Andrzej Witkowicz, Historycy, bolszewicy, terror.docx

(18 KB) Pobierz

Andrzej Witkowicz

 

Historycy, bolszewicy, terror

 

 

"Bolszewicy",  "czerwony terror" - przerażające słowa. Używane z równym obrzydzeniem co i dziką satysfakcją (bo "nas to nie dotyczy") tak przez prawicę, jak i "lewicę". Bolszewikom wszystko można przypisać - i wszystko przejdzie, a potem pójdzie w milionach egzemplarzy "historycznych" książek w świat. Prześledźmy historię jednego tylko z tych kłamstw.


"Intelektualista" R Johnson w swojej straszliwie chaotycznej, ultrakonserwatywnej "Historii Świata" podaje liczbę ofiar czerwonego terroru 1918-1919 na 16 tys. straconych (oficjalne dane) i na 50 tys., które bardziej mu się podobają.


R. Pipes (doradca Reagana - czy trzeba więcej?) w swojej "Rewolucji rosyjskiej" podaje kilka liczb. Od zaniżonych 5 tys. ofiar, przez bliskie oficjalnym danym 12 tys., aż do 140 tys. W niskie liczby nie wierzy.


Inni zaś z góry odrzucają liczby z małą ilością zer. Jerzy S. Łątka ("Krwawy apostoł") rzuca od razu 280 tys. straconych i zabitych podczas tłumienia powstań, choć kategoria "zabici podczas tłumienia powstań" to raczej ofiary działań wojennych.
Przebije go R. Conquest w swojej śmiesznej książeczce o Leninie, szacując z rozmachem czerwony terror na 200 tys. zabitych w egzekucjach i 300 tys. podczas tłumienia powstań - razem pół miliona - tyle, że brak do tego przypisów.


Rekordzistą okazuje się niejaki Konrad T. Naylor, który w beznadziejnym "Rankingu 100 postaci" rzuca hasło MILION. O przypisach też oczywiście autor nie słyszał.
Zestawienie fantastyki pana Naylora z np. "Historią Europy", M. Kitchena daje dość ciekawy efekt. Otóż Kitchen podaje liczbę rozstrzelanych bez sądu przez Czekę na 8 tys., a liczbę wszystkich zabitych podczas wojny domowej (po obu stronach, w bitwach i egzekucjach) na 500 tys.!


Bolszewikożercy przeczą sobie wzajemnie. Oto w "Historii Ukrainy" (historyjce raczej) T.A. Olszańska - "prawnik i poeta", wróg przypisów - stwierdza np., że w początkach 1918 roku bolszewicy rozstrzelali w Kijowie 5 tys. ludzi.... Cóż, kiedy nawet Johnson i Łątka podają, że Czeka w całej pierwszej połowie 1918 roku rozstrzelała zaledwie 22 osoby (co oczywiście może być NIECO zaniżone).


Olszański oskarża bolszewików o zamachy terrorystyczne, które organizowali eserowcy, a nawet o pogromy Żydów - co jest już całkowitą "poetycką" fantazją.
Przedstawianie apokaliptycznego obrazu czerwonego terroru jest zwykle dla prawicowych historyków wstępem do snucia analogii między latami 1917-20 a okresem 1937-38. Wmawia się czytelnikom, że kilkanaście tysięcy ofiar czerwonego terroru jest tym samym, co 700 tys. egzekucji z okresu "wielkiej czystki". Tyle tylko, że w latach trzydziestych w Rosji panował pokój, a jedynym wrogiem byli "prawdziwi i potencjalni przyjaciele wolności" (A. Weissberg-Cybulski, "Wielka czystka").


Natomiast wiatach 1917-20 trwała w Rosji wojna z potężnym i bezwzględnym wrogiem, a ofiary czerwonego terroru nie należały w większości do niewinnych baranków. Gwoli uczciwości - sam Lenin nazwał hańbą działania Armii Czerwonej przeciw zbuntowanym chłopom w guberni tambowskiej, ale czy płakać trzeba też po carze czy Kołczaku?

Wojna domowa


Do zbrodni bolszewickich zaliczono też "rozpętanie wojny domowej". Wobec słabości liczebnej partii (240 tys. członków w 1917) i słabego aparatu państwowego (nawet słynna Czeka liczyła początkowo 23 pracowników) do wojny domowej na peryferiach Rosji istotnie musiało dojść.


Na peryferiach, bo ani Moskwie, ani Piotrogrodowi biali w 1918 nie mogli realnie zagrozić. I to mimo słabości Armii Czerwonej {w Si 1918-100 tys. żołnierzy, w IV - 150 tys.). 100 milionów chłopów mogłoby oczywiście taką "potęgę" zarzucić czapkami, gdyby istotnie dyszeli nienawiścią do tych bezbożnych bolszewików.


Nie przypadkiem więc pierwsze istotne zagrożenie dla władzy radzieckiej wyszło od zbuntowanego korpusu czechosłowackiego - rodzima kontrrewolucja była zbyt słaba. Zresztą ten czeski korpus wkrótce stał się prawdziwą armią, jesienią 1918 roku licząc 174 tys. żołnierzy (wraz oddziałami pomocniczymi).


Nie przypadkiem dopiero w 1919 roku mogły wyruszyć przeciw bolszewikom białe armie. Za plecami białych generałów stała Ententa, która dopiero zakończywszy wojnę z Niemcami mogła wziąć się za Rosję. Wcześniej tych wielkich i świetnie uzbrojonych armii nie było - i nie wzięły się one znikąd. Ale oskarżyć Ententę o podsycanie wojny domowej w Rosji? Kto się ośmieli?


Biały terror


Najbardziej jednak zdumiewa zupełny brak zainteresowania "historyków" białym terrorem. Wśród boiszewikożerców jedynie Conquest wspomina o jego zasięgu, szacując go na 250 tys. ofiar. Biali już na początku listopada 1917 przeprowadzili pierwszą masową egzekucję - rozstrzeliwując pod murami Kremla cały batalion czerwonych jeńców. Jednak kiedy czerwoni ostatecznie zdobyli Moskwę - odwetu z ich strony nie było.


Masowe egzekucje znaczyły też szlak korpusu czechosłowackiego - w samym Omsku 1,5 tys. ofiar. "Okrucieństwa były tak potworne, że ściągnęły na siebie nienawiść przeszło 90% ludności Syberii", powiedział o interwencyjnych działaniach amerykański gen. Graves-na Syberii ofiarą interwentów padło 40 tys. ludzi. Ale te potworne okrucieństwa też ściągają sympatię prawicowych historyków.


Nawet Johnson musi przyznać, że na Ukrainie inspirowane przez białych pogromy Żydów pochłonęły 100 tys. ofiar. Według innych szacunków aż 300 tys.


Wojna z Polską


A sprawy wojny polsko-bolszewickiej? Od wymordowania misji radzieckiego Czerwonego Krzyża we wsi Mień, przez egzekucje na "zwolennikach" bolszewizmu (chłopach w Słonimie czy Żydach w Pińsku) i niejasną sprawę rozstrzelania ponad 2,5 tys. czerwonych jeńców pod Kijowem (Polacy lub sprzymierzeniec polski-Petlura), aż do śmierci przynajmniej 18 tys. radzieckich jeńców w polskich obozach - tu zresztą szacunki rosyjskie mówią nawet o 50 tys. ofiar.


Gdyby biali wygrali wojnę ... Gdy interwencyjne wojska niemieckie zgniotły rewolucję w Finlandii (bo znów rodzima kontrrewolucja okazała się zbyt słaba), biały terror pochłonął 10-30 tys. ofiar. Na 3 miliony mieszkańców.


Lata 1921-28


Każdego, kto interesuje się historią Rosji, uderza w oczy dziwna powściągliwość historyków piszących o latach dwudziestych. Najchętniej, snując analogie między czerwonym terrorem a wielką czystką, zgrabnie przeskakują nad latami 1921-28. Skąd to milczenie? Przecież, logicznie rzecz biorąc, bolszewicy mogli stosować terror zupełnie bezkarnie właśnie po zakończeniu wojny domowej. Tak zrobił wcześniej - po rewolucji 1905-07 - dobry car Mikołaj II.


Wg. Ignacego Daszyńskiego w spokojnym 1908 roku tylko w Warszawie i Łodzi wydano 409 wyroków śmierci. A w całym imperium? Miłośnik caratu Scott przyznaje się do 11 tys. w latach 1906-11, Roj Medwiediew (Pod osąd historii) pisze o kilkudziesięciu tys. ofiar. W więzieniach i na zesłaniu znalazło się ponad 200 tys. ludzi (E. Kaczyńska, Syberia największe więzienie świata).


W więzieniach i obozach "reżimu Lenina" w 1922 roku znajdowało się 57 tys. ludzi, zaś kara śmierci w latach 1920-22 była zniesiona. Dodajmy też, że radzieckie więzienia miały opinię "najbardziej humanitarnych w Europie" (Weissberg-Cybulski).


Dopiero w latach trzydziestych, po śmierci Lenina i wygnaniu Trockiego, wszystko się zmieniło. Liczba więźniów wzrosła 100 razy! Zasadniczo też pogorszyły się warunki bytu. Liczba zmarłych w więzieniach i na zesłaniu kilka razy przewyższała liczbę straconych.
Reżim radziecki lat dwudziestych radził sobie też bez wielkiej armii, będącej wcześniej podporą caratu - a później - Stalina. W roku 1923 liczebność Armii Czerwonej wynosiła 560tys., czyli2,5-krotnie mniej niż w roku 1913. W tym czasie "demokratyczna" Francja, mająca za sąsiada zupełnie rozbrojone Niemcy utrzymywała armię liczącą 840 tys. żołnierzy. Dodajmy, że Armia Czerwona była armią o charakterze obronnym-z niewielką ilością czołgów czy samolotów (mniej niż w Polsce!).


Dopiero Stalin dokonał istotnych zmian - i to także stało się w latach trzydziestych. Do roku 1940 liczebność armii wzrosła ponad siedmiokrotnie, liczba czołgów w latach 1930-39 aż 43 razy, a lotnictwo stało się najpotężniejsze liczebnie w Europie (dominować zaczęło lotnictwo bombowe, co świadczy o agresywnym charakterze armii). Wzrosły też niesłychanie płace oficerskie - o ile w latach dwudziestych pensja dowódcy korpusu dwukrotnie przewyższała przeciętną pensję robotniczą, to u schyłku lat trzydziestych aż siedemnastokrotnie. Dla dyktatora niezbędna była wielka, agresywna armia z wierną kadrą. A koszt utrzymania tych potwornych sił zbrojnych ponosili zwykli ludzie.


Co więc stanowiło podporę reżimu radzieckiego lat dwudziestych, jeśli nie były to ani więzienia, ani armia? Otóż przede wszystkim niewątpliwy wzrost stopy życiowej, umożliwienie awansu społecznego chłopom i robotnikom, wyzwolenie kobiet, reformy socjalne, rozwój szkolnictwa, liberalna polityka narodowościowa (tak różna od rusyfikacji czasów Mikołaja II czy Stalina) czy wreszcie względna swoboda życia kulturalnego.
T. Cliff ("Kapitalizm państwowy w Rosji") wylicza, że w roku 1928 sita nabywcza średniej pensji radzieckiego robotnika była 1,5-krotnie wyższa niż w 1913, a czas pracy skrócił się o 22%.


Chruszczow, mówiąc w roku 1963 o "poziomie życia tylko marginalnie wyższym niż w 1928" dał chyba najlepsze świadectwo radzieckim latom dwudziestym. Dopiero, gdy awanturniczo przeprowadzone pięciolatki i kolektywizacja spowodowały ponad dwukrotny spadek poziomu życia, potrzebny stał się i wielki terror i wielka armia.

Pseudohistorycy


Pytania i problemy mnożyć można bez końca. Postawmy jednak ostatnie: dlaczego pseudohistorycy piszą tak źle o skutkach Rewolucji Październikowej? Dla pieniędzy - bo żaden rząd i żaden minister nie będzie dotował "komunistycznej propagandy", dla kariery politycznej i pochwały jakiegoś Niesiołowskiego, dla błogosławieństwa Kościoła, dla satysfakcji (typ: pogromca bolszewizrnu), z głupoty, braku wiedzy i wreszcie czystego konformizmu. I z takiego oto mandatu sprawuje się terror moralny nad ogłupionym społeczeństwem. Czy nie tak?

Tak byłoby wygodnie napisać. Historycy są więc jakąś szczególnie złośliwą i zdegenerowaną grupą? Problem jest jednak bardziej złożony. Inteligencja polska, jako całość, ma obecnie kłopoty z odnalezieniem swojej tożsamości. To nie ona obaliła tzw. realny socjalizm. Zrobili to robotnicy. To nie ona buduje świetlaną przyszłość kapitalizmu.
Inteligencja stoi z boku, poza głównym nurtem przemian, przemian których szybkości i kierunku nie rozumie. Potrzebuje jakiejś tożsamości, a wobec skompromitowania "socjalizmu", szuka jej w mitach prawicy.


Kij i marchewka


Dodatkowym czynnikiem wpływającym na zachowanie się polskiej inteligencji jest polityka obozu władzy, który umiejętnie pokazuje jej kij i marchewkę.
Kijem jest groźba redukcji etatów państwowych, obcięcia dotacji dla kultury i nauki, ograniczenia praw socjalnych (związkowych. Marchewką była w roku 1990 obietnica podniesienia płac tzw. budżetówki do 106% średniej krajowej, dotąd oczywiście pozostająca absolutną fikcją.


Zastąpiło ją dziwaczne "opium" - powtarzanie przez kolejne rządy frazesów o szczególnej roli i szczególnej odpowiedzialności inteligencji w obecnych czasach. Przyjęcie ideologii władzy wydaje się więc najlepszym zachowaniem obronnym dla bardzo wielkiej części naszych inteligentów.


Wyznając ideologię silnej władzy słabi sami czują się silniejsi, a świat wydaje się im mniej groźny. Tak samo było w Niemczech lat trzydziestych, kiedy Wielki Kryzys rzucił w szeregi partii Hitlera masy pracowników umysłowych, członków wolnych zawodów i urzędników (razem aż 54% NSDAP). Tak... Historycy cierpią na tę samą przypadłość, co cała inteligencja. A choroby tej nie można lekceważyć.


 

Źródło: Le Monde diplomatique

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin