New_moon_oczami_Edwarda_rozdział_23.doc

(92 KB) Pobierz
23

23. Prawda

 

 

 

 

 

Bella ,Bella szeptałem w głowie cały czas ciesząc ,że mogę znaleźć się tu        obok niej.

Wpatrywałem się w jej nieprzytomną twarz.

Była taka słodka gdy spała tak bardzo się za nią stęskniłem życie bez niej było straszne, teraz gdy leżałem obok niej nie mogłem wyobrazić sobie skąd znalazłem w sobie tyle siły by ją opuścić.

Bella westchnęła przez sen. Przytuliłem się do niej mocniej ,ale pytanie czy wciąż mogłem to robić czy miałem prawo chociaż dotknąć jej ręki po tym co jej zrobiłem po cierpieniu ,którego prze ze mnie doznała...? Jej ojciec wręcz mnie nienawidził ona też powinna ,powinna mnie znienawidzić !

Ale czy pozwoliłbym jej na to czy pozwoliłbym jej na to by odeszła?... 

Musnąłem dłonią jej czoło ....zacisnęła mocniej oczy.

-         O, nie!-  szepnęła przykładając dłonie do oczu .Co pomyślała ?Co się stało? Delikatnie uniosła powieki. Nasze twarze dzieliły zaledwie parę centymetrów.

-         Przestraszyłem, cię? –spytałem z troską.

Zamrugała kilkakrotnie, nie wiedziałem co się stało. Zmartwiło mnie to ,że nie wiem...

- Cholera jasna! – jęknęła ochryple.

- Coś cię boli, kochanie? –Spytałem.

Skrzywiła się. A ja jeszcze bardziej zacząłem się zamartwiać.

- Nie żyję, prawda? Utonęłam pod tym pioruńskim klifem.

  Zacisnąłem mocniej usta przestraszyłem się na myśl o tym ,że mógłbym ją ponownie stracić.

- Uratowałaś się żyjesz. – powiedziałem.

- Tak? To czemu nie mogę się obudzić?

- Właśnie się obudziłaś, Bello.

Spojrzała na mnie z sarkazmem.

- Jasne. A ty sobie tu siedzisz, jak gdyby nigdy nic. Ech... Za raz się obudzę i znów mnie będzie bolało... Nie, nie obudzę się.

Pokręciła głową.

-         Rozumiem, że możesz mylić mnie z kolejnym koszmarem – oświadczyłem próbując się uśmiechnąć lecz nie wyszło to przekonująco.

-         Ale nie pojmuję, dlaczego uważasz, że zasługiwałabyś na to, żeby trafić do piekła. Czyżbyś od mojego wyjazdu zabiła paru ludzi?

-         Skąd. Zresztą wcale nie twierdzę, że trafiłam do piekła w piekle nie nagrodziliby mnie twoją obecnością.

Westchnąłem  ,poczułem ogień w gardle ,ale nie był już tak strasznie palący oczywiście jej zapach był cudowny piękny...

Oderwała wzrok od mojej twarzy i zerknęła w bok, na otwarte, okno. Spojrzałem jej w oczy wyglądało na to ,jakby coś sobie uświadomiła poczułem ciepło bijące od jej policzków ...och ten cudowny rumieniec.

-Czyli... czyli to wszystko... to nie był sen? – wyjąkała jakby nie mieściło jej się to w głowie.

Zależy. – Wyszeptałem, nadal krzywo się uśmiechając -Jeśli masz na myśli to, że cudem nie zmasakrowano nas w Volterze, to odpowiedź brzmi: tak. - Wzdrygnąłem  się namyśl o tym okropnym miejscu.

- Ale numer! Naprawdę poleciałam do Włoch! Czy wiesz, że nigdy nie byłam dalej na wschód niż w Albuquerque? –Wzniosłem oczy ku niebu.

- Bredzisz, Bello. Chyba powinnaś jeszcze się zdrzemnąć.- Odpowiedziałem. Chociaż zrobiłbym wszystko byle  by nie spała.

Mógłbym ciągle widzieć te jej piękne, czekoladowe oczy....

- Nie, już się wyspałam. –Odpowiedziała no tak spała długo ,ale każda sekunda z nią była bezcenna. - Która godzina? Jak długo tak leżę?

-         Jest parę minut po pierwszej, więc odpłynęłaś na ponad czternaście godzin.

Odpowiedziałem.

Przeciągnęła się, kiedy mówiłem.

- Co z Charliem?

Zmarszczyłem czoło.

-Śpi. Wcześniej odbyliśmy poważną rozmowę i musisz wiedzieć, że łamię właśnie jedną z ustanowionych przez niego reguł. No, może nie do końca, bo zakazał mi przekraczać próg swojego domu, nie parapet, ale mimo wszystko... Jego intencje były jasne.

-Przypomniałem sobie jego myśli, twarz Belli wypełnioną bólem... jej smutną twarz pozbawioną uśmiechu i to prze ze mnie...

-         Charlie zabronił ci wchodzić do naszego domu? – Powiedziała zdenerwowanym  głosem.

-         A czego się spodziewałaś?- Szepnąłem ze smutkiem wciąż myśląc o tym jakie sprawiłem jej cierpienie...

- Jaka jest oficjalna wersja? - Powiedziała nagle, o jaką wersje jej chodziło? Więc spytałem:

- Wersja czego?

- Co mam powiedzieć Charliemu? Jak mam wytłumaczyć to, że zniknę łam na... Zaraz... Jak długo tak właściwie mnie nie było?

Bella skupiła się zdawało się, że  coś podlicza.

-         Trzy dni - odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się łobuzersko trzy piękne dni spędzone z Bellą

-         Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że to ty coś wymyślisz. Nic nie przygotowałem. –Chociaż chciałem się zaśmiać ,ale nie wypadało. Bella nie była raczej dobra w kłamstwach w końcu ja byłem utalentowanym kłamcą, przecież powiedziałem jej największe kłamstwo jakie kiedykolwiek padło z moich ust powiedziałem ,że jej nie kocham. 

-        Świetnie! – jęknęła.

-         Jest jeszcze Alice – pocieszyłem ją. Tej pomysłów nie brakuje.-„O tak jej na pewno..” –pomyślałem.

Wpatrywałem się w nią intensywnie. Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy

- Co porabiałeś przez te kilka miesięcy? Błyskawicznie zdwoiłem czujność ,polowałem na Victorię. ” „Victoria” Musiałem powstrzymać warknięcie.

- Nic takiego. –Odpowiedziałem po chwili.

- Oczywiście. – Mruknęła krzywiąc się.

- Czemu się tak krzywisz?

-  Jeślibyś mi się jednak tylko śnił, tak właśnie byś odpowiedział. Moja wyobraźnia jest już trochę nadwerężona.

Westchnąłem.

-  Czy jeśli powiem ci prawdę, uwierzysz wreszcie, że to nie koszmar?

-Koszmar? Jaki koszmar? Co ty wygadujesz? - Opanowała się, widząc, że czekam na jej odpowiedź.

- Nie wiem. Chyba ci uwierzę.

- Zajmowałem się... polowaniem. –Jeśli można tak powiedzieć.

-Na nic lepszego cię nie stać? - zaszydziła.

-To żaden dowód na to, że nie śpię.

Zawahałem się. Kiedy w końcu się odezwałem, mówiłem powoli, starannie dobierając słowa.

-Nie polowałem, żeby zaspokoić głód. Głównie to... tropiłem. Nie jestem w tym specjalnie dobry. - Szczególnie gdy myślałem o tobie Czyli cały czas, bez przerwy.

- Co takiego tropiłeś? - spytała, zaintrygowana.

-Nic takiego.- Skłamałem. Zrobiłem zawstydzona minę.

-Coś kręcisz. – powiedziała w końcu.

Byłem rozdarty. Przez dłuższą chwilę biłem się z myślami.

-         Jestem... - Wziąłem głęboki wdech.

-         Jestem ci winien przeprosiny. Nie, jestem ci winien o wiele, wiele więcej. Będę wobec ciebie zupełnie szczery.

Dostałem słowotoku.

- Po pierwsze, uwierz mi, że wyjeżdżając, nie miałem pojęcia, co ci grozi. Sądziłem, że będziesz w Forks bezpieczna. Nie przypuszczałem, że Victoria postanowi cię zabić. - Wymawiając jej imię, obnażyłem na moment zęby.

-         Przyznaję bez bicia, że kiedy spotkaliśmy się ten jeden jedyny raz, tam na polanie, zwracałem większą uwagę na Jamesa niż na nią.

 

Wychwyciłem kilka jej myśli, ale nic, co wzbudziłoby moje podejrzenia. Nie wiedziałem nawet że łączą ich takie silne więzi. Zupełnie się o niego nie bała. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, dlaczego - była pewna jego przewagi. Do głowy jej nie przyszło, że mogłoby mu się coś stać. I to mnie zmyliło.

Nie bała się o niego, więc z pozoru o niego nie dbała, a skoro był jej w gruncie rzeczy obojętny, nie miała powodu się mścić. Nie żeby mnie to usprawiedliwiało. Zostawiłem cię bez opieki na pastwę wampirzycy!

Kiedy usłyszałem w myślach Alice, co jej mówisz i co sama widzi - kiedy uświadomiłem sobie, że musiałaś złożyć swoje życie w ręce wilkołaków, w dodatku młodych i niedoświadczonych w poskramianiu własnej agresji, poniekąd niemal tak samo niebezpiecznych, co sama Victoria... - Wzdrygnąłem się. Na kilka sekund głos uwiązł mi w gardle. - Błagam cię, uwierz mi, że nie miałem o tym wszystkim pojęcia. Jest mi wstyd, gorzej, czuję do siebie obrzydzenie, nawet teraz, kiedy tak ufnie się do mnie przytulasz. Co ze mnie za...

- Przestań! – przerwała a ja i tak nie chciałem kończyć więc siedziałem cicho.

Popatrzyłem na nią z bólem.

-         Edwardzie. – zaczęła ,cicho lekko smutnawo i przerwała.- Edwardzie, musimy coś sobie wyjaśnić. Nie możesz tak tego odbierać. Nie możesz pozwolić na to, żeby twoim życiem rządziły wyrzuty sumienia.

W żadnym wypadku nie odpowiadałeś za to, co działo się w Forks podczas twojej nieobecności. To nie twoja wina że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. To... to już są moje problemy, a nie nasze. Jeśli jutro poślizgnę się na przejściu dla pieszych przed nadjeżdżającym autobusem, czy co tam znowu wymyślę, nie musisz brać tego do siebie. Nie wolno ci brać tego do siebie.

Dobra, nie uratowałbyś mnie, czułbyś się fatalnie, ale, po co od razu lecieć do Volturi? Nawet gdybym skakała wtedy z klifu, żeby się zabić, nic ci do tego. To byłaby moja suwerenna decyzja. Powtarzam:

nie możesz się za nic obwiniać. Wiem, taki już jesteś - wrażliwy, honorowy - ale, na Boga, bez przesady! Jadąc do Włoch, postąpiłeś bardzo nieodpowiedzialnie. Pomyśl, co przeżywali Carlisle i Esme...

Bella naprawdę nadal nie wiedziała ,że  ją kocham ona...ona myślała ,ze pojechałem się zabić bo dręczyły mnie wyrzuty sumienia !!! ...Przecież to chyba jasne ,że ją kocham każdy mój ruch był poświęcony dla niej...

- Isabello Marie Swan – Wyszeptałem starannie jej imię...  byłem bliski obłędu. - Czy naprawdę wierzysz, że poprosiłem Volturi o śmierć, ponieważ gryzło mnie sumienie?

- A nie? – wykrztusiła zdezorientowana

- Owszem, miałem wyrzuty sumienia. Ogromne. Tak ogromne, że nie potrafiłabyś wyobrazić sobie ich mocy.

- No to, co się nie zgadza? Nie rozumiem.

-         Bello. – W moich oczach płonął ogień, ale zachowywałem spokój. Pojechałem do Volterry, ponieważ sądziłem, że nie żyjesz.

To, czy przyczyniłem się do twojej śmierci, czy nie, nie było najistotniejsze. Oczywiście, popełniłem poważny błąd, nie potwierdzając u Alice tego, co przekazała mi Rosalie, ale przecież zadzwoniłem do was do domu i Jacob powiedział, że Charlie jest na pogrzebie.

Wszystko pasowało. Kto jeszcze mógł mu umrzeć? Jak wysokie jest prawdopodobieństwo takiego zbiegu okoliczności? Ach... –Przypomniałem sobie przecież najlepszy przyjaciel Charliego zmarł.

-         No tak...  -Zniżyłem głos do szeptu. -Los zawsze przeciwko kochankom. Nieporozumienie za nieporozumieniem. Już nigdy nie będę krytykował Romea. –

Zrozumiałem że nie mogłem bez niej żyć że bez niej to nie było żadne życie a nawet  jeśli jakieś to pozbawione najmniejszego sensu.

-         Ale nadal nic z tego nie rozumiem. – Przyznała po chwili - Co jedno ma z drugim wspólnego?

- Co, z czym?- Spytałem.

-         Moja ewentualna śmierć z twoim samobójstwem.

Zanim odpowiedziałem wpatrywałem się w nią z dobrą minutę ,nie mogłem uwierzyć ,że nie wiedziała ,że ją kocham ,ale musiałem jej to uświadomić powoli ,wszystko wyjaśnić a dopiero potem jej to powiedzieć w oczy.

-Czy nic nie pamiętasz z tego, co ci kiedyś wyłożyłem?

-Pamiętam każde słowo, które padło z twoich ust.

Przejechałem chłodnym palcem po jej dolnej wardze tak bardzo chciałem ją znów pocałować.

- Najwyraźniej coś opacznie zrozumiałaś.

Przymknąwszy powieki, zacząłem potrząsać głową w przód i w tył. Na mojej twarzy malował się smutny półuśmiech.

-Myślałem, że wszystko ci szczegółowo wyjaśniłem. Bello, życie w świecie, którego nie byłabyś częścią, nie miałoby dla mnie najmniejszego sensu.

-Chyba... coś... - powiedziała wolno.

-Coś mi się tu nie zgadza. –Odpowiedziała pełnym zdaniem.

Spojrzałem jej prosto w oczy. Przypomniałem sobie co jej powiedziałem  w lesie ,że jej nie chce ...przecież to była najbardziej absurdalna rzecz jaka kiedykolwiek powiedziałem.! NAJWIĘKSZE KŁAMSTWO jakiego się dopuściłem!!!

- Nic dziwnego. Jestem utalentowanym kłamcą. Muszę nim być.

Zamarła. Napięła mięśnie, jakbym szykowała się na cios. Pogłaskałem ją po ramieniu, żeby choć odrobinę się rozluźniła.

-         Pozwól mi skończyć! Wiem, że jestem utalentowanym kłamcą, ale nie spodziewałem się, że ty z kolei jesteś aż tak łatwowierna. – Skrzywiłem się. Omal mi serce nie pękło.  „Gdybym je miał ,ale czułem się jakbym je stracił ,jakbym zostawił je przy niej”

- Wtedy, w lesie, kiedy się z tobą żegnałem...

Zniżyłem glos do szeptu... ciężko było mi o tym wspominać.

-         Byłaś głucha na zdroworozsądkowe argumenty, to ustaliliśmy już dawno temu, więc nie miałem wyboru. Nie chciałem tego robić, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Lepiej! Wydawało mi się, że umrę z żalu! Ale czy była jakaś alternatywa? Gdybym cię nie przekonał, że cię już nie kocham, cierpiałabyś znacznie dłużej - a przynajmniej tak zakładałem.

Po co tęsknić za kimś, kto tobą gardzi? Skoro mi niby przeszło, mogłaś sądzić, że przejdzie i tobie. I zostawić przeszłość za sobą. –Ale ja ją kochałem nadal kochałem , kocham i zawsze będę ją kochał niezależnie co się wydarzy jeśli nie będzie chciała być ze mną ,jeśli wybierze kogoś innego nadal będę ja kochał po mimo wszystko moja miłość do niej jest niezniszczalna...

-„Złamania proste zrastają się szybciej i bez komplikacji” – zacytowała Car‘lisa

-Właśnie. Tyle, że nie podejrzewałem, że pójdzie mi tak łatwo! Myślałem, że porywam się z motyką na słońce - że jesteś tak pewna moich uczuć, że będę musiał kłamać jak z nut przez kilka godzin tylko po to, by zasiać w tobie, choć ziarenko zwątpienia. Ale ty mi uwierzyłaś, uwierzyłaś od razu. A cala ta mistyfikacja i tak na nic się nie zdała. Nie udało mi się uchronić ciebie przed konsekwencjami kontaktowania się z rodziną wampirów. Co gorsza, zadałem ci ból. Tak bardzo mi przykro. Mogę cię jedynie błagać o wybaczenie. Jednego tylko nie pojmuję:

-           Dlaczego twoja wiara w moją miłość była taka krucha? Jak mogłaś we mnie zwątpić? Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, po wszystkich moich zapewnieniach...

Uparcie milczała a  na jej twarzy malował się szok.

-         Zobaczyłem w twoich oczach, że przyjmujesz moje straszne wyznanie bez zastrzeżeń. A poinformowałem cię przecież, że cię nie chcę! Czy mogłem powiedzieć coś bardziej nieprawdopodobnego, coś bardziej absurdalnego! Potrzebowała cię każda komórka mojego ciała!

Nie mogłem uwierzyć ,że tak szybko zwątpiła jakby to co mówiłem się nie liczyło jakby to, że ją kocham nie miało sens a w moim świecie tylko to ,że ją kochałem miało sens...

Położyłem jej dłonie na ramionach. Nawet nie drgnęła.

- Bello, powiedz mi, proszę, jak to się stało? -Szepnąłem.

Łzy zaczęły cieknąć jej po policzku.

- Wiedziałam - wyszlochała - Od początku wiedziałam, że śnię.

-         Ach! Jesteś niemożliwa! - Zaśmiał się krótko, sfrustrowany.

-         Jak mam ci to przekazać, żebyś i tym razem mi uwierzyła Sformułowałem w myślach zdanie. - Nie śpisz i nie umarłaś. Jestem przy tobie. Kocham cię. Słyszysz? Kocham cię! Zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochał. Odkąd cię porzuciłem, nie było sekundy, żebym o tobie nie myślał. To, co powiedziałem w lesie, było świętokradztwem.

Pokręciła głową, jakby nie chciała przyjąć tego wszystkiego do wiadomości.

 

-         Nie wierzysz mi, prawda? –Pobladłem -Dlaczego uwierzyłaś w kłamstwa, a nie wierzysz w prawdę?

-         Zawsze trudno mi było uwierzyć w to, że kocha mnie ktoś taki jak ty.  „A mi ,że kocha mnie ktoś tak wspaniały jak ty” –pomyślałem.

Zmrużyłem oczy i zacisnąłem zęby chciałem jej udowodnić że nie śpi chciałem ją ... pocałować ,ale czy byłem wystarczająco silny po tej rozłące.... byłem ,mogłem to zrobić.

- Dobrze. W takim razie udowodnię ci, że to nie sen.

Ująłem stanowczo twarz Belli w obie dłonie, ignorując to, że usiłuję mi się wyrwać. Nie mogłem się opanować moja głowa wypełniona była myślą o pocałowaniu jej.

- Przestań! –krzyknęła.

Znieruchomiałem. Nasze usta dzieliły milimetry.

- Dlaczego mam przestać?- Spytałem zdezorientowany.

- Kiedy się obudzę...

Otworzyłem usta, żeby zaprotestować.

-Okej - poddała się. - Niech ci będzie, nie śnię. Ale zrozum, kiedy znowu wyjedziesz, i bez tego będzie mi ciężko.

Odsunąłem  się o centymetr, żeby móc ogarnąć wzrokiem minę Belli ,żeby móc cokolwiek z niej odczytać.

-         Wczoraj, kiedy cię dotykałem, reagowałaś z taką... ostrożnością. Miałaś się na baczności. Chciałbym cię spytać, dlaczego. Czy dlatego, że się spóźniłem? Że za bardzo cię zraniłem? Że zostawiłaś przeszłość za sobą, tak jak o tym marzyłem? Ja... Ja nie miałbym ci tego za złe. Nie podważałbym słuszności twojej decyzji. Jeśli mnie już nie kochasz, po prostu mi to powiedz. Nie oszczędzaj mnie, proszę. A może kochasz mnie jeszcze, mimo wszystko?-

- Co za głupie pytanie.

- Głupie czy nie, chciałbym usłyszeć na nie odpowiedź.

Przez dłuższą chwilę wpatrywała się we mnie niemal ze złością.

- To, co czuję do ciebie, nigdy się nie zmieni. - oświadczyła z powagą. - Oczywiście, że cię kocham. Nawet gdybyś chciał, nie mógłbyś nic na to poradzić! –A, jednak moje obawy nie były właściwie kochała mnie i to się liczyło. Wreszcie mogłem ją pocałować.

-         To mi wystarczy. - szepnąłem i wpiłem się w jej wargi.

              Tym razem się nie opierała a ja niemal nie posiadałem się ze szczęścia całowałem się z nią co było moim marzeniem od pierwszej chwili gdy zobaczyłem ją w „Volterze”

Stęskniłem się za nią, jej ustami, charakterem ,stęskniłem się za Bellą .

Zaczęła na mnie napierać, wić się, głaskać mnie po policzkach. Z nadmiaru emocji serce biło jej nierównym ,przyspieszonym rytmem, a płytkie dotąd oddechy przeszły w ciche dyszenie. Gładziłem ją  po włosach, po skroniach, po szyi, łapczywie uczyłem się jej na pamięć, a od czasu do czasu szeptałem czule jej imię „Bella”.

Kiedy sprawy zaszły za daleko, odsunąłem się, ale złożyłem głowę na jej piersi przysłuchując się przyspieszonym biciem jej serca.

Leżała oszołomiona, z wolna dochodząc do siebie.

- A tak przy okazji - oznajmiłem swobodnym tonem - nigdzie się nie wybieram.

Nic nie powiedziała, ale zapewne mi nie wierzyła. Uniosłem się na łokciu i spojrzałem Belli głęboko w oczy.

-         Zostaję w Forks - powtórzyłem. - Nigdzie się bez ciebie nie ruszę. Widzisz, opuściłem cię po to, żebyś mogła prowadzić zwykłe, szczęśliwe, ludzkie życie. Przy mnie, przy nas, zbyt wiele ryzykowałaś, a w dodatku oddalałaś się od ludzi, od świata, do którego przecież należałaś.

              Nie mogłem czekać bezczynnie na kolejny wypadek. Wydawało mi się, że nasz wyjazd będzie najlepszym wyjściem z sytuacji. Gdybym w to nie wierzył, nigdy bym cię nie zostawił. Nigdy nie zdołałbym się do tego zmusić. Twoje dobro było dla mnie ważniejsze od własnego, ważniejsze od tego, czego chciałem i czego potrzebowałem. A prawda jest taka, że to ciebie chcę i ciebie potrzebuję. Teraz, kiedy wróciłem, nie zdobędę się na to, żeby znowu wyjechać. Dzięki Bogu, mam też dobrą wymówkę! I beze mnie pakujesz się notorycznie w tarapaty. I beze mnie otaczasz się istotami z legend. Nawet gdybym wyniósł się do Australii, nic by to nie pomogło.

- Niczego mi nie obiecuj – szepnęła. Oburzyłem się nie uwierzyła mi!!! W moich czarnych tęczówkach zalśnił gniew ,ale miałem nadzieje ,że tego nie zauważyła.

- Uważasz, że znowu kłamię?

- Nie, nie, ja tylko... To, co mówisz, niekoniecznie mija się z prawdą.

Zamyśliła się..

- Może... może teraz jesteś wobec mnie szczery. Ale co będzie jutro, kiedy przypomnisz sobie inne powody, dla których ze mną zerwałeś? Albo za miesiąc, kiedy Jasper znowu się na mnie rzuci?

Wzdrygnąłem się na tą myśl.

- Dokładnie to wtedy przemyślałeś, prawda? Następnym razem też tak będzie. Odejdziesz, jeśli uznasz taki ruch za słuszny.

- Masz mnie za silniejszego, niż jestem w istocie. Słuszne, niesłuszne to już nic dla mnie nie znaczy. I tak bym wrócił. Kiedy Rosalie do mnie zadzwoniła, byłem u kresu wytrzymałości. Nie żyłem już z tygodnia na tydzień, czy z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę. To była tylko kwestia czasu, być może paru dni. Zjawiłbym się w Forks tak czy owak, padł ci do stóp i błagał o wybaczenie. Może mam zrobić to teraz? Czy poczułabyś się lepiej?

-     Proszę, bądź poważny.

-         Ależ jestem. - Prawie się zdenerwowałem. -Ja zrobiłbym wszystko byle by mi wybaczyła, dosłownie wszystko.

-        Czy wysłuchasz wreszcie, co mam ci do powiedzenia? Czy pozwolisz mi wyjaśnić sobie, ile dla mnie znaczysz?

Odczekałem kilka sekund, żeby upewnić się, że mnie naprawdę słucha.

- Zanim cię poznałem, Bello, moje życie przypominało bezksiężycową noc. Mrok rozpraszały jedynie nieliczne gwiazdy przyjaźni i rozsądku. A potem pojawiłaś się ty. Przecięłaś to ciemne niebo niczym meteor. Nagle wszystko nabrało barw i sensu. Kiedy znikłaś, kiedy meteor skrył się za horyzontem, znów zapanowały ciemności. Otoczyła mnie czerń. Nic się nie zmieniło, poza tym, że twoje światło mnie poraziło. Nie widziałem już gwiazd. Wszystko straciło sens.

- Kiedyś twoje oczy przyzwyczają się do ciemności – wymamrotała.

- W tym cały problem ,jakoś im to nie wychodzi.

-         A kto twierdził, że wampiry łatwo skupiają uwagę na czymś zupełnie innym? - wypomniała mi moje własne słowa.

-         Podróżowałeś po Ameryce Południowej...

Zaśmiałem się gorzko.

- To kolejne kłamstwo. Nic nie było w stanie pomóc mi o tobie zapomnieć. Miałem zresztą takie straszne ataki bólu... To bardzo dziwne - moje serce nie bije od niemal dziewięćdziesięciu lat, ale kiedy wyjechałem, nagle przypomniałem sobie o jego istnieniu, a raczej uświadomiłem sobie, że go nie ma. Poczułem się tak, jakby mi je wyrwano. Jakbym zostawił je tu, przy tobie.

- To zabawne.

- Zabawne? - Uniosłem jedną brew ku górze ona uważała ,że mój ból po utracie jej był zabawny.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin