zdziechowa nawiedzony dom.doc

(72 KB) Pobierz

Straszny dom

Zdziechowa, malutka wieś 6 kilometrów od Gniezna, u progu XXI wieku nagle stała się sławna. Wszystko za sprawą starego budynku w samym centrum wsi.

Najstarsi mieszkańcy mówią, że dom liczy sobie ponad sto lat. Mieszka w nim sześć rodzin. W listopadzie ubiegłego roku zmarł tu pewien bezdomny człowiek, który - co ciekawe - zapowiedział swą śmierć dwa tygodnie wcześniej. Wkrótce domem wstrząsnęły straszne zdarzenia...

Garnki pofrunęły w Trzech Króli

http://www.wrozka.com.pl/images/articles/original/4640_1268920754.jpg
Czy domem, w którym mieszkają Jadwiga i Tadeusz, rządzą energie umarłych, czy może zbudowano go na wulkanie energetycznym?

Zagadka wyjaśniona?

http://www.wrozka.com.pl/images/articles/original/4640_1268920741.jpg
Jadwiga i Tadeusz prezentują przykłady dewastacji, jakiej dokonała nieznana siła.

Sprawą nawiedzonego domu zainteresowała się stacja telewizyjna TVN. Realizatorzy programu "Nie do wiary" na trzy dni zjechali do Zdziechowy... Pomagała im Alicja Ziętek, parapsycholog i terapeutka z Warszawy. Podejrzewając, że Tadeusz Kotowski jest potencjalnym "sprawcą" zdarzeń, wprowadziła go w regres hipnotyczny, by wydobyć z jego podświadomości wyjaśnienie zagadki. Godzinny seans przyniósł zaskakujące rezultaty. Okazało się, że to nie duchy są sprawcami całego zamieszania.
Według Alicji Ziętek, dom stoi na wulkanie energetycznym i dlatego u bardziej wrażliwych jego mieszkańców ujawniają się paranormalne zdolności. Potężne skupisko energii zazwyczaj wpływa niekorzystnie na wszystkich mieszkańców. Częściej chorują, popadają w alkoholizm, dzieci miewają problemy z nauką i koncentracją, a także snem. Tadeusz - ten nadwrażliwy - "podłączył" się do jednego z kanałów energetycznych przechodzących przez dom.
To on "spowodował" przemieszczanie się przedmiotów i spięcia elektryczne.
Oczywiście wszystko to działo się poza jego świadomością.
- Teraz należy się zastanowić, co zrobić z drzemiącą w Tadeuszu siłą, jak nią pokierować, by nikomu nie zaszkodziła, a zwłaszcza jemu samemu i najbliższej rodzinie - komentuje Alicja Ziętek. http://www.wrozka.com.pl/images/articles/original/4640_1263301174.jpgTwierdzi ponadto, że ziemię, na której zbudowano dom, powinni dokładnie zbadać geolodzy. Bez odpowiednich przyrządów nie można bowiem określić, o ile podwyższone jest tu natężenie fal elektromagnetycznych, a niewątpliwie jest wysokie.
- Ten dom należy wyburzyć. Nikt nie powinien mieszkać w takim miejscu - dodaje Alicja Ziętek.
To chyba jednak nierealne, bo dokąd mieliby pójść mieszkańcy? Warto może jednak bliżej przyjrzeć się faktom z czasów II wojny światowej. Rozstrzelano tu wówczas grupę zakładników. Ciała zakopywano po całej wsi. Krążą opowieści o kościach ludzkich wypływających z deszczem gdzieś spod ziemi...

Beata Mikołajczak

Wszystko zaczęło się nagle, w niedzielę, 6 stycznia tego roku, w Święto Trzech Króli. Weronika Ziarnia nie zapomni tego dnia do końca życia. Chciała napisać na drzwiach swojego mieszkania symbole "K+M+B". Gdy wzięła do ręki kredę, nagle coś ją gwałtownie odepchnęło od drzwi. Wezwany na pomoc wnuk Łukasz dopiero dwiema rękami zdołał utrzymać kredę, ale on także poczuł potężny opór.
- Tego, co się działo potem, w ogóle nie da się wyjaśnić - opowiada przejęta Weronika. - Rodzina poszła do kościoła, zostałam w domu sama z wnukiem. Zapaliłam ogień w piecu, wstawiłam kaszę i wyszłam z kuchni. Nagle usłyszałam dochodzący z niej huk. Myślałam, że to piec wybuchł. Wbiegam, a tu garnek leży na podłodze, a wokół rozsypana kasza. Ot durna babo, nawet garnka nie umiesz na piecu prosto postawić, pomyślałam. Posprzątaliśmy z wnukiem ten bałagan i siadamy do śniadania. Tylko zdążyłam nałożyć fasolkę na talerze, gdy nagle COŚ zabrało je ze stołu i rzuciło nimi o ścianę z potworną siłą. Za chwilę słoiki zaczęły spadać z półek i rozleciał się pawlacz. Ogarnęło mnie przerażenie, nie wiedziałam, co robić. Przyszło mi do głowy, że pewnie ktoś z rodziny umarł i w ten sposób daje znać. Krzyknęłam do wnuka, by biegł po rodziców. Po chwili COŚ wyrzuciło na podłogę w kuchni groch z koszyka, potłukła się większość szklanych przedmiotów, sztućce same wyskakiwały z szuflad, szafa w pokoju zaczęła tańczyć, jakby się miała zaraz przewrócić... W mieszkaniu wszystko fruwało, COŚ zaczęło rzucać we mnie bułkami, które leżały na kredensie.
- Najpierw myślałem, że mama z synem coś pokręcili - mówi Tadeusz Kotowski. - Póki nie wszedłem do mieszkania. To było pobojowisko. Poczułem przeraźliwy chłód i zrobiło mi się słabo. Zrozumiałem, że dzieje się coś niedobrego, że w domu jest jakaś obca siła. Tylko jak z nią walczyć?

W głowę - doniczką, nogi - do kisielu

W ciągu następnych kilku dni w mieszkaniu panował spokój. Tadeusz przez cały czas czuł się jednak zmęczony, osłabiony, właściwie bez powodu. Skarżyła się też na to większość lokatorów domu. Co ciekawe, dziwne zjawiska wyzwoliły u Tadeusza umiejętność przeczuwania nadchodzących wydarzeń; stał się bardziej wrażliwy. Być może dzięki temu udało mu się zlokalizować centrum złowrogiej siły - płynęła z okolicy wejścia do dużego pokoju.
- Gdy stawałem w tym miejscu, czułem się jak sparaliżowany. Nie mogłem się ruszyć, jakby moje ciało ważyło tonę. Jakbym był zanurzony w gęstym kisielu, każdy ruch wymagał ogromnego wysiłku - tłumaczy. Względny spokój panował do następnej niedzieli. Kiedy okoliczni modlili się na porannej mszy, niszczycielska siła ponownie przypuściła atak na dom.
- To nie do opisania - mówi Jadwiga Kawiarska. - Rwały się kilimy na ścianach i przewracały meble. Mój przez lata pielęgnowany kącik z kwiatami został całkowicie zniszczony. Donice fruwały po całym mieszkaniu, próbując w nas trafić. Uciekliśmy. Po powrocie zobaczyliśmy krajobraz jak po bitwie. To COŚ wyrwało nawet poręcz z łóżka, rozbiło obraz Matki Boskiej, uszkodziło jej figurkę, przewróciło szafę w korytarzu, a drucianą suszarkę do bielizny tak pogięło, jakby była z papieru. Uzupełnieniem pobojowiska był nieznośny fetor. Nie chcę demonizować, ale zgodnie orzekliśmy, że wyczuwamy zapach siarki.

Daremne modlitwy

Trzy dni później do "nawiedzonego domu" zawitał ksiądz po kolędzie. Lokatorzy mieli nadzieję, że kiedy pokropi wszystkich święconą wodą, horror się skończy.
Wizytę u Jadwigi i Tadeusza ksiądz proboszcz Maciej Lisiecki zaczął od progu tradycyjnym: - Niech będzie pochwalony. Nie doszedł nawet do pokoju, a już z kwietnika zerwała się doniczka i uderzyła go w nogi.
- Ten dom potrzebuje bardzo dużo modlitwy - skwitował ksiądz.
Ale jego modlitwy niewiele dały. Dziwne zjawiska nie ustąpiły. Gdy 21 stycznia odprawiano mszę w intencji zmarłych lokatorów domu, zło zaatakowało z jeszcze większą mocą, właśnie podczas nabożeństwa.
Zdesperowany ksiądz postanowił odprawić następnego dnia drugie nabożeństwo i poświęcić nawiedzone mieszkanie przy użyciu wody i soli. To też pozostało bez skutku.
Nie pomogły również egzorcyzmy sprowadzonego z Bydgoszczy egzorcysty.
Lokatorzy postanowili wypróbować inne sposoby. Oprócz długiej, codziennej modlitwy zaczęli regularnie okadzać mieszkania. I póki co ten zabieg okazał się najbardziej skuteczny. Przedmioty co prawda już nie fruwają, ale...
- To cisza przed burzą. COŚ tylko przycichło, próbuje przeczekać. Często, gdy wchodzę do pokoju, czuję zimny, oślizgły dotyk na nogach - mówi Tadeusz Kotowski.
- Jednego jestem pewna: żywe to nie jest - dodaje Weronika Ziarnia. - Osiemdziesiąt lat już chodzę po tym świecie i z czymś takim się nie spotkałam. A jeżeli Tadek mówi, że TO gdzieś jeszcze siedzi, to mu wierzę. Od tych pamiętnych Trzech Króli zrobił się bardzo wrażliwy na dziwne zjawiska. Dużo bardziej niż inni. Dlatego boję się, że ma rację, mówiąc, że TO wróci.

Kto mieszka w domu?

Tadeusz Kotowski twierdzi, że od czasu do czasu widzi w mieszkaniu postać małego dziecka. Być może tu właśnie zmarło i zostało gdzieś pochowane bez ostatniego namaszczenia, a może nawet chrztu. Zdaniem innych lokatorów - tamta, nie wyjaśniona do końca śmierć bezdomnego jest przyczyną zła, które się tutaj zagnieździło.
Jeden ze starszych mieszkańców wsi uważa, że źródłem tych niezwykłych zjawisk może być Hertel, niemiecki zarządca tych terenów. Przed wojną został skazany na śmierć za wyznawanie kultu szatana. Ponoć przed egzekucją obiecywał srogo się zemścić na mieszkańcach Zdziechowa. Tylko dlaczego zaczął to robić dopiero dzisiaj?
Jakiekolwiek są źródła zdziechowieckiego "szaleństwa" - z tego, czy nie z tego świata - na razie nikt nie potrafi go okiełznać.

Paweł Ratajczak

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin