Ucząc się miłości - całość.rtf

(221 KB) Pobierz

Tytuł: Ucząc się miłości

 

Tytuł oryginału: Learning to love

 

Do oryginału: http:/www. potionsandsnitches. ?sid=1291&chapter=1

 

Autor: GoldenPhoenix

 

Tłumaczenie: Misia5000

 

Do tłumaczenia: http://www.fanfiction.net/s/6473597/1/Uczc_si_mioci

 

Angst/Drama - Harry P. & Severus S.

 

 

Ucząc się miłości

 

Rozdział 1

 

Zielonooki chłopiec z kruczoczarnymi włosami leżał na małym łóżku w komórce pod schodami domu numer 4 na Privet Drive. Nie wiedział co było tego powodem, ale nie czuł się dobrze do tego stopnia, że nie był wstanie nawet wstać i przygotować śniadania dla swojej ciotki i wuja, co z pewnością ich nie uszczęśliwi. Miał tylko nadzieję, że jego kara nie będzie zbyt surowa. Trzylatek zakaszlał, próbując nie zwymiotować. Wolał, żeby posiłek, który zjadł wczoraj wieczorem pozostał w jego brzuchu. W końcu nie wiedział, kiedy jego ciotka i wuj pozwolą mu znowu jeść.

 

- Chłopcze wyłaź stamtąd i przygotuj śniadanie - powiedział wuj Vernon otwierając z trzaskiem drzwi do komórki i wypychając małego chłopca na zewnątrz. Harry próbował utrzymać się na nogach, ale jego ciało było za słabe. Petunia Dursley podeszła do niego i przyłożyła rękę do jego czoła. Nienawidziła dotykać tego małego świra, ale zauważyła, że od kilku dni dzieciak jest blady i bardzo się poci wykonując swoje obowiązki. Spojrzała na niego ze złością zanim przemówiła do swojego męża.

 

- Vernon, chłopak jest rozpalony. Jeśli te świry pojawią się tutaj i dowiedzą się, że nie zabraliśmy go do lekarza możemy mieć kłopoty. - Vernon miał ochotę kopnąć chłopaka, ale wiedział, że gdyby to zrobił lekarz mógłby zobaczyć ślad. Jeśli dobrze się przypatrzą i tak będą mogli rozpoznać stare szramy i siniaki na ciele chłopca.

 

- Dobrze - powiedział. Podniósł dzieciaka i zabrał go do samochodu.

 

Kiedy przyjechali do szpitala recepcjonistka spojrzała szybko na blade dziecko i poszła po lekarza. Wkrótce Harry siedział na łóżku w gabinecie lekarza, który zrobił badanie krwi. Po paru godzinach otrzymał wyniki.

 

- Jesteście krewnymi chłopca? - zapytał doktor Peterson. Petunia próbowała zachować spokój kiedy odpowiadała.

 

- Tak. Co jest z nim nie tak? - zapytała mając nadzieję, że jej głos pozostał spokojny. Lekarz patrzył na nią poważnie.

 

- Przykro mi to mówić pani Dursley, ale pani bratanek ma białaczkę. - Petunia i Vernon nie mogli uwierzyć w to, co właśnie usłyszeli. Zgodzili się przygarnąć chłopca, ale nie wyrażali zgody na opiekowanie się chorym dzieckiem. Pozory opanowania Petuni opadły i do jej spojrzenia wtargnął gniew.

 

- Dosyć tego. Ja i mój mąż nie jesteśmy w stanie dłużej się nim zajmować. Przykro mi, ale mamy już jedno dziecko i nie możemy sobie pozwolić na opiekę nad drugim. Od samego początku myliliśmy się przygarniając go. - Lekarz nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Ten mały chłopiec był tylko dzieckiem i zasłużył na całą miłość i przywiązanie, jakie rodzice byli w stanie mu dać. A przed nim stali ludzie, którzy traktowali go jakby nie był niczym więcej poza kawałkiem gumy przyklejonym do ich butów.

 

- Mam rozumieć, że nie muszę pytać skąd wzięły się te siniaki na jego ciele? - zapytał ostro doktor Peterson. Vernon odezwał się:

 

- Nigdy nie prosiliśmy o chłopaka, ale przygarnęliśmy go z dobroci naszych serc. Moja żona i ja nie jesteśmy w stanie dłużej się nim zajmować, może pan z nim zrobić co pan uważa za słuszne. - mówiąc to Vernon wstał a za nim podążyła jego żona, zostawiając przestraszonego Harry'ego samego z doktorem. Lekarz próbował uśmiechnąć się do chłopca, ale było to raczej trudne zadanie. Wiedział, że życie tego dziecka nie będzie proste i nie zazdrościł mu tego. Nie miał innego wyboru jak tylko zadzwonić po pomoc społeczną. Wkrótce pojawił się opiekun społeczny i, jako że nie było dostępnych rodzin zastępczych, które mogłyby zająć się chorym dzieckiem, umieścił chłopca w sierocińcu.

 

Lekarz od razu rozpoczął leczenie Harry'ego. Po sześciu miesiącach chemioterapii chłopiec zrozumiał, że został sam. Zrozumiał, że nikogo nie będzie przy nim, kiedy jego śliczne włosy wypadną i ani kiedy to wszystko przerośnie go i będzie płakał. Terapia trwała już od roku, a on potrzebował szpiku kostnego do przeszczepu. Do tej pory jednak znaleźli jeszcze takiego, który byłby zgodny z jego własnym. Każdy dzień był dla niego odliczaniem. Każdego dnia tracił siły i doktorowi Peteronowi było żal małego dziecka.

 

Sierociniec nie był najlepszym miejscem dla Hary'ego. Zarządzał nim starszy mężczyzna – Larry Winchester, który tak naprawdę nie dbał o swoich podopiecznych. Dostawał pieniądze za opiekowanie się sierotami, dlatego kontynuował swoją działalność. Lubił także wypić, a za każdym razem, kiedy przesadził z alkoholem wybierał sobie jedno z dzieci. Harry był jego ulubionym. Zawsze jednak dawał mu spokój przed jego wizytami w szpitalu. Nie mógł pozwolić żeby lekarz zobaczył siniaki na delikatnym ciele chłopca.

 

Kiedy Harry miał pięć lat stał się cud? Doktor wezwał Harry'ego i poinformował go, że znaleźli pasujący szpik kostny. Jedynym problemem był fakt, że operacja była bardzo kosztowna i sierociniec nie mógł za nią zapłacić. Harry popadł w depresję. Wiedział, że jeżeli nie zrobią przeszczepu nie zostanie mu dużo czasu. Nie żeby życie, które prowadził było wspaniałe czy coś z tych rzeczy, ale nie był gotowy na to, by umrzeć.

 

- Wymyślimy coś - powiedział doktor Peterson. Harry próbował zdobyć się na uśmiech, ale zawiódł. Leżąc na łóżku szpitalnym i patrząc na nowe lub ulepszone leki, które mu pododawali, marzył o życiu, które nie musiało polegać na wymiotowaniu, drżeniu w gorączce i cotygodniowych wizytach w szpitalu. Marzył o tym by przestać martwić się tym czy będzie żył, czy umrze. W końcu zasnął pozwalając lekom działać w jego ciele.

 

W międzyczasie w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart Albus Dumbledore siedział w swoim gabinecie, rozmyślając o informacjach dotyczących Harry'ego Pottera, które otrzymał. Szukał chłopca od kilku lat i wierzył, że właśnie go znalazł. Jakaś czarownica mugolskiego pochodzenia, która mieszkała na odizolowanym terenie na obrzeżach miasta powiedziała, że widziała chłopca pasującego do opisu biegającego wokół pobliskiego sierocińca. Albus był bardzo zajętym człowiekiem i nie miał czasu na to, żeby osobiście sprawdzić czy ten chłopiec to Harry, więc zamierzał wysłać tam swojego Mistrza Eliksirów, Severusa Snape'a. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi.

 

- Proszę - powiedział Albus. Mężczyzna w długich szatach wszedł do pokoju i usiadł na krześle naprzeciwko biurka dyrektora.

 

- Severusie jak miło cię widzieć. Masz ochotę na cytrynowego dropsa, czy może wolałbyś filiżankę herbaty?- Severus spiorunował wzrokiem dyrektora.

 

- Skoro to ty wezwałeś mnie do swojego gabinetu, powinienem domyślić się, że zwyczajne grzeczności nie wystarczą. Jakkolwiek, jeśli próbujesz przekupić mnie słodyczami, żebym wykonał twoje polecenia, zapewniam cię, że nie ma takiej potrzeby - Albus zachichotał.

 

- Zawsze wolałeś przechodzić do sedna Severusie - Mistrz Eliksirów patrzył na Albusa czekając na polecenia. Dyrektor zaczął mówić.

 

- Jak dobrze wiesz, Harry Potter zniknął 2 lata temu z domu swoich krewnych. Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy żeby go znaleźć, ale chłopiec nie został znaleziony. Aż do dziś. - Albus opowiedział czarownicy i sierocińcu a z każdym słowem spojrzenie Mistrza Eliksirów stawało się bardziej intensywne. Nie ma mowy - nie będzie szukał dzieciaka James'a Potter'a.

 

- Wiesz, że zrobiłbym cokolwiek, o co byś mnie poprosił, dyrektorze, ale to za wiele. Wiesz, kim był ojciec chłopca i wiesz, że nienawidziliśmy się nawzajem. – W oczach Albusa pojawiły się wesołe iskierki.

 

- Harry nie jest swoim ojcem. Prawdopodobnie jest małym, przerażonym dzieckiem, które mając trzy lata zostało porzucone w sierocińcu przez swoich krewnych. Dzieckiem, któremu od śmierci James'a i Lily nikt nie okazał miłości. Obawiam się, że jeśli mu nie pomożemy skończy, jako następny Tom Riddle, a tego byś z pewnością nie chciał, prawda Severusie? - Severus zamarł. Oczywiście, że nie chciał mieć do czynienia z następnym Czarnym Panem. Westchnął ciężko i ustąpił dyrektorowi.

 

- Dobrze, pójdę poszukać dzieciaka, ale kiedy go znajdę i sprowadzę do ciebie nie będę miał z nim już nic do czynienia. - Oczy Albusa migotały wesoło, jakby wiedział coś, czego Severus nie był jeszcze świadomy.

 

- Oczywiście, mój chłopcze, nie będę oczekiwał od ciebie niczego więcej. - Severus wymamrotał cicho coś o manipulujących swoimi podwładnymi dyrektorach, po czym szybko podniósł się z krzesła i wyszedł z gabinetu kierując się na dół do swoich komnat. Zabrał stamtąd płaszcz i podążył w kierunku punktu aportacyjnego. Po chwili pojawił się z cichym trzaskiem przed sierocińcem, w którym mieszkał Harry Potter.

 

 

 

Rozdział 2

 

Severus omiótł zdegustowanym wzrokiem mugolskie otoczenie. Było to ostatnie miejsce, w którym miał ochotę być, dlatego wiedział, że im szybciej odnajdzie chłopca tym lepiej. Nachmurzony Mistrz Eliksirów wszedł do rozpadającego się budynku sierocińca i podszedł do recepcji.

 

- Czym mogę służyć? – zapytał stary, ociężały mężczyzna z piwem w ręku. Severus spiorunował go wzrokiem.

 

- Szukam Harry'ego Potter'a. Powiedziano mi, że on tutaj mieszka. Przyszedłem go stąd zabrać. – Larry Winchester obrzucił szybkim spojrzeniem złowieszczo wyglądającego mężczyznę. Zdawał sobie sprawę, że jest to człowiek, któremu lepiej nie wchodzić w drogę. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego jakiś dziwny grymas.

 

- Obawiam się, że w tym momencie chłopca tutaj nie ma. – powiedział. Severusa zmęczyły już te gierki. Chciał odpowiedzi – natychmiast.

 

- Panie Winchester – zaczął, spoglądając na chwilę na plakietkę z nazwiskiem mężczyzny, przypiętą do jego koszuli, - jeśli w tej chwili nie powie mi pan gdzie jest pan Potter, zapewniam pana, że pana życie przestanie być przyjemne.

 

Mężczyzna cofnął się kilka kroków, uciekając poza zasięg długich rąk Severusa.

 

- Harry Potter jest u lekarza. Powinien niedługo wrócić, ale nie sądzę, żeby był w stanie przyjmować gości. Zazwyczaj po terapii jest tak zmęczony, że nie wie co się wokół niego dzieje. Zostaje w swoim pokoju dopóki nie musi wstać i wypełnić swoje obowiązki.

 

Severus nie wiedział wcześniej, że chłopiec był chory, ale nie bardzo się tym przejął. Zdawał sobie jednak sprawę, że Albus będzie oczekiwał dokładnego raportu na temat jego stanu zdrowia.

 

- Co jest nie tak z panem Potter'em?- zapytał szorstkim głosem.

 

- Chłopiec ma białaczkę. Choruje odkąd tu trafił. Znaleźli dawcę szpiku, ale sierociniec nie ma funduszy na pokrycie kosztów operacji. Placówka płaci za chemioterapię, ale odmówili zapłacenia za przeszczep.

 

Severus był zszokowany. Ze wszystkich możliwych chorób, na które mógłby cierpieć Harry Potter, ta na pewno nie była na szczycie jego listy. Wtedy na podjeździe zatrzymał się samochód i Mistrz Eliksirów zobaczył lekarza, za którym szedł najdrobniejszy chłopiec jakiego kiedykolwiek widział. Doktor obejmował ramieniem lekko zdezorientowane dziecko, pomagając mu dojść do drzwi.

 

Kiedy Harry wszedł do sierocińca i stanął twarzą w twarz z ubranym na czarno mężczyzną, patrzącym na niego w sposób, który przypominał mu przerażające spojrzenia wuja Vernona, cofnął się przestraszony.

 

- Chłopcze, chodź tutaj. – warknął pan Winchester i Harry zbliżył się do niego czując jego ostre spojrzenie na karku. Według Severusa chłopiec stojący przed nim ledwo trzymał się na nogach. Był chory, słaby i desperacko potrzebował miłości, na którą w tym miejscu z pewnością nie mógł liczyć. Albus miał rację. Jeśli nie zrobią czegoś z warunkami życia tego dziecka jego serce zmieni się w kamień. Severus wiedział jak to jest ukrywać emocje pod kilkoma warstwami lodu i nie życzył tego temu chłopcu. Mógł nie lubić James'a Potter'a, ale to nie był James Potter. To był Harry Potter – Zbawiciel świata czarodziejów. Dziecko, które potrzebowało miłości i w jakiś sposób Severus czuł się zobowiązany, żeby mu ją dać. Spróbował złagodzić wyraz swojej twarzy, ale zajęło mu to chwilę. Wiele lat noszenia tej nieczułej maski sprawiło, że zapomniał jak to jest się uśmiechać. Mistrz Eliksirów zrobił krok do przodu.

 

- Witaj, Harry – powiedział paradoksalnie spokojnym głosem. Chłopiec spojrzał na niego i spróbował się uśmiechnąć.

 

- Cześć – odpowiedział miękko. Severus westchnął. To będzie o wiele trudniejsze niż sądził.

 

- Powiedz mi, chciałbyś opuścić to miejsce? – Oczy Harry'ego rozjaśniły się.

 

- Na zawsze? – zapytał z nadzieją. Severus obrzucił spojrzeniem zapuszczony budynek zanim odpowiedział.

 

- Obiecuję ci, że jeśli pójdziesz ze mną już nigdy nie będzie musiał tu wracać. – Harry zostawił pana Winchestera podbiegając do Severusa.

 

- Muszę zabrać swoje rzeczy. – powiedział. Kiedy Severus położył rękę na ramieniu chłopca, ten wzdrygnął się nieznacznie. „Co ci mugole mu zrobili?" zastanowił się, postanawiając dowiedzieć się tego później.

 

- Idź się spakować, a ja porozmawiam z twoim lekarzem. – Harry pokiwał głową i wyszedł z pokoju. Doktor Peterson, który nie odzywał się do tej pory, wystąpił krok do przodu.

 

- Jest pan krewnym Harry'ego? Z tego co wiemy nie ma on żadnej żyjącej rodziny. – Severus starał się opanować rozdrażniony wyraz twarzy. Potrzebował informacji o stanie zdrowia Harry'ego. Zdenerwowanie człowieka, który mógł mu ich udzielić z pewnością nie byłoby mądre.

 

- Chciałbym wiedzieć, co mu dolega. – powiedział chłodnym tonem.

 

- Nie mogę udzielać informacji o moim pacjencie, chyba, że jest pan jego prawnym opiekunem – Severus obrzucił go gniewnym spojrzeniem. Odwrócił się i wyjął z kieszeni różdżkę i kawałek pergaminu. Szybkim zaklęciem sprawił, że w jego ręce spoczywały mugolskie dokumenty. Oczywiście każdy dobry prawnik zorientowałby się, że są fałszywe, ale dla lekarza nie zrobi to żadnej różnicy. Odwrócił się z powrotem i pokazał mu papiery. Doktor, mimo że nie był pewien, czy polubił tego mężczyznę, uśmiechnął się. Każde inne miejsce oprócz domu Dursley'ów będzie dla Harry'ego lepsze niż sierociniec.

 

- Pan Potter ma białaczkę. Od kilku lat leczymy go chemio- i radioterapią, ale chłopiec potrzebuje przeszczepu szpiku kostnego, na co niestety brakuje środków. Ma lepsze i gorsze dni, ale obawiam się, że z czasem będzie tylko gorzej. Dziś miał bardzo niski poziom białych krwinek. Cały czas wymiotował, nie mógł nic jeść. Obawiam się, że niedługo on może umrzeć. – Severus miał mentlik w głowie. Wiedział, że chłopiec był w złym stanie, ale dopiero teraz naprawdę uświadomił sobie jak poważnie było zagrożone jego życie.

 

- Dziękuję – powiedział. Doktor Peterson spojrzał na niego z powagą.

 

- Harry to dobre dziecko. Nie prosił się o wszystkie te kłopoty, z którymi musi sobie radzić. Proszę mi tylko obiecać, że będzie się pan o niego troszczył. – patrząc na lekarza Severus ze zdziwieniem stwierdził, że danie takiej obietnicy będzie o wiele prostsze niż na początku myślał.

 

- Upewnię się, że pan Potter będzie pod dobrą opieką. – Doktor Peterson skinął głową.

 

- Myślę, że powinienem się z nim pożegnać. Przywiezie go pan do szpitala na terapie, prawda? – Severus nie miał zamiaru informować lekarza, że następny tydzień spędzi na szukaniu lekarstwa dla Harry'ego więc przytaknął. Kiedy weszli do jego pokoju, Severus zatrzymał się wstrząśnięty w progu. Sześć łóżek i półka na ubrania i rzeczy osobiste dzieci były jedynymi meblami w pustym pomieszczeniu. Pościel wyglądała jakby nie była prana od dawna i Severus nie mógł uwierzyć, że dzieci mogły tutaj spać z tymi wszystkimi robakami pełzającymi po podłodze.

 

Mistrz Eliksirów dostrzegł Harry'ego siedzącego w odległym rogu pokoju z małym tobołkiem w dłoni. Doktor Peterson podszedł do niego wyciągając w jego kierunku rękę. Harry widząc znajomą osobę podał dłoń lekarzowi. Co zrobiono temu dziecku, że nie wiedział jak okazać choćby odrobiny uczucia? Co właściwie się z nim działo? Cokolwiek to było, Severus zamierzał się tego dowiedzieć.

 

- Zobaczymy się w przyszłym tygodniu. – powiedział doktor Peterson.

 

- Dobrze – Harry uśmiechnął się. Lekarz odpowiedział mu tym samym odwracając się do wyjścia.

 

- Bądź grzeczny dla tego mężczyzny, Harry. On się tobą zaopiekuje. – chłopiec pokiwał głową i lekarz wyszedł z pokoju zostawiając Harry'ego i Severusa samych.

 

- Masz wszystko, czego potrzebujesz, Harry? – zapytał. Chłopiec skinął głową i mężczyzna złapał go za rękę. Wychodząc z sierocińca, Severus zmodyfikował pamięć pana Winchestera. Teraz, jeżeli ktoś zapyta go o Harry'ego Potter'a będzie on przekonany, że chłopiec został adoptowany.

 

Kiedy wyszli z budynku, Severus skierował się do zacisznej alei z dala od wścibskich oczu.

 

- Prawdopodobnie nie zrozumiesz tego co zrobimy, ale obiecuję, że dowiesz się wszystkiego w odpowiednim czasie. – Harry przytaknął.

 

- Muszę cię prosić, żebyś złapał mnie za rękę i nie puszczał cokolwiek by się nie stało. Aportujemy się do szkoły, w której uczę i nie chciałbym żeby po drodze wydarzyło się coś złego. – Harry przytaknął wciąż się nie odzywając. Severus wziął milczenie chłopca jako znak, że ten rozumie i złapał go za rękę. Z cichym trzaskiem oboje zniknęli z cichej alejki, po to, by po kilku sekundach stanąć przed bramami Hogwartu.

 

 

 

Rozdział 3

 

Kiedy wylądowali niedaleko Hogwartu, Severus dał chłopcu chwilę na uspokojenie się. Oczy dziecka lśniły niezdrowo na tle bladej twarzy.

 

- Nie czuję się najlepiej – wymamrotał Harry. Pochylił się i zwymiotował na ziemię. Severus nie mogąc patrzeć jak chłopiec cierpi i jednocześnie nie będąc pewnym, jak powinien się zachować, zaczął głaskać go uspokajająco po plecach. Harry wzdrygnął się pod wpływem dotyku – nikt nigdy nie próbował mu pomagać kiedy był chory. Kiedy mdłości ustały, Severus wyciągnął różdżkę i usunął wymiociny z ziemi, pomagając chłopcu wstać.

 

- Nic dziwnego, że tak zareagowałeś, Harry. Twoje ciało jest osłabione przez leki, a aportacja nie należy raczej do przyjemności. Zwłaszcza, że to był twój pierwszy raz. – Harry pokiwał głową.

 

- Zabiorę cię do pani Pomfrey, szkolnej uzdrowicielki. Zbada cię i może będzie w stanie znaleźć jakieś zaklęcie albo eliksir, który może ci pomóc. – dopiero kiedy Severus napotkał zdezorientowane spojrzenie Harry'ego, zrozumiał, że chłopiec nie ma pojęcia o istnieniu magii. Wkrótce będzie musiał się tym zająć.

 

Wziął go za rękę i uśmiechnął się do niego próbując dodać mu otuchy. Po chwili jednak cała uwaga dziecka skierowała się na zapierający dech w piersiach widok zamku.

 

- To tutaj będę mieszkał? – zapytał Harry. Severus zawachał się. Nie miał pojęcia z kim chłopiec zostanie, ale teraz, kiedy zdążył go już trochę poznać, sam zapragnął być jego opiekunem. W końcu kto inny jak nie mistrz Eliksirów najlepiej nadawałby się do opieki nad chorym dzieckiem? Potrafił uwarzyć wszystkie eliksiry, których Harry mógłby potrzebować a Poppy była zbyt zajęta żeby cały czas zajmować się dzieckiem. Na razie jednak nie chcąc martwić Harry'ego uniknął odpowiedzi.

 

- Dowiemy się wszystkiego, kiedy porozmawiamy z dyrektorem. Ale kiedy będziesz starszy będziesz chodził tu do szkoły i spał w dormitorium w czasie roku szkolnego... – Severus nie miał zamiaru przypominać Harry'emu, że pójdzie do Hogwartu tylko jeżeli dożyje do tego momentu. Chciał dać chłopcu nadzieję. Wiedział, że chęci do życia dadzą Harry'emu więcej siły niż niejeden czar.

 

Szli w ciszy aż dotarli do skrzydła szpitalnego, gdzie pani Pomfrey szybko wzięła się do pracy.

 

- Dyrektor uprzedził mnie, że przyprowadzisz pana Potter'a. Co prawda nie sądziłam, że będzie aż tak niedożywiony, ale jakoś sobie z tym poradzimy. – Severus poprowadził Harry'ego do łóżka i chłopiec położył się na nim niepewnie. Było ciepłe i miękkie w przeciwieństwie do tych twardych i zniszczonych posłań w sierocińcu.

 

Mógłbym do tego przywknąć" pomyślał patrząc na Severusa i pielęgniarkę oddalających się żeby porozmawiac na osobności.

 

Severus opowiedział uzdrowicielce wszystko, co wiedział o stanie zdrowia Harry'ego. Kiedy skończył opowiadać łzy, które usilnie próbowała powstrzymać wypełniły jej oczy.

 

- Nie znam żadnego zaklęcia, które mogłoby mu pomóc, Severusie. Przecież wiesz, że rak to mugolska choroba. Zdarzył się jeden, może dwa przypadki, kiedy to czarodzieje na nią chorowali, ale ich ciała nie reagowały na chemioterapię przez ich magię. To pomagało, ale nie tak jak pomaga mugolom i zmarli w niedługim czasie. – Severus skinął głową nie będąc zaskoczonym tym, co usłyszał.

 

- Chciałbym jak najszybciej rozpocząć badania nad jego chorobą. Może istnieje szansa na wynalezienie jakiegoś eliksiru, który mógłby mu pomóc. W międzyczasie myślę, że najlepiej będzie skontaktować się z jego lekarzem, doktorem Petersonem. Harry mu ufa i wydaję mi się, że powinniśmy powiedzieć mu o magicznym świecie na tyle, żeby zrozumiał, dlaczego terapie nie działają tak jak powinny. Zawsze możemy go zobliwiatować, jeśli coś pójdzie nie tak. – Poppy pokiwałą głową.

 

- Tak czy inaczej będę potrzebowała historii jego choroby, żeby wiedzieć, jak go leczyć. – Severus podał jej wizytówkę lekarza. Poppy schowała ją do kieszeni swojej szaty i przywołując na twarz ciepły uśmiech skierowała się w stronę łóżka Harry'ego.

 

- Mogę zerknąć? – zapytała. Harry skinął głową będąc już przyzwyczajonym do poszturchujących i popychających go lekarzy. Jednak kiedy zobaczył, jak pielęgniarka wyjmuje z kieszeni swoją różdżkę, odsunął się przerażony. Kiedy Severus to dostrzegł, podszedł krok do przodu i wziął Harry'ego za rękę. Najwidoczniej będzie musiał powiedzieć mu o magii, zanim Poppy rozpocznie swoje badania.

 

- Harry, chciałbym żebyś wiedział, że Poppy nigdy by cię nie skrzywdziła. Ta rzecz, którą chciała cię zbadać to różdżka. Magiczna różdżka. Bo widzisz, pani Pomfrey, ja i ty jesteśmy czarodziejami.

 

- Potrafię czarować, jak ty? - zapytał miękko Harry. Może to dlatego, że chłopiec był taki młody, a może pozostały mu jakieś wspomnienia z tego krótkiego okresu, który spędził ze swoimi rodzicami, ale jego oczy zalśniły nowym blaskiem kiedy słowa Severusa do niego doatrły.

 

- Kiedy będziesz starszy, nauczysz się jak czarować – przytaknął Severus. Słysząc to Harry rozluźnił się. Tym razem, kiedy pani Pomfrey uniosła różdżkę chłopec nie zareagował. Po krótkim badaniu, pielęgniarka przyniosła mu Eliskir Odżywczy i kilka innych, które mogły mu pomóc. Chłopiec wypił posłusznie wszystko, co mu podano i po chwili Poppy zostawiła go z zamiarem skontatowania się z jego poprzednim lekarzem i porównaniem wyników badań.

 

Severus, który do tej pory siedział na krześle przy łóżku chłopca, teraz wyciągnął rękę i ścisnął dłoń chłopca. Wkrótce jednak usłyszał na korytarzu kroki, które mogły oznaczać tylko jedno – dyrektor dowiedział się, że Severus znalazł chłopca. Mężczyzna wstał, zostawiajac Harry'ego i gdy tylko dyrektor wszedł do pomieszczenia, rzucił zaklęcie wyciszające. Wiedział, czego będzie dotyczyć ta rozmowa i nie chciał, żeby Harry, usłyszał coś co mógłby źle zrozumieć.

 

- Więc znalazłeś go? – zupełnie niepotrzebnie spytał Albus, patrząc na chłopca leżącego na jednym z łóżek. Severus skinął głową, przywołując beznamiętną maskę z powrotem na swoje miejsce . Nie miał zamiaru pokazywać dyrektorowi, że zaczyna mu zależeć na chłopcu. Jeszcze nie w każym razie.

 

- Owszem i jak widzisz jest w opłakanym stanie. – po czym opowiedział zmartwionemu dyrektorowi o chorobie Harry'ego.

 

- Obawiam się Severusie, że jest coś jeszcze – powiedział Albus. Severus wpatrywał się w dyrektora, mając niejasne przeczucie, że wie do czego ta rozmowa zmierza.

 

- Niestety nie byłem w stanie znaleźć nikogo, kto mógłby zają

 

się Harry'm. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że w takich okolicznościach byłbyś najodpowiedniejszą osobą do opieki nad nim. – Spojrzenie Severusa stało się jeszcze bardziej intensywne.

 

- Myślałem, że postawiłem sprawę jasno. – Albus pokiwał głową.

 

- Naprawdę mi przykro, Severusie. Dobrze wiesz, że Poppy jest zbyt zajęta, żeby opiekować się dzieckiem. Jesteś jedyną odpowiednią osobą, która nam została. Nie możemy przecież odesła

 

go do sierocińca. – Tutaj akurat Severus nie miał zamiaru się sprzeczać.

 

- Dobrze. Wezmę chłopca. – Oczy Albusa zamigotały.

 

- Wspaniale, mój chłopcze, wspaniale. Zaraz poproszę skrzaty, żeby przygotowały dodatkowy pokój w twoich komnatach…

 

- Naprawdę wydaję wydaje ci się, że mam zamiar spędzić w tym zamku choćby minutę dłużej, niż to konieczne? Nie ma mowy, Albusie. Przeniesiemy się z Harry'm do Snape Manor. Dom jest chroniony zaklęciami, więc będziemy tam bezpieczni – sprzeciwił się Severus.

 

Albus wyglądał, jakby chciał protestować, ale zgodził się w końcu, wiedząc, że Chłopiec, Który Przeżył będzie bezpieczny z jego najbardziej lojalnym profesorem.

 

- Miałbyś coś przeciwko, gdybym was odwiedził, kiedy już się zadomowicie? – zapytał dyrektor. Severus pokręcił tylko głową zdając sobie sprawę z tego, że nie będzie w stanie utrzymać Albusa Dumbledore'a zdala od Chłopca, Który Przeżył.

 

- Powiadomie cię, kiedy moje Fiuu będzie otwarte. – Albus rozpromienił się. Rzucając w stronę Harry'ego ostatnie spojrzenie wyszedł z pokoju. Severus zniósł zaklęcie wyciszające i przeniósł wzrok na wpół przytomnego chłopca.

 

- Jak to możliwe, że nie słyszałem tego, co mówiliście, mimo że wasze usta się poruszały? - zapytał Harry. Severus uśmiechnął się.

 

- Dyrektor miał ze mną do omówienia kilka spraw. Nic, co byłoby dla ciebie istotne. – Harry przytaknął tylko, wiedząc, co może się stać, kiedy będzie zadawał za dużo pytań. Mimo że mężczyzna nie uderzył go to tej pory i czuł, że może mu ufać, wolał go nie denerwować.

 

- Zostaniemy tutaj? – zapytał zamiast tego. Severus potrząsnął głową.

 

- Przeniesiemy się do mnie do domu na kilka miesięcy. – oczy Harry'ego zalśniły. Byłoby miło być w domu pomyślał. Severus uśmiechnał się do niego. Widząc, że chłopiec jest zmęczony, sięgnął po Eliksir Bezsennego Snu, który pielęgniarka zostawiła na szafce i podał go Harry'emu.

 

- Wypij, to pomoże ci zasnąć. – chłopiec posłuchał za chwilę leżał pogrążony w głębokim śnie.

 

 

Rozdział 4

 

Albus Dumbledore siedział w swoim biurze pogrąrzony w myślach, analizując ostatnie wydar...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin