Vasamazulu Credo Mutwa i tajemna wiedza Afryki.doc

(881 KB) Pobierz

Vasamazulu Credo Mutwa i tajemna wiedza Afryki - cz. 1

Opublikowano: 17.08.2008 | Kategoria: Ezoteryka


http://images31.fotosik.pl/254/5e02ff424444f829.jpg
Wysoki afrykakański szaman Credo Mutwa twierdzi, iż uprowadzony został przez istoty, które jego lud zwie Mantindane. Co ciekawe przypominają one wyglądem i zachowaniem znanych mieszkańcom Zachodu Szaraków. Twierdzi, iż istoty te nękają Afrykanów, służąc Chitauli - ludziom-jaszczurom, których ludzie czcili jako bogów. Według niego zbliża się moment konfrontacji z nimi. Mutwa mówi też o wielu innych sprawach - nieznanej historii, tajemniczych kompleksach, hybrydach i abdukcjach…

KIM JEST CREDO MUTWA?

Wśród różnic dzielących ludzi mentalność i postrzeganie świata wydaje się być jedną z największych barier. To nie tylko bariera mentalności pokoleń, znana wszystkim, ale także próg, przez jaki musimy przejść starając się zrozumieć przedstawicieli innych, często skrajnie odmiennych i znacznie starszych kultur. Bariera ta powoduje, iż w Zachód z pewnym uprzedzeniem postrzega kulturę i dorobek wielu ludów, w tym Afryki.

Wiele jest historycznych przyczyn, z których tak się stało. Jedną z nich było zapewne szerzenie się chrześcijaństwa, które wykreowało wizerunek Afryki jako lądu koczowniczych wymagających nawrócenia siłą analfabetów. Tymczasem wszyscy, którym obcy jest ten tok myślenia wiedzą doskonale, że jest zupełnie inaczej, zaś ludom niesłusznie postrzeganym jako „dzikie”, w przeszłości udało się zbudować trwałe cywilizacje o bogatym dorobku kulturalnym oraz wiedzy o naturze, która dla wielu Afrykanów jest czymś zgoła innym, niż dla przedstawiciela kultury zachodniej.

Drugą kwestią jest tu wiedza, nie tylko ta odnosząca się do sztuki przetrwania i przyrody, ale także wiedza zapomniana – przekazywana z pokolenia na pokolenie, której głównymi szafarzami jest plemienna starszyzna i szamani. Białemu człowiekowi wyda się to zapewne obce i prymitywne, jednak niektóre ludy wciąż posiadają coś, co określić możemy jako „zapomniana wiedza” (zapomniana przez białego człowieka), często przez zachodnich badaczy szufladkowana w ramach folkloru.

Pochodzący z Republiki Południowej Afryki sangoma (szaman lub uzdrowiciel) i wysoki sanusi (jasnowidz i znawca tradycji) Vusamazulu Credo Mutwa jest tego typowym przykładem człowieka, który posiadł taką wiedzę i jako jeden z niewielu, podzielił się ją z innymi. Credo uważany jest przez wielu za najbardziej znanego afrykańskiego uzdrowiciela XX wieku. Jest on także liderem duchowym sanusich i sangomów w Południowej Afryce, jak również pisarzem i artystą.

Mutwa przyszedł na świat w roku 1921 roku w południowoafrykańskim Natalu. Jego przydomek Vasamazulu nadany mu został w czasie inicjacji na sangomę i oznacza „ten, który budzi Zulusów”. Imię Credo nadane zostało mu przez ojca – chrześcijanina, który odwrócił się jednak od syna, kiedy ten postanowił zostać szamanem. Dlaczego jednak jego twierdzenia czynią go innym od reszty sangomów?

Pierwszym i najważniejszym powodem jest to, że Mutwa otwarcie przyznał się do uprowadzenia przez istoty, które w folklorze Zulusów nazywają się Mantindane. Jednak co więcej, przypominają zdumiewająco swym wyglądem wielkogłowych Szaraków – którzy zadomowili się na dobre w umysłach mieszkańców Zachodu. Istoty te według słów Mutwy oskarża się o częste uprowadzenia ludzi i poddawanie ich pewnym zabiegom, często traumatycznym i bolesnym, czego on sam doświadczył w 1959 roku w górach Zimbabwe.

Wśród pierwszych zachodnich badaczy zjawiska UFO, którzy dotarli do Credo Mutwy, znajdował się John E. Mack.

- Credo zdawał się być dostojną, wręcz majestatyczną postacią wraz ze swymi kolorowymi szatami i ciężkimi ozdobami sangomy, które jak się wydawało ściągały go na ziemię – wyjaśnia Mack w książce pt. „Passport to Kosmos”.

Po nim rozmawiali z nim australijski ufolog Bill Chalker, kontrowersyjny zwolennik teorii spiskowych David Icke (który nazwał Mutwę „geniuszem”) a także znany pisarz poruszający tematy nieznanej historii Ziemi, Zecharia Sitchin. Wszystkich z nich zainteresowały nie tylko wspomnienia Credo odnoszące się do abdukcji przez Mantindane, ale i jego twierdzenia mówiące o tym, co najprościej określić można jako „obca ingerencja”.

Dla Credo Mutwy, który w swym życiu zwiedził nie tylko całą Afrykę, ale i wiele państw świata i który zapoznał się z wiedzą i tradycją innych szamanów, zdumiewające wydały się analogie między znanymi mu z Afryki opowieściami i tym, co opowiedzieli mu azjatyccy lub aborygeńscy szamani. Mutwa, rozdarty jak sam mówi między dwa światy - „uwięziony z jednej strony przez myśl zachodnią, w tym religię chrześcijańską oraz myśl afrykańską” dziś łatwo akceptuje te zjawiska i rzeczy, które dla innych wydadzą się tylko rzeczą z pogranicza przesądu, wierzeń i zacofania. Dla niego Ziemia to nie planeta ludzi – przynajmniej nie w całości. Dzielimy ją bowiem z istotami (zupełnie materialnymi) które wpływając w znaczny sposób na bieg ludzkiej historii, zdają się być owym ukrytym czynnikiem stojącym za wieloma wydarzeniami. Nie chodzi tu tylko o wymienionych już Mantindane, które są częścią tej wielkiej całości, lecz ich zwierzchników – istoty znane przez wiele afrykańskich plemion, zaś przez Zulusów określane jako Chitauli.

Mutwa twierdzi, iż starożytne afrykańskie legendy, znane na całym kontynencie, opowiadają o ich przybyciu z gwiazd na spokojną Ziemię, na której żyjącym w harmonii ludziom zaszczepione i przekazane zostało to, wskutek czego dziś cierpią jej mieszkańcy. Przypominający gady Chitauli, którzy przedstawili się jako bogowie obiecali, iż w pewnym momencie w przyszłości powrócą na Ziemię, która stanie się ich domem. Chitauli, którzy w przeszłości niszczyli niepokorne ziemskie cywilizacje to niewidoczny czynnik kierujący historią i rozwojem ludzkości, swe cele osiągający przy pomocy Mantindane, które są „częścią Ziemi” i nie powinno się ich uważać za obcych.

- My i mantindane jesteśmy jedną i tą samą głupią rasą – stwierdził raz Mutwa. Nie są nam obcy. Pewien jestem, że to nasi przyszli potomkowie.

Przyglądając się różnym typom tych istot stwierdzić można, że Mantindane są najważniejszą dla Afrykanów rasą, która jednocześnie budzi u nich wielki strach. Samo słowo „mantindane” tłumaczy się jako „krzywdzący”. Credo opisał je Mackowi jako szkodliwe i „pasożytnicze” istoty, obok których istnieje jeszcze kilkanaście innych typów. Mutwa twierdzi, iż ludzkość nigdy nie osiągnie prawdziwego postępu, dopóki istoty te – „pasożyty potrzebujące bardziej nas, niż my ich”, postrzegane będą jako nadludzie – niepokonani bogowie.

ABDUKCJA CREDO MUTWY


http://images32.fotosik.pl/253/3c3fc7945179b6a6.jpg
Świat przedstawiany przez Mutwę to miejsce, gdzie przenika się to, co niewidzialne, z tym co materialne. Takie widzenie świata obce jest już białemu człowiekowi, który swe niegdysiejsze wierzenia zastąpił zinstytucjonalizowaną religią, która w znacznie większym stopniu pozwala na manipulowanie masami i utrzymanie porządku. Jednak dla wielu Afrykanów (i nie tylko), świat ukryty i ten, jaki my nazywamy materialnym, stanowią swego rodzaju jedność.

Postrzeganie świata to jedna sprawa. Przyznać trzeba, że twierdzenia Mutwy nie dla wszystkich okażą się łatwe to zaakceptowania a nawał przekazanych przez niego informacji dotyczących sfer takich jak nieznana historia ludzkości, obce istoty, podziemne bazy, hybrydy, abdukcje i implanty daje wrażenie opowieści (zbyt) fantastycznej. Mimo to, jednoznaczne zaklasyfikowanie jego poglądów jako prawdy lub fałszu, jest z jednej strony zbyt ryzykowne, a z drugiej niesprawiedliwe.

Jest tak, bowiem z punktu widzenia ufologicznego, opowieść Mutwy dotycząca jego uprowadzenia przez obce istoty (przypominająca nieco przypadek Villas-Boasa, który miał miejsce 2 lata wcześniej), zawiera wiele interesujących szczegółów znanych nam z przypadków europejskich i amerykańskich. Jeśli to prawda, iż Mutwa nie miał żadnej styczności z literaturą ufologiczną i fantastyczną i swe teorie bazuje jedynie na szamańskiej i tradycyjnej wiedzy, jego spojrzenie na zjawisko UFO i uprowadzeń przez istoty pozaziemskie wydaje się niezwykle ciekawe, oryginalne, trafne i pokrywające się z wieloma relacjami osób uprowadzonych. Wiele z rzeczy, o których wspomina zuluski szaman, dotyczących m.in. sposobów przeprowadzania, celu i skutków abdukcji, wydają się pasować do szczegółów opowieści innych osób, które tego doświadczyły.

Mówienie o istotach pozaziemskich, według Mutwy, to również pewna nieścisłość, bowiem uważa on, że są one takimi samymi mieszkańcami Ziemi, jak i my, będąc ponadto istotami w pełni materialnymi.

LOS AFRYKI

Credo Mutwa daje także wyraźnie znać o wielkich problemach Afryki i obawach związanych z przetrwaniem jej najstarszych ludów i zachowaniem wiedzy, której jest strażnikiem, a także wielu innych zjawiskach, często luźno związanych z jego opowieściami o Chitauli. Każdy czytelnik gotowy zapoznać się z tym, o czym mówi i co zawarte zostało w poniższym wywiadzie, po przeanalizowaniu zawartych tam twierdzeń, powinien zadać sobie wiele pytań, a wśród nich: „Czy naprawdę dobrze odczytujemy sens tego, co mówi?” Zdaje się, że Mutwa, ze swą wiedzą i twierdzeniami, doskonale (choć nie wiadomo czy celowo) wpasował się w sensacyjny nurt lansowany przez Davida Icke – postaci (dyplomatycznie rzecz ujmując) wielce „kontrowersyjnej”. Sam Mutwa wyraźnie prosi wszystkich powątpiewających, w tym naukowców, aby sami próbowali przyjrzeć się bliżej i zbadać to, o czym mówi.

Gdyby powiązać ze sobą niektóre z tych faktów, jawi nam się przed oczyma wielka teoria konspiracyjna mówiąca o rasie ludzkiej przygotowującej Ziemię do zasiedlenia przez inne istoty (przypominające wyglądem te, które spotkał Jim Sparks) - doglądaną przez nie i kontrolowaną kolonię, w pewnym sensie będącą nawet ich tworem. Historie i legendy, a także mitologie wielu ludów świata rzeczywiście wydają się zawierać wiele podobieństw i zdumiewających analogii. Czy istnieją jednak podstawy, aby tak twierdzić?

Twierdzeniom Mutwy trudno odmówić oryginalności a czasem i racji. Mimo wszystko, sam czytelnik musi odpowiedzieć sobie na wiele piętrzących się pytań, jakie powstaną w czasie lektury tego materiału.


Vasamazulu Credo Mutwa i tajemna wiedza Afryki - cz. 2

Opublikowano: 18.08.2008 | Kategoria: Ezoteryka

Poniższy wywiad z Credo Mutwą przeprowadzony został przez Ricka Martina z magazynu „Spectrum” w 1999 roku.

WYWIAD Z VASAMAZULU CREDO MUTWĄ

RICK MARTIN: Na samym początku pozwolę sobie powiedzieć, iż rozmowa z panem to zaszczyt i przywilej. Chciałbym podziękować Davidowi Ickle i dr Joubertowi, bez których ta rozmowa nie doszłaby do skutku. Niektórzy z naszych czytelników zdają sobie sprawę z istnienia zmiennokształtnych gadopodobnych stworzeń, o których chciałbym z panem porozmawiać.

Zatem pierwsze pytanie: Co może pan powiedzieć o zmiennokształtnych istotach i ich pobycie na naszej planecie? Czy ma pan o nich więcej informacji? Skąd pochodzą?

CREDO MUTWA: Czy pana gazeta może wysłać ludzi do Afryki?

- Przepraszam, nie zrozumiałem. Może pan powtórzyć?

- Czy pańska gazeta może wysłać kogoś do Afryki w najbliższej przyszłości?

- Na razie leży to poza naszymi możliwościami, ale może zmieni się w przyszłości.

- Są bowiem pewne rzeczy, które pańska gazeta mogłaby sprawdzić, niezależnie ode mnie. Czy słyszał pan o kraju o nazwie Rwanda w Środkowej Afryce?

- Tak.

- Ludy Rwandy jak Hutu, a także Watusi mówią (ale nie jako jedyni w Afryce), że ich najdalsi przodkowie wywodzili się z rasy istot, które oni nazywają Imanujela, co oznacza dosłownie „Panowie, którzy przybyli”. Pewne zachodnioafrykańskie plemiona jak Bambara mówią o tym samym. Twierdzą, że przybyli z nieba przed wieloma pokoleniami jako rasa wysoce rozwiniętych istot o przerażającym wyglądzie, które przypominały wyglądem ludzi. Nazywają je Zishwezi. Słowo to oznacza istoty, które mogą szybować po niebie albo sunąć po wodzie.


http://images26.fotosik.pl/214/23ac24ffac6d173d.jpg
Ludy Hutu oraz Tutsi (inaczej Watusi) – według uczonych nie różniące się od siebie, znane są głównie wskutek masakry, jakiej ekstremiści z Hutu dopuścili się na Watusi, w ciągu ok. 3 miesięcy w 1994 zabijając od 800.000 do 1.000.000 ludzi.

Wszyscy, drogi panie, słyszeli o ludzie Dogonów z Zachodniej Afryki, który mówi o pozaziemianach. Nie tylko jednak Dogoni, ale wiele ludów Afryki twierdzi, iż ich królów namaściła rasa istot nadnaturalnych, która przybyła z niebios.


http://images28.fotosik.pl/214/72a865567af4f641.jpg
Dogonowie to lud zamieszkujący Mali w Zachodniej Afryce. Stali się oni celem wielu badań i kontrowersji wskutek twierdzeń niektórych naukowców, iż Dogoni posiadają rozległą wiedzę na temat budowy naszego Układu Słonecznego oraz w szczególności Syriusza. Wiedzieli oni np. rzekomo o istnieniu Syriusza-B, co niemożliwe jest do stwierdzenia bez użycia nowoczesnych teleskopów.

Wiedza kosmologiczna Dogonów ma odzwierciedlać się także w ich mitologii. Dogonowie, kiedyś uważani za najlepszy dowód potwierdzający tezę o odwiedzinach cywilizacji pozaziemskiej (lub nawet osiedleniu się jej członków na Ziemi), dziś stają się obiektem krytyki. Ich wiedza na temat Wszechświata miała zostać im przekazana przez zachodnich badaczy, zaś cała sprawa według niektórych wydawała się wielką mistyfikacją. – kliknij, aby dowiedzieć się więcej -

Czy słucha mnie pan?

- O tak, proszę kontynuować.

- Mogę tak mówić i mówić, ale proszę pozwolić mi zwrócić uwagę na mój lud – Zulusów z Południa Afryki.

- Proszę.

IMBULU

- Zulusi ą sławnymi wojownikami i do których należał król Czaka. Jeśli zapytać antropologa z RPA o znaczenie nazwy Zulusi, powie on, że „Zulu” oznacza „niebo”, oni sami zaś nazywają się „ludźmi z nieba”. Ale to nieprawda proszę pana. W języku Zulu, słowem oznaczającym niebo, niebieskie niebo, jest „sibakabaka”. Z kolei przestrzeń międzyplanetarną określamy „izulu” lub „weduzulu”, co oznacza „ciemne niebo z gwiazdami, jakie widać nocą”. Ma ono także związek z podróżowaniem. Zuluskim słowem na określającym życie w podróży jest „izula”.

Rozumie pan, że Zulusi zdawali sobie sprawę z tego, ze można przemierzać przestrzeń kosmiczną, ale przestrzeń – nie powietrze, jak ptak. Zulusi twierdzą, że wiele, wiele tysięcy lat temu z niebios przybyła na Ziemię rasa ludzi przypominających jaszczury, które mogły na swe życzenie zmieniać kształty. Ludzie zaś wydawali swe córki za owe istoty, wskutek czego powstała potężna rasa królów i plemiennych wodzów. Istnieją setki opowieści, w których kobieta-jaszczur przybiera postać ludzkiej księżniczki i udaje ją, aby wyjść za mąż za zuluskiego księcia.

[Księga Rodzaju mówi: „A kiedy ludzie zaczęli się mnożyć na ziemi, rodziły im się córki. Synowie Boga widząc, że córki człowiecze są piękne, brali je sobie za żony, wszystkie, jakie im się tylko podobały. […] A w owych czasach byli na ziemi olbrzymi; a także póżniej, gdy synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły. Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych czasach.”]

Każde dziecko w RPA zna historię księżniczki o imieniu Khombecansini, która poślubiła księcia Kakakę – którego imię oznacza „oświecony”. Pewnego dnia, kiedy Khombecansini zbierała w lesie drewno, spotkała się z istotą zwaną Imbulu. Imbulu był jaszczurką o ciele i kończynach człowieka, ale z długim ogonem. Rzekła on do Khombecansini: „O, jakaż jesteś piękna. Żałuję, że nie jestem taki jak ty. Chciałbym tak wyglądać. Czy mogę do ciebie podejść?” – zapytała kobieta Imbulu księżniczkę.

Księżniczka odrzekła: „Tak, możesz.”

Wtedy to jaszczurka, która była wyższa od niej, podeszła bliżej, plunęła w oczy Khombecansini i zaczęła się zmieniać w człowieka i wyglądać coraz bardziej i bardziej jak dziewczyna, za wyjątkiem swego długiego ogona. Potem w sposób agresywny kobieta jaszczur unieruchomiła księżniczkę, zabrała jej bransolety i korale a także suknię i założyła je na siebie. Tak stała się księżniczką.

W buszu pojawiły się zatem dwie identyczne kobiety – zmieniająca kształty kobieta-jaszczur i Khombecansini. Jaszczurzyca powiedziała jej: „Teraz jesteś moją niewolnicą. Będziesz moją druhną w czasie ślubu. Ja będę tobą, a ty będziesz moją niewolnicą – chodź!” Następnie wzięła kij i zaczęła nim okładać biedną księżniczkę. Potem zaś udała się obok innych dziewcząt – druhen panny młodej, jak to jest w zuluskim zwyczaju, do wioski księcia Kakaki. Jednak przed przybyciem do wioski musiała zrobić coś ze swym ogonem i jakoś go ukryć. Zmusiła więc księżniczkę do utkania sitaki, w którą schowała ogon i przywiązała ściśle do ciała. Wyglądała teraz niczym bardzo atrakcyjna zuluska kobieta.

Potem, kiedy stała się już żoną księcia, w wiosce zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Zaczęło (za sprawą fałszywej księżniczki) znikać mleko, które nocą wysysała poprzez niewielki otwór na końcu ogona. Jej teściowa rzekła: „Co to? Dlaczego mleko znika?” W końcu stwierdziła: „Widzę, że wśród nas jest Imbulu.”

Jej teściowa, bardzo mądra starsza kobieta powiedziała: „Należy od frontowej części wioski wykopać dziurę i wypełnić ją mlekiem.” Tak też zrobiono. Potem wszystkim miejscowym dziewczętom nakazano, aby przeskoczyć przez nią, co robiły jedna za drugą. Kiedy zmuszono do tego „zmiennokształtną” grożąc włócznią, skoczyła, ale jej długi ogon wysunął się z siatki. Wojownicy zabili ją a prawdziwa Khombecansini stała się żoną Kakaki.

Ta historia ma wiele wersji. Wśród plemion w RPA znaleźć można podobne historie o niezwykłych stworzeniach zdolnych do zmiany z jaszczura w człowieka, lub z gada w inną formę życia. Te stworzenia, proszę pana, naprawdę istnieją. Nie ważne gdzie się udać – do Południowej, Wschodniej, Zachodniej czy Środkowej Afryki – wszędzie będą one opisywane tak samo, nawet wśród plemion, które nigdy w czasie swej długiej historii nie miały ze sobą kontaktu.

Takie stworzenia więc istnieją. Ale skąd pochodzą, tego nie wiem. Coś jednak łączy je z pewnymi gwiazdami na niebie a jedne z dużą grupą gwiazd, które stanowią część Drogi Mlecznej i którą moi ludzie nazywają Ingiyab – „Wielkim Wężem”. Istnieje tam czerwona, czerwonawa gwiazda w pobliżu wierzchołka tej wielkiej obręczy gwiazd, który ludzie zwą IsoneNkanyamba.

[Wąż zdaje się być wspólnym symbolem w wielu światowych kulturach i religiach. Wąż to zarówno kusiciel z edeńskiego drzewa, jak i aztecki Quetzalcoatl. Istnieje wiele innych podobnych przykładów.]


http://images23.fotosik.pl/213/29b8d33623766d7b.jpg
Gwiazda nazywa się IsoneNkanyamba, ale udało mi się znaleźć zachodnią nazwę. To Alfa Centauri. Widzi pan, że istnieje coś wartego dalszego badania. Bowiem dlaczego ponad 500 plemion w różnych częściach Afryki, które odwiedziłem w ciągu ostatnich 40 czy 50 lat mówią o podobnych stworzeniach?

Mówi się, że żywią się one ludźmi i pewnego razu zawezwały na wojnę samego Boga, ponieważ chciały kontrolować nasz Wszechświat. Bóg stoczył z nimi wielką bitwę, pokonał je i zranił, zmuszając, aby skryły się w podziemnych miastach.

Ukryły się one w podziemnych pieczarach, ponieważ zawsze odczuwają chłód. W nich, jak nam mówiono, palą się ogromne ognie, podtrzymywane przez niewolników. Mówi się także, że ci Zuswazi, Imbulu, czy jakkolwiek się je nazywa, nie są w stanie spożywać stałych pokarmów. Żywią się albo krwią człowieka, albo tą energią, którą ludzie wyzwalają, kiedy na powierzchni walczą ze sobą i zabijają się na wielką skalę.

Opis walki z Bogiem i siedziby Chitauli przypomina niezwykle znane chrześcijanom wyobrażenie piekła, jako miejsca zamieszkania Szatana – upadłego anioła. Częstokroć przedstawiane jest jako podziemna kraina z wiecznie płonącym ogniem. Nie wiadomo jednak, czy na legendę, o której mówi Mutwa nie miało wpływu chrześcijaństwo. W każdy razie, podobieństwo wydaje się uderzające. Warto zwrócić uwagę na kuszenie do złego, jakiego zarówno Szatan jak i Chitauli się dopuszczają.

Spotkałem ludzi, którzy uszli początkowej masakrze w Rwandzie i którzy przerażeni byli tym, co dzieje się w ich kraju. Mówili, że rzezie dokonywane przez Watusi i Hutu to w rzeczywistości karmienie Imanujela. Ponieważ lubią one pobierać energię generowaną przez zastraszanych lub zabijanych ludzi.

[…]

Przejdźmy zatem do interesującej sprawy. Jeśli przyjrzeć się językom wielu afrykańskich ludów odkryć można, że zawierają one słowa podobne do słów z języków orientalnych, bliskowschodnich czy indiańskich. Samo słowo Imanujela oznacza „Pan, który przychodzi”. Słowo, które napotkać można w Rwandzie, wśród tamtejszych Hutu i Watusi jest niezwykle podobne do imienia „Immanuel”, co oznacza „Pan jest z nami”. Imanujela może oznaczać „tych, którzy przybyli, Panów, którzy są z nami.”

Vasamazulu Credo Mutwa i tajemna wiedza Afryki - cz. 3

Opublikowano: 19.08.2008 | Kategoria: Ezoteryka

PRZYBYCIE CHITAULI

Nasz lud uważa, proszę pana, że my na Ziemi nie jesteśmy panami swego losu, choć w rzeczywistości próbuje się nas przekonać, że tak właśnie jest. Nasi ludzie mówią, że Czarni ludzie wszystkich plemion, wszyscy afrykańscy szamani, jeśli już zdecydują się powierzyć komuś swe sekrety to powiedzą, że obok Imanujela są Imbulu. Jest też kolejna nazwa, którą określa się te istoty – to Chitauli. Ono oznacza „dyktatorów, tych, którzy przekazali nam prawo” – innymi słowy „tych, którzy w sekrecie powiedzieli nam, co robić.” Mówi się, że Chitauli dokonali dla nas wielu rzeczy, kiedy przybyli na tą planetę.

Wybaczy pan, ale muszę się podzielić z panem tą historią. To jedna z najbardziej kontrowersyjnych, na jakie można natrafić w Afryce wśród sekretnych szamańskich stowarzyszeń i innych miejsc, gdzie przechowuje się starożytną wiedzę i mądrość. Mówi się, że początkowo Ziemia pokryta była bardzo grubą warstwą mgły, tak że ludzie nie mogli widzieć na niebie Słońca, a jedynie mdłe światło. Nocą Księżyc widzieli jako delikatny pazur z racji mgieł. Nieprzerwanie padał też deszcz, choć nie było grzmotów ani burz.

[Wizje utraconego raju często przejawiają się w mitologiach i religiach. Najlepszym przykładem jest Ogród Edenu ukazany w Biblii. Podobne krainy szczęśliwości pojawiały się także później, np. pod postacią Hiperborei.]

Świat gęsto porastały wielkie lasy i dżungle, zaś ludzie żyli w pokoju. Byli wówczas szczęśliwi, choć jak mówi się, nie posiadali zdolności mowy. Wydawali jedynie śmieszne dźwięki, jak radosne małpy czy pawiany, ale nie mówili, jak my dziś. W tych wiekach ludzie porozumiewali się z innymi za pomocą swego umysłu.

Mężczyzna mógł zawołać żonę myśląc o niej, o jej kształtach, twarzy, zapachu, dotyku włosów. Myśliwy szedł do lasu i wzywał zwierzynę, zaś spośród niej delegowano osobniki stare i zmęczone, oferując swe mięso za szybkie pozbawienie życia.

Nie stosowano przemocy wobec zwierząt. Wówczas nie szkodzono ani naturze, ani ludziom. Człowiek prosił przyrodę o pożywienie, podchodził do drzew i myślał o owocach, zaś to pozwalało mu wziąć kilka z tych, które spadły na ziemię.


http://images24.fotosik.pl/214/5c6306ce973f0668.jpg
Mówi się jednak, że potem, kiedy Chitauli przybyli na Ziemię w swych przerażających maszynach, które poruszały się w powietrzu, maszynach w kształcie wielkich mis, które wydawały z siebie przeraźliwy hałas i ogień w niebiosach. Chitauli powiedzieli ludziom, których siłą zgromadzili przy pomocy ognistych biczów, że są wielkimi bogami z nieba, zaś oni otrzymają od nich wiele darów. Tak zwani bogowie, wyglądali jak ludzie, choć byli od nich znacznie wyżsi, mieli długie ogony i przeraźliwe ogniste oczy. Niektórzy z nich mieli dwoje żółtych jasnych oczu, inni zaś ich troje, z czerwonym i okrągłym okiem pośrodku czoła. Istoty te odebrały ludziom moce, jakie ci posiadali: możliwość mówienia przy pomocy umysłu, moc przesuwania obiektów myślą, możliwość widzenia przyszłości i wglądu w przeszłość i możliwość duchowych podróży do innych światów.

Wszystkie te niezwykłe moce Chitauli zabrali ludziom, zostawiając im nową – dar mowy. Ci odkryli jednak ku swemu przerażeniu, że dar mowy podzielił ludzkie istoty, zamiast je łączyć, ponieważ Chitauli w zdradziecki sposób stworzyli różne języki, powodując między ludźmi wielką kłótnię. Chitauli zrobili też coś, czego przedtem nie zrobił nikt – wyznaczyli nad ludźmi osoby, które miały nimi rządzić i powiedzieli: „To wasi królowie, wasi wodzowie. Płynie w nich nasza krew. To nasze dzieci a wy musicie ich słuchać, ponieważ mówią oni w naszym imieniu. Jeśli nie, zemścimy się na was okrutnie.”

[Zadziwiająca analogia do biblijnej opowieści o Wieży Babel. Księga Rodzaju mówi: „Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi. Stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni ziemi”.]

Przed przybyciem Chitauli, przed przybyciem Imbulu, ludzie duchowo stanowili jedność. Ale kiedy pojawili się Chitauli, ludzie podzielili się, tak duchowo, jak językowo.

Potem Chitauli nadali ludziom nowe nieznane im odczucia. Ci zaczęli czuć się niebezpiecznie i zaczęli budować wioski z silnymi otoczone wokół ogrodzeniem z drewna. Ludzie zaczęli zakładać kraje. Innymi słowy, zaczęli tworzyć plemiona i ich ziemie, które miały granice i których bronili przed wrogiem. Ludzie stali się ambitni i chciwi i chcieli zdobywać bogactwo w formie bydła i muszli.

Kolejną rzeczą, do której Chitauli zmusili ludzi było górnictwo. Przygotowali oni ludzkie kobiety i pozwolili im odkryć różne typy minerałów i metali. Kobiety odkryły miedź, złoto i srebro… W końcu Chitauli pokierowały je ku stopieniu tych metali i stworzeniu nowych, jakie nie istniały przedtem w naturze, jak brąz, mosiądz i inne.

Następnie Chitauli usunęli z nieba świętą i przynoszącą deszcz mgłę i po raz pierwszy od czasu swego stworzenia, człowiek spojrzał w górę i ujrzał gwiazdy. Chitauli powiedzieli ludziom, że mylili się upartując siedziby Boga pod Ziemią. „Od teraz” – powiedzieli ludziom – „ludzie na Ziemi muszą wierzyć, że Bóg mieszka w niebie i muszą robić na Ziemi takie rzeczy, które zadowolą Boga w Niebie”.

Widzicie zatem, że ludzie pierwotnie wierzyli, że Bóg mieszka pod Ziemią, że to wszechmocna matka, ponieważ widzieli, że wszystko wyrasta spod ziemi – trawa, drzewa. Sami ludzie uważali też, że ich zmarli schodzą pod ziemię. Kiedy jednak Chitauli zwrócili ich oczy ku niebu ludzie zaczęli wierzyć, że mieszka tam Bóg, zaś ci, którzy umrą nie udadzą się pod ziemię, ale w górę, do nieba.

Do dziś dnia w całej Afryce, gdziekolwiek by się nie udać, natrafić można na tą niezwykłą rzecz – niezwykle idee, które nawzajem się wykluczają.

Wiele afrykańskich plemion wierzy w coś, co nazywa Midzimu albo Badimo. Słowo „Midzimu” lub „Badimo” oznacza „tych, którzy są w niebie”. Jednak na ziemi Zulusów, wśród mojego ludu, natrafić można na niezwykły podział tych idei, idących ręka w rękę. Istnieją Zulusi, którzy wierzą, iż zmarli to „Abapansi” – co oznacza „tych, którzy mieszkają pod ziemią”. Istnieje druga idea zakładająca istnienie „Abapezulu”. Słowo „Abapezulu” oznacza „tych, którzy są ponad”, zaś Abapansi, które jest najstarszym z terminów, którym określa się duchy zmarłych oznacza „tych, którzy są pod ziemią”.

Dlatego też, proszę pana, nawet dziś, w całej Afryce, pośród setek plemion, odnaleźć można owe dziwne podwójne wierzenia zakładające, że zmarli idą do nieba lub udają się do poziemnego świata. Wiara w to, że zmarły udaje się do podziemnych krain wywodzi się jak mówi się z czasów, gdy ludzie wierzyli w Boga – kobietę, we wszechmocną Kosmiczną Matkę. Kontrastuje to z ideą Abapezulu, w której Bóg – mężczyzna mieszka w niebie.

Kolejną z rzeczy, o których powiedzieli naszym ludziom Chitauli było to, że ludzie istnieją na Ziemi po to, aby uczynić ją odpowiednim miejscem dla „Bogów”, którzy pewnego dnia będą na niej mieszkać. Powiedziano, że ci, którzy pracują by zmienić Ziemię i uczynić ją bezpieczną dla wężowych bogów, Chitauli, którzy przybędą, aby na niej zamieszkać, nagrodzeni zostaną wielką władzą i bogactwem.

Przez wiele lat nauki, inicjacji ku tajemnicom afrykańskiego szamanizmu, wiedzy i mądrości, zastanawiałem się dlaczego my – ludzie, w rzeczywistości niszczymy Ziemię, na której żyjemy. Robimy coś, co czynią tylko inne gatunki zwierząt, a dokładnie słoń, który dosłownie niszczy każde drzewo na obszarze, który zamieszkuje.

My, ludzka cywilizacja, robimy dokładnie coś takiego. Czy jest się w Afryce, czy w jakimkolwiek innym miejscu, gdzie istniała przed wiekami starożytna cywilizacja, odkryjemy jedynie pustynie. Dla przykładu, w Południowej Afryce rozciąga się pustynia Kalahari a pod jej piaskami znaleźć można ruiny starożytnych miast, co oznacza, że ludzkie istoty przemieniły tą krainę, niegdyś żyzną i zieloną, w pustynię. Tego dnia, kiedy wraz z innymi ludźmi odwiedzałem Saharę, natknąłem się na niezwykłe ślady starożytnego ludzkiego osadnictwa w miejscach, gdzie nie ma obecnie nic prócz piachu i posępnych skał.

Innymi słowy, Sahara była niegdyś żyzną krainą i to ludzie przemienili ją w pustynię. Dlaczego? Muszę pytać się o to raz za razem, dlaczego ludzie wiedzieni brakiem pewności, chciwością i żądzą władzy zamieniają Ziemię w pustynię, gdzie nie będzie w stanie przeżyć żadna istota ludzka? Dlaczego?

Choć wszyscy jesteśmy świadomi przeraźliwych zagrożeń, jakie może to za sobą nieść, dlaczego wycinamy ogromne obszar dżungli w Afryce? Dlaczego na Ziemi wykonujemy niszczycielskie rozkazy, jakie zaszczepli nam Chitauli?

Wśród wielu mądrych osób, które darzą mnie przyjaźnią jest człowiek o wielkiej wierzy, który mieszka w Izraelu – dr Sitchin. Zgodnie ze starożytnymi przekazami spisanymi przez lud Sumerów na glinianych tabliczkach, bogowie przybyli z nieba i zmusili ludzi, aby pracowali wspólnie z nimi i wydobywali dla nich złoto. Historia ta znajduje odzwierciedlenie w licznych afrykańskich legendach mówiących, że bogowie przybyli i uczynili z nas niewolników czyniąc to w taki sposób, że sami nie zdamy sobie nigdy sprawy z tego, że nimi jesteśmy.

http://images32.fotosik.pl/253/bd76c23052827f58.gif
Zecharia Sitchin

Z drugiej strony nasi ludzie mówią, iż Chitauli żywią się nami jak sępy. Wywyższają niektórych z nas, napełniając ich wielką złością i ambicją, czyniąc z tych ludzi wielkich wojowników wszczynających okrutne wojny. Kierujący nimi zwykli czynić tak wiele zniszczeń, jak to tylko możliwe, zabić jak najwięcej ludzi – tych, których nazywa wrogami, a na koniec zginąć okropną śmiercią z rąk innych.

Zjawisko to powtarzało się wielokrotnie w historii mego ludu. Nasz wielki król, Zulu Czaka, w czasie swego 30-letniego panowania walczył w ponad 200 wojnach, potem zaś zginął brutalną śmiercią.

Poprzednik Czaki uczył go, jak zostać wielkim władcą. Jego imię brzmiało Dingiswayo. Walczył on, aby zjednoczyć Zulusów w jedno plemię. Kiedy ujrzał białych ludzi pomyślał, że będzie w stanie odpędzić niebezpieczeństwo, jakie ze sobą niosą, jednocząc swych ludzi w jeden wielki naród. Ale po wielu wygranych wojnach i zjednoczeniu plemion, Dingiswayo zapadł na chorobę, która niemal spowodowała u niego ślepotę. Skrywał tajemnicę, że nie widzi, ale odkryła ją królowa innego plemiona, Ntombazi. Zwabiając go do swej chaty zabiła go jednym uderzeniem topora.

Tak samo rzecz ma się z wielkimi przywódcami Białych: Napoleon – który zmarł w upokorzeniu na niewielkiej wyspie ; Hitler – który zmarł śmiercią samobójczą ; Atylla Hun, który zginął z ręki kobiety i wielu innych, których czekał marny koniec po okresie zabijania i niesienia nieszczęścia innym.

Król Czaka został zabity przez swego przyrodniego brata takim samym typem włóczni, jaki ten wynalazł, aby była jak najbardziej śmiercionośna. Juliusza Cezara spotkał podobny los, jak Czakę.

Wojenni bohaterowie giną zawsze w sposób, jaki nie powinni. Angielskiego króla Artura po długim okresie rządów zabił jego syn, Mordred. Można wymieniać tak bez końca.

Kiedy zebrać to wszystko razem okazuje się, bez względu, czy ludzie śmieją się i szydzą z tego, iż istnieje pewna siła, która prowadzi ludzi ku mrocznej rzece samounicestwienia. Im prędzej większa grupa uświadomi sobie to, tym lepiej, bo być może będziemy sobie w stanie z tym radzić.

ŚLADY NA ŚWIECIE


http://images32.fotosik.pl/253/ccf0fa93b6b9d7b7.jpg
RICK MARTIN: Czy uważa pan, że istoty te działają na całym świecie w równym stopniu, czy może w jakiś szczególny sposób skupiają się na Afryce?

CREDO MUTWA: Uważam proszę pana, że stworzenia te znajdują się w każdym miejscu na Ziemi i choć nienawidzę mówić o sobie tak dużo, jestem człowiekiem, który wiele podróżował. Byłem m.in. w USA, Australii, Japonii i niezależnie od miejsca spotykałem ludzi, którzy mówili o tych istotach. W 1997, dla przykładu, odwiedziłem Australię i długo podróżowałem, aby spotkać się z Czarnymi mieszkańcami, Aborygenami. Kiedy ich spotkałem, opowiedzieli mi o wielu rzeczach, które mnie zdumiały. Z tym samym zetknąłem się w Japonii, na Tajwanie. Wszędzie, gdzie istnieją szamani i tradycyjni uzdrowiciele, można odnaleźć podobne historie.

Pozwolę sobie opowiedzieć, co odkryłem w samej Australii. Lud Aborygenów, określa samych siebie jako „Coorie”, co oznacza „nasi ludzie”. Wierzą oni w wielkiego stwórcę, boga Byamie. Ich szaman, a właściwie kilku z nich, narysowało mi wizerunki Byamie, zaś inny pokazał mi skalne malowidło przedstawiające dziwnego stwórcę, który przybył z gwiazd. Kiedy pokazali mi je, okazało się, że to Chitauli. Poznałem ich. Mieli duże głowy oraz oczy, które wyszczególnił artysta. Nie posiadali ust i mieli długie ręce i niezwykle długie nogi. Proszę pana, był to typowy rysunek Chitauli, jaki znam z Afryki.

Australijski ufolog Bill Chalker zwraca uwagę na związki między aborygeńskimi szamanami, tzw. ludźmi wyższego stopnia a zjawiskiem, które dziś znamy pod nazwą „abdukcji”. Odkrył on wiele zależności, które wskazywać mogą na istnienie podobnego zjawiska wśród pierwotnej ludności Australii.

Zadałem sobie wtedy pytanie: „Jak to?” Jestem w kraju odległym o dziesiątki tysięcy mil od Afryki i spotykam się z istotą Biamai lub Bimi, które przypominają stworzenia znane mi z Afryki.

Z kolei wśród pewnych plemion Północnoamerykańskich Indian, jak np. Hopi i tych, którzy określają swe domu jako „pueblo”, natrafiłem na opisy stworzeń zwanych Katchina, które noszą maski i przybierają postaci pewnych stworzeń. Niektóre z Katchina są bardzo wysokie i mają duże okrągłe głowy.


http://images34.fotosik.pl/254/e8f598aa370af2a3.jpg
W Afryce podobnie opisuje się stworzenia, na które natrafiłem w Ameryce. Tutaj nazywamy je Egwugwu lub też Chinyawu. Indiańskie Katchina i nasze Chinyawu to identyczne stworzenia. Ale jak to możliwe? Czy Afrykanie i Indianie mieli ze sobą jakikolwiek kontakt? Kiedy? To jedna z największych tajemnic wszechczasów, ale tylko jedna z wielu rzeczy, na jakie natknąłem się i która zdumiała mnie w czasie podróży po świecie.

Podobne stworzenia istnieją i im wcześniej sceptycy staną twarzą w twarz z tym faktem, tym lepiej. Dlaczego ludzkość nie rozwija się? Dlaczego uwięzieni jesteśmy w matni – wielkim kole samounicestwienia lub wyniszczania się?

Ludzie z natury są dobrzy – wierzę w to. Ludzie nie chcą wojen, nie chcą też niszczyć świata, w którym żyją, ale istnieją byty lub siły, które prowadzą ludzi w kierunku samozniszczenia. Im prędzej sobie to uświadomimy, tym lepiej.

Obecnie żyję w Afryce, tutaj są moi ludzie, mój dom. Ale widzę, jak Afryka ginie w wojnach, które dla mnie jako Afrykanina nie mają sensu. Widzę Indie, które jak Afryka cierpiały z powodu jarzma kolonializmu Francuzów, Anglików i innych europejskich nacji, ale które poprzez niepodległość osiągnęły to, co nie udało się Afryce. Czemu?

Indie stworzyły bombę atomową, wystrzeliły satelity na orbitę Ziemi. Choć mają te same problemy, co Afryka – z rosnącą populacją, starciami na tle religijnym i plemiennym i choć istnieje tam duży odsetek ludzi biednych, który kontrastuje z niezwykle bogatą częścią populacji, Indie osiągają to, czego Afryka nie może?

Pytam sam siebie: „Jak to? Dlaczego?” Indie zostały założone przez lud z Afryki, ale nie mam tu na myśli czarnej rasy. Działo się to tysiące lat temu, kiedy to lud z Afryki kład podstawy pod wielkie indyjskie cywilizacje, a także inne rozwijające się w Południowo-Wschodniej Azji. Czemu jednak Afrykę wyniszczają choroby i głód?

Wielokrotnie, proszę pana, siedziałem w swej chacie i płakałem widząc, jak dziesiątkuje nas AIDS czy bezsensowne wojny toczone w istniejący z dawien dawna afrykańskich krajach...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin