Kitty Paradise [Koci Raj].doc

(628 KB) Pobierz
Rozdział 1

 

Rozdział 1

 

Wczesnym porankiem, gdy promienie słoneczne zajrzały do niemal wszelkich okien, gromady sów opuściły duży budynek przy podekscytowanych, radosnych okrzykach pracujących tam ludzi. Tego dnia każdy czarodziej na świecie został obudzony przez uporczywe stukanie w okno; otworzył poranne wydanie Proroka Codziennego, by po chwili również krzyknąć i zaszlochać w podobnym uniesieniu.

Wkrótce czarodzieje zaczęli wybiegać na ulice i strzelać w niebo iskrami ze swoich różdżek, nie patrząc na wczesną godzinę. Wszyscy byli podekscytowani. Jedni machali wysoko gazetami, inni zaś ruszali do barów, by uczcić zwycięstwo. Każdy rozmawiał tylko i wyłącznie o nagłym upadku Czarnego Pana.

Jak inne puby, Dziurawy Kocioł pełen był stłoczonych czarodziejów i czarownic. Wszyscy dyskutowali o najnowszym wydaniu Proroka i artykule na pierwszej stronie, który był dla nich zarazem bardzo ważny, i niezwykle podbudowujący.

Wszelkie rozmowy skupiały się wokół tych samych pytań nawet, gdy do środka wkroczyły dwie osoby. Rabastan i Rudolfus Lestrange cicho usiedli w kącie baru, świętując swoją nową wolność i obserwując przy okazji plotkujących ludzi, ale to jedna z rozmów szczególnie zwróciła ich uwagę.

- Słyszeliście?! - Młody człowiek wpadł pędem do pomieszczenia i podbiegł do grupki wznoszącej toast.

- A kto o tym nie słyszał!? – odpowiedział mu ktoś z siedzących.

- To się naprawdę stało? Wojna się skończyła? – pytała kolejna osoba.

- Piszą, że się skończyła – odpowiedziano, wskazując na gazetę.

- A… ale jakim cudem? Po tak długim czasie, kiedy Sami-Wiecie-Kto wciąż…

- Nie wiem, ale według Proroka jakiś śmierciożerca go zdradził, uwolnił Harry’ego Pottera i wówczas razem go pokonali – powiedział człowiek, który przechodząc obok, usłyszał pytanie.

- Widzieliście go ostatnio? Znaczy się Pottera.

- Tak – zaśmiał się któryś z zebranych. – Ma kocie uszka.

- Ogonek również – oznajmiła kobieta, zerkając z ukosa na stół, na którym widać było zdjęcie z pierwszej strony gazety. Przedstawiało ono Harry’ego obok bardzo przystojnego mężczyzny. Stali przed płonącym budynkiem - teren przy nich został doszczętnie zniszczony. Obydwaj byli brudni i pokryci czymś, co mogło być błotem lub krwią, ciężko było to określić na czarno-białym zdjęciu.

– Ponoć Potter ma dzieci.

- Co?

- Nie słyszałem o tym!

- Tak, bliźniaki – odpowiedziała obca osoba; sądząc po oznaczeniu przypiętym szpilką, był to auror, który już ukończył służbę. – Ma je właśnie z tym mężczyzną – powiedział, wskazując na człowieka ze zdjęcia, stojącego obok Harry’ego. – Tomem Randallem.

- Co? Jak to możliwe? To przecież faceci!

- Potter jest w połowie kotem. Źle zrobiony eliksir zmienił jego anatomię i jednym ze skutków ubocznych była możliwość zajścia w ciążę. Przynajmniej tak twierdzi Prorok.

- Jakim cudem mieli czas, by spłodzić dzieci i je urodzić? – spytał jeszcze ktoś inny.

- Tutaj jest napisany krótki wywiad – odrzekł przybysz, spojrzał w dół na artykuł i zaczął czytać: – „Poznałem Harry’ego w lochach zamku Czarnego Pana. Nie byłem na tyle ważny, by móc uczestniczyć w większych spotkaniach, a przebywałem tam tylko po to, by zajmować się więźniami. Karmiłem ich, żeby pozostawali żywi na czas przesłuchań Czarnego Pana. Wówczas już zacząłem żałować swojej decyzji o przyłączeniu się do Jego popleczników. Kiedy spotkałem Harry’ego… Okazał się nie być tak zły, jak twierdził Czarny Pan. Zacząłem z nim rozmawiać, poznaliśmy się bardziej i naprawdę go polubiłem.”

- „Od tamtej pory Tom schodził na dół, by zobaczyć się ze mną i porozmawiać. Współczułem mu jego losu; mieliśmy naprawdę wiele wspólnego. Wkrótce pokochałem go z wzajemnością. Tom zaczął więc planować ucieczkę i w końcu udało nam się, uciekliśmy, ale później dość długi czas musieliśmy się ukrywać.” – doczytała inna osoba.

- Rany, wygląda na to, że miłość można znaleźć dosłownie wszędzie.

- Nie żartuj.

- A ja sądzę, że to romantyczne – zaczęła kobieta, wzdychając szczęśliwie, a jej przyjaciel pokiwał twierdząco głową.

- Wydaje mi się, że oni ukrywali się w tym domu na tyle długo, by założyć rodzinę i najprawdopodobniej stoczyli walkę, gdy Sami-Wiecie-Kto ich odnalazł.

- Mam nadzieję, że dzieciom nic się nie stało – zaoponowała kobieta.

- Z tego co zrozumiałem, to nie.

- Ciekawe, czy one również mają uszka i ogonki?

- Kto wie? Nie widać ich na zdjęciu. – odrzekł ktoś, wskazując na fotografie.

- Wszystko wydaje się takie nieprawdopodobne. Znaczy, czy on naprawdę odszedł na dobre?

- Sam nie wiem, co o tym myśleć.

- Chwileczkę, a co że śmierciożercami? Co się z nimi stało? – spytał jeden z siedzących.

- Zostali schwytani. Gdy Czarny Pan został pokonany, oni zostali… porażeni… To chyba dobre określenie. W każdym razie wszyscy łapali się za Mroczne Znaki i przez to byliśmy w stanie ich aresztować – odezwał się auror.

- Ale chodzą plotki, że kilku wypuszczono?

- Kiedy ich przesłuchiwaliśmy, odkryliśmy, że niektórzy byli pod klątwą Imperius – potwierdził mężczyzna.

- Imperius?

- Tak. Wygląda na to, że gdy Czarny Pan powrócił, ostro się sprzeciwili na pomysł ponownego przyłączenia się do niego, więc ten rzucił na nich klątwę. Jedną z takich osób był właśnie Lucjusz Malfoy.

- Więc pozwoliliście im odejść?

- Musieliśmy, mieli wystarczające usprawiedliwienie. Myślę, że pomogło też to, że Potter się za nimi wstawił.

- Nieźle... Teraz wszystko dzieje się na opak, nie?

- Tak, ale obróci się na lepsze. Wszystko niebawem wróci do normy...

- Bądź będzie na tyle normalnie, na ile się da.

- Proponuje toast – krzyknęła jakaś osoba na cały pub; każdy umilkł, trzymając w dłoni szklanki. – Za naszą wolność! By trwała jak najdłużej!

- Za wolność!

 

 

Rozdział 2

 

W domu Riddle’a zazwyczaj stale się ktoś krzątał lub coś robił. Ludzie biegali z różnych powodów: ganiając zbiegłe kociaki, ze względu na przygotowania do ślubu, czy z jeszcze innych, niejasnych powodów. W tej chwili jednak panował spokój, więc Harry z Tomem mieli okazje chociaż trochę odpocząć. Tym bardziej, że bliźniaki od niedawna nareszcie przestali budzić się w nocy. 

Niestety, jak to czasem bywa, i ten moment wytchnienia został przerwany: przybyła sowa, dostarczając gazetę.

Stuk, stuk, stuk

Tom obrócił się w stronę okna i zamrugał, gdy tylko otworzył oczy.

- To sowa z Prorokiem.

- Mhm...

Stuk, stuk, stuk…

- Czy mógłbyś wstać i zabrać jej gazetę?

Stuk, stuk, stuk…

- Sam po nią idź – zamruczał Harry, wtulając się mocniej w kołdrę.

Tom westchnął i usiadł, rozciągając zmęczone mięśnie.

Stuk, stuk…

- Dobrze! Już idę, ty przeklęty ptaku! – Tom trzasnął pięścią w ramę łóżka.

Gdy to zrobił, wstał i przeszedł przez pokój. Otworzył okno, zabrał Proroka, zapłacił sowie i zamknął okno, gdy ptak wreszcie odleciał. Spojrzał przelotnie gazetę i zamarł.

- Jest – szepnął.

- Co jest? – Harry odwrócił się w stronę mężczyzny, by mu się dokładnie przyjrzeć.

Tom podszedł do łóżka i pokazał mu pierwszą stronę. Harry podniósł się gwałtownie, będąc całkowicie rozbudzonym, i wziął do ręki gazetę. To było to, na co od dawna czekali…  Początek ich nowego życia.

Z przodu umieszczone zostało ich wspólne zdjęcie, do którego pozowali kilka dni temu podczas udzielania wywiadu. Wszystko to było częścią planu, jaki Tom ustalił z Dumbledorem; mieli oni na celu pokazanie światu, że Voldemort zniknął na dobre.

 

TEN-KTÓREGO-IMIENIA-NIE-WOLNO-WYMAWIAĆ ODSZEDŁ NA ZAWSZE!

 

- To koniec – szepnął Harry, zaczynając uśmiechać się szeroko.

- Racja – odpowiedział Tom.

Obydwaj siedzieli w ciszy przez minutę, po czym Harry wpadł mu w ramiona.

- To koniec! To koniec! – zawołał, obcałowując usta Toma i przewracając ich obu na łóżko.

Tom przyciągnął Harry’ego bliżej siebie i mocno objął go, czując się, jakby ktoś zdjął mu z pleców ogromny ciężar. Nie był już Czarnym Panem i nigdy nie przypuszczał, jak bardzo obciążały go próby podbicia świata czarodziejów. Teraz nareszcie to wszystko nie było już częścią jego życia.

- A więc? – spytał Harry, zerkając na niego z dołu.

- Więc co?

- Jakie to uczucie nie być Czarnym Panem?

- Uwolniony? Wyluzowany? Tak naprawdę jeszcze nie wiem.

Harry zachichotał i pociągnął go w dół, by pocałować go głęboko, ale zanim zaczęło dziać się coś więcej, poderwał głowę, a jego kocie uszka zaczęły się poruszać. Uśmiechnął się i wyskoczył z łóżka, przechodząc przez drzwi od pokoju dziecinnego.

- Zobacz, kto zdecydował się obudzić i przyłączyć do świętowania – powiedział, wracając z pokoju dzieci i niosąc dwa, jeszcze senne, kociaki.

Tom usiadł, gdy Harry położył je na jego torsie. Kociaki zaczęły biegać po łóżku, zatrzymując się czasem, by polizać mu twarz lub wyprosić jakąś pieszczotę.

- Oni naprawdę są bardzo energiczni.

- Tak, wiem. Może to przez te dobre wibracje dookoła nich? – zaczął Harry, zatrzymując się i przekręcając uszka w różne strony. – Wydaje mi się, że Ray i inni już świętują.

- Tak?

Harry pokiwał głową.

- Raja! Co ci mówiłem? – zbeształ kociaka, łapiąc ją za grzbiet i odciągając od krawędzi.

Zielono-niebieskie oczka spojrzały na niego niewinnie, zanim znów ruszyła do brata wspinającego się na nogi Toma. Obydwaj zdążyli zauważyć, że Raja była troszkę bardziej rozbrykana. Zawsze pierwsza zaczynała nowe rzeczy; ona już usiłowała skoczyć z ich łóżka dwa razy, a to było więcej niż odważył się Harry, gdy był małym kociakiem.

Tom zachichotał na sfrustrowane spojrzenie Harry’ego.

- Myślę, że odziedziczyła to po tobie. – Zobaczył, że Harry’emu niebezpiecznie zaświeciły się oczy. – Cóż, nie wiem jak ty, ale ja jestem głodny – oznajmił szybko, wstając.

Bliźniaki sprawiali wrażenie, że go zrozumieli, gdyż zaczęli biegać w kółko; Raja znów usiłowała zeskoczyć, ale i tym razem Harry złapał ją w samą porę.

- Dalej, przypilnuję tę dwójkę – powiedział Harry, rozkładając się ponownie na łóżku i pozwalając, by kociaki bawiły się jego ogonkiem i podgryzały mu uszka podczas czekania, aż Tom się ubierze.

Potem zamienili się miejscami i to Harry się ubierał. Wkrótce obydwaj byli gotowi i ruszyli schodami w dół na śniadanie.

- Dzień dobry, wszystkim – odezwał się Harry, kiedy tylko wkroczyli do jadalni.

Siedzieli tam już Lucjusz z Narcyzą, Ray i kilku innych, zaufanych zwolenników Toma oraz wielu nawróconych przyjaciół z żonami.

- Dobry – odpowiedzieli zgodnie.

- Bardzo dobry. Widziałeś gazetę? – spytał Ray.

- No pewnie, że widzieliśmy – odrzekł Tom z uśmiechem.

- To wspaniałe uczucie być wolnym – powiedział Adam Avery, zabierając się za kawałek tortu.

- Nieprawdaż? – spytał Harry, umieszczając kociaki w zamkniętym kratami obszarze w kącie, dając im mieszankę kociego jedzenia i mleka, po czym usiadł obok Toma.

Po zjedzeniu śniadania ruszyli do salonu i kontynuowali przeróżne dyskusje dotyczące albo wywiadu Toma i Harry’ego w gazecie, albo tego, co teraz będą robić, skoro są wolni, albo - w przypadku Narcyzy, Harry’ego i innych żon – planów do nadchodzącego ślubu.

- Coś mi się przypomniało – zaczął nagle Harry. – Tom?

- Tak, Harry? – Tom spojrzał na niego.

- Muszę spotkać się z Hermioną, by omówić wszystkie przygotowania do ślubu i tym podobne. Chciałbym, byś poszedł ze mną.

- Ona czasem nie jest w szkole? – zapytał po chwili Tom.

- Tak, jest, ale będzie w Norze na święta Bożego Narodzenia za kilka tygodni.

- Czy będzie tam ktoś jeszcze? – dopytywał się Tom.

- Najprawdopodobniej. – Harry, widząc niezdecydowane spojrzenie Toma, postanowił go uspokoić. – Na pewno zachowają się poprawnie, zobaczysz.

- Wątpię, by chcieli gościć w swoim domu Czarnego Pana – stwierdził sucho Tom.

- Nie ma już więcej Czarnego Pana, zapomniałeś? – powiedział Harry, podnosząc gazetę.

- Tak, ale wciąż…

- Poza tym chcą, bym był szczęśliwy, a ty sprawiasz, że jestem, więc na pewno polubią cię od razu, jak tylko bardziej poznają. Ron i Hermiona właśnie tak zrobili.

- No dobrze  – westchnął Tom po przemyśleniu argumentu.

- Wspaniale! Spotkamy się z nimi dzień przed świętami.

- Ty mały spryciarzu!* – Tom wpatrywał się w niego w szoku, ignorując parsknięcia siedzących obok niego, którzy nieudolnie próbowali to zamaskować.

- Myślę, że miałeś na myśli węża – zachichotał głupio Harry.

Każdy się roześmiał i Tom mógł tylko potrząsnąć głową w wyrazie dezaprobaty. Wkrótce jednak uwaga zgromadzonych skupiła się na hałasie, zbliżającym się od sali wejściowej.

- Co jest? – spytał Ray.

Harry skierował uszy w stronę dźwięków.

- To brzmi jak… śpiew?

I rzeczywiście był to śpiew, który narastał w miarę zbliżania się do salonu. Wszyscy czekali z zapartym tchem, gdy śpiew był na tyle blisko, że mogli usłyszeć pomiędzy nim chichot. W końcu pokazało się jego źródło.

- Rabastan? Rudolfus? Co… - Tom wpatrywał się w nich zdezorientowany.

- Wy jesteście pijani? – spytał oszołomiony Lucjusz.

- Tak, jesteśmy, drogi przyjacielu – powiedział Rabastan, kurczowo trzymając brata, który wyglądał, jakby miał się przewrócić.

- Ależ jest dopiero południe! – zawołała Narcyza.

- Już? Hm, nie zauważyłem. – Rabastan rzucił brata na tapczan. – Siedź tu, kolego – zarządził i uderzył go w tyłek mocniej niż powinien.

- Auu! Przestań mnie bić! – jęknął Rudolfus, opadając płasko na tapczan.

- Nie uderzyłem cię.

- Owszem, zrobiłeś to. Znowu.

- Nie, ja nie…

- Wystarczy – przerwał Tom. – Dlaczego jesteście pijani już od samego rana?

- Ponieważ każdy jest pijany. – stwierdził Rudolfus, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- W sensie? – spytał Harry.

Rudolfus odwrócił się i utkwił w nim zmrużone spojrzenie, po czym pokazał nań palcem.

- Masz uszy.

Harry zmarszczył brwi i z rozdrażnieniem poruszył ogonem. Tom, by go uspokoić, delikatnie pogłaskał go po głowie.

- Możesz nam to wyjaśnić? – Harry ponownie zwrócił się do Rabastana.

- Pewnie, kochanku szefa. To, co mój brat próbował wyjaśnić, to fakt, że każdy – wraz z nami, oczywiście – jest takiego samego stanu. Ludzie świętują koniec Czarnego Pana. Przyłączyliśmy się do nich.

Na twarzach wszystkich pojawiło się zrozumienie.

- Więc zgaduję, że to prawda – powiedział miękko Harry, patrząc w górę na Toma.

Ten pokiwał głową, zerkając mu w oczy. Harry polizał mu rękę i przysunął się bliżej, przez co Tom spojrzał na niego.

– Wszystko w porządku?

- Tak, tylko to jest… To była spora część mojego życia i teraz wszystko raptownie… odeszło.

- To naprawdę dziwne uczucie – skomentował Ray.

- Przyzwyczajenie się zajmie mi trochę, ale dam radę – mruknął Adam.

- Zdecydowanie, ale dzięki temu mogę spędzić więcej czasu ze swoją rodziną – powiedział Rick Patterson, przytulając do siebie swoją żonę.

- Podobnie u nas – wtrącił Tom, podnosząc kociaki, które miauczały, siedząc na jego stopach.

- Koniec jednej rzeczy a zarazem początek następnej – powiedział miękko Harry, opierając się o Toma i miarowo drapiąc uszko Raji.

- Lepiej nie mógłbym tego wyrazić.

 

* Chodzi o grę słów. W oryginale było donosiciel i wąż. Nie bardzo pasowało, więc dopasowałam do tekstu.

 

 

Rozdział 3

 

 

Harry wyjrzał przez okno w biurze Toma, patrząc na przykrywający ziemię śnieg. Miesiące szybko im mijały. Jedyną ekscytującą rzeczą, jaką przez ten czas przeżyli, były obchody piątego miesiąca narodzin bliźniaków. Ogólnie przebywali razem. Oraz, oczywiście, przeżyli niemałe przerażenie, gdy Feliks w poprzednim miesiącu utknął w kanale w łazience. Wyjęcie go stamtąd trwało kilka godzin. Dziękowali Merlinowi, że wtedy nie było w środku żadnej wody. Wciąż jednak nie wiedzieli, jakim cudem Feliks wszedł do tego kanału.

Obecnie zostało kilka dni do Bożego Narodzenia, podczas którego zaplanowali pojechać na dwa dni do Nory. Tom był odrobinę zdenerwowany spotkaniem z „rodziną” Harry’ego, aczkolwiek za nic by się do tego nie przyznał. Harry jednak doskonale to wiedział. 

Tom właśnie sprawdzał pocztę, a bliźniaki spali smacznie w pokoju dziecinnym w swoim koszyku. Harry siedział spokojnie przy oknie, ze znudzeniem wyglądając przez nie na ciągle prószący śnieg.

- Wyjdziemy na dwór? – spytał niespodziewanie, przerywając ciszę.

Tom zerknął znad listu w stronę okna.

- Sypie śnieg.

- Naprawdę? No dalej, Tomuś, chodźmy! – powiedział Harry, wstając znienacka i wyciągając dłoń ku Tomowi. – Moglibyśmy ulepić bałwana.

- Bałwana? – spytał mężczyzna w zamyśleniu. Wstał i ruszył za Harrym w głąb korytarza. – Nie wydaje mi się, bym kiedykolwiek w życiu ulepił chociażby jednego.

Harry gwałtownie zatrzymał się i spojrzał na niego.

- Nigdy nie lepiłeś bałwanka?

Tom potrząsnął głową.

- Zawsze myślałem, że to dziecinne i głupie. – Schylił się do niego. – Aczkolwiek zawsze wyglądało to na dobrą zabawę.

- Chyba wspaniałą zabawę! Ale teraz przynajmniej mamy powód, by wyjść na zewnątrz.

Powędrowali więc na górę po kurtki i szaliki w wybranych kolorach, a w przypadku Harry’ego także po kapelusz, by zasłonić jego wrażliwe uszka. Powiedzieli Rayowi, gdzie idą i by miał oko na bliźniaków. Harry złapał za swój aparat i ruszyli w stronę drzwi wyjściowych.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobili, było zrobienie zdjęć miękkiego, świeżo opadłego, białego puchu, którego jeszcze nikt nie zdążył zdeptać. Niestety, po chwili oni po nim przebiegli, niszcząc ten widok. Tom nigdy nie wiedział, jaką cudowną zabawą jest bieganie po śniegu i nie martwienie o cały świat.

Zbudowali bałwana i chcąc, żeby był oryginalny, pozbierali gałązki i dorobili mu różki, ogon i widły, przemieniając go w śnieżnego diabełka. Gdy to zrobili, śmiali się głośno, a Harry nawet pstryknął zdjęcie bałwanowi z Tomem obok; później, oczywiście, wymienili się miejscami i to Harry pozował w stronę aparatu. W końcu zdecydowali, że bałwanek jest jakiś samotny i zrobili mu towarzysza ze skrzydłami i aureolą. Również z nim zrobili sobie zdjęcia. Biegali wokoło, aż Harry popchnął Toma na ziemię, gdzie razem się po niej potoczyli. Kilka orzełków śnieżnych i ostra bitwa na śnieżki także znalazły swoje pięć minut, a żeby je uwiecznić, Harry pstryknął zdjęcie Tomowi, gdy ten oberwał śnieżką, idealnie łapiąc moment, gdy ta wgniotła się prosto w twarz mężczyzny. Robili sobie zdjęcia, w tym samym momencie ciskając w siebie śnieżnymi kulami, w czym bardzo pomogła im magia. Wreszcie za bardzo zmarzli, by dalej kontynuować zabawę, i zziębnięci wrócili do rezydencji.

- Ale zimno! – powiedział Harry, gdy tylko Tom zamknął za nimi drzwi.

- Naprawdę? – mruknął Tom, kładąc płaszcz i szal na szafce przy drzwiach i obejmując chłopaka. – Sądzę, że wiem, jak nas rozgrzać w drodze na górę.

- Wiesz? – spytał chytrze Harry.

Tom uśmiechnął się i nieznacznie wymierzył mu klapsa w tyłek, by zmusić go do ruszenia się z miejsca. Harry aż pisnął i szybko pobiegł po schodach. Tom był tuż za nim. 

Po drodze do sypialni zatrzymali się kilka razy, kiedy to Tom przyciskał Harry’ego do ściany i mocno go całował. Jednak jakiś czas potem zatrzymali się przez histeryczny wręcz śmiech Toma, powstały na widok rumieńca zakłopotanego Harry’ego, gdy idący na dół Rick zobaczył Czarnego Pana i Chłopca, Który Przeżył całujących się i idących po omacku przed siebie. Oczywiście, nie za bardzo wówczas się tym przejęli.

- W tym tempie nawet nie dotrzemy do łóżka – szepnął Harry w usta Toma, kiedy ten znów przycisnął go do ściany.

- Wtedy najwyżej tutaj dobiorę się do ciebie.

- Nie - zawołał Harry, odrywając się raptownie od niego.

Przeszli kolejne kilka kroków i w jakimś kącie Tom znów przyciągnął go do  siebie. Szczęśliwy Harry zachichotał i oddał pocałunek, mocniej wtulając się w mężczyznę. Dotykał go wszędzie, gdzie tylko mógł.

- Dalej, już prawie jesteśmy na miejscu – wysapał między pocałunkami.

Pociągnął go w głąb korytarza, wciąż idąc tyłem, dzięki czemu nie musieli robić przerw w całowaniu. Gdy zbliżyli się do drzwi, Tom zdecydowanym ruchem przycisnął Harry’ego do siebie w podnieceniu. Ich języki splotły się w gorącym tańcu. Przez chwilę Harry dominował, ale wreszcie poddał się i pozwolił Tomowi badać swoje usta. Jedna dłoń mężczyzny sunęła po jego ciele, a druga zaczęła szukać klamki z coraz większą desperacją, która narastała w miarę, jak Harry odpiął mu górną część koszuli, liżąc i ssąc jego szyję. W końcu zdołał otworzyć drzwi, przez które wpadli do pokoju, omal się nie przewracając.

Wreszcie gdy tutaj dotarli, nie musieli długo czekać. Ich ubrania wnet znalazły się na podłodze, a ciała między prześcieradłami.

- Och, Merlinie… Tom!

- Hm? – szepnął Tom, na chwilę przestając pieścić jego szyje. – Kiedy my to ostatnio robiliśmy, co?

- Nie pamiętam, ale zdecydowanie to była za długa przerwa – jęknął Harry i wygiął się w łuk, kiedy palce Toma zsunęły się na jego brzuch i uda. Delikatnie pieścił mu miękką skórę, schodząc w dół, aż wreszcie wsunął w niego gładki palec.

- Wybacz, ale nie wydaje mi się, bym był w stanie bawić się w grę wstępną – wysapał Tom, gdy wokół jego palca zacisnęły się mięśnie. 

- Nie przejmuj się. – Harry złapał oddech, wychodząc naprzeciwko ruchom jego palca, dzięki czemu wkrótce były w nim już dwa. Rozłożył szeroko nogi i rozsunął pośladki, wystawiając się w stronę ukochanego. Tom jęknął cicho, dodając kolejny palec i zaczynając poruszać nimi wewnątrz Harry’ego. Doskonale widział, jak fragmenty jego ręki wnikały w kochanka, a delikatne i wrażliwe ciało się na nich zaciskało i powoli rozluźniało, gdy je rozciągał. Było gotowe, czekało specjalnie na niego.

- Dość, już wystarczy. Merlinie! Pieprz mnie, Tom! Pieprz mnie!

Tom warknął cicho na te słowa, podniósł się i ulokował między nogami Harry’ego. Delikatnie nawilżył twardego członka i nakierował go, czując, jak Harry otwiera i się na nim zaciska. Nie mógł powstrzymać głośnego jęku, gdy to niesamowite gorąco go pochłonęło i musiał się kontrolować, by nie rozpocząć od razu pchnięć. Zresztą, nie on jeden miał problem z opanowaniem podniecenia.

Harry wygiął się w łuk na łóżku, kiedy Tom w niego wszedł. Przez chwilę poczuł ukłucie drobnego bólu, który po chwili całkowicie zniknął. Musiał się zmusić, by leżeć nieruchomo i nie przesuwać i nadziewać mocniej na penisa Toma. To był ich pierwszy stosunek od czasu, gdy Harry urodził. Po prostu nie mieli na to czasu, a za każdym razem, gdy byli blisko, coś im przerywało. Ewentualnie byli za bardzo zajęci lub zmęczeni na seks. Teraz jednak mieli zarówno czas oraz werwę i nie zamierzali tego przerwać.

Tom trwał nieruchomo przez chwilkę, czekając, aż Harry da mu znak, by kontynuował. Na kiwnięcie głową zaczął się poruszać. Cofał biodra i wypchał je naprzód. Obaj głośno jęczeli na te tarcia

- Och, tak… Boże! – krzyknął Harry, zwijając i rozwijając ogon uniesiony w górę. Opuścił go i znów podniósł, gdy iskry przyjemności przeszły mu po kręgosłupie.

- Tak, naprawdę – wysapał również Tom, unosząc biodra Harry’ego w górę, dzięki czemu mógł wchodzić w niego jeszcze głębiej. Oparł czoło na Harrym, spoglądając mu w oczy i poruszając się coraz bardziej gwałtownie. Widział pożądanie i miłość w tych ukochanych, zielonych oczach, które świeciły tylko dla niego.

Harry objął go mocno i przyciągnął bliżej siebie. Spoglądał w czerwone oczy Toma i spróbował przekazać mu za pomocą oczu - gdyż nie był w stanie nic powiedzieć - że go kocha. Jego krótki oddech przeszedł w sapnięcia i głębokie jęki. Żadne słowa nie mogły więc opuścić jego warg, ale Tom sprawiał wrażenie, iż zrozumiał. Co więcej! Odpowiedział mu tym samym. Ich wargi musnęły się lekko, po czym całowali się z większym zapałem, poruszając się coraz szybciej. 

Tom odsunął się nieznacznie, jęcząc ze sfrustrowania.

- Sądzę, że nie jestem w stanie dalej tego przeciągać – powiedział z trudem urywanym oddechem. Próbował przeciągnąć wszystko jak najdłużej, przez brak seksu w ostatnich miesiącach.

- Nie musisz – szepnął Harry.

Po tej odpowiedzi Tom poddał się i zaczął poruszać się jeszcze szybciej. Ich równomierne tempo zamieniło się w szaleńczy wyścig ku spełnieniu.

Harry podnosił swoje biodra wyżej i jak tylko czuł pchnięcie w sobie, przesuwał się, by czuć ruchy Toma. Kontynuowali te dzikie ruchy w przód i tył, ich skóry ocierały się ze sobą i dzięki temu zespolili się całkowicie. Ocierali się o siebie, by jak najbardziej odczuwać zbliżenie, niczym zwierzęta w okresie rui.

- Mocniej! Mocniej! Mocniej! Mocniej! – powtarzał krzykiem Harry.

Jego słowa zlały się w jedno, gdy odczucia stały się intensywniejsze, ale Tom spełnił jego prośbę i przyspieszył bez litości. Przyciągnął biodra Harry’ego bliżej, by ten leżał całkowicie na plecach z uniesionymi w powietrze nogami i Tomem nad sobą, który mógł wchodzić w niego teraz do samego końca. 

- Już blisko, bardzo blisko – wysapał Harry, czując znajome ściskanie w brzuchu. Przytulił się do Toma tak mocno, jak tylko pozwalała mu nowa pozycja, i odrzucił głowę na poduszkę, krzycząc i oznajmiając całemu pokojowi, że był cholernie blisko. Z racji tego, iż Tom był zajęty trzymaniem go w ramionach, owinął dłonie wokół swego wypuszczającego już lekko płyn ejakulacyjny członka i zaczął poruszać nimi w rytmie pchnięć Toma. 

- O Merlinie, dochodzę! Dochodzę! – krzyknął Harry, gdy jego dłoń na penisie poruszała się coraz szybciej. – Och! Ja… ja… Ach! – wrzasnął, gwałtownie wytryskając.

Pod zamkniętymi powiekami rozbłysły mu kolory, podczas gdy jego ciało drżało od wreszcie spełnionego orgazmu.

Tom był w podobnym stanie. Gdy Harry doszedł i zacisnął swe mięśnie na jego członku, on również wytrysnął. Kiedy spuszczał się w swojego kochanka, także strumień słów i przekleństw płynął z jego ust: mówił o angielsku, w wążmowie i nawet – sądząc po akcentowanych wyrazach - po francusku. W końcu opadli na łóżko splatani rękoma i nogami, spoceni i zbyt wyczerpani, by być w stanie się poruszyć. Pocałowali się krótko i oparli o siebie czołami, chwytając spazmatycznie oddechy. Po paru minutach wreszcie się uspokoili i odzyskali siły na tyle, by się poruszyć, więc teraz leżeli obok siebie, ale ich czoła wciąż się stykały.

- Kocham cię, Tom – stwierdził miękko Harry, jak tylko odzyskał zdolność mówienia.

- Ja ciebie też – szepnął Tom, całując go delikatnie w skroń.

Harry poczuł lekkie pieczenie, kiedy Tom pocałował mu bliznę i przytulił się bliżej do niego. Uśmiechnął się nieznacznie, spoglądając w jego kierunku.

- Sądzę, że teraz jest mi ciepło.

Tom tylko roześmiał się na to stwierdzenie.

 

xxx

 

 

Po kilkugodzinnej drzemce Harry i Tom zmierzali na dół, by zjeść obiad. W jadalni byli już Rick, Adam oraz Ray. Wszyscy siedzieli przy stole na swoich miejscach. Lucjusz wrócił do domu wraz z żoną, by zacząć współpracować z Ministerstwem. Severusa też nie było - musiał wrócić do szkoły, uczyć dalej eliksirów i terroryzować nowych uczniów. Teraz gdy Tom zrezygnował z wojny i uwolnił śmierciożerców, nie był zobowiązany, by tu przebywać. Nie żeby Harry za nim tęsknił, wcale tak nie było… Cóż, może troszeczkę.

W każdym razie stół był jakoś mniej zatłoczony niż zazwyczaj.

Gdy weszli, cała trójka zamilkła. Rick odchrząknął nieswojo.

- Wierzę, że dobrze się wyspaliście, Tom – powiedział, patrząc wszędzie, tylko nie na niego.

- Tak, oczywiście, że się wyspaliśmy. – Tom uśmiechnął się głupio i zerknął na zarumienionego Harry’ego.

- Czy wy coś insynuujecie, chłopaki? – Harry użył tonu troszkę wyższego niż zazwyczaj.

- Oczywiście, że nie, przecież nie uprawialiście seksu – zamruczał Adam do swojej filiżanki.

Harry jednak to usłyszał i zarumienił się aż po czubki uszu. Ray odwrócił się w bok z uśmieszkiem na ustach, a Rick dalej kontynuował jedzenie z podobną miną, aczkolwiek zaczerwienił się na wspomnienie tego, co zobaczył wcześniej. A Tom? On tylko się śmiał; według niego to nie była wielka sprawa.

- Ech, nigdy nie mam szczęścia usłyszeć was do końca.

- Może uda nam się następnym razem?

- Yhym… Tylko moje oczy…

Głupi Ślizgoni...

 

 

 

Rozdział 4

 

 

Zielono-niebieskie oczka otworzyły się i zamrugały. Rozejrzały się sennie dookoła małego łóżka, po czym zerknęły w górę na światło wpadające przez małe dziurki w narzucie, która przykrywała koszyk. Małe, czarne kocię ziewnęło, ale kontynuowało poszukiwania. Niemal natychmiast zauważyło swojego brata, który zwinięty w kłębuszek leżąc naprzeciw niej. Wyciągnęła łapkę niczym prawdziwy kot oraz wygięła małe pazurki, po czym przyczaiła się i rzuciła naprzód.

- Feliks, wstawaj! Jest już rano!

Feliks, drugi puszysty, czarny kociak otworzył swoje niebiesko-zielone oczka i zamrugał, spoglądając w górę na siostrę. Szybko jednak zamknął oczy.

- S…spać.

- Dalej, Feliks! Wstawaj!! – miauknęła Raja, machnąwszy uniesionym w górę ogonkiem.

- Dobra, dobra, wstaję już – powiedział, ziewając i przeciągając się.

Poruszył się, zanim siostra mogła znów na niego wskoczyć.

- Tak! – zawołała, skacząc po małej przestrzeni, sprawiając przez to, że zaplątała się w kocach. – ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin