Pozory mylą.pdf

(1311 KB) Pobierz
Pozory myl ą
- 1 -
824244961.551.png 824244961.662.png 824244961.690.png 824244961.701.png 824244961.001.png 824244961.012.png 824244961.023.png 824244961.034.png 824244961.045.png 824244961.056.png 824244961.067.png 824244961.078.png 824244961.089.png 824244961.100.png 824244961.111.png 824244961.122.png 824244961.133.png 824244961.144.png 824244961.155.png 824244961.166.png 824244961.177.png 824244961.188.png 824244961.199.png 824244961.210.png 824244961.221.png 824244961.232.png 824244961.243.png 824244961.254.png 824244961.265.png 824244961.276.png 824244961.287.png 824244961.298.png 824244961.309.png 824244961.320.png 824244961.331.png 824244961.342.png 824244961.353.png 824244961.364.png 824244961.375.png 824244961.386.png 824244961.397.png 824244961.408.png 824244961.419.png 824244961.430.png 824244961.441.png 824244961.452.png 824244961.463.png 824244961.474.png 824244961.485.png 824244961.496.png 824244961.507.png 824244961.518.png 824244961.529.png 824244961.540.png 824244961.552.png 824244961.563.png 824244961.574.png 824244961.585.png 824244961.596.png 824244961.607.png 824244961.618.png 824244961.629.png 824244961.640.png 824244961.651.png 824244961.663.png 824244961.674.png 824244961.682.png 824244961.683.png 824244961.684.png 824244961.685.png 824244961.686.png 824244961.687.png 824244961.688.png 824244961.689.png 824244961.691.png 824244961.692.png 824244961.693.png 824244961.694.png 824244961.695.png 824244961.696.png 824244961.697.png 824244961.698.png 824244961.699.png 824244961.700.png 824244961.702.png 824244961.703.png 824244961.704.png 824244961.705.png 824244961.706.png 824244961.707.png 824244961.708.png 824244961.709.png 824244961.710.png 824244961.711.png 824244961.002.png 824244961.003.png 824244961.004.png 824244961.005.png 824244961.006.png 824244961.007.png 824244961.008.png 824244961.009.png 824244961.010.png 824244961.011.png 824244961.013.png 824244961.014.png 824244961.015.png 824244961.016.png 824244961.017.png 824244961.018.png 824244961.019.png 824244961.020.png 824244961.021.png 824244961.022.png 824244961.024.png 824244961.025.png 824244961.026.png 824244961.027.png 824244961.028.png 824244961.029.png 824244961.030.png 824244961.031.png 824244961.032.png 824244961.033.png 824244961.035.png 824244961.036.png 824244961.037.png 824244961.038.png 824244961.039.png 824244961.040.png 824244961.041.png 824244961.042.png 824244961.043.png 824244961.044.png 824244961.046.png 824244961.047.png 824244961.048.png 824244961.049.png 824244961.050.png 824244961.051.png 824244961.052.png 824244961.053.png 824244961.054.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Bella stała nieruchomo przed lustrem w hotelowej łazience. To, co widziała, napawało
j ą odraz ą . Smolisty tusz posklejał rz ę sy. Powieki pokrywała gruba warstwa cieni.
Jasne włosy, usztywnione lakierem, opadały na jedno rami ę . Usta błyszczały jaskraw ą
czerwieni ą . Twarz w zwierciadle patrzyła na ni ą pustym, niewidz ą cym wzrokiem.
- To nie ja! - krzykn ę ła.
Własny głos zabrzmiał w jej uszach obco, głucho, jakby dochodził z grobu.
Z grobu osoby, któr ą niegdy ś była. Któr ą ju ż nigdy nie b ę dzie.
- Przepraszam - dobiegł j ą zniecierpliwiony damski głos.
Odskoczyła na bok, pospiesznie ust ę puj ą c miejsca starszej kobiecie. K ą tem oka
dostrzegła w jej oczach pogard ę . Nic dziwnego. Sama z obrzydzenia dostała skurczów
ż ą dka. Zaschło jej w ustach. Pospiesznie chwyciła szklank ę zostawion ą na u ż ytek go ś ci,
napełniła j ą wod ą i wypiła duszkiem, jakby mogia spłuka ć wstyd. Zerkn ą wszy po raz
ostatni na własne odbicie, wzi ę ła gł ę boki oddech, chwyciła wieczorow ą torebk ę i ruszyła
ku wyj ś ciu. Cho ć z trudem zmusiła zesztywniałe mi ęś nie do wysiłku, wysokie obcasy
sprawiły, ż e opu ś ciła pomieszczenie rozkołysanym krokiem.
Po drugiej stronie holu, przy barze, czekał klient.
Edward Cullen rozejrzał si ę po bogato urz ą dzonym wn ę trzu o ś wietlonym przy ć mionym
ś wiatłem. Wypełniał je tłum, gwar rozmów i zbyt gło ś na muzyka. Nie znosił
takich przyj ęć . Na ogół ko ń czyły si ę wci ą ganiem proszku z białej kreski i nieskr ę powan ą
rozpust ą w sypialniach. Zwykle unikał ich jak ognia. Lecz jego towarzysz najwyra ź niej
nie podzielał jego niech ę ci.
- Szykuje si ę wspaniała zabawa! - wybełkotał z niekłamanym entuzjazmem.
Edward przyszedł tu na pro ś b ę starego przyjaciela ojca. Przyrzekł mu, ż e przypilnuje
jego syna, dwudziestodwuletniego Setha, który przejazdem przebywał w Londynie.
Edward najch ę tniej poprzestałby na kolacji i obejrzeniu przedstawienia, lecz młodzieniec
pragn ą ł zabawy. Gdyby Edward narzucił mu zbyt ostry re ż im, chłopak pewnie umkn ą łby
chyłkiem, nie wiadomo dok ą d, z pewno ś ci ą z fatalnym skutkiem. Dlatego postanowił
podarowa ć mu godzin ę upragnionej rozrywki, ż eby nie prowokowa ć do buntu. Baczył
przy tym, ż eby nie próbował innych u ż ywek prócz alkoholu.
Narkotyki nie stanowiły jedynego zagro ż enia. Uszminkowane laleczki polowały na
fundatorów z grubym portfelem. Wła ś nie jaka ś blondyna o długich włosach w sk ą pym
odzieniu wyci ą gała Setha na parkiet. Edward udzielił mu zezwolenia. Chwil ę ź niej
odrzucił zaproszenie równie wyzywaj ą cej brunetki. Prychn ę ła jak rozzłoszczona kotka i
odeszła ura ż ona. Podpierał wi ę c ś cian ę z mocnym postanowieniem wyci ą gni ę cia st ą d
chłopaka jak mo ż na najpr ę dzej.
Nie cierpiał takich dziewcz ą t, sprzedajnych jak ulicznice, gotowych odda ć ciało
pierwszemu lepszemu za odrobin ę luksusu. Jedyn ą ich cnot ę stanowiła brutalna szczero ść
co do swych oczekiwa ń .
Edward spochmurniał. Przypomniał sobie, ż e niektórym brakowało nawet tej jednej
zalety. Ta, o której my ś lał, do ostatniej chwili ukrywała swoj ą prawdziw ą twarz.
Wygl ą dała
tak niewinnie, ś wie ż o jak poranna rosa. Tymczasem...
Popełnił bł ą d. Niewybaczalne głupstwo. Dobrze, ż e w por ę odzyskał rozum. Na
moment oczy zaszły mu mgł ą . Lecz zaraz rysy mu stwardniały.
Podeszła do niego kolejna panienka. J ą równie ż rozczarował. Omiótł wzrokiem
pomieszczenie w poszukiwaniu Setha. Jego spojrzenie pow ę drowało pomi ę dzy ta ń cz ą cymi
- 2 -
824244961.055.png 824244961.057.png 824244961.058.png 824244961.059.png 824244961.060.png 824244961.061.png 824244961.062.png 824244961.063.png 824244961.064.png 824244961.065.png 824244961.066.png 824244961.068.png 824244961.069.png 824244961.070.png 824244961.071.png 824244961.072.png 824244961.073.png 824244961.074.png 824244961.075.png 824244961.076.png 824244961.077.png 824244961.079.png 824244961.080.png 824244961.081.png 824244961.082.png 824244961.083.png 824244961.084.png 824244961.085.png 824244961.086.png 824244961.087.png 824244961.088.png 824244961.090.png 824244961.091.png 824244961.092.png 824244961.093.png 824244961.094.png 824244961.095.png 824244961.096.png 824244961.097.png 824244961.098.png 824244961.099.png 824244961.101.png 824244961.102.png 824244961.103.png 824244961.104.png 824244961.105.png 824244961.106.png 824244961.107.png 824244961.108.png 824244961.109.png 824244961.110.png 824244961.112.png 824244961.113.png 824244961.114.png 824244961.115.png 824244961.116.png 824244961.117.png 824244961.118.png 824244961.119.png 824244961.120.png 824244961.121.png 824244961.123.png 824244961.124.png 824244961.125.png 824244961.126.png 824244961.127.png 824244961.128.png 824244961.129.png 824244961.130.png 824244961.131.png 824244961.132.png 824244961.134.png 824244961.135.png 824244961.136.png 824244961.137.png 824244961.138.png 824244961.139.png 824244961.140.png 824244961.141.png 824244961.142.png 824244961.143.png 824244961.145.png 824244961.146.png 824244961.147.png 824244961.148.png 824244961.149.png 824244961.150.png 824244961.151.png 824244961.152.png 824244961.153.png 824244961.154.png 824244961.156.png 824244961.157.png 824244961.158.png 824244961.159.png 824244961.160.png 824244961.161.png 824244961.162.png 824244961.163.png 824244961.164.png 824244961.165.png 824244961.167.png 824244961.168.png 824244961.169.png 824244961.170.png 824244961.171.png 824244961.172.png 824244961.173.png 824244961.174.png 824244961.175.png 824244961.176.png 824244961.178.png 824244961.179.png 824244961.180.png 824244961.181.png 824244961.182.png 824244961.183.png 824244961.184.png 824244961.185.png 824244961.186.png 824244961.187.png 824244961.189.png 824244961.190.png 824244961.191.png 824244961.192.png 824244961.193.png 824244961.194.png 824244961.195.png 824244961.196.png 824244961.197.png 824244961.198.png 824244961.200.png 824244961.201.png 824244961.202.png 824244961.203.png 824244961.204.png 824244961.205.png 824244961.206.png 824244961.207.png 824244961.208.png 824244961.209.png 824244961.211.png
na drugi koniec sali.
Nagle zesztywniał, utracił zdolno ść ruchu. Ale nie jasno ść widzenia. Pami ęć te ż go
nie zawiodła. Powróciły wspomnienia, bolesne, pal ą ce.
Półprzytomny, oszołomiony ruszył wprost przed siebie sztywnym krokiem jak
zombie w kierunku jedynej istoty ludzkiej, której nie chciał nigdy wi ę cej zobaczy ć . Jego
twarz przypominała kamienn ą mask ę , a ból przeszywał mu serce, jakby wbito w niego
ż .
A ona stała nieruchomo, z wyrazem najwy ż szego zaskoczenia na twarzy.
Edward rozpoznał jej towarzysza. Znał go jak zły szel ą g. Aro Dimistris uwielbiał
huczne zabawy, a zwłaszcza dziewczyny, które w nich uczestniczyły. Blisko ść tych
dwojga nie pozostawiała w ą tpliwo ś ci, po co tu przyszła, zwa ż ywszy na grubo ść portfela
Ara.
A wi ę c nadal polowała na bogaczy. Zawrzał w nim gniew. Szybko go jednak opanował.
Pod ąż ył dalej zdecydowanym krokiem ku swej jedynej ż yciowej pomyłce. Ku
Belli Swan.
Twarz Belli zastygła pod grub ą warstw ą makija ż u. Po skołatanej głowie kr ąż yła
tylko jedna my ś l: „Nie, tylko nie to, tylko nie on!".
Lecz wzrok jej nie mylił. Edward Cullen zmierzał w jej kierunku. Jego nazwisko
huczało jej w głowie jak wyrok losu.
Nie mogła oderwa ć wzroku od rze ź bionych rysów, kruczoczarnych włosów, ciemnych
oczu i nienagannej sylwetki. Wysoki ponad metr osiemdziesi ą t, przystojny i smukły,
pojawił si ę nie wiadomo sk ą d, z przeszło ś ci. Przestała dostrzega ć cokolwiek oprócz
niego. Zapomniała nawet o zleceniodawcy, którego przeklinała w duchu przez cały
wieczór.
Jako ś przetrwała ceremoni ę wzajemnej prezentacji, powitalne drinki i kolacj ę .
Uprzejmie wysłuchała przechwałek na temat zamo ż no ś ci klienta. Ani przymilne
u ś miechy,
ani pochlebstwa nie zrobiły na niej wra ż enia. Potem zabrał j ą na to koszmarne przyj ę cie.
W jej odczuciu trwało całe godziny. Rozbolała j ą głowa. Co chwil ę walczyła z
mdło ś ciami. Usiłowała wył ą czy ć ś wiadomo ść , ż eby wytrwa ć do ko ń ca.
Wystarczyło trzydzie ś ci sekund, by stwierdzi ć , w co wdepn ę ła. Muzyka grała za
gło ś no, alkohol lał si ę strumieniami, narkotyki kr ąż yły swobodnie jak czekoladki.
Wszyscy
panowie byli ulepieni z tej samej gliny co jej towarzysz. Wszystkie dziewczyny wygl ą dały
równie wyzywaj ą co jak ona.
Ż e te ż kto ś taki jak Edward Cullen tu trafił!
Przypomniała sobie inny wieczór: gal ę w Covent Garden...
Panowie nosili czarne krawaty, damy - wytworne kreacje i drogocenne klejnoty.
Słuchali ś wiatowej sławy tenorów i sopranistek. Edward siedział obok niej w
wieczorowym garniturze, tak bliski, ż e ka ż d ą komórk ą odbierała jego obecno ść . Serce jej
topniało, gdy na ni ą patrzył...
Uci ę ła wspomnienie w połowie, jakby spu ś ciła na nie gilotyn ę , tak jak wielokrotnie
w ci ą gu czterech niesko ń czenie długich lat - lat pokuty.
Uczernione rz ę sy, polakierowane włosy, szkarłatne usta i kusa sukienka wzbudziły
w Edwardzie obrzydzenie. Bella Swan w takim miejscu! Ż e te ż tak nisko upadła w ci ą gu
czterech lat!
Nie tak ą j ą pami ę tał. Lecz tamta niewinna dziewczyna nigdy nie istniała. Sam sobie
stworzył idealny obraz, skrojony na miar ę marze ń . Pozbawiła go złudze ń , gdy pokazała,
- 3 -
824244961.212.png 824244961.213.png 824244961.214.png 824244961.215.png 824244961.216.png 824244961.217.png 824244961.218.png 824244961.219.png 824244961.220.png 824244961.222.png 824244961.223.png 824244961.224.png 824244961.225.png 824244961.226.png 824244961.227.png 824244961.228.png 824244961.229.png 824244961.230.png 824244961.231.png 824244961.233.png 824244961.234.png 824244961.235.png 824244961.236.png 824244961.237.png 824244961.238.png 824244961.239.png 824244961.240.png 824244961.241.png 824244961.242.png 824244961.244.png 824244961.245.png 824244961.246.png 824244961.247.png 824244961.248.png 824244961.249.png 824244961.250.png 824244961.251.png 824244961.252.png 824244961.253.png 824244961.255.png 824244961.256.png 824244961.257.png 824244961.258.png 824244961.259.png 824244961.260.png 824244961.261.png 824244961.262.png 824244961.263.png 824244961.264.png 824244961.266.png 824244961.267.png 824244961.268.png 824244961.269.png 824244961.270.png 824244961.271.png 824244961.272.png 824244961.273.png 824244961.274.png 824244961.275.png 824244961.277.png 824244961.278.png 824244961.279.png 824244961.280.png 824244961.281.png 824244961.282.png 824244961.283.png 824244961.284.png 824244961.285.png 824244961.286.png 824244961.288.png 824244961.289.png 824244961.290.png 824244961.291.png 824244961.292.png 824244961.293.png 824244961.294.png 824244961.295.png 824244961.296.png 824244961.297.png 824244961.299.png 824244961.300.png 824244961.301.png 824244961.302.png 824244961.303.png 824244961.304.png 824244961.305.png 824244961.306.png 824244961.307.png 824244961.308.png 824244961.310.png 824244961.311.png 824244961.312.png 824244961.313.png 824244961.314.png 824244961.315.png 824244961.316.png 824244961.317.png 824244961.318.png 824244961.319.png 824244961.321.png 824244961.322.png 824244961.323.png 824244961.324.png 824244961.325.png 824244961.326.png 824244961.327.png 824244961.328.png 824244961.329.png 824244961.330.png 824244961.332.png 824244961.333.png 824244961.334.png 824244961.335.png 824244961.336.png 824244961.337.png 824244961.338.png 824244961.339.png 824244961.340.png 824244961.341.png 824244961.343.png 824244961.344.png 824244961.345.png 824244961.346.png 824244961.347.png 824244961.348.png 824244961.349.png 824244961.350.png 824244961.351.png 824244961.352.png 824244961.354.png 824244961.355.png 824244961.356.png 824244961.357.png 824244961.358.png 824244961.359.png 824244961.360.png 824244961.361.png 824244961.362.png 824244961.363.png 824244961.365.png 824244961.366.png 824244961.367.png
czego naprawd ę pragnie. Pieni ę dzy, by ratowa ć zagro ż ony dorobek rodziny.
Nie dostaniesz ich. Nie ze mn ą takie numery, pomy ś lał m ś ciwie.
Zanim do niej dotarł, ochłon ę ła z zaskoczenia. Jej twarz nie wyra ż ała ż adnych
uczu ć , jakby nie widziała nic zdro ż nego w tym miejscu, swoim obecnym wizerunku czy
partnerze zabawy. Edward obrzucił j ą karc ą cym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na
m ęż czyzn ę u jej boku.
- Aro! - zawołał.
- Ed? Ty tutaj? Własnym oczom nie wierz ę ! - wykrzykn ą ł Aro w ojczystym j ę zyku.
- Przyszedłe ś sam? Nie szkodzi. Nie brak tu wolnych dziewczyn, nawet ładniejszych
od tej, któr ą zaprosiłem. - Obrzucił łakomym spojrzeniem inn ą panienk ę do wynaj ę cia.
Równocze ś nie jednak ś cisn ą ł mocniej dło ń Belli, jakby zaznaczał swoje prawo
własno ś ci.
Bella z trudem znosiła jego dotyk. Przez cały wieczór dokładała wszelkich stara ń ,
by unika ć fizycznego kontaktu, lecz odk ą d Edward Cullen przyw ę drował z koszmaru
przeszło ś ci w koszmar tera ź niejszo ś ci, była niemal wdzi ę czna za u ś cisk wilgotnych,
tłustych
paluchów. Na szcz ęś cie nie zrozumiała ani słowa z wymiany zda ń po grecku.
Gdy si ę dowiedziała, ż e jej dzisiejszy klient nosi greckie nazwisko, przemkn ę ło jej
przez głow ę , ż e chyba bogowie z niej zakpili. A gdy go zobaczyła trzy godziny temu,
wzbudził w niej odraz ę . Rodak pi ę knego Edwarda stanowił jego przeciwie ń stwo: ni ż szy od
niej, t ę gi, z nalan ą twarz ą , miał lubie ż ne spojrzenie i spocone dłonie. W gruncie rzeczy
nic dziwnego. M ęż czyzna o urodzie Adonisa nie musiałby płaci ć za towarzystwo na
wieczór.
Wbrew woli przeniosła wzrok na jego przystojnego rodaka. Nie zmienił si ę przez
te cztery lata. Znów stał przed ni ą najatrakcyjniejszy m ęż czyzna, jakiego w ż yciu
widziała.
Nawet gdy patrzył na ni ą z tak bezbrze ż n ą pogard ą , zapierało jej dech z zachwytu,
cho ć równocze ś nie palił j ą wstyd. Jednak Edward nie zatrzymał na niej spojrzenia. Szybko
wrócił do rozmowy z Aro:
- Pilnuj ę Setha Panotisa, syna Anatola, ż eby nie narobił głupstw. - Wskazał
ruchem głowy młodzie ń ca pl ą saj ą cego z blondynk ą , któr ą bardziej zakrywały włosy ni ż
odzienie.
- Zamierzasz mu zepsu ć zabaw ę ?
- Tak ą sam ą , jak ty planujesz? - odburkn ą ł z w ś ciekło ś ci ą .
Najch ę tniej wyszarpałby r ę k ę Belli z jego dłoni, ale szybko pow ś ci ą gn ą ł wzburzenie.
Bella Swan nie zasłu ż yła na to, ż eby o ni ą walczy ć . Stała jak kukła, z twarz ą
bez wyrazu. Nie odczytał z jej oczu ż adnych uczu ć , nie licz ą c zdziwienia na jego widok,
czy te ż raczej konsternacji. Omal nie wystrychn ę ła go na dudka przed czterema laty.
Teraz nikogo nie oszuka. Jej wygl ą d mówił sam za siebie. Dra ż niła go tylko jej
oboj ę tno ść . Kiedy ś reagowała inaczej. Płakała, lgn ę ła do niego, usiłowała zatrzyma ć ...
Aro ponownie przemówił, wi ę c skupił na nim uwag ę .
- Potrzebuj ę dopalacza. Zaczekaj tu na mnie, laleczko - rozkazał Belli po angielsku,
po czym ruszył przed siebie, roztr ą caj ą c trzy dziewczyny.
Bella wpadła w popłoch. Zostawił j ą sam na sam z Edwardem! Chciała pod ąż y ć za
klientem, ale Edward zatrzymał j ą jednym słowem:
- Bella!
Wymawiaj ą c jej imi ę , skruszył mur obronny, który budowała wokół siebie przez
cztery długie lata. D ź wi ę k jego głosu roztopił brył ę lodu, która skuwała jej serce. Gdy
- 4 -
824244961.368.png 824244961.369.png 824244961.370.png 824244961.371.png 824244961.372.png 824244961.373.png 824244961.374.png 824244961.376.png 824244961.377.png 824244961.378.png 824244961.379.png 824244961.380.png 824244961.381.png 824244961.382.png 824244961.383.png 824244961.384.png 824244961.385.png 824244961.387.png 824244961.388.png 824244961.389.png 824244961.390.png 824244961.391.png 824244961.392.png 824244961.393.png 824244961.394.png 824244961.395.png 824244961.396.png 824244961.398.png 824244961.399.png 824244961.400.png 824244961.401.png 824244961.402.png 824244961.403.png 824244961.404.png 824244961.405.png 824244961.406.png 824244961.407.png 824244961.409.png 824244961.410.png 824244961.411.png 824244961.412.png 824244961.413.png 824244961.414.png 824244961.415.png 824244961.416.png 824244961.417.png 824244961.418.png 824244961.420.png 824244961.421.png 824244961.422.png 824244961.423.png 824244961.424.png 824244961.425.png 824244961.426.png 824244961.427.png 824244961.428.png 824244961.429.png 824244961.431.png 824244961.432.png 824244961.433.png 824244961.434.png 824244961.435.png 824244961.436.png 824244961.437.png 824244961.438.png 824244961.439.png 824244961.440.png 824244961.442.png 824244961.443.png 824244961.444.png 824244961.445.png 824244961.446.png 824244961.447.png 824244961.448.png 824244961.449.png 824244961.450.png 824244961.451.png 824244961.453.png 824244961.454.png 824244961.455.png 824244961.456.png 824244961.457.png 824244961.458.png 824244961.459.png 824244961.460.png 824244961.461.png 824244961.462.png 824244961.464.png 824244961.465.png 824244961.466.png 824244961.467.png 824244961.468.png 824244961.469.png 824244961.470.png 824244961.471.png 824244961.472.png 824244961.473.png 824244961.475.png 824244961.476.png 824244961.477.png 824244961.478.png 824244961.479.png 824244961.480.png 824244961.481.png 824244961.482.png 824244961.483.png 824244961.484.png 824244961.486.png 824244961.487.png 824244961.488.png 824244961.489.png 824244961.490.png 824244961.491.png 824244961.492.png 824244961.493.png 824244961.494.png 824244961.495.png 824244961.497.png 824244961.498.png 824244961.499.png 824244961.500.png 824244961.501.png 824244961.502.png 824244961.503.png 824244961.504.png 824244961.505.png 824244961.506.png 824244961.508.png 824244961.509.png 824244961.510.png 824244961.511.png 824244961.512.png 824244961.513.png 824244961.514.png 824244961.515.png 824244961.516.png 824244961.517.png 824244961.519.png 824244961.520.png 824244961.521.png 824244961.522.png 824244961.523.png
tama p ę kła, wspomnienia napłyn ę ły wzburzon ą fal ą , okrutne, pal ą ce, jakby kto ś wlewał
jej do głowy wrz ą cy ołów.
ROZDZIAŁ DRUGI
Pewnego wiosennego wieczoru Bella wyskoczyła z autobusu przy Kensington
High Street, ż eby przej ść przez Holland Park. Uwielbiała t ę dy chodzi ć , zwłaszcza na
wiosn ę . Sło ń ce jeszcze mocno grzało, drzewa wypuszczały młode listki. Gdy z lubo ś ci ą
wdychała ś wie ż e jak na londy ń skie warunki powietrze, w głowie brzmiała jej symfonia
„Wiosenna" Schumanna.
Przyspieszyła kroku, by jak najpr ę dzej oznajmi ć ojcu radosn ą nowin ę . Została wybrana
jako jedna z solistek na koncert w konserwatorium w przyszłym miesi ą cu. Dwa
nokturny Chopina nie przedstawiały wi ę kszych trudno ś ci, za to poprawne odegranie
Liszta wymagało wielu ć wicze ń . Powiedziała sobie, ż e da rad ę . Praktyka czyni mistrza.
Szkoda, ż e nie dostała nowego fortepianu, który tata obiecał jej na urodziny, ale równie
dobrze mogła po ć wiczy ć na starym.
Cho ć nie miała mu tego za złe, zastanowiło j ą , ż e po raz pierwszy w ż yciu nie dotrzymał
obietnicy. Z entuzjazmem wspierał jej muzyczne zainteresowania od chwili, gdy
nauczyciel muzyki w szkole podstawowej orzekł, ż e powinna pobiera ć lekcje gry. Bez
mrugni ę cia okiem pokrywał wszelkie wydatki.
Prawd ę mówi ą c, nie miała wielkiego talentu, ale nie zazdro ś ciła zdolniejszym.
Sztuka nie zapewniała utrzymania nawet geniuszom. Na szcz ęś cie finansowa pozycja
ojca uwalniała j ą od trosk materialnych. Mogła wi ę c po uko ń czeniu studiów gra ć dla
przyjemno ś ci - własnej i słuchaczy, wolna od przykrej konieczno ś ci zarabiania na ż ycie.
Ojciec uwielbiał jej słucha ć , cho ć brakowało mu zarówno słuchu muzycznego, jak
i orientacji w temacie.
- Tatusiu, to Haendel, nie Bach - poprawiała go wielokrotnie, gdy zasypywał j ą
komplementami.
- Skoro tak twierdzisz, córeczko, to pewnie masz racj ę - odpowiadał Charlie Swan
z dobrodusznym u ś miechem.
Cho ć zrobiłby dla niej wszystko, nie wykorzystywała jego miło ś ci w innych celach
ni ż edukacja muzyczna. Rozpieszczał j ą z rado ś ci ą , poniewa ż tylko ona jedna pozostała
mu na ś wiecie.
Matki prawie nie pami ę tała, nie licz ą c niskiego, czystego głosu, gdy ś piewała jej
kołysanki.
- To po niej, po twojej kochanej, wspaniałej mamie odziedziczyła ś talent - powtarzał
pan Swan, wzdychaj ą c z ż alu po zmarłej, a ż ból rozdzierał serce.
Dzi ę ki trosce ojca nie brakowało jej niczego prócz matki. Płacił czesne, wi ę c nie
musiała bra ć po ż yczki na studia. Mieszkała w rodzinnym domu przy Holland Park.
Ć wiczyła
na własnym, pierwszorz ę dnym instrumencie. Dostawała te ż pi ę kne ubrania.
- Bardzo przypominasz swoj ą mam ę - mawiał pan Granton z zachwytem. - Byłaby
z ciebie dumna, córeczko, tak jak ja.
Bella zrobiłaby wszystko, ż eby zobaczy ć u ś miech na jego twarzy. Od dnia swoich
urodzin rzadko go ogl ą dała. Wygl ą dał na zmartwionego.
Kiedy ś spytała, co go trapi. Niewiele si ę jednak dowiedziała.
- Tylko sytuacja na rynku - odrzekł enigmatycznie. - Kiedy ś w ko ń cu wróci do
normy. Zawsze wraca - pocieszył siebie i j ą bez wi ę kszego przekonania.
- 5 -
824244961.524.png 824244961.525.png 824244961.526.png 824244961.527.png 824244961.528.png 824244961.530.png 824244961.531.png 824244961.532.png 824244961.533.png 824244961.534.png 824244961.535.png 824244961.536.png 824244961.537.png 824244961.538.png 824244961.539.png 824244961.541.png 824244961.542.png 824244961.543.png 824244961.544.png 824244961.545.png 824244961.546.png 824244961.547.png 824244961.548.png 824244961.549.png 824244961.550.png 824244961.553.png 824244961.554.png 824244961.555.png 824244961.556.png 824244961.557.png 824244961.558.png 824244961.559.png 824244961.560.png 824244961.561.png 824244961.562.png 824244961.564.png 824244961.565.png 824244961.566.png 824244961.567.png 824244961.568.png 824244961.569.png 824244961.570.png 824244961.571.png 824244961.572.png 824244961.573.png 824244961.575.png 824244961.576.png 824244961.577.png 824244961.578.png 824244961.579.png 824244961.580.png 824244961.581.png 824244961.582.png 824244961.583.png 824244961.584.png 824244961.586.png 824244961.587.png 824244961.588.png 824244961.589.png 824244961.590.png 824244961.591.png 824244961.592.png 824244961.593.png 824244961.594.png 824244961.595.png 824244961.597.png 824244961.598.png 824244961.599.png 824244961.600.png 824244961.601.png 824244961.602.png 824244961.603.png 824244961.604.png 824244961.605.png 824244961.606.png 824244961.608.png 824244961.609.png 824244961.610.png 824244961.611.png 824244961.612.png 824244961.613.png 824244961.614.png 824244961.615.png 824244961.616.png 824244961.617.png 824244961.619.png 824244961.620.png 824244961.621.png 824244961.622.png 824244961.623.png 824244961.624.png 824244961.625.png 824244961.626.png 824244961.627.png 824244961.628.png 824244961.630.png 824244961.631.png 824244961.632.png 824244961.633.png 824244961.634.png 824244961.635.png 824244961.636.png 824244961.637.png 824244961.638.png 824244961.639.png 824244961.641.png 824244961.642.png 824244961.643.png 824244961.644.png 824244961.645.png 824244961.646.png 824244961.647.png 824244961.648.png 824244961.649.png 824244961.650.png 824244961.652.png 824244961.653.png 824244961.654.png 824244961.655.png 824244961.656.png 824244961.657.png 824244961.658.png 824244961.659.png 824244961.660.png 824244961.661.png 824244961.664.png 824244961.665.png 824244961.666.png 824244961.667.png 824244961.668.png 824244961.669.png 824244961.670.png 824244961.671.png 824244961.672.png 824244961.673.png 824244961.675.png 824244961.676.png 824244961.677.png 824244961.678.png 824244961.679.png 824244961.680.png 824244961.681.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin