LOTHAR-GUNTHER BUCHHEIM OkR�t Cho� ksi��ka ta jest powie�ci�, nie jest ona wytworem fantazji. Autor sam prze�y� odtworzone w niej wydarzenia, stanowi� one su- m� jego do�wiadcze�, zdobytych na okr�tach podwodnych. Mimo to opisy postaci nie s� portretami os�b �yj�cych wtedy czy jeszcze dzi- siaj. Przedstawione w tej ksi��ce dzia�ania okr�t prowadzi� jesieni� i zi- ma 1941 roku. W tym czasie zarysowa�y si� zmiany na wszystkich frontach. Pod Moskw�, po raz pierwszy w tej wojnie, oddzia�y wehr- machtu zosta�y zatrzymane. W p�nocnej Afryce jednostki brytyjskie przesz�y do ofensywy. Stany Zjednoczone przygotowywa�y dostawy pomocnicze dla Zwi�zku Radzieckiego i - bezpo�rednio po napadzie japo�skim na Peari Harbor - sta�y si� r�wnie� stron� wojuj�c�. Z czterdziestu tysi�cy marynarzy niemieckich okr�t�w podwodnych w drugiej wojnie �wiatowej trzydzie�ci tysi�cy nie powr�ci�o. Lothar-Giinther Buchheim ISBN 83-11-07481-X sar Royal Z kwater oficerskich w hotelu "Majestic" do "Bar Royal"" droga prowadzi tu� nad brzegiem; jest to w�a�ciwie jeden rozcia�gni�ty zakr�t d�ugo�ci pi�ciu kilometr�w. Ksi�yc jeszcze nie wzzeszed�. Mimo to ulic� wida� jako blad� wst�g�. Dow�dca docisn�� peda� gazu, jakby bra� udzia� w mocnych wy�cigach. Ale nagle musi pu�ci� gaz i nadusi� hamulec. Opony piszcz�. Przyhamowa�, pu�ci�, znowu ostro przyhamowa�.;. Stary robi to dobrze i zatrzymuje ci�ki w�z bez szarpni�cia przecd dziko miotaj�cym si� facetem. Granatowy mundur. Czapka z daaszkiem. Co za naszywka na r�kawie? Bosman! Teraz stoi, gestykuluj�c gwa�townie, obok sto�ka �wiatt�a na- szych reflektor�w. Nie wida� jego twarzy. Dow�dca chce � znowu powoli ruszy� wozem, ale bosman m��ci d�o�mi w os�on�; ch�od- nicy i ryczy: - Ty �wawa sarenko! Z�ami� ci serce pr�dkko! Przerwa, potem znowu werbel na ch�odnicy i jaszcze iraz: - Ty �wawa sarenko! Z�ami� ci serce pr�dko! Dow�dca wykrzywia twarz. Zaraz eksploduje. A1e nie, w��cza wsteczny bieg. W�z robi skok, tak �e nieomal uderzam w r szyb�. Potem pierwszy bieg. Slalomowy skr�t. Wyj�ce opony.. Drugi bieg. - To by� nasz beo * - wyja�nia mi dow�dca. - Schlaany jak bela. G��wny mechanik, kt�ry siedzi za nami, klnie pod : nosem. Ledwie dow�dca porz�dnie si� rozp�dzi�, musi znowu harmowa�. * - S�ownik i wyja�nienia wyraz�w oraz skr�t�w z zakresu tftermino- logii morskiej i wojskowej znajauj� si� na ko�cu ksi��ki. Ale teraz mo�e zostawi� sobie troch� czasu, bowiem ju� z daleka rozpoznajemy w �wietle reflektor�w rozko�ysany szereg. Przy- najmniej dziesi�ciu ludzi w poprzek ulicy. Wszystko marynarze w kula nich. Gdy podje�d�amy bli�ej, widz�, �e wszyscy maj� penisy na wierzchu. Stary tr�bi. Szereg dzieli si� i przeje�d�amy w�r�d sikaj�cego szpaleru. ^ - Nazywaj� to polewaczk�... To wszystko ludzie z naszego okr�tu. Z ty�u mamrocze co� g��wny mechanik. - Inni s� w burdelu - m�wi dow�dca. - Tam na pewno teraz du�y ruch. Merkel r�wnie� jutro wychodzi. Przez dobre tysi�c metr�w nie widzimy nikogo. Potem w ref- lektorach pojawia si� wzmocniony patrol �andarmerii. - Mam nadziej�, �e jutro nie b�dzie nikogo brakowa�o - do- latuje mnie g�os z ty�u. - Kiedy s� schlani, �atwo o drak� z bla- charzami. - Nie rozpoznaj� w�asnego dow�dcy - burczy Stary pod nosem. - To ju� szczyt wszystkiego! Jedzie teraz wolniej. - Ca�kiem �wie�y to ja te� nie jestem - m�wi, na p� si� odwracaj�c. - Trrch� za du�o uroczysto�ci jak na jeden dzie�. Najpierw pogrzeb w bazie dzi� rano... Ten bosman, kt�rego r�b- n�o podczas naictu na Chateauneuf. A na pogrzebie znowu nalot z tym ca�ym bam-bum. To si� nie godzi: na pogrzebie! Pelotka str�ci�a trzy bombowce. - I co by�o jeszcze? - pytam. -- Dzisiaj nic wi�cej. Ale wczorajsze rozstrzelanie jeszcze czuj� w �o��dku. Dezercja. Jasna sprawa. Motorzysta. Dziewi�tna�cie lat. Nie m�wmy o tym. A p�n'ej, po po�udniu, �winiobicie w "Majesticu". Pomy�lane zapewne jako rozrywka. Czernina czy jak si� to tam nazywa .. Nie smakowa�o nikomu. Stary zatrzymuje si� prze i lokalem, tam gdzie na murze ogrodu wypisano metrowej wielko�ci literami BAR ROYAL. Jest to betonowa budowla w kszta�cie statku mi�dzy ulic� nadbrze�n� i wychodz�c� pod ostrym k�tem z sosnowych las�w boczn� drog�. W poprzek budynku sterczy oszklone pi�tro jak wielki pomost statku. W "Bar Royal" wyst�puje Monika. Alzatka, kt�rej niemczyzna ogranicza si� do u�omk�w �o�nierskiego �argonu. Czarnow�osa, czarnooka, pe�na temperamentu kluska z piersiami. Poza ni� jako atrakcja s�u�� trzy kelnerki w g��boko wyci�tych bluzkach i trzyosobowa orkiestra: bezbarwni, wystraszeni faceci; z wyj�t- kiem perkusisty, Mulata, kt�remu jego funkcja wyra�nie sprawia przyjemno��. Organizacja Todta zarekwirowa�a lokal i kaza�a go wymalo- wa�. Teraz jest to mieszanka fin de siecle'u i Domu Niemieckiej Sztuki. Malowid�o �cienne nad podium dla orkiestry przedstawia pi�� zmys��w albo gracje. Pi�� gracji - trzy gracje? Dow�d- ca flotylli odebra� zak�ad organizacji Todta, motywuj�c to w tym stylu: "�o�nierze okr�t�w podwodnych potrzebuj� odpr�enia..". Oficerowie okr�t�w podwodnych nie mog� ci�gle siedzie� w bur- delu... Powinni�my stworzy� wznio�lejsz� atmosfer� dla naszych ludzi!" "Wznio�lejsz� atmosfera" sk�ada si� z postrz�pionych dywa- n�w, wytartych sk�rzanych foteli, wylakierowanych na bia�o drewnianych sztachetek ze sztuczn� winoro�l� a la Rudesheim na �cianach, czerwonych aba�ur�w na kinkietach i sp�owia�ych zas�on z czerwonego aksamitu na oknach. Dow�dca najpierw rozgl�da si� z krzywym u�miechem, potem obrzuca towarzystwo spojrzeniem kaznodziei, przyciskaj�c pod- br�dek do szyi i marszcz�c czo�o. Wreszcie powoli przysuwa so- bie fotel, ci�ko opada na niego i wyci�ga nogi. Kelnerka Cle- mentine natychmiast przydreptuje, trz�s�c piersiami, a Stary zamawia piwo dla wszystkich. Jeszcze nie dostali�my piwa, gdy drzwi otwieraj� si� z hukiem i wchodzi grupa pi�ciu m�czyzn, sami kapitanowie, wed�ug pask�w na r�kawach, a z ty�u jeszcze trzech porucznik�w i je- den podporucznik. Trzej spo�r�d kapitan�w maj� bia�e czapki: dow�dcy okr�t�w. W padaj�cym na nich �wietle rozpoznaj� Klossmanna. Jest to nieprzyjemny facet o cholerycznym usposobieniu, kr�py, jasno- w�osy, kt�ry niedawno chwali� si� tym, �e podczas swego ostat- niego patrolu, wykonuj�c atak artyleryjski na p�yn�cy sam'-l;; 12 statek, najpierw kaza� rozbi� z karabin�w maszynowych �odzie ratunkowe, "a�eby stworzy� jasn� sytuacj�"... Dwaj nast�pni to Kupsch i Stackmann, nieroz��czni, kt�rzy jad�c na urlop nie dotarli poza Pary� i od tej pory gadaj� wci�� o prze�yciach burdelowych. Stary burczy: - Je�li poczekamy jeszcze z godzin�, b�dzie tu ca�a bro� podwodna. Ju� od dawna pytam samego siebie, dla- czego Anglicy nie przy�l� tu komandos�w i za jednym zamachem nie zlikwiduj� tego sklepiku, a na dodatek dow�dcy floty v/ jego pa�acyku w Kernevel. Nie rozumiem, dlaczego nie rozp�dz� tego wszystkiego... tak blisko wody, a tu� obok ca�y ten bajzel w Port Louis. Gdyby mieli ochot�, mogliby nas �apa� nawet na lasso. Dzisiejsza noc, na przyk�ad, bardzo by si� do tego nadawa�a. ' Stary nie ma ani w�skiej, rasowej twarzy bohatera okr�t�w podwodnych z ksi��ki z obrazkami, ani �ylastej postaci. Wygl�- da raczej poczciwie, jak kapitan z Hapagu, i porusza si� oci�- �ale. Grzbiet jego nosa zw�a si� w �rodku, skrzywia w lewo i znowu rozszerza. Jasnoniebieskie oczy s� ukryte pod brwiami �ci�gni�- tymi od cz�stego czujnego wypatrywania. Zwykle tak zaciska powieki, �e w cieniu brwi wida� tylko dwie cienkie kreski. W k�- cikach oczu rozchodzi si� promieni�cie mn�stwo zmarszczek. Dol- n� warg� ma pe�n�, podbr�dek mocno zarysowany, ju� wczesnym popo�udniem pokryty rudaw� szczecin�. Grube mocne linie do- daj� powagi twarzy. Kto nie zna jego wieku, bierze go za czter- dziestolatka, chocia� jest o dziesi�� lat m�odszy. W por�wnaniu z przeci�tnym wiekiem dow�dc�w trzydziestolatek istotnie jest ju� starym cz�owiekiem. Dow�dca nie lubi wielkich s��w. W jego dziennikach bojowych akcje wygl�daj� jak zabawy dzieci�ce. Z trudem mo�na z niego co� wyci�gn��. Zazwyczaj porozumiewamy si� fragmentarycznie i ogr�dkowe: kr��enie koSo punkt�w styku. Tylko nie nazywa� rzeczy po imieniu. Lekka domieszka ironii, lekkie zaokr�glenie warg wystarcz�, a ja rozumiem, co Stary naprawd� my�li. Kiedy wychwala dow�dc� floty i przy tym omija mnie wzrokiem, wiem, co to ma znaczy�. 10 Nasza ostatnia noc na l�dzie. A pod czcz� gadanin� zawsze przenikliwy strach: P�jdzie dobrze... uda si� nam? By si� uspokoi�, wmawiam sobie: Stary - pierwszorz�dny facet. Nic nim nie wstrz��nie. To nie zupak. I nie jaki� za�le- piony awanturnik. Godny zaufania. P�ywa� ju� na statkach �ag- lowych. Pi�ci jak stworzone, by obezw�adnia� szarpi�ce si� p��t- no i manewrowa� ci�kimi linami. Zawsze mia� sukcesy. Uwie�cie tysi�cy ton - ca�y port pe�en statk�w. Zawsze wychodzi� ca�o z najgorszych tarapat�w. B�dzie mi potrzebny sweter, je�li p�jdziemy na p�noc. Simone nie powinna przychodzi� do portu. S� tylko przykro�ci. Te kundle z SD stale na nas czatuj�. Zazdrosne �winie. Ochotniczy korpus Donitza... Tu nie maj� dost�pu. Nie mam poj�cia, dok�d w�a�ciwie p�jdziemy. Pewnie �rod- kowy Atlantyk. Ma�o okr�t�w na morzu. Ca�kiem kiepski mie- si�c. Wzmocniona obrona. Tomki nauczyli si� wielu rzeczy. Szcz�cie si� odwr�ci�o. Konwoje s� doskonale zabezpieczone. Prien, Schepke, Kretschmer, Endrass - wszyscy sko�czyli si� na konwojach. Wszyscy poszli na dno z wyj�tkiem Kretschmera. I wszystkich trafi�o prawie w tym samym czasie - w marcu. Schepkego szczeg�lnie paskudnie. Zaklinowa� si� mi�dzy stu- dzienk� peryskopu a os�on� pomostu, gdy niszczyciel taranowa� jego zbombardowan� �ajb�. Asy! Wielu ju� nie ma. Endrass za�ama� si� nerwowo. Ale Stary ci�gle jest nie tkni�ty: spokojny fachowiec. Introwertyk. Nie wyka�cza si� piciem. Naprawd� nie wida� w nim �ladu napi�cia, gdy tak sobie siedzi i duma. Musz� wyj��. W toalecie s�ysz�...
pokuj106