Verne Juliusz - Mistrz Zachariasz.rtf

(1267 KB) Pobierz

Juliusz Verne

Mistrz Zachariasz

Tytuł oryginału francuskiego: Maître Zacharius

 

umaczenie: Barbara Supernat (1996)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

SPIS TREŚCI

Wstęp              2

I Zimowa noc              3

II Pycha nauki              3

III Dziwaczna wizyta              3

IV Kościół Świętego Piotra              3

Przypisy              3


 

Wstęp

(pochodzi z wydania broszurowego)

Oddajemy dzisiaj do rąk Czytelników (a włciwie członw naszego Towarzystwa i bibliotek krajowych) kolejny tom Biblioteki Andrzeja. Tym razem zamieszczamy opowiadanie pochodzące z dość wczesnego okresu twórczości Juliusza Vernea, charakteryzującego się tworzeniem sztuk scenicznych, wodewilów i pisaniem poezji. Utwór nawiązuje swoją atmosferą trochę do twórczości Hoffmana, trochę Poego, ale jednocześnie uwidacznia się w nim mistycyzm romantyczny, co pozwala go zaliczyć jeszcze do tej minionej epoki, w okresie której nasz Adam Mickiewicz tworzył swoje Dziady.

Dzisiaj przypomnimy najważniejsze fakty dotyczące tego utworu. Opowiadanie ukazało się po raz pierwszy we Francji w La Musée des familles, w roku 1853, a następnie w 1874 roku w zbiorze opowiadań wydanych pod wspólnym tytułem Doktor Ox.

W Polsce ukazało s dwukrotnie: w roku 1886 w Gazecie Polskiej i w roku 1890, w formie książkowej, jako dodatek do Kuriera Codziennego.

Życzę przyjemnej lektury

Andrzej Zydorczak

 

I
Zimowa noc

Miasto Genewa połone jest na zachodnim brzegu jeziora, któremu dało swoją nazwę.1

Rodan2 u wyjścia z jeziora rozdziela miasto na odrębne dzielnice i sam w samym środku miasta dzieli się, tworząc między swoimi odnogami wyspę. Takie ukształtowanie topograficzne tworzy się często w dużych ośrodkach handlowych lub przemysłowych. Bez wątpienia pierwszych mieszkańw znęciła łatwość transportu, jaką stwarzają szybkie rzeki, “te naturalne drogi, które idą same z siebie”, jak powiedział Pascal.3 O Rodanie można powiedzieć, że jest to droga, która biegnie.

W czasach, kiedy na tej wysepce, podobnej do gaelony4 holenderskiej, zakotwiczonej na środku rzeki, jeszcze nie zaczęto wznosić nowych symetrycznych konstrukcji, masa domków piętrzących się jedne na drugich i malowniczo rozrzuconych, przedstawiała widok pełen uroku.

Z powodu małej powierzchni wysepki, niektóre budowle opierały się na palach wbitych byle jak w wartkie nurty Rodanu. Te grube pale, poczernione czasem, starte wodą, przypominały odnóża olbrzymiego kraba i dawały fantastyczny efekt. Kilka pożółych sieci, prawdziwych pajęczyn rozciągniętych pośd tej wiekowej konstrukcji, poruszało się w cieniu, jakby były ulistowieniem tego starego dębowego drewna, a rzeka, wpadając pośd ten las pali, pieniła się z posępnym szumem.

Jedno z domostw wyspy wywierało wrażenie swym wyglądem dziwacznego starocia. Był to dom starego zegarmistrza, mistrza Zachariasza, jego córki Gerandy, Auberta Thüna jego ucznia i starej służącej, Scholastyki.

Jakimż dziwakiem był ten Zachariasz! Jego wiek wydawał się nie do odszyfrowania. Nikt z najstarszych mieszkańw Genewy nie mó powiedzieć, kiedy po raz pierwszy zobaczono go maszerującego ulicami miasta z rozwianymi na wietrze długimi białymi włosami, z chudą, spiczastą, trzę się na ramionach głową. Ten człowiek zdawał się nie ż. Idąc, kołysał ciałem na sposób balansu5 w swoich zegarach. Jego twarz, sucha i podobna do trupiej, miała zawsze ciemną karnację. Wydawało się, że wyró w ciemności jak obrazy Leonarda da Vinci.6

Geranda zajmowała jedno z najpiękniejszych pomieszczeń starego domostwa, skąd przez wąskie okienko melancholijnym wzrokiem patrzyła na ośnieżone szczyty Jury;7 natomiast sypialnia i pracownia starca znajdowały się niemal w piwnicy, prawie na poziomie rzeki, tak, że podłoga opierała się wprost na palach. Od niepamiętnych czasów zegarmistrz opuszczał swoje pomieszczenia jedynie na posiłki lub kiedy wychodził do miasta regulować różne zegary. Resztę czasu spędzał przy warsztacie pokrytym niezliczoną ilością narzędzi zegarmistrzowskich, w większości wymyślonych przez siebie.

Istotnie był to niezwykle zdolny człowiek. Jego dzieła znane były w całej Francji i Niemczech. Najlepsi genewscy zegarmistrzowie uznawali jego wyraź wyższość nad sobą a miasto, ponieważ rozsławił jego imię, bardzo go ceniło i honorowało jako wynalazcę regulatora.

I faktycznie, jak się później okazało, od tego wynalazku Zachariasza liczy się datę narodzin prawdziwej sztuki zegarmistrzostwa.

Zazwyczaj, po długiej i skrupulatnej pracy, Zachariasz składał powoli narzędzia na swoje miejsca, zabezpieczał kloszami delikatne części, które włnie dopasował, zatrzymywał tokarskie koło; następnie podnosił klapę zrobioną w podłodze swojej pracowni i, pochylony, całymi godzinami wpatrywał się w szumiące wody Rodanu.

Pewnego zimowego wieczoru stara Scholastyka przygotowała kolację, do której zgodnie z prastarym zwyczajem zasiadła wraz młodym pracownikiem. Mimo, że wspaniałe potrawy podane były na pięknej biało-błękitnej zastawie, mistrz Zachariasz nie jadł. Z trudem odpowiadał na łagodne słowa Gerandy, któ małomówność ojca wyraźnie niepokoiła; na paplaninę Scholastyki zwracał tyle samo uwagi, co na szum rzeki. Po tym milczącym posiłku stary zegarmistrz odszedł od stołu nie pocałowawszy córki i nie życząc nikomu “dobrej nocy”, co miał zwyczaj czynić. Zniknął w wąskich drzwiach prowadzących do jego kryjówki i ychać było, jak pod jego ciężkimi krokami skrzypiały schody.

Geranda, Aubert i Scholastyka jakiś czas pozostali w milczeniu. Tego wieczoru było ponuro: ciężkie chmury snuły się nad Alpami i groziły przeobrażeniem się w każdej chwili w deszcz; surowa aura Szwajcarii wypełniała dusze smutkiem, a południowe wiatry krąży wokółowrogo.

Panienko powiedziała w końcu Scholastyka czy panienka widzi, że nasz pan od kilku dni jest nieswój? Święta Dziewico! Rozumiem, że nie ma apetytu, ponieważowa uwięy mu w gardle i może tylko przebiegły diabeł jakieś z niego wyciągnie!

j ojciec musi mieć zapewne jakiś powód do smutku, którego się nie domyślam odpowiedziała Geranda z wyraźnym niepokojem malującym się na twarzy.

Panno Gerando, proszę się tak nie martwić. Pani zna dziwne zwyczaje mistrza Zachariasza. Kto móby wyczytać z twarzy jego skrywane myśli? Zapewne spotkała go jakaś przykrość, o której do jutra zapomni i będzie żował, że zasmucił swojąrkę.

wiąc to, Aubert patrzył w piękne oczy Gerandy. Był to jedyny pracownik, którego mistrz Zachariasz dopuszczał do swoich prac, doceniał bowiem jego inteligencję, dyskrecję i niezwykłą dobroć duszy. Aubert przywiązał się do Gerandy tym tajemniczym uczuciem, zdolnym do najwyższych poświęceń.

Geranda miała lat osiemnaście. Jej twarz przypominała prostoduszne madonny, których obrazy wieszane są jeszcze przez pobożnych mieszkańw na rogach ulic starych miast Bretanii.8 Jej oczy tchnęły nieskończoną szczerością. Kochano ją, była bowiem niczym ucieleśnienie najsłodszego marzenia poety.

Nosiła suknie w kolorach nie rzucających się w oczy, a biała chusta okrywająca jej ramiona miała odcień i ten charakterystyczny zapach, jaki posiada bielizna kościelna. Genewy nie opanowała wtedy jeszcze kalwinistyczna ostrość i Geranda wiodła ciche i mistyczne życie, czytając rano i wieczorem łacińskie modlitwy ze swojego modlitewnika z metalowym zamknięciem. Geranda znała tajemnicę serca Auberta Thüna, wiedziała jak wielkim uczuciem darzy jąody pracownik. Dla niego istotnie cały świat ograniczał się...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin