga", jak się przekonałem, jest odnalezienie siebie nawzajem. Wyjście z ukrycia przed drugim człowiekiem. I oczywiście, przed samym sobą.

Najprędzej można to osiągnąć głosząc prawdę. Każdemu. O każdej porze.

Zacznij mówić prawdę teraz i nigdy nie przestawaj. Na początek mów sobie prawdę o sobie. Następnie powiedz sobie prawdę o drugim człowieku. Potem ogłoś prawdę o sobie drugiemu i drugiemu prawdę o nim samym. Na koniec mów prawdę każdemu o wszystkim.

Oto Pięć Stopni Głoszenia Prawdy. To pięciostopniowa droga do wolności. Prawda cię wyzwoli.

W tej książce jest mowa o prawdzie. Nie mojej, lecz Boga.

Nasz początkowy dialog – Boga i mój – zakończył się przed miesiącem. Zakładam, że ten przebiegać będzie podobnie jak za pierwszym razem. To znaczy, ja stawiam pytania, a Bóg odpowiada. Chyba przerwę pisanie i zadam Bogu pytanie.

Boże – czy tak właśnie potoczy się nasza rozmowa?

Owszem. Tak jak przypuszczałem.

Tyle że w tej książce sam poruszę pewne tematy, z własnej inicjatywy. W pierwszej części raczej tego nie praktykowałem, jak wiesz.

Wiem. Dlaczego wprowadzasz tę innowację?

Ponieważ ta książka powstaje na Moje życzenie. Nakazałem ci się tu stawić – jak sam zauważyłeś. Pierwsza książkę ty zainicjowałeś. Miałeś swoje spra-


wy do załatwienia. W tej książce nie masz swoich spraw. W tej książce wypełniasz jedynie Moja wole.

Tak. Masz słuszność.

Słuszność, Neale, to bardzo dobra rzecz. Życzę jej tobie – oraz innym – najwięcej.

Ale sądziłem, że Twoja wola jest moją wolą. Jak mogę nie czynić Twojej woli, jeśli pokrywa się z moją?

To dość zawiła kwestia – i dobrze się stanie, jeśli od niej zaczniemy ten dialog.

Wróćmy do tego, co powiedziałeś. Ja przecież nigdy nie twierdziłem, że Moja woła jest twoja wola.

Jak to? W poprzedniej książce oznajmiłeś mi wyraźnie: “Twoja wola jest Moją wolą."

Istotnie – ale to nie to samo. Czyżby? Więc dałem się nabrać.

Kiedy mówię: “Twoja wola jest Moją wolą", to nie znaczy to samo, co Moja wola jest twoja.

Gdybyś zawsze spełniał Moja wole, nic nie stałoby już na przeszkodzie, abyś osiągnął Oświecenie. Proces już by dobiegł końca. To już by się stało.

Gdybyś choć przez jeden dzień czynił wyłącznie Moja wole, dostąpiłbyś Oświecenia. Gdybyś wypełniał Moja wole przez te wszystkie lata swojego życia, czy potrzebowałbyś naszych rozmów? Chyba nie.

Zatem nie wypełniasz Mojej woli, co więcej, nawet jej nie znasz.

Nie znam? Właśnie. To dlaczego mi jej nie oznajmisz?

Oznajmiam, ale ty nie słuchasz. A kiedy słuchasz, tak naprawdę nie słyszysz. A kiedy usłyszysz, nie wierzysz, a kiedy uwierzysz, w to co słyszysz, i tak nie stosujesz się do zaleceń.

Stwierdzenie, że Moja wola jest twoja wola, mija się wiec mocno z prawda.

Z drugiej jednak strony, twoja wola istotnie jest Moja wola. Po pierwsze, ponieważ ją znam. Po drugie, ponieważ ją akceptuje. Po trzecie, ponieważ ją pochwalam. Po czwarte, ponieważ ją kocham. Po piąte, ponieważ uznaje ją za swą własną i nazywam Moją.

Wynika stąd, że ty masz wolną wole postępowania, jak ci się podoba – a Ja, powodowany bezwarunkową miłością, przyjmuje ją jako Moją własną.

Tak wiec, aby Moja wola stała się twoją, musiałbyś zrobić to samo. Po pierwsze, musiałbyś ją znać. Po drugie, musiałbyś ją zaakceptować. Po trzecie, musiałbyś ją pochwalać. Po czwarte, musiałbyś ją pokochać. Po piąte, musiałbyś ją uznać za swą własną.

W całej historii ludzkiej rasy tylko niewielu stosowało się do tych zasad konsekwentnie. Garstka stosowała się do tego niemal zawsze, wielu często, jeszcze więcej od czasu do czasu. Zaś właściwie każdemu zdarzyło się zastosować do nich choć raz – chociaż są tacy, którzy nie uczynili tego nigdy.

Do której kategorii ja się zaliczam?


Czy to ważne? Do której kategorii chcesz należeć od tej chwili? Czy to nie trafniejsze pytanie?

Owszem.

/ jak brzmi twoja odpowiedź?

Chciałbym należeć do pierwszej kategorii. Chciałbym znać i czynić Twoją wolę zawsze.

To chwalebne, lecz raczej niewykonalne. Dlaczego?

Ponieważ musisz jeszcze przebyć długa drogę rozwoju, nim będziesz mógł to o sobie oświadczyć. Ale powiadam ci: Mógłbyś to osiągnąć, mógłbyś dostąpić Boskości, w tej sekundzie, gdybyś zechciał. Twój rozwój nie musi trwać tak długo.

To dlaczego zabiera mi to tyle czasu?

W rzeczy samej. Dlaczego? Na co właściwie czekasz? Nie sadzisz chyba, że to Ja cię wstrzymuje?

Nie. To dla mnie jasne, że sam się wstrzymuję.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin