Astolphe de Custine LISTY Z ROSJI Rosja w 1839 roku WST�P po prostu zwierzeniami. Zm�czony pisaniem, ale nie podr�owaniem, zamierza�em tym razem obserwowa� bez metody i zachowa� swoje opisy dla przyjaci�. W ci�gu tej pracy czytelnik zobaczy, jakie powody sk�oni�y mnie do opublikowania wszystkiego. wr�ci�em jako zwolennik konstytucji. Rz�dy mieszane nie najbardziej sprzyjaj� aktywno�ci, ale starzej�ce si� ludy maj� mniejsz� potrzeb� dzia�ania, a taki rz�d w�a�nie najbardziej wspomaga produkcj� i przynosi ludziom najwi�kszy dobrobyt i zamo�no��, a przede wszystkim taki rz�d w�a�nie budzi najwi�ksz� aktywno�� my�low� w sferze pomys��w praktycznych; wreszcie uniezale�nia obywatela, nie na drodze uwznio�lenia uczu�, ale przez dzia�anie praw: oto bez w�tpienia wielkie zado��uczynienie za wszelkie niedogodno�ci. Nie wszystkie niniejsze listy by�y przeznaczone dla publiczno�ci � niekt�re z pierwszych by�y G��wnym z nich by�o to, �e czu�em, jak moje opinie zmieniaj� si� co dzie� pod wp�ywem badania, jakiemu poddawa�em zupe�nie nowe dla mnie spo�ecze�stwo. Zdawa�o mi si�, �e m�wi�c prawd� o Rosji zrobi� rzecz u�yteczn�, now� i �mia��: a� do chwili obecnej strach i interes dyktowa�y przesadne pochwa�y, a nienawi�� sprawi�a, �e og�aszano oszczerstwa � ja natomiast unikn��em chyba i jednej, i drugiej rafy. Pojecha�em do Rosji, by szuka� tam argument�w przeciwko rz�dom reprezentacyjnym, a W miar� poznawania straszliwych i osobliwych rz�d�w uprawomocnionych, a mo�e nawet wprowadzonych przez Piotra I, lepiej zrozumia�em wag� misji, kt�r� mi powierzy� przypadek. Skrajne zaciekawienie, jakie budzi�a w Rosjanach moja praca, w spos�b widoczny zaniepokojonych rezerw� okazywan� przeze mnie w rozmowach, kaza�o mi s�dzi�, �e jestem pot�niejszy ni� sobie wyobra�a�em. Sta�em si� uwa�ny i ostro�ny, bo rych�o odkry�em niebezpiecze�stwo, na jakie mog�a mnie narazi� moja szczero��. Nie maj�c odwagi posy�a� moich list�w poczt�, zachowa�em je wszystkie i nadzwyczaj troskliwie trzyma�em w ukryciu, jako podejrzane papiery; w ten spos�b po powrocie do Francji opis mojej podr�y by� got�w i znajdowa� si� w ca�o�ci w mych r�kach. Mimo to waha�em si� trzy lata, czy go og�osi�. Tyle czasu potrzebowa�em na to, by uzgodni� w g��bi mego sumienia to, co uwa�a�em za sw�j obowi�zek z jednej strony wobec wdzi�czno�ci, a z drugiej wobec prawdy. Wreszcie prawda bierze g�r�, bo wydaje mi si�, �e powinna zainteresowa� m�j kraj. Nie mog� zapomina�, �e pisz� przede wszystkim dla Francji i uwa�am za sw�j obowi�zek odkry� jej fakty po�yteczne i znacz�ce. Uwa�am, �e mam prawo s�dzi� nawet surowo, je�eli tego wymaga moje sumienie, kraj, gdzie mam przyjaci�, analizowa� nie popadaj�c w obra�liwe przytyki osobiste charakter m��w stanu, cytowa� s�owa dygnitarzy, przede wszystkim pierwszej osoby w tym kraju, opowiada�, co czyni� i wyprowadza� ostateczne wnioski z przemy�le�, jakie mi mo�e zasugerowa� ta analiza, z tym zastrze�eniem, �eby pod��aj�c kapry�nie za tokiem mych my�li podawa� innym swoje s�dy nie arbitralnie, lecz z podkre�leniem, �e s� to moje w�asne opinie � tak� postaw� mo�na chyba nazwa� uczciwo�ci� pisarza. Lecz id�c za g�osem obowi�zku przestrzega�em � tak si� przynajmniej spodziewam � praw grzeczno�ci. Jest pewien spos�b m�wienia przykrych prawd; polega on na tym, �eby m�wi� tylko to, o czym jeste�my przekonani, odrzucaj�c podszepty pr�no�ci. Co wi�cej, znalaz�szy w Rosji wiele rzeczy godnych podziwu, musia�em domiesza� do mych opis�w du�o pochwa�. Rosjanie nie b�d� zadowoleni � czy mi�o�� w�asna bywa kiedy� zadowolona? A przecie� nikt nie by� bardziej ode mnie przej�ty wielko�ci� tego narodu i jego politycznym znaczeniem. Wznios�e losy tego ludu, kt�ry tak p�no znalaz� si� na starej scenie �wiata, poch�ania�y mnie przez ca�y czas mego pobytu w Rosji. Rosjanie w sumie wydawali mi si� wielcy nawet w swoich najbardziej ra��cych przywarach, pojedynczo wydawali si� sympatyczni; charakter ludu uzna�em za interesuj�cy: te pochlebne prawdy powinny chyba wystarczy� do zr�wnowa�enia innych, mniej mi�ych. Ale dotychczas Rosjanie byli zawsze traktowani przez wi�kszo�� podr�nych jak rozpieszczone dzieci. Je�li sprzeczno�ci, kt�rych nie spos�b nie dostrzec w ich obecnym spo�ecze�stwie, je�li duch ich rz�d�w, z gruntu przeciwny moim przyzwyczajeniom, wydar� mi czasem wyrzuty, a nawet co� jakby okrzyki oburzenia � tym wi�ksz� wag� maj� moje pochwa�y, te� spontaniczne. Ale ci ludzie Wschodu, tak przyzwyczajeni do wdychania i wydychania najordynarniejszego kadzid�a, uwa�aj�cy si� zawsze za wiarygodnych, gdy si� wychwalaj� nawzajem, b�d� wra�liwi tylko na przygany. Wszelka dezaprobata wydaje im si� zdrad�, wszelk� surow� prawd� uznaj� za k�amstwo, nie dostrzeg�, ile jest w moich pozornych krytykach delikatnego podziwu, ile �alu i � pod pewnym wzgl�dem � sympatii w mych najsurowszych uwagach. Je�li mnie nie nawr�cili na swoje religie (maj� ich wiele, a ich religia polityczna nie odznacza si� szczeg�ln� tolerancj�), je�li, przeciwnie, wp�yn�li na zmian� moich pogl�d�w monarchistycznych w kierunku odwrotnym do despotyzmu, sprzyjaj�cym rz�dom reprezentacyjnym, b�d� si� czuli obra�eni tym cho�by, �e nie jestem ich zdania. �a�uj� tego, ale wol� �al od wyrzut�w sumienia. Gdybym si� nie pogodzi� z ich niesprawiedliwo�ci�, nie og�osi�bym tych list�w. Poza tym mo�e b�d� si� na mnie skar�y� w s�owach, ale rozgrzesz� mnie w swoim sumieniu, a to �wiadectwo mi wystarczy. Ka�dy uczciwy Rosjanin zgodzi si� z tym, �e je�li pope�ni�em jakie� pomy�ki w szczeg�ach z braku czasu, by sprostowa� moje z�udzenia, w sumie odmalowa�em Rosj� tak�, jak� jest. Wezm� pod uwag� trudno�ci, kt�re mia�em do pokonania i pogratuluj� mi sukcesu oraz szybko�ci, z jakimi uda�o mi si� uchwyci� cechy ich pierwotnego charakteru pod polityczn� mask�, zniekszta�caj�c� go od tylu stuleci... Ems, 5 czerwca 1839. Wczoraj rozpocz��em podr� do Rosji. Wielki ksi���, nast�pca tronu, przyby� do Ems w towarzystwie licznego dworu, poprzedzony parunastoma powozami. Na widok dworzan rosyjskich w dzia�aniu uderzy�o mnie natychmiast, �e wykonuj� sw�j zaw�d wielmo��w z nadzwyczajn� pokor�; jest to rodzaj niewolnik�w wy�szego rz�du. Lecz natychmiast po znikni�ciu ksi�cia powracaj� do swobodnego tonu, zdecydowanego sposobu bycia, do niezale�nej postawy i miny, kontrastuj�cych w niezbyt przyjemny spos�b z zupe�n� abnegacj� udawan� poprzednio; s�owem, w�r�d ca�ej �wity nast�pcy tronu panowa� duch s�u�alczo�ci, kt�remu panowie ulegali w niemniejszym stopniu ni� s�udzy. Nie by�a to zwyk�a etykieta, taka jak ta, co rz�dzi innymi dworami, gdzie oficjalny respekt, waga rangi wy�szej ni� nasza, wreszcie obowi�zkowa rola wywo�uj� nud�, a niekiedy poczucie �mieszno�ci, By�o to co� wi�cej � s�u�alczo�� bezinteresowna i mimowolna, nie wykluczaj�ca arogancji. Zdawa�o mi si�, �e ich s�ysz�, jak m�wi� przekornie o swoim losie: �Skoro nie mo�e by� inaczej, bardzo si� z tego ciesz�. Ta mieszanina dumy i pokory bardzo mi si� nie podoba�a i wcale mnie nie usposobi�a przychylnie dla kraju, kt�ry zamierzam zwiedzi�. Znalaz�em si� w t�umie gapi�w tu� obok wielkiego ksi�cia w chwili, gdy wysiada� z powozu. Przed wej�ciem do �azienek d�ugo sta� przed bram�, rozmawiaj�c publicznie z pewn� dam� rosyjsk�, hrabin�, a zatem mog�em mu si� przygl�da� do woli. Ma dwadzie�cia lat i na tyle w�a�nie wygl�da, jest wysoki, ale wyda� mi si� nieco za t�gi, jak na cz�owieka tak m�odego; rysy by�yby �adne, gdyby nie puco�owato��, pozbawiaj�ca twarz wyrazu. To okr�g�e oblicze jest r�czej niemieckie ni� rosyjskie, nasuwa my�l o tym, jak musia� wygl�da� cesarz Aleksander w tym samym wieku, cho� nie ma w sobie nic ka�muckiego. Twarz ta przejdzie przez wiele faz, nim przybierze ostateczny charakter; nastr�j maluj�cy si� na niej dzi� jest �agodny i �yczliwy, a jednak pomi�dzy m�odym u�miechem oczu a sta�ym skurczem ust jest niezgoda �wiadcz�ca o braku szczero�ci, a mo�e o jakim� ukrytym cierpieniu... Spojrzenie tego m�odego ksi�cia wyra�a dobro�; ch�d ma wdzi�czny, lekki i szlachetny: to prawdziwy ksi���, wygl�da na skromnego bez nie�mia�o�ci, co dobrze o nim �wiadczy. ...Robi wra�enie przede wszystkim cz�owieka doskonale wychowanego. Je�li b�dzie panowa�, narzuci pos�usze�stwo si�� atrakcyjn� przynale�n� wdzi�kowi, nie postrachem, chyba �e obowi�zki zwi�zane ze statusem cesarza Rosji zmieni� jego spos�b bycia, zmieniwszy pozycj�... Travem�nde, 4 lipca 1839. Dzi� rano w Lubece w�a�ciciel zajazdu, dowiedziawszy si�, �e mam wsi��� na statek p�yn�cy do Rosji, wszed� do mego pokoju ze wsp�czuj�c� min�, kt�ra mnie rozbawi�a. Ten cz�owiek jest sprytniejszy, umys� ma �ywszy, bardziej szyderczy ni� by mo�na przypuszcza� po p�aczliwym tonie jego g�osu i po jego francuskiej wymowie. Dowiedziawszy si�, �e podr�uj� tylko dla przyjemno�ci, zacz�� mi perswadowa� z niemieck� dobroduszno�ci�, abym zrezygnowa� ze swego projektu. � Znasz pan Rosj�? � zapyta�em. � Nie, panie, ale znam Rosjan. Wielu ich przeje�d�a przez Lubek�, a ja s�dz� o kraju pod�ug fizjognomii jego mieszka�c�w. � C� wi�c takiego znajdujesz pan w wyrazie ich twarzy, co by powinno mnie powstrzyma� od udania si� do nich? � Panie, oni maj� dwie fizjognomie � nie m�wi� o s�ugach, ci nie maj� �adnej, m�wi� o panach; ci, gdy zsiadaj� ze statku, �eby si� uda� do Europy, maj� min� swobodn�, weso��, zadowolon� � to konie, co zerwa�y uzd�, ptaki wypuszczone z klatki. M�czy�ni, kobiety, starzy i m�odzi � wszyscy si� ciesz� jak uczniowie w czasie wakacji. Wracaj�c, te same osoby maj� twarze wyd�u�one, ponure, cierpi�ce; m�wi� kr�tko, strz�pami zda�, czo�o maj� stroskane. Z tej r�nicy wywnioskowa�em, �...
pokuj106