Zerus.doc

(97 KB) Pobierz
ZERUS

ZERUS

 

Rozdział 14

 

              On i Sara byli zwykłymi ludźmi, których nie dosięgały konfederackie problemy. Żyli w swoim domku na wyspie otoczonej spokojnym morzem i błękitnym niebem. Nic się nie liczyło. Był tylko on, ona i niezmącone uczucie spokoju.

              Nagle coś się stało. Uśmiech na twarzy kochanków zniknął, gdy spostrzegli na niebie biały punkcik, który z każdą chwilą powiększał się. Gdy uzyskał wielkość sporego głazu uderzył w taflę morza wzbijając fontannę gorącej jak wrzątek wody. Oboje ukryli się w domku przerażeni tą sytuacją, a tymczasem w górze pojawiały się kolejne pociski, które jakby wycelowane w Terran przez cały czas chybiały.

              W pewnej chwili z nieba potoczyły się setki takich pocisków, które zbombardowały ocean do tego stopnia, że gniewna woda potoczyła ogromne fale prosto na wyspę wdzierając się daleko w głąb lądu. Zatrwożeni i trzęsący się ze strachu kochankowie objęli się i z trwogą wpatrywali się w drewniane drzwi wejściowe do ich domku.

              Nagle zaczął padać deszcz, a chmury przesłoniły całe niebo na tyle, że zrobiło się ciemno jak pod wieczór. Trzaskały pioruny i zerwał się wicher. Przeraźliwy dźwięk uderzał w ściany ich letniej rezydencji, aż doszedł do drzwi. Zostały one wyrwane z zawiasów i rzucone gdzieś w głąb pokoju. W progu stanął Zergling.

              Jim wpatrywał się w jego bezdenne ślepia cały czas mając w głowie obraz Sary. Przez umysł przeszła mu myśl, żeby wyciągnąć z szafy stojącej obok swój karabin Splinter, ale ta myśl szybko odfrunęła, gdyż Zerg zaczął biec w ich kierunku. Z pyska toczył obrzydliwą, białą pianę. Terranie zastygli w milczeniu patrząc sobie w oczy i żegnając bezszelestnymi głosami. Zergling skoczył wyciągając pazury na swoje ofiary...

 

-          Kurwa, ale mnie głowa boli! – Rzekł słabo Terranin otwierając oczy. Nic nie widział. Przed nim roztaczała się czarna głębia zdolna pochłonąć każdego, kto do niej wkroczy. Czyżbym umarł? – Pomyślał.

Leżał na jakimś miękkim, wygodnym materacu, więc postanowił, że wstanie. Jednak

nie udało mu się poruszyć żadnym mięśniem. Strasznie rwał go ból w okolicach żeber i żołądka. Miał dziurę w pamięci. Nic nie pamiętał, co się z nim działo. Kto go tu położył? Co się w ogóle stało? Te pytania były równie beznadziejne, co migrena w jego głowie. Jedyne, co potrafił sobie przypomnieć to bitwa, która rozgrywała się na Aiur. Ale co było potem? Jakiś błysk, uderzenie w ścianę i dźwięk zapalania lamp halogenowych.

              Leżał tak przez kilka minut próbując przypomnieć sobie, co się zdarzyło. Ból w głowie (którą lekko mógł ruszać) i w okolicach żeber był niemały, ale znośny. Powoli rozjaśniało mu się przed oczami. Znajdował się w jakimś dziwnym owalnym pomieszczeniu. Kilka szafek i stół to były jedyne meble w pokoju. Gdy rozejrzał się dokładniej westchnął i odprężył się. Nie było okien ani drzwi. Ech, jestem w domu. – Pomyślał Jim z ulgą. – Zeratul dzięki ci!

              Znów zasnął, a gdy się obudził nie czuł już bólu. Był wypoczęty, a jego umysł jasno pracował. W pokoju nie było już ciemno. Dzięki Kerrigan – pomyślał Terranin. Podniósł się i usiadł. Jakaś małą cząstka jego umysłu domagała się wyjaśnień całej tej sprawy. Chciał mentalnie skontaktować się z Zeratulem, lecz jego świadomość była dla niego niedostępna. Zupełnie jakby otaczała ją betonowa ściana.

              Ze skupienia wyrwał Terranina przeraźliwy dźwięk. Taki, jaki usłyszał kiedyś na trasie nadprzestrzennej. Grunt uciekł mu spod stóp i Jim upadł na podłogę. Gdy wstał usłyszał wybuch i tym razem musiał się czegoś przytrzymać, aby znowu nie upaść. Teraz to już naprawdę nie wiedział, co się dzieje. Czyżby walka trwała nadal? Kolejny wstrząs rzucił go na ścianę i byłby zatrzymał się na niej, gdyby nie..... przeleciał przez nią. Uczucie przejścia przez zimna wodę nie ominęło go i tym razem.

              Udało mu się wstać i przytrzymując się ściany powoli, lecz sukcesywnie brnął naprzód. Mostek znajdował się kilka kroków od niego. Zaryzykował. Puścił się biegiem do centrum dowodzenia statkiem, modląc się w duchu, aby znów nie ucierpieć przy upadku. Udało się. Gdy wkroczył na mostek, zauważył ogromny bałagan. Wszyscy gdzieś biegali, byli przerażeni, a atmosfera przypominała Terrańskie puby, z wyjątkiem tych latających wokół papierów.

              Powoli, uważając na każdy swój krok zbliżył się do postaci stojącej przy krześle na wzniesieniu pośrodku sali. Podszedł do niej i rzekł:

-          Zeratul? – Osoba ta była zdenerwowana i przez cały czas wykonywała jakieś dziwne gesty rękoma.

-          Kurwa, strzelają do nas! Widzisz kurwa?! – To był Ciemny Templariusz. Jim nigdy nie widział go w takim stanie. Jego majestatyczne włosy zlepione w cienkie dredy były matowe. Zdenerwowany i roztrzęsiony wymachiwał dookoła rękoma na znak bezradności.

-          Spokojnie. Kto...

-          No kurwa atakują nas!!

-          Ale kto Zeratul?

-          Piracka milicja. – Odezwał się spokojny głos za Raynorem.

-          Ooo Tassadar – warknął Protos obok Terranina – Witaj. Chcesz pobawić się błyskawicami?

-          Spokojnie Zeratul. – Templariusz podszedł do nich i spojrzał na Jim’a – Jak to dobrze, że wyzdrowiałeś.

-          Ale co się stało?

-          Później ci opowiem. Teraz trzeba coś wymyślić, bo zjedzą nas żywcem.

-          Ja wiem, co zrobimy! – Rzekł Zeratul, który miał obłęd w oczach – ja tam zaraz pójdę i tak im nakopie do dupy, że skurwysyny nie usiądą przez tydzień.

-          Zły pomysł. – Powiedział Templariusz – mogą mieć detektory i zabiją cię na miejscu. Tu trzeba wymyślić coś innego...

W tej chwili na mostek wkroczyło 5 uzbrojonych Komandosów. Mieli żółte pancerze z czarnymi pasami. Protektorat Umoja – pomyślał Jim – tylko, dlaczego zaatakowali Protosów, przecież pomiędzy nimi są dobre stosunki...

-          Szybcy są. – Powiedział Tassadar i uśmiechnął się do Raynora. Ten ułamek sekundy zdradził Terraninowi zamiary Protosa. A więc walka!

Skupiający się przy drzwiach Komandosi wycelowali broń w trójkę przyjaciół, lecz nie zdążyli otworzyć ognia, gdy tamci rozbiegli się na wszystkie strony i rozpoczęli atak. Tassadar przykucnął na podłodze i wyciągnął obie ręce w kierunku przybyszów. Dwóm z nich w środku pancerzy eksplodowały czaszki zalewając szybki czerwoną mazią.

              Raynor przekoziołkował na lewą stronę i ukrył się za jakimiś urządzeniami. Po kilku sekundach, gdy padli dwaj wrogowie wyszedł z kryjówki i wykonał gest podobny do przyciągania liny, co spowodowało, że jeden z Komandosów stracił grunt pod nogami i jakby popchnięty poleciał kilkanaście centymetrów nad ziemią w pobliże Terranina. Ten wyrwał mu karabin z rąk, przystawił lufę do szybki i puścił serię pocisków.

              Zeratul nie wykonywał żadnych akrobacji, po prostu podszedł do pozostałych przy życiu Terranach i odciął im głowy swoim mieczem.

-          Yeah! – Krzyknął Jim, lecz to nie był jeszcze koniec. Ciemny Templariusz wściekły wybiegł z pokoju z zamiarem zabicia wszystkich innych najeźdźców.

-          Zeratul, nie! – Wrzasnął Tassadar, ale było już za późno. – Musimy go odszukać!

W tej chwili Templariusz znieruchomiał i runął na podłogę nieprzytomny. Raynor nie zdążył nawet zareagować, gdy tak samo upadł na podłogę. W ostatniej chwili zdążył zauważyć ciemne buty klasy Bojówka pojawiającego się Ducha.

 

              W pokoju było ciemno i zimno. Zupełnie jak w próżni. Gdy Terranin odzyskał świadomość poczuł, że coś jest nie tak. Był przykuty do ściany jak zwierzę, które czeka na swojego kata. Nie było żadnych łańcuchów, lecz kajdanki były bezpośrednio wbite do ściany. Przeszywające zimno sprawiło, że rozjaśnił mu się nieco umysł. Jego szósty zmysł zaczął pracować i już po chwili dostrzegał niewyraźne kontury pomieszczenia, w którym się znajdował. Był bardzo mały. Mniejszy niż ten na Ikarius’ie. Po przeciwległej stronie ze ściany wysunięte było twarde, więzienne łóżko. Na lewo od Jim’a znajdowały się drzwi jego celi. Dlaczego się tu znalazł? Gdy próbował sobie przypomnieć, co się stało kilka godzin temu straszny ból zaczynał wiercić mu dziurę w mózgu. Pamiętał jedno: był z nim Tassadar i Zeratul. Musiał się z nimi jak najszybciej skontaktować. Skoncentrował się na mowie telepatycznej, próbując połączyć się z umysłem Templariusza. Po krótkiej chwili milczenia odezwał się słaby głos Tassadar’a:

-          Jim. Jesteś tam?

-          Tak. Co się stało? – Zapytał

-          Pamiętasz Komandosów? Zabiliśmy wszystkich na mostku, ale był ktoś jeszcze...

-          Duchy. Dlaczego nas zaatakowali, przecież Umojańczycy żyją w zgodzie z Protosami?

-          Nie mam pojęcia. Zeratul musiał coś nabroić i teraz nam się za to oberwie...

-          Wypraszam sobie. – Wtrącił Ciemny Templariusz, który dołączył do rozmowy – Nie zrobiłem nic, co sprowokowałoby milicję do napadu na nas.

-          Więc zaatakowali nas, bo mieli zły dzień? – Warknął Raynor

-          Być może... – Zakpił Zeratul – gdyby mnie tamten ochłap nie sparaliżował to zabiłbym wszystkich...

-          Po chuj się tam pchałeś...

-          Dość! – Uspokoił ich Tassadar – Jak będziemy się kłócić to do niczego nie dojdziemy. Jim opisz nam cele, jakie tu mają, bo my nic nie widzimy.

-          Ciaśniejsze niż komoda mojej zmarłej babci. Przed sobą mam małe łóżko a po lewej drzwi. Nie ma nawet klopa, co oni sobie myślą...

-          Dobra wystarczy. – Zamilkł na chwilę, gdyż usłyszał odgłos zbliżających się kroków. – Udawajcie, ze zemdleliście! – Ostatnie słowa brzmiały jak rozkaz.

-          Przecież nas nie usłyszą. – Powiedział Jim po chwili milczenia

-          Widzisz go?

-          Zaraz...

Obok celi Raynora przeszła postać Komandosa w żółtym kombinezonie. Nawet nie

spojrzał do celi przez małą szybkę w drzwiach. Terranin przez ułamek sekundy, gdy ten odwrócił głowę ujrzał jego twarz. Była ona przesycona niepewnością i strachem przed nieznajomymi istotami, które zostały zamknięte w tych pomieszczeniach.

-          Taa, posrał się w gacie przez to pilnowanie. Tass, mógłbyś go zdjąć?

-          Nie mogę. Znów założyli mi te pieprzone kajdany.

-          To tak jak mi. – Dodał Zeratul – ale... nie tylko my potrafimy używać psi. Zaraz powiem wam o co mi chodzi, jeśli tylko ten Terranin odejdzie stąd.

Jednoosobowy patrol doszedł do końca korytarza, po czym zawrócił i czym prędzej

wyszedł z sektora więziennego.

-          Dobra słuchajcie. – powiedział Ciemny Templariusz – Jim. Skoncentruj się i wymierz swoją złość w kajdany, które przykuły twoje ręce do ściany. Przy odrobinie szczęścia może uda ci się je zniszczyć.

-          Ej, Zeratul. Jim jest Terraninem... – powiedział zdezorientowany Tassadar.

-          Spokojnie. Wiem co robię. No dalej Jim, spróbuj.

Te ostatnie słowa zabrzmiały w umyśle Raynora podobnie jak proszenie dziecka, aby

powiedziało „mama”. Oczywiście, znów los jego przyjaciół zależał od niego. Co za życie, pomyślał. Skoncentrował się na jednej konkretnej myśli, która obudziłaby w nim agresję. Łatwiej powiedzieć niż zrobić – burknął do siebie. Nagle przed oczy stanęła mu postać generała Edmunda Duke’a, na którego rozkaz pomiędzy walczących Protosów i Zergów została wysłana jeszcze jako Duch Sara Kerrigan. Po powstrzymaniu Protosów ich baza została napadnięta przez Zergów, którzy wymordowali wszystkich, a ja uczynili swoim niewolnikiem. Zatruli jej umysł i otumanili zmysły. Jego miłość przestała istnieć. Zastąpiła ją obrzydliwa kreatura, którą tylko imię łączyło z poprzednią osobą jaką była Terranka.

              Zagłada Korhal IV była nieunikniona. Sześć taktycznych głowic nuklearnych klasy Apokalipsa zrujnowało całą kolonię w ułamku sekundy zabijając każde żywe stworzenie. W jednej chwili Raynor stracił dom, rodzinę, znajomych. Wszystko zostało zniszczone. Pozostały tylko wystające gdzieniegdzie skały oraz sześć kolosalnych kraterów pouderzeniowych.

              Nigdy nie lubił a tym wspominać. Te wspomnienia wyzwalały raczej żal i smutek niż gniew. Jakaś cząstka umysłu domagała się zemsty za to wszystko, jego świadomość szeptała mu do ucha, że śmierć Sary była daremna, a jego krewnych wymordował sam Duke, z którym jadał obiady w Centrum Dowodzenia. Dość! Kurwaaaaaaaaaaaaa dość!

-          Pierdolcie się wszyscy! – Krzyknął najgłośniej jak potrafił zaciskając powieki i napinając wszystkie mięśnie.

Nagle jego ręce i stopy były uwolniły się od trzymających je kajdan. Te po prostu rozsypały się w drobny mak. Nie było po nich najmniejszego śladu poza drobinkami metalicznego pyłu na podłodze. Ciężko oddychał. Zupełnie tak, jakby przebiegł właśnie 2 kilometry sprintem. Ciężko dysząc odebrał wiadomość od Tassadara:

-          Jim co się dzieje?! Słyszeliśmy jakiś krzyk. – Pytał zaniepokojony

-          Wszystko w porządku.

-          Na pewno?

-          Tak. Uwolniłem się. Co teraz?

-          Nie planowałem tego dźwięku, który z siebie wydałeś, ale cóż – znów wtrącił się Zeratul – zaraz przybiegnie Terranin, który sprawdzi co tu się stało. Udawaj, że nadal jesteś przykuty. Jeśli w twojej celi jest tak ciemno jak w naszej to możesz go zaskoczyć. Spróbuj go jakoś zwabić do środka.

-          Ok. Spróbuję.

Rzeczywiście po paru chwilach usłyszeli kroki zbliżającego się Komandosa.

Raynor podniósł ręce i przywarł do ściany tak jak wtedy, gdy był przykuty. Zaczął wrzeszczeć i wykrzykiwać wulgarne słowa, aby to właśnie do jego celi podszedł strażnik. Ktoś odsłonił mały otwór w drzwiach i spojrzał przez niego. Lodowate spojrzenie przeszyło Terranina na wylot.

-          Przestań się drzeć! Zwariowałeś?! – Krzyknął Komandos

-          Chce mi się srać! Chce do klopa! KURWA! – Wrzeszczał Jim

-          Sraj w gacie i zamknij się!

-          Kurwa! Kurwa! Kur...

-          Dobra spokój! Zaraz cię rozkuje to pójdziesz tylko przestań się wydzierać! – Zlitował się strażnik

Dziura zamknęła się i drzwi powoli otworzyły się uciekając w bok. Do celi wkroczył

muskularny Komandos w żółtym uniformie bez pancerza. O kurwa – pomyślał Jim, gdy zmierzył wzrokiem olbrzyma. To nie był ten sam strażnik, który przedtem patrolował więzienie. Ten powoli podszedł do Raynora i zauważył, że brakuje kajdan na jego dłoniach i nogach. Chciał wezwać pomoc, ale Jim był szybszy. Jednym uderzeniem z barku sprawił, że Terranin zachwiał się i uderzył o przeciwległą ścianę.

              W krótkiej chwili wezwał energię psi, która zakleszczyła się na umyśle przeciwnika i wywołała u niego potworny ból głowy. Raynor bezlitośnie zaciskał swoją moc na głowie Komandosa powolutku niszcząc mu komórki nerwowe. Nie był jednak w tym tak dobry jak Tassadar więc postanowił spróbować czegoś innego. Wyciągnął ręce i „rzucił” przeciwnikiem o ścianę. Ten trzymając się za skronie upadł i uderzył czołem w podłogę. Jim ponownie zaatakował podniósł wroga tak wysoko, że ten uderzył czubkiem głowy w sufit. Przy uderzeniu rozległ się głuchy dźwięk oraz odpadło trochę tynku.

              Terranin ponowił atak, ale tego olbrzym już nie zdołał wytrzymać. Opadł bezwładnie na podłogę i stracił przytomność. Jim podszedł do niego i zaczął go przeszukiwać. Znalazł pistolet i 3 karty magnetyczne, które prawdopodobnie służyły do otwierania cel jego przyjaciół. Zabrał broń oraz „klucze” i wyszedł z pokoju zostawiając nieprzytomnego strażnika leżącego na zimnej podłodze.

              Zaraz po wyjściu zapytał Tassadara, gdzie znajduje się jego cela. Ten krzyknął imię Raynora i Terranin zaczął podążać za źródłem tego dźwięku. Okazało się, że zaledwie 2 pomieszczenia dalej znajdował się Templariusz oraz Zeratul. Wychodząc ze swojej celi zauważył przyczepione do ściany małe, metalowe pudełko z dziurką nachyloną pod niewielkim kątem w kształcie paska, w które była włożona jedna z kart magnetycznych. Tak pewnie otwiera się te zasrane drzwi – pomyślał Jim.

              Ściskając broń podszedł korytarzem do Tassadara. Nie było wiele światła, dlatego szósty zmysł Terranina cały czas pracował, pomagając Raynorowi lepiej widzieć. Nagle usłyszał głos kogoś kto wołał jego imię. Dźwięk był ledwie słyszalny i natychmiast zniknął. Gdy doszedł na miejsce włożył jedną z kart do metalowego pojemnika, który odczytawszy niewłaściwy klucz zapiszczał i wyrzucił ją ze swojego wnętrza. Spróbował wsadzić inną i tym razem znów zapiszczało, ale drzwi bezszelestnie się otworzyły.

              Raynor wszedł do środka i zauważył Templariusza stojącego przy ścianie z zamkniętymi oczami.

-          No Tass. Pokaż te łańcuchy. – Powiedział zbliżając się do więźnia z bronią w prawej ręce.

-          Ej, tylko uważaj na... – Jim wypalił z pistoletu prosto w kajdany, które rozpadły się na kawałki – Aargh. Mówiłem uważaj!

-          Nie powiedziałeś na co. – Raynor uśmiechnął się i zniszczył również kajdany krępujące drugą rękę Templariusza, jego nogi oraz kajdany Zurha. – W porządku?

-          Taa. Chodźmy do Zeratula.

-          TUTAJ! – Krzyknął Ciemny Templariusz, gdy tamci wyszli z celi.

Terranin uwolnił Protosa podobnie, jak w przypadku Tassadara. Gdy wszedł do jego

celi usunął blokadę na jego rękach i nogach oraz zniszczył te same kajdany, które miał Templariusz. Pozostałą kwestią był fakt, że trzymał w ręce jeszcze jedną kartę magnetyczną. Prawdopodobnie ktoś jeszcze był uwięziony w tym miejscu. W tej chwili Jim zauważył, że na kluczach są napisane numery cel. Nad drzwiami również znajdowały się tabliczki z podobnymi cyframi.

              Ostatnia karta miała numer 12. Całą trójka za prośbą Raynora zaczęła szukać tejże celi. Niestety Protosom utrudniał im fakt, że nie widzieli oni zbyt dobrze w ciemności. Jedynym przewodnikiem był zatem Jim.

-          Jest! Tutaj. – Wskazał palcem w drzwi po lewej stronie.

-          Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – Zapytał Zeratul, podczas gdy Raynor miał zamiar włożyć kartę do metalowego pudełka.

-          A dlaczego nie? Może zyskamy nowego sojusznika?

-          A jeśli to jakiś potwór? Widziałem wiele obrzydliwych kreatur zamkniętych w zwykłych celach na Aiur. – Dodał Tassadar

-          Jesteście bardziej zaawansowani niż ja w psi. Utwórzcie zatem jakąś barierę ochronną, żeby mnie to coś nie rozszarpało zanim go nie rozwale. – Rzekł półgłosem Terranin

-          Przeceniasz nasze możliwości – powiedział Zeratul.

-          Ech – westchnął Terranin i mocniej chwycił broń. – Ubezpieczajcie mnie.

Wsunął kartę do pojemnika, który zapiszczał i otworzył drzwi. Jim wycelował pistolet

przed siebie i próbował dostrzec co znajduje się w środku. Jakaś postać w porozrywanym ubraniu stała przypięta łańcuchami do ściany. Głowę miała spuszczona w dół i wyglądała, jakby była nieprzytomna albo... nieżywa.

-          Kim jesteś? – powiedział Terranin nieco głośniej, aby ta postać go usłyszała. Niestety odpowiedziała mu głucha cisza. – Odpowiedz! – dalej nic.

Jim zaryzykował. Wszedł do środka z bronią w gotowości na wypadek, gdyby coś

poszło nie tak. Powoli zbliżył się do milczącej postaci i nagle pistolet wypadł mu z ręki, a na twarzy namalował się wyraz zdziwienia i szoku. TAROS!

-          Taros to ty!! Obudź się, proszę! – mówiąc to potrząsał więźniem za ramiona. Ten wydał jednak tylko stłumione jęki. – Taros odezwij się! – ciało Terranina pokryte było niezliczonymi siniakami i płytkimi ranami. Pod nosem miał zaschniętą krew, a jego policzki i głowa nosiły ślady tortur.

-          Musimy iść. – przypomniał Tassadar z korytarza – Zaraz tu będzie cała chmara strażników, więc jeśli jesteś łaskaw... – nie dokończył, gdyż usłyszał wystrzały z broni Raynora. Po chwili ten wyszedł z przyjacielem przewieszonym na ramieniu.

-          Zostaw go. Będzie obciążał naszą ucieczkę. – rzekł Zeratul

-          Jak chcesz to sam tu zostań. Bez niego nie idziemy. – powiedział stanowczo. Protosi przyglądający się uważnie Terraninowi nie znali jego powiązań z tym więźniem. Nie wiedzieli, że są najlepszymi przyjaciółmi i jeden oddałby życie za drugiego. Teraz, gdy w końcu się odnaleźli, Jim zrobi wszystko, aby nie stracić Taros’a tak jak Mengska – Masz. Trzymaj. – rzekł do Ciemnego Templariusza rzucając mu pistolet – Idziemy.

Nikt nic nie mówił. Poruszali się bezszelestnie po zawikłanych korytarzach statku

Protektoratu. Zeratul szedł pierwszy z bronią gotową do strzału, a Jim z Tarosem na ramieniu znajdował się pośrodku. Pochód zamykał Tassadar, czujny na każdy podejrzany odgłos.

              Plan opracowali przez telepatię. Zakładał on dostanie się na mostek i przejęcie kontroli nad statkiem, jeśli będzie trzeba – siłą. Po drodze niezauważeni weszli do pustego archiwum na statku, gdzie zamierzali dowiedzieć się o przyczynach ataku na Ikarius’a. Tassadar ostrożnie zamknął drzwi i rozglądnął się po pokoju. Był długi aczkolwiek wąski. Po obu stronach stały wysokie półki z dyskami CD wielkości dłoni, które zawierały wszystko co działo się na statku od momentu jego stworzenia. Na przeciwległych ścianach były zawieszone dość spore ekrany służące do odtwarzania nagrań.

              Raynor położył nieprzytomnego Taros’a przy ścianie i zabrał się za szukanie odpowiedniego dysku. Protosi zrobili to samo. Po kilku minutach poszukiwań Zeratul znalazł właściwy CD w miejscu z tabliczką: „Akcje ratownicze”. Wyciągnął ja z pudełka i podał Terraninowi. Ten podszedł do ekranu i włożył do odtwarzacza. Po krótkiej chwili rozległ się głos jednego z obserwatorów na statku Protektoratu, który opisywał to co działo się w ostatnich dniach.

-          „Wczorajszego dnia przejęliśmy komunikat wysłany z planety Margot, który zawierał prośbę o przysłanie Statków Desantowych w rejon ostatniego miasta Terran na planecie. Zergi szykowały się do ostatniego uderzenia na to ludzkie osiedle i nic nie wskazywało na to, że zostaną powstrzymani.” – powiedział i na ekranie pojawiły się filmy z tego co działo się na pokładzie statku.

-          To o nas mówił. – pomyślał Jim, który jak i dwójka Protosów uważnie śledził to co pojawiało się przed nim.

-          „Po obliczeniu szans i czasu potrzebnego statkom na przylot stwierdziliśmy, że to już jest koniec tej kolonii. Postanowiliśmy jednak wyruszyć na ekspedycję ratunkową, gdyż znajdowaliśmy się o wiele bliżej planety niż ktokolwiek inny. Myliliśmy się. – teraz pojawiły się obrazy ukazujące zbliżanie się Terrańskiej floty do Margotu – Ktoś był wcześniej. Przed nami pojawili się Protosi i otworzyli ogień do nic niespodziewającej się kolonii prawdopodobnie nieświadomi tego, że znajdowali się na niej żywi ludzie.”

-          To nie prawda! – z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin