37 Ba�wan ze �niegu - Jaki� ten mr�z jest wspania�y! - powiedzia� ba�wan ze �niegu. - A jakie "to" w g�rze jest roz�arzone! - mia� na my�li s�o�ce. - Nie zmusi mnie do mrugania, b�d� mocno zaciska� moje skorupki �niegu. Zamiast oczu mia� dwa du�e, tr�jk�tne kawa�ki dach�wek, usta mia� zrobione z kawa�ka starych grabi, posiada� wi�c i z�by. Przyszed� na �wiat w�r�d radosnych okrzyk�w dzieci, powitany brz�czeniem dzwoneczk�w sanek i strzelaniem z bicza. S�o�ce zasz�o, wzeszed� ksi�yc w pe�ni, okr�g�y i wielki, jasny i pi�kny w b��kitnym powietrzu. - Gdybym tylko wiedzia� jak ruszy� si� z miejsca. Gdybym to potrafi�, poszed�bym teraz po�lizga� si� po lodzie, widzia�em jak to robili ch�opcy. Ale nie potrafi� biega�. - Precz, precz! - zaszczeka� stary pies podw�rzowy, kt�ry by� troch� zachrypni�ty. Mia� chryp� od czasu, gdy przesta� by� pokojowym pieskiem i ju� nie le�a� pod piecem. - S�o�ce nauczy ci� biega�. Widzia�em co si� dzia�o zesz�ego roku z twymi poprzednikami, a dawniej z ich poprzednikami. Wszyscy oni poszli sobie precz. Pogoda si� zmieni�a. Nad ranem g�sta, wilgotna mg�a pokry�a ca�� okolic�. Kiedy dnia�o, zawia� wiatr, wzi�� ostry mr�z. I c� to za widok ukaza� si� gdy wzesz�o s�o�ce! Wszystkie drzewa i krzaki sta�y w szronie. Wygl�da�o to jak las z bia�ego korala, wszystkie ga��zie by�y bia�e jakby obsypane bia�ym kwieciem. A kiedy za�wieci�o s�o�ce, wszystko zab�ys�o jak pokryte diamentowym py�em. Wydawa�o si�, �e p�on� tam niezliczone male�kie �wiate�ka, jeszcze bielsze od bia�ego �niegu. - Jakie to cudownie pi�kne - powiedzia�a m�oda dziewczyna, kt�ra wesz�a z m�odzie�cem do ogrodu. Stan�li tu� ko�o ba�wana i ogl�dali b�yszcz�ce drzewa. - Nawet w lecie nie ma takiego widoku. - A takiego jegomo�cia jak ten nie ma wcale w lecie - doda� m�odzieniec i wskaza� na ba�wana. - Jest wspania�y. Dziewczyna za�mia�a si�, kiwn�a g�ow� ba�wanowi i ta�czy�a ze swym przyjacielem po �niegu, kt�ry skrzypia� im pod nogami. - Kto to byli ci dwoje? - spyta� ba�wan psa. - To pa�stwo - odrzek� pies. Kiedy si� dopiero wczoraj przysz�o na �wiat, wie si� doprawdy nie wiele, widz� to po tobie. Ja jestem stary i do�wiadczony, znam tu wszystkich w obej�ciu, a by�y czasy, kiedy nie sta�em tu na zimnie, przywi�zany na �a�cuchu. Kiedy by�em m�odym pieskiem, oni m�wili, �e ma�ym i �licznym, w�wczas le�a�em w pokoju na pluszowym fotelu, spoczywa�em na kolanach pana i pani, ca�owano mnie w pyszczek i wycierano mi �apki haftowan� chusteczk�. Nazywano mnie wtedy "najpi�kniejszym piesiem". Ale potem sta�em si� dla nich za du�y i podarowali mnie gospodyni. Pow�drowa�em wi�c do sutereny. By�o tam wprawdzie skromniej, ale przytulniej. Dzieci nie ci�gn�y mnie za ogon i nie dra�ni�y jak tam na g�rze. Karmili mnie r�wnie dobrze. Mia�em w�asn� poduszk� i by� tam r�wnie� piec, a o tej porze roku to najmilsza rzecz na �wiecie, W�azi�em pod piec, tak �e znika�em pod nim. Cz�sto jeszcze �ni� o piecu. - Czy piec wygl�da podobnie do mnie, czy jest taki pi�kny jak ja? - zapyta� ba�wan ze �niegu - Wygl�da zupe�nie jak twoje przeciwie�stwo. Jest czarny jak w�giel, ma d�ug� szyj� i mosi�n� tr�b�. Po�era drzewo, a� ogie� bucha mu z ust. Trzeba trzyma� si� jego boku, tu� ko�o niego lub pod nim, to niezwyk�a przyjemno��. Mo�esz go zobaczy� z miejsca w kt�rym stoisz. Ba�wan ze �niegu zajrza� w okno sutereny i zobaczy� rzeczywi�cie czarny, polerowany przedmiot z mosi�n� rur�. Ogie� b�yszcza� w dole. Ba�wan mia� dziwne uczucie, z kt�rego sam nie zdawa� sobie dobrze sprawy. Ogarn�o go co� takiego co znaj� wszyscy ludzie, o ile nie s� ba�wanami ze �niegu. - I dlaczego go opu�ci�e�? - spyta� ba�wan. - Jak mog�e� opu�ci� takie miejsce? - Musia�em - odpowiedzia� pies - wyrzucili mnie i przywi�zali do �a�cucha. Ugryz�em s�u��cego w nog�, bo zabra� mi ko��. Ko�� za ko��, my�la�em sobie. Ale oni wzi�li mi to za z�e i od tego czasu przymocowano mnie do �a�cucha. Ba�wan ze �niegu nie s�ucha� ju� wi�cej, patrzy� tylko nieustannie w okno sutereny do gospodyni, patrzy� w g��b pokoju, gdzie sta� piec na swych czterech �elaznych nogach i by� tej samej wielko�ci co ba�wan ze �niegu. - Co� tak dziwnie we mnie trzeszczy - powiedzia� ba�wan. - Czy� nigdy si� tam nie dostan�. Przecie� to niewinne �yczenie, a nasze niewinne �yczenia spe�niaj� si� zazwyczaj. Jest to moje najskrytsze �yczenie, moje jedyne �yczenie. By�oby niesprawiedliwie gdyby si� nie spe�ni�o. Musz� si� tam dosta�, musz� si� do niego przytuli�, nawet gdybym mia� st�uc szyb� w oknie. - Nigdy si� tam nie dostaniesz - powiedzia� pies. - A kiedy zbli�ysz si� do pieca, p�jdziesz precz. - I tak mnie ju� prawie nie ma - odrzek� ba�wan. Wydaje mi si�, �e si� rozpadam. Przez ca�y dzie� ba�wan ze �niegu sta� i patrzy� w okno. O zmierzch pok�j wygl�da� jeszcze bardziej zach�caj�co. Z pieca rozchodzi� si� taki mi�y blask, ksi�yc ani s�o�ce nie potrafi� tak b�yszcze� jak piec, kiedy pali si� ogie� w jego wn�trzu. Noc by�a bardzo d�uga, ale ba�wanowi wydawa�a si� kr�tka. �ni� mu si� piec. Rano okna sutereny zamarz�y, ukaza�y si� na nich najpi�kniejsze kwiaty, jakie tylko ba�wan ze �niegu m�g� sobie wymarzy�, ale zas�oni�y mu widok pieca. By� mr�z wymarzony dla ba�wana ze �niegu, ale on nie by� szcz�liwy, bo t�skni� do pieca. - To ci�ka choroba dla ba�wana ze �niegu taka mi�o�� do pieca - powiedzia� pies. - I ja niegdy� cierpia�em na t� chorob�, ale przemog�em j�. Czuj�, �e teraz pogoda si� zmieni. I pogoda rzeczywi�cie si� zmieni�a. Rozpocz�a si� odwil�. Odwil� zwi�ksza�a si�, a ba�wan si� zmniejsza�. Nic nie m�wi�, nie skar�y� si�, a to ju� z�y znak. Pewnego ranka rozpad� si�. Z tego miejsca, gdzie sta�, wystawa�o co�, co przypomina�o kij do miot�y. Ch�opcy ulepili ba�wana na tym kiju. - Teraz rozumiem jego t�sknot� - powiedzia� pies �a�cuchowy. - Ba�wan mia� w ciele pogrzebacz! KONIEC ROZDZIA�U
kazimierz25