Puzo Mario - Ciemna arena.rtf

(1437 KB) Pobierz
MARIO PUZO

Mario Puzo

Ciemna Arena

(The Dark Arena)

Przeła: Jadwiga Piątkowska

Wydanie oryginalne: 1955

Wydanie polskie: 1992


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla Eriki

 

Ojcowie i nauczyciele: „Czym jest piekło?”. I sądzę tak: „To cierpienie, że nie można już bardziej kochać”.

 

O, są i w piekle tacy, którzy zacięli się w pysze i okrucieństwie swoim, mimo wiedzy niewątpliwej i oglądania prawdy - ci są straszni, oddani bez reszty słkowie szatana i pysznego ducha jego. Ci mają piekło dobrowolne i nienasycone; ci sączennikami z własnej woli. Albowiem sami siebie przeklęli, przekląwszy Boga i życie. Żywią się złą pychą swoją, jako głodny na pustyni, który krew z siebie wysysać począł. Ale nienasyceni są na wieki wieków i przebaczenie odrzucają, Boga, który ich wzywa, przeklinają, Boga żywego bez nienawiści oglądać nie mogą i żądają, żeby nie było Boga życia, aby zniszczyłg Siebie i całe stworzenie Swoje. I bę gorzeć w ogniu gniewu własnego wiecznie, łaknąc śmierci i niebytu. Lecz nie zaznają śmierci...

 

Bracia Karamazow

(Tłum. Aleksander Wat)

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Walter Mosca odczuwał podniecenie i ostatni wszechogarniający przypływ samotności przed powrotem do domu. Rozpoznał nieliczne ruiny pod Paryżem i charakterystyczne punkty orientacyjne, a teraz, na ostatnim etapie podróży, nie mó się doczekać przyjazdu na miejsce, do samego serca zniszczonej Europy, do miasta, którego nie spodziewał się ponownie zobaczyć. Lepiej znał punkty orientacyjne na granicy Niemiec niż drogi wiodące do własnego kraju, do własnego miasta.

Pociąg kołysał się od szybkiego biegu. Był to pociąg wojskowy wiozący uzupełnienia dla garnizonu we Frankfurcie, lecz połowę wagonu zajmowali cywile zwerbowani w Stanach. Mosca dotknął jedwabnego krawata i uśmiechnął się. Nie przywykł do tego. Czułby się znacznie lepiej z żnierzami w drugim końcu wagonu i przypuszczał, że podobnie lepiej by się tam czuła większość z dwudziestki cywilów.

Paliły się dwa przyćmione światła, po jednym w każdym krańcu wagonu. Okna zabito deskami, jakby dla uniemożliwienia pasażerom oglądania rozległych ruin, pośd których mieli podróżować. Za siedzenia sły długie drewniane ławki, które pozostawiały jedynie wąskie przejście z jednej strony wagonu.

Mosca wyciągnął się na ławce i podłył sobie pod głowę niebieski sportowy worek jako poduszkę. W mdłym świetle ledwie rozróżniał pozostałych cywilów.

Przypłynęli razem tym samym wojskowym statkiem i wszyscy, podobnie jak on, wydawali się podnieceni i niecierpliwie oczekiwali przyjazdu do Frankfurtu. Rozmawiali głno, by przekrzyczeć stukot pociągu, zaś Mosca słyszałrujący nad innymi głos pana Geralda. Pan Gerald był najwyższym rangą cywilem w tym kontyngencie. Miał ze sobą komplet kijów golfowych, a na pokładzie statku uświadomił wszystkim, iż jego stopień cywilny byłwny rangą pułkownikowi. Pan Gerald był szczęśliwy i pogodny, a Mosca wyobraził go sobie, jak gra w ruinach miasta, długie zagranie ponad zrównanymi z ziemią ulicami, lot ku okrąej kupce gruzu i dokładne lądowanie na wierzchołku rozkładającej się czaszki.

Pociąg zwolnił wjeżając na opuszczoną stacyjkę. Na zewnątrz była noc, toteż w zaciemnionym wagonie panowała ciemność. Mosca drzemał, głosy innych docierały do niego niewyraźnie. Kiedy jednak pociąg nabrał szybkości po wyjdzie ze stacji, rozbudził się zupełnie.

Cywile rozmawiali teraz ciszej, więc Mosca usiadł i przyglądał się żnierzom w drugim krańcu wagonu. Niektórzy spali na długich ławkach. Trzy kręgi światła otaczały trzy grupki grających w karty, co nadawało tej części wagonu ciepłą poświatę. Ogarnęła go nostalgia za życiem, jakie wió tak długo i porzucił dopiero przed paroma miesiącami. Widział przy blasku świec, jak popijają z manierek, na pewno nie wodę, i otwierają paczki z żelaznymi racjami, by podjadać czekoladę.

Żnierz jest zawsze gotów, pomyślał Mosca uśmiechając się.

Koc na grzbiecie, świece w plecaku, woda lub coś lepszego w manierce i gumka zawsze w portfelu. Gotów na dobre i na złe.

Mosca wyciągnął się ponownie na ławce i usiłował zasnąć, lecz jego ciało było sztywne i nie poddawało się, podobnie jak twarde drewno pod spodem. Pociąg nabrał szybkości i pędził. Spojrzał na zegarek. Dochodziła północ, a do Frankfurtu było jeszcze dobrych osiem godzin jazdy. Usiadł, wyciągnął butelkę z niedużego niebieskiego worka i oparłszy głowę o zabite deskami okno pił, póki jego ciało nie rozluźniło się. Musiał zasnąć, bo kiedy znowu spojrzał w żnierski kraniec wagonu, ujrzał tylko jeden krąg światła; jednakże z ciemności poza nim nadal dobiegały głosy pana Geralda i paru innych cywili. Wyglądało na to, że popili, głos pana Geralda brzmiał bowiem protekcjonalnie i z wyższością przechwalał się swą przyszłąadzą, tym, jak sprawnie zorganizuje swoje papierowe królestwo.

Dwie świece oderwały się od kręgu w przeciwnym końcu wagonu, a ich płomienie chybotały się nierówno w przejściu. Gdy go mijały, Mosca ocknął się z drzemki. Twarz żnierza trzymającego świece wyraża tę i złowrogą nienawiść. Jasny, żółty blask świec zabarwiał odcieniem ciemnej czerwieni jego twarz zarumienioną od alkoholu i nadawał ponurym oczom niebezpieczny i bezsensowny wyraz.

- Hej, żnierzu - rozległ sięos pana Geralda - może byś nam dał światło?

Świeca zatrzymała się posłusznie obok pana Geralda i grupy cywilów, których głosy zabrzmiały donośniej, jak gdyby ośmieliło ich migotliwe światło. Próbowali wciągnąć żnierza do rozmowy, lecz ten - umieściwszy świece na ławce i skrywszy twarz w cieniu - nie odpowiadał. Wkrótce zapomnieli o nim i rozmawiali o czymś innym; raz tylko pan Gerald, nachylając się w krąg światła, jak gdyby dla zyskania zaufania, odezwał się do żnierza z wyższością, choć bardzo życzliwie:

- My wszyscy też...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin