Ziegesar Cecily von - Dziewczyna Super 05 - Szczęściara.rtf

(545 KB) Pobierz
Szczęściara

Cecily von Ziegesar

SZCZĘŚCIARA
DZIEWCZYNA SUPER

Przekład Beata Horosiewicz

Tytuł oryginału

An It Girl Novel Lucky

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zawsze miałam szczęście. I znów będę je mieć.

Bene Davis

1
Sowa Waverly jest głucha na plotki

W akademii Waverly, zamiast orzeźwiającego zapachu jesieni, w powietrzu unosiła się silna woń dymu. Nie była to przyjemna woń palonych liści, ale kwaśny, drażniący nozdrza smród spalonej słomy. Poprzedniego wieczoru podczas spotkania kinomaniaków ktoś podpalił stodołę na farmie pani Miller. Może to był wypadek. A może nie.

Jenny Humphrey pchnęła ciężkie drewniane drzwi stołówki i ruszyła przez ogromne pomieszczenie, żeby ustawić się w kolejce do bufetu. Towarzyszyły jej spojrzenia rzucane od zatłoczonych stolików. Jenny starała się myśleć jedynie o porannym słońcu wlewającym się przez witrażowe okna. Nie zwracała uwagi na szepty, które wypełniały stołówkę i wznosiły się aż do sklepionego jak w katedrze sufitu. Sowy Waverly nieustannie plotkowały, a dziś miały ku temu więcej powodów niż zwykle.

Postawiła na tacy naleśniki z jabłkami i cynamonem - sobotni specjał - i przeszła się między długimi dębowymi stołami do kącika, w którym zauważyła lśniącą czarną głowę Alison Quentin. Pomiędzy Alison a Sage Francis wcisnęła się jakaś drobna blondynka. Jenny zauważyła jeszcze, że jej współlokatorka, Callie i jej ekschłopak. Easy, nie siedzą przy jednym stole. Wczoraj wieczorem przyłapała ich w stodole. Nie miała ochoty oglądać ani jednego, ani drugiego. Na szczęście, w chwilę później uratował ją nieoczekiwany, niewiarygodnie słodki pocałunek Juliana McCafferty'ego. Gdyby nie to, rzuciłaby wszystko w diabły - i śniadanie, i Waverly, i życie. Żołądek jej się wywracał na samą myśl.

- Nowy towar - usłyszała głos za plecami. Odwróciła się do Celine Colisty, dziewczyny o oliwkowej cerze, współkapitana drużyny hokeja na trawie. Wskazywała gestem głowy na drobną blondynkę, stojącą między Alison i Sage. Miała na tacy świeżo wyciśnięty, rozcieńczony sok. - Będą się tu kręcić cały tydzień.

- Nowy towar?

- Kandydaci - wyjaśniła zniecierpliwiona Celine. Podeszły razem do stolika. Nie możemy mówić o nich „nowicjusze". To podobno obraźliwe, no wiesz.

Jenny i Celine postawiły tace koło Alison. Jenny się pochyliła i uśmiechnęła do jasnowłosej kandydatki. Z bliska dziewczyna wydawała się jeszcze drobniejsza.

- Cześć, jestem Jenny.

- A ja Chloe. - Dziewczyna poprawiła okulary Ralpha Laurena w czarnych kwadratowych oprawkach i skinęła głową.

- Nie odstępuje Alison na krok - oznajmiła głośno Benny Cunningham i oparła łokcie na ciemnym drewnianym stole. Odgarnęła z twarzy długie, zupełnie proste brązowe włosy. Rysy miała nieco kanciaste, ale mimo to była ładna. - Skąd jesteś, nowy towarze?

- Z Putney - odparła nieśmiało Chloe. Skubnęła bladoniebieski sweter J. Crew, usuwając niewidzialny pyłek. - To w Vermont.

Blada cera i jasnoniebieskie oczy upodabniały ją do Dakoty Fanning. Jenny nie umiała sobie wyobrazić, że mogłaby być niemiła dla Dakoty Fanning.

To ładne miejsce. - Miała nadzieję, że doda dziewczynie otuchy, jako nowa w Waverly musi się czuć bardzo skrępowana. Wzdrygnęła się na wspomnienie pierwszych niezdarnych kroków, jakie dawna Jenny stawiała w Waverly. Przyjechała tu kilka tygodni temu zupełnie zielona. A teraz siedziała przy najlepszym stole w stołówce, chodziła na szalone imprezy w płonących stodołach i całowała się z odlotowymi chłopakami w świetle księżyca. I co ty na to dawna Jenny?

Nagle czyjś okrzyk odbił się echem od wysokiego, skośnego sufitu stołówki. Jenny odwróciła się i zobaczyła Heatha Ferro. Stał przy sąsiednim stole z ramionami triumfalnie wyrzuconymi w górę. Słoneczny blask odbijał się od jego ciemnoblond włosów splątanych w artystycznym nieładzie. Z ust wylatywały okruchy krakersów. Zdaje się, że właśnie wygrał zawody w jedzeniu krakersów, co było jednym z największych osiągnięć w stołówce Waverly, a polegało na połknięciu sześciu supersuchych krakersów w ciągu niespełna minuty bez popijania wodą. Heath przybijał właśnie piątkę z chłopakami zgromadzonymi wokół niego, także kandydatami. Jenny zauważyła, że przy różnych stolikach siedziało w sumie z tuzin kandydatów, a wszyscy trzymali się blisko swoich Sów opiekunek - jak zalęknieni turyści, którzy nie odstępują na krok przewodnika.

- Słyszałaś ostatnie plotki? Sage pochyliła się na krześle, a jej błękitne oczy błyszczały. Podciągnęła rękawy ciemnoniebieskiej tuniki Elie Tahari, jakby te plotki mogły ją pobrudzić.

- Jakie? - spytała Jenny. Nadziała na widelec kawałek naleśnika i umoczyła go w kałuży syropu klonowego. Miała na sobie ulubione dżinsy Earla i czarny golf Gapa, który kupiła jeszcze w ósmej klasie. W porównaniu z Sage i Benny była ubrana zbyt luzacko. Dziewczyny z Waverly korzystały z każdej okazji, żeby urządzić pokaz mody.

- W stodole znaleźli zapalniczkę. - Benny uśmiechnęła się złośliwie. Jej zęby były tak białe jak cieniutki T - shirt Vince'a. który miała na sobie. Wyglądała jak chodząca reklama pasty Crest Whitestrips. Chociaż biorąc pod uwagę fakt. że dysponowała wielomilionowym funduszem powierniczym, prawdopodobnie wybieliła zęby u dentysty. - Były na niej inicjały jednego z uczniów. Juliana McCafferty'ego.

Jenny odłożyła na talerz widelec z kawałkiem naleśnika. - Juliana?

- Słyszałam, że to były inicjały jakiegoś chłopaka od Świętego Lucjusza - powiedziała Celine półszeptem. pochylając się do przodu i odgarniając pukiel czarnych włosów za ucho. - I że zapalniczka mogła należeć do Dana. znajomego Heatha ze sklepu monopolowego. - Przejechała językiem po przednich zębach i wreszcie udało jej się wydobyć szpinak, który tkwił tam przez cały posiłek. A Simone powiedziała, że stodołę podpalił jakiś dzieciak z miasta, który nie dostał się do Waverly.

- Ploty - wtrąciła Alison. Upiła łyk soku. zupełnie nieporuszona tym, że jakiś zazdrośnik z Rhinecliff mógł pragnąć zemsty na uczniach Waverly.

- Słyszałam, że niektórzy palili w stodole - dorzuciła Chloe. Skubała kawałek francuskiego tosta.

- Kto ci to powiedział? - wykrztusiła Jenny.

Wczoraj wieczorem poinformowała Callie. że wie o tym, że ona i Easy palili w stodole tuż przed wybuchem pożaru. Nie była pewna, czy jeszcze ktoś mógł o tym wiedzieć. Callie odparła, że to pewnie Jenny z zazdrości podpaliła stodołę. Wiedziała, że Callie wybrała po prostu melodramatyczny sposób obrony, ale i tak była na nią wściekła. Jeśli inni w Waverly dowiedzieli się. że Callie i Easy palili w stodole - to trudno. Jenny nie miała zamiaru nic robić, aby ta plotka nie rozniosła się po szkole. Szczerze mówiąc, nie żałowałaby, gdyby ich wyrzucono. Należy im się za to, że są takimi... napalonym dupkami.

- Tak? A kto palił? - naciskała Benny i po raz pierwszy spojrzała na Chloe z zainteresowaniem. - Jesteś tu dopiero godzinę. Skąd możesz to wiedzieć?

- Słyszałam. - Chloe wzruszyła ramionami, niespeszona agresywną postawą starszej dziewczyny. - Nie pamiętam gdzie. - Rozejrzała się po stołówce i dodała: - Jest gdzieś cukier puder?

Jenny stwierdziła, że zupełnie niepotrzebnie martwiła się o Chloe. Da sobie radę.

- Słyszałam, że to Easy i Callie - rzuciła cicho Sage, odsuwając na środek stołu tacę z niedojedzonym śniadaniem. Płowe włosy miała zebrane w luźną kitkę. - Wszyscy widzieliśmy, jak wybiegli ze stodoły... No i oboje palą. - Wzruszyła ramionami, wiedząc, że każdy dopowie sobie resztę sam.

- Kto pali? - zapytał Ryan Reynolds.

Z impetem postawił obładowaną tacę na ich stole. Cola z przepełnionej szklanki chlapnęła na talerz z jedzeniem. Jenny się wzdrygnęła. Napój gazowany do śniadania? Ohyda. Przysunął krzesło bliżej Sage i podparł głowę ręką, czekając na dalszy ciąg.

- No ja. - Blade policzki Sage się zaróżowiły. - I jakieś pół kampusu.

- Też mi nowina. - Ryan próbował chwycić kosmyk długich, jasnych włosów Sage, ale odskoczyła z piskiem. - Czy ktoś widział dzisiaj Callie? zapytał.

Jenny spojrzała na Ryana z zaciekawieniem. Wyglądał dziś jakoś inaczej. Wydawał się... bardziej odpowiedzialny. A było to ostatnie słowo, jakie przyszłoby jej do głowy, gdyby miała opisać Ryana Reynoldsa. Doszła do wniosku, że to dlatego, że nigdy wcześniej nie widziała go w okularach. Nic dziwnego. Jego ojciec ulepszył soczewki kontaktowe, więc na pewno Ryan miał ich pod dostatkiem.

- Muszę od niej odpisać łacinę.

- Jest w stajni - odparła Benny z ustami napchanymi bekonem. - Z Easym.

- A co oni tam robią? - zapytała niewinnie Chloe. Benny i Celine roześmiały się porozumiewawczo.

- Skaczą na sianie! - Celine parsknęła śmiechem.

Zdjęła zapinany na suwak sweter drużyny hokeja na trawie, odsłaniając obcisły czarny T - shirt. Ryan zerknął ukradkiem na jej piersi.

- Miejmy nadzieję, że jej nie spalą. - Sage się roześmiała. Chloe się zmieszała i zamilkła, wbijając wzrok we francuski tost.

Jenny wstała od stołu. Mruknęła pod nosem, że boli ją brzuch. Zostawiła niemal nietknięte naleśniki. Wzięła komórkę i ruszyła do drzwi.

Pięć minut później stała na szarych kamiennych schodach przez drzwiami do stołówki i czekała na Juliana. Gdy tylko odeszła od stołu, wysłała mu SMS - a z prośbą o spotkanie. Musiała go natychmiast ostrzec. Groziły mu kłopoty.

A poza tym chciała mieć pretekst, żeby go znowu zobaczyć.

Plotki na temat pożaru cały czas krążyły jej po głowie. Czy Dan mógł rzeczywiście mieć z tym coś wspólnego? On przecież tylko sprzedawał alkohol bandzie rozwydrzonych dzieciaków. Czy to możliwe, żeby jakiś stuknięty osobnik z miasta tak bardzo nienawidził dzieciaków z Waverly, że chciał je spalić? I co zapalniczka Juliana robiła w stodole? Zgubił ją przecież. Zdaje się, że wspominał coś o zgubionej zapalniczce... A poza tym nie mógł wywołać pożaru, bo był wtedy z nią. Całował ją tak słodko koło stodoły, że zapomniała o Easym i Callie, i o tym, co przed chwilą widziała. Jenny przyszła do głowy jeszcze jedna myśl. Czy Easy i Callie mogli wzniecić pożar? Wyobraziła sobie, jak leżą razem na sianie, śmieją się i palą papierosy. Jak zwykle niczym się nie przejmują. Tyle że chociaż oboje mogli mieć gdzieś jej uczucia, to na pewno nie byli podpalaczami. Co najwyżej kłamcami. Potrząsnęła głową, a ciemne loki poruszyły się jak pędy winorośli na wietrze. Chociaż Jenny ze wszystkich sił starała się przegonić tę myśl, wciąż dochodziła do tego samego wniosku. Tak naprawdę była tylko punkcikiem na radarze Easy'ego, małym zakłóceniem pomiędzy zerwaniem z Callie a ponownym zejściem się z nią.

- Cześć.

Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętą twarz Juliana. Suwak wypłowiałej szarej bluzy z kapturem Everlast miał zaciągnięty po sam podbródek.

- Hej - odpowiedziała i poczuła przypływ przyjemnych uczuć na widok wysokiego dziewięcioklasisty z poczochraną czupryną. Zrobiła krok w jego stronę i zadarła głowę, aby spojrzeć w ciepłe brązowe oczy. Była zła na siebie, że włożyła płaskie granatowe tenisówki Keds z małymi motylkami. Jeśli będzie w przyszłości spędzać więcej czasu z Julianem, musi nosić buty Michaela Korsa na klinach, najwyższe, jakie ma.

- Jadłaś już śniadanie?

Zeskoczył z impetem z ostatniego stopnia i wylądował tuż przed nią. Zmierzwiona jasnobrązowa grzywka opadła mu na czoło. Wyglądał jak złocisty pies, który właśnie odnalazł rzuconą piłeczkę do tenisa. Było w tym coś bardzo podniecającego.

- Tak - skłamała Jenny.

Jedzenie było wykluczone. W tej chwili jej żołądek wywijał koziołki.

- Chcesz iść na Hopkins Hill? - zapylał Julian. Wskazał głową urwisko za jej plecami. Zastanawiała się, czy on też rozmyślał o wczorajszym pocałunku. No przecież musiał o tym myśleć. - Chodźmy - odparła odważnie.

Szli pod górę ścieżką przez las. Brzękanie talerzy, dobiegające ze stołówki, wkrótce ucichło w dali, ustępując miejsca świergotaniu ptaków i delikatnemu szumowi wiatru w gałęziach drzew. Jenny z trudem przyzwyczajała się do tych odgłosów, bo całe życie spędziła w Nowym Jorku. Suche liście na ścieżce szeleściły pod tenisówkami.

Doszli do małej polanki. Julian przystanął. Jego łagodne brązowe oczy spoczęły na ustach Jenny i dziewczyna się zarumieniła. Czy on chce mnie znowu pocałować? - pomyślała.

- Rozmawiałaś z Callie?

Jenny czuła, że twarz zaczyna ją palić na wspomnienie ostatniego spotkania z Callie. Była wściekła. Nie dlatego, że Callie i Easy znowu się zeszli, ale dlatego, że Callie okłamała ją i udawała, że łączą ich tylko koleżeńskie stosunki. Pewnie razem z Easym naśmiewali się z niej, gdy tarzali się na golasa w sianie i palili papierosy, i w końcu puścili z dymem całą stodołę.

- Tak jakby. Właściwie to nie wiem.

- W porządku. - Julian kucnął, podniósł z ziemi okazały czerwony liść dębu i wręczył go Jenny jak kwiat. Zachichotała i przyjęła podarunek, pozwalając, by ich dłonie się musnęły. - Nie musisz się tłumaczyć. Chciałem wiedzieć, czy to wyjaśniłyście.

Delikatnie wzruszył przygarbionymi ramionami, a Jenny zauważyła, że ma na sobie znajome rzeczy - czarne tretorny, ciemne dżinsy True Religion z dziurami wielkości pięści na kolanach i czarny T - shirt pod bluzą z kapturem.

- W ogóle się nie kładłeś? - zapytała. Potarł dłonią kark i kopnął piach na ścieżce.

- A co? Brzydko pachnę? - Zniżył głos, tak jakby nie chciał, by ktoś to usłyszał.

- Nie. - Zachichotała. Pachniał całkiem przyjemnie, jak sosna. A może tak jej się tylko zdawało, bo byli przecież w lesie. - Ale masz na sobie te same rzeczy co wczoraj wieczorem.

- Właśnie szedłem do domu, - Podciągnął spadające dżinsy. Miał na sobie jasnozielone bokserki w małe białe owieczki. Jenny zarumieniła się na ten widok. - Za farmą pani Miller jest taka ścieżka na skróty przez wąwóz - wyjaśnił.

Aha. Jenny niewiele to mówiło. Przez całą noc błąkał się sam po okolicy?

Chłopcy mają dziwne pomysły. Kiedy chodziła z Easym, miał swoje specjalne miejsce w głębi lasu i tam malował. A kiedy była jeszcze w domu, to ilekroć szła przez Sheep Meadow, zawsze roiło się tam od chłopaków, który palili skręty i jednoczyli z naturą w najściślejszy sposób, w jaki było to możliwe w Nowym Jorku. A może tylko chcieli się wsławić. Jenny oparła się o omszały pień drzewa. Starała się zachowywać naturalnie, mimo że Julian ciągle się na nią gapił. Nie dbała o to, że pobrudzi rzeczy. Był tego wart.

Znowu wbił wzrok w jej usta.

- Całe niebo było czerwone, białe, i niebieskie od świateł wozów policyjnych i strażackich - dodał. - Było super.

Opowiadał z takim chłopięcym entuzjazmem, że Jenny się uśmiechnęła. Myślała o tym, jak Julian przedziera się przez ciemny las w środku nocy, przywołując w pamięci ich pocałunek. Ta wizja bardzo jej się podobała.

- Julian - zaczęła - widziałeś ostatnio swoją zapalniczkę? Jego twarz przybrała dziwny wyraz. Właściwie mogła mu powiedzieć, że ktoś już znalazł zapalniczkę.

- Proszę, wyjaśnij Marymountowi, że ją zgubiłeś - mówiła dalej. Kiedy po raz pierwszy zobaczyła go w Dumbarton, jak chował się w szafie na miotły, podobno szukał swojej zapalniczki marki Zippo. A w każdym razie tak powiedział. - Jeśli powiesz im prawdę, nie będą mogli cię wyrzucić.

Julian wzruszył ramionami i wpatrywał się w coś ponad głową Jenny. Miała nadzieję, że po drzewie nie pełznie żadna tarantula, aby uwić sobie gniazdko w jej włosach.

- Nie przejmuję się tym - odpowiedział w końcu.

Zrobił krok w stronę Jenny i zamknął ją w pułapce, opierając dłonie na pniu drzewa po obu stronach dziewczyny. Wcale jej to nie przeszkadzało.

- Mam najmilsze alibi na świecie. - Na jego usta wypłynął uśmiech.

Jenny od razu straciła wątek. Wszystkie myśli się rozpierzchły, pozostało jedynie wspomnienie słodkiego pocałunku w ciemnościach. A w chwilę później wspomnienie stało się rzeczywistością.

 

SówNet

Twoja Poczta

Od:

Do:

Data:

Temat:

DeanMarymount@waverly.edu

Akademia Waverly

12 października, sobota, 10. 15

Kandydaci na uczniów

 

Drodzy Uczniowie, Profesorowie i pozostali Pracownicy Jak już zapewne wiecie, gościmy liczną grupę kandydatów do naszej szkoły, którzy w ten weekend będą zwiedzać kampus. Te odwiedziny to dla nich jedyna sposobność, by się przekonać, czym jest Akademia Waverly. Wierzę, że każdy dołoży starań, aby poczuli się tu dobrze. Składam podziękowania wszystkim Sowom, które wspaniałomyślnie przyjęły na siebie rolę opiekunów. Kandydaci pozostaną w kampusie do środy, tak aby przez dwa dni mogli uczestniczyć w lekcjach. Proszę, abyście okazali im życzliwość przez cały czas pobytu. W poniedziałek wieczorem w stołówce odbędzie się uroczysta kolacja na cześć kandydatów. Proszę ubrać się zgodnie z obowiązującymi zasadami.

Ufam również, że uczniowie przez tych kilka dni będą zachowywać się bardziej wstrzemięźliwie niż przez kilka ostatnich tygodni.

Pozdrawiam

Dziekan Marymount

 

SówNet:

Komunikator

RyanReynolds:

Ty i Kara, co? To dlatego nie chciałaś ze mną chodzić!

BrettMesserschmidt:

Nie. Dlatego, że cię nienawidzę.

RyanReynolds:

Och!

 

SówNet...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin