Zwyczajny kaczyzm.doc

(27 KB) Pobierz
Zwyczajny kaczyzm

 

Zwyczajny kaczyzm

Gdzieś od stycznia uśpiony intelekt polityków pobudziły dyskusje o tym, co, kto, komu, kiedy i dlaczego obie­cał. Prawica miała wreszcie niekwe­stionowanych idoli: Kwaśniewskie-go i Millera. Raz po raz przywoływa­ła ich święte słowa, że lepsza jest wiosna. Media podgrzewały atmos­ferę. Tworzyły wrażenie, że nie ma nic ważniejszego od przyspieszenia wyborów o trzy miesiące. No, mo­że odejście papieża i zdrada ojca Hej-my. Wmawiały, jak w piosence z Ka­baretu Olgi Lipińskiej, że „naród, co tak się natyraf, zasłużył sobie na fi­nał". Z lekka przyspieszony.

Marszałek Cimoszewicz wyzna­czył godzinę „W" na 5 maja. Im by­ła ona bliżej, tym intensywniej bito pianę. Każdy chciał się pokazać. Premier Belka wygłosił w telewi­zji orędzie. Nie do narodu. Do po­słów, aby skrócili jego mękę. Sko­ro nie może kupić nowych, pięk­nych samochodów, to nie chce rzą­dzić. Woli reanimować Unię Wolno­ści. Przeszczepi jej swoje serce, bo mu przeszkadza po lewej stronie. Do­datkowo jako Religa bis liczy na lep­sze notowania.

Reality show na Wiejskiej zaczę­to się o 9 rano i trwało do końca telewizyjnej transmisji. Posłowie nie chcieli stracić ani minuty bezpłat­nej reklamy.

Na dobry początek jedności pra­wicy rozpatrywano trzy wnioski. Polsko-rodzinny z czasów, gdy Liga by­ła na wznoszącej się fali poparcia. Prawy i sprawiedliwy - zgłoszony, aby nie odpuścić inicjatywy konku­rentom. I trzeci, złożony rzutem na taśmę przez PO - też żądne stanąć na podium wnioskodawców. Z try­buny nasze Zeusy gromowładne - Giertych, Kaczyński i Tusk - mio­tały obelgi, pluły jadem, obrażały i straszyły. Kto ośmielił się nie być z nimi, stawał się wrogiem publicznym.

Dla odwrócenia uwagi od własnych, bezczelnych kłamstw, zarzucali je in­nym. Oprócz wąskiego grona swoich - nie oszczędzali nikogo. Na sejmo­wej sali rewolucja zjadała własne dzie­ci. Padały groźby karalne. „Ruski agencie, załatwimy cię" - krzyczał Ka­czyński do Wrzodaka. Przypomnia­ło mi się stare powiedzenie: biją na­szych, tylko którzy nasi?

Katoni IV RP, prawdziwi czekiści. Ścierali w pyl domniemanych wro­gów. Dali PO-PiS sejmowego cham­stwa. Przeszli samego Belkę.

Mnie przeszły dreszcze. Poczułam przedsmak tego, co nas czeka, kiedy wygrają. Upiorne wrażenie pogłębiło się, kiedy zobaczyłam posłankę Marianowską z PiS. Ledwo siedziała na wózku inwalidzkim, odłączona na chwilę od kroplówki. Koledzy przy­wieźli ją niecałe dwa tygodnie po czwartej z kolei operacji mózgu, z niezrośniętą po trepanacji czaszką. Chcie­li zapewnić swojej partii 100 proc. fre­kwencji. PO i LPR zmobilizowały wszystkie siły. PiS nie mógł być gor­szy. Przewodniczący Kaczyński męt­nie tłumaczył, że poseł Marianowska sama chciała. „Wy tego nie rozumie­cie - mówił - wy jesteście z takiej pół­ki, gdzie rozumie się tylko i wyłącz­nie elementy animalne w życiu ludzi".

Możliwe, że w jego partii presja psy­chiczna na bezwzględne podporząd­kowanie się interesom grupy dławi in­stynkt życia. Instynkt rzeczywiście animalny, lecz jakże ludzki. Mieliśmy przyspieszoną powtórkę z historii. NKWD. Jednostka niczym, jednost­ka zerem. PiS chroni życic poczęte, ale nie troszczy się o życie swojej ko­leżanki. Przeciwnie - naraża je w par­tyjnym, szemranym interesie. Relaty­wizm moralny czy obłuda? Polubiłam PSL za to, że nie próbował ściągnąć na głosowanie posła Gruszki.

Polityczne Maliniaki szykują się do przejęcia władzy. Chcą stworzyć państwo oparte na terrorze. Próbują, na ile mogą sobie pozwolić. 5 maja pokazał, że na wiele. Jak w Niem­czech w latach 30. społeczeństwo uznało, że to niegroźne. Mają na­dzieję, że teraz pójdzie z górki. Pew­nie już czytają rozporządzenie Pre­zydenta Rzeczypospolitej z dnia 17 czerwca 1934 r. w sprawie osób za­grażających bezpieczeństwu, spokojo­wi i porządkowi publicznemu. Kom­binują, jak dostosować je do swoich potrzeb. Muszą mieć gdzie wykańczać przeciwników. W wyobraźni pewnie już tworzą obóz koncentracyjny na wzór Bcrczy Kartuskiej. Uwzględ­niają amerykańskie doświadczenia z Abu Ghraib i Guantanatno. Palą się, by zamykać bez sądu niewygod­nych postów i działaczy lewicy. Tor­turować i unicestwiać. Sprowadzać zbłąkanych na drogę prawa i spra­wiedliwości. Tak zaczyna się kaczyzm. Zwyczajny kaczyzm.

Internautka Krystyna K. zarzu­ciła mi naigrywanie się z nazwiska. Nie zrozumiała moich intencji. To nie jest kwestia manier. Trzeba od­powiednie dać rzeczy słowo. Ku prze­strodze. I ja to zrobiłam. Tak jak kie­dyś ktoś pierwszy raz powiedział: fa­szyzm, hitleryzm, stalinizm.

JOANNA SENYSZYN

Zgłoś jeśli naruszono regulamin