2004_07 - Objawy uzaleznienia.pdf

(159 KB) Pobierz
Microsoft Word - 2004_07 - Objawy uzaleznienia.rtf
OBJAWY UZALEŻNIENIA
W tym tygodniu nie piszę o „Kumplach”, boleśnie kuriozalnym filmie o przyjaciołach i wesołych
perypetiach, na którym ma się niemożliwe do pomylenia z niczym poczucie propagandy i że gdy śpimy,
ktoś podstępnie obcina nam paznokcie. Jest to naprawdę przygnębiające, nie wiem, dlaczego tam
poszłam, mój stopień zażenowania był porównywalny tylko z „Pragnieniem miłości”. Po obcowaniu z
takimi dziełami zaczynam z powrotem wierzyć, że jednak ONI istnieją, że oto stoją w progu i rzucają
stary chleb z tanim dżemem, a my to jemy.
W tym tygodniu piszę natomiast o „Balladzie o lekkim zabarwieniu erotycznym”. W ten serial jestem
bardzo zaangażowana od wielu miesięcy. Mam wszystkie objawy uzależnienia. Czekam na to przez cały
tydzień. Jak to może być pokazywane w telewizji publicznej? Dla mnie jest brutalniejsze od
najbrutalniejszych filmów z czerwonym kwadracikiem, smutniejsze od najbardziej przygnębiających
pornoli o dwóch psach, trzech mężczyznach i czterech kobietach. To aż ciężko się ogląda ze
świadomością, że to jest dokument, że to nie jest niepublikowany wcześniej film Davida Lyncha, że po
nakręceniu kolejnego odcinka oni wszyscy wcale nie zdejmują tych strasznych twarzy.
Jest to trochę śmieszny, ale raczej straszny serial o pastewnym przemyśle erotycznym, którym trzęsą
upiorni guru: pan Czarek, pani Dana i małżeństwo Joanna i Mirosław Naturalni, oraz o mięsie, jakim się
przerzucają, smutnych dwudziestolatkach ze slumsów. Najbardziej chciałabym mieć koszulkę z Joanną
Naturalny – nie ulega wątpliwości, że to pewnego rodzaju artystka. W pierwszym odcinku opowiedziała
jedną z bardziej wstrząsających historii miłosnych, jakie słyszałam: „No Mirek przyjechał do klubu, gdzie
ja pracowałam, a on wtedy był cwaniak: kucyk, adidasy i on do mnie podszedł, zapytawszy, czy jestem
prostytutką, a ja na to zapytałam, czy on jest alfonsem, wtedy się oboje roześmieliśmy, zakochaliśmy w
sobie, a potem ożeniliśmy”. Ona ma jakby od nowa naklejoną białą twarz z papier m ché z dziurkami
wyciętymi na głupie oczy, a jej sposób zachowania jest po prostu niemożliwy do racjonalnego ogarnięcia,
zachowuje się po prostu jak osoba z cyrku. Innym potentatem, organizatorem walk w makaronie, jest
pan Czarek Mończyk. Jest to postać głęboko zakorzeniona kulturowo, zły wilk uwodzący Czerwonego
Kapturka, pan w skórzanym płaszczu kuszący w ciemnej uliczce paczką sezamków, pan Czarek Mończyk
mężczyzna dojrzały robiący sobie pasemka u podupadłego fryzjera, mówiący: „Nie musisz u mnie
pracować, jedyne, co masz, to piersi, twarz masz brzydką, cerę masz brzydką, małe oczy, ja cię tu nie
trzymam”. To wszystko jest bardzo śmieszne, ale na początku, bo potem zaczyna robić się duszno. Ile
można się śmiać z przerażających twarzy mówiących o zrobieniu światowej kariery przez dziewczyny,
pustych miejsc po zębach w ustach ich matek, zniszczonych rąk staruszki wyszywającej na białych
koronkowych stringach córki czerwony krzyż? Całość podzielona jest na dwudziestominutowe odcinki, ale
to chyba jedyna możliwa dawka, by to wytrzymać i nie chcieć umrzeć ze świadomości, że wszystko dzieje
się naprawdę.
Przekrój, nr 07/2004
98843071.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin