Gołąbowski Studenckie czasy.txt

(7 KB) Pobierz
W. Go��bowski

Studenckie czasy

By�em tu pierwszy raz, lecz ze znalezieniem kwatery nie mia�em �adnego problemu. 
Miasto "uniwersyteckie", wi�c i 
og�osze� o pokojach dla student�w by�o sporo. Uda�o mi si� odnaj�� ca�e pi�terko 
domku, nieco na uboczu rynku. Nie 
maj�c wielu baga�y wprowadzi�em si� szybko i r�wnie pr�dko poczu�em si� 
swobodnie. Dopiero wieczorem 
zrozumia�em, dlaczego - przy tak atrakcyjnym po�o�eniu kwatery - cena nie by�a 
zbyt wysoka. Parter okaza� si� 
siedliskiem miejscowych m�t, odstraszaj�cych swym towarzystwem wszystkich 
potencjalnych lokator�w. Mi to jednak 
- dziwnym trafem - by�o na r�k�. 
Zaj�cia zacz�y si� ju� nast�pnego dnia. By�o oczywi�cie przywitanie nowych 
student�w, bla bla, bla bla, �yczenia 
sukces�w w nauce, bla bla, bla bla i do roboty. Pierwszy oficjalny przedmiot - 
"Historia magii". Pierwszy nieoficjalny: 
"Drobne sztuczki". 
Kwaterunkowe mieszkanie i problemy z nim zwi�zane pozwoli�y mi szybciej i 
sprawniej opanowa� pocz�tkowy 
materia� nauki; w odr�nieniu od wi�kszo�ci grupy - mieszkaj�cej w akademiku - 
mia�em mo�liwo�� swobodnego 
praktykowania uzyskanej wiedzy. Na pierwszy ogie� posz�o okno - uszczelnione 
najprostszym polem ochronnym, 
chroni�cym przed ha�asami z ulicy i zacinaj�cym deszczem. Nast�pnymi krokami 
by�o za�atanie dachu, wzmocnienie 
pod�ogi (strasznie skrzypia�a) i udro�nienie kanalizacji. Po miesi�cu mo�na ju� 
by�o czu� si� niemal luksusowo. 
Niemal. 
Towarzystwo z do�u stawa�o sie coraz bardziej dokuczliwe. Ale i na nie mia�a 
przyj�� kolej. 
Egzaminy pierwszego semestru zda�em z wyr�nieniem, uzyskuj�c miano prymusa i 
niema�e stypendium. W tym 
czasie wykszta�ci�a si� kilkuosobowa grupka przyjaci�, tote� - gdy tylko 
zacz�y si� zaj�cia z widm i halucynacji - na 
�wiczenia sprasza�em wszystkich do siebie. Zaproszenia by�y gor�co przyjmowane, 
bo primo akademik ob�o�ony by� 
zakl�ciem blokuj�cym, secundo - w to, co p�niej opowiadali na mie�cie moi 
niechciani wsp�lokatorzy i tak nikt nie 
wierzy�. 
Zacz�li�my od s�onia. Kszta�t ka�dy �atwo kojarzy�, a z kolorem szarym nie by�o 
wi�kszego problemu. Bezg�o�nie 
st�paj�cy po parterze zwierz nie wywo�a� jednak zamierzonego efektu. 
Spr�bowali�my tedy czego innego - ale stado 
bia�ych myszek zosta�o przywitane jak starzy znajomi. 
Z pomoc� przysz�y zaj�cia z omam�w s�uchowych. Bezustanny stukot kapi�cej do 
pustego wiadra wody bardziej 
jednak denerwowa� nas ni� intruz�w. Nie pom�g� nawet hucz�cy szum wodospadu ani 
�wiszcz�cy wiatr. Nasi go�cie 
byli nieugi�ci. 
Tymczasem �ycie towarzyskie naszej grupki kwit�o. Miesi�ce, ba, tygodnie bez 
imprezy stawa�y si� rzadko�ci�. A 
imprezy... hmm... Sami wiecie. 
M�wi�, �e w naszym fachu zwi�zki mi�dzyp�ciowe sa rzadko�ci�. Bajki jakowe�. 
Przyjd�cie na imprez�, sami 
zobaczycie. Ma�ka do Magdy przyci�gn�o ju� na pocz�tku, Sebastian z Monik� 
znali si� ju� chyba wcze�niej, Tomek, 
Kasia i Justyna woleli chyba samotno��. 
I by�a jeszcze Ola. 
Co wam b�d� j� opisywa� - by�a z niej niez�a wied�ma. Talentu mia�a co niemiara, 
ochoty do nauki i roboty sporo, do 
tego nie wspomagana magi� uroda... Dobrze nam by�o ze sob�. 
Do czasu. 
A �ci�lej, do tygodnia, kt�ry zacz�� si� jedn� z lepszych imprez - oczywi�cie w 
mojej kwaterze. By�o to po zdanym 
egzaminie, wszyscy mieli niez�e humory. No - prawie wszyscy; nasi s�siedzi z 
do�u chyba byli juz nieco zm�czeni 
ci�g�ymi atakami istot nie z tej ziemi. 
Przyst�pili�my do konfrontacji. Najpierw przez sufit zjecha�o na skrzypi�cych 
lianach kilka �wiec�cych oczami 
orangutan�w. Do��czy�o do nich stadko zebr, troch� podkolorowanych - na czerwono 
i niebiesko. Kiedy opad�y z nich 
sk�ry a ko�ci rozsypa�y si� w proch, zza �ciany wysz�a czarna procesja. Czaszki 
u�yte jako kadzielnice nuci�y �a�obne 
pie�ni. Kropl�, kt�ra wreszcie przepe�ni�a czar� by� szturm armii szczur�w 
ucharakteryzowanych na pirat�w. Przy 
d�wi�kach werbli i op�ta�czych wyciu reszta meliniarzy uciek�a z budynku. Dom 
by� nasz. 
Kilka dni p�niej zjawi�a si� w�a�cicielka kamienicy wraz z kilkoma 
ochroniarzami - ani chybi co� musia�o doj�� jej 
uszu. Gdy ujrza�a odnowiony napr�dce parter i cudownie wyremontowane pi�terko, 
zachwytom nie by�o ko�ca. 
I natychmiast podnios�a czynsz. 
Troch� si� tym zdenerwowa�em, co zaowocowa�o pojawieniem si� olbrzymiego, 
w�ochatego paj�ka tu� nad jej g�ow�. 
Sk�d mia�em wiedzie�, �e babsko chorowa�o na serce? 
Ola powiedzia�a mi kilka s��w, ja nie pozosta�em jej d�u�ny. Ca�e szcze�cie, �e 
przyjaciele powstrzymali nas od u�ycia 
przeciw sobie nabytej wiedzy. 
Nast�pnego dnia nie zjawi�a si� na zaj�ciach. Ani dzie� p�niej. Nikt nie 
wiedzia�, co si� z ni� dzia�o. Wybra�em si� do 
akademika, ale jej pok�j by� zamkni�ty. Jako, �e pozycja prymusa dawa�a pewne 
przywileje - takie, jak immunitet od 
blokady domu studenckiego - mog�em si� upewni� co do pusto�ci pomieszczenia. 
Znikn�y wszystkie rzeczy Oli. 
Przeszed�em niemal ca�y akademik na wylot, ale ani Tomek w swym wiecznie 
zagraconym pokoiku, ani Maciek z 
Magd� na herbacie, ani Sebastian u Moniki w ��ku nic nie wiedzieli. 
Korzystaj�c z okazji, Kasia z Justyn� poprosi�y o wyproszenie z ich kwatery 
kilku myszy piszcz�cych w k�cie. I to one 
b�kn�y co� o Oli wyje�d�aj�cej do ciotki na prywatn� nauk� zawodu. Ale przecie� 
wiedzia�em, jakie z nich plotkarki... 
Myszy na widok kilku wyg�odnia�ych kocur�w rzuci�y si� do ucieczki. Wpierw pod 
��ko. Potem pod szaf�. I do norki. 
Kiedy jednak z ich w�asnej posiad�o�ci dobieg� odg�os g�odnego miaukni�cia, 
wybieg�y na korytarz. 
Wi�kszo�� drzwi by�a otwarta, studenci wyszli obejrze� to widowisko. Myszy nie 
zdecydowa�y si� jednak na ucieczk� 
w t� stron� - pomi�dzy ludzkimi nogami pojawia�y si� coraz to nowe kocie 
pyszczki. Wreszcie ich droga si� sko�czy�a 
- po sztucznie podwy�szonym korytarzu wyskoczy�y przez okno. 
Rozleg�y si� brawa, na co koty (kilkadziesi�t l�ni�cych futerek) miaukn�o 
wdzi�cznie, staj�c na zadnich �apkach i 
k�aniaj�c si� w pas. 
Nagle wszystkie koty znikn�y. 
Sta�em przed otwartym pokojem Tomka, dostrzegaj�c po�r�d r�norakich pak i 
skrzy� spakowany plecak Oli. A obok 
jego w�a�cicielk�, szepcz�c� co� o odje�d�aj�cym za chwil� poci�gu. Zauwa�y�em 
te� kilka toreb Oli w r�kach 
Tomasza. I ich g�upie miny na m�j widok. 
Bez s�owa odwr�ci�em si� i odszed�em. 
Na po�egnanie pstrykn��em palcami. 
Wr�ci�em do swego zaplombowanego przez policj� domku, wchodz�c prawdziwymi - a 
nie wyczarowanymi dla 
potrzeb ciekawskich - wej�ciem. Porozmawia�em z duchami, nieco inaczej ustawi�em 
meble. Nudzi�em si�, nie maj�c 
uj�cia dla obezw�adniaj�cych nagle uczu�. 
Nast�pnego dnia Ola zjawi�a si� na zaj�ciach. Jednak ca�a grupa trzyma�a si� ode 
mnie z daleka, spogl�daj�c spode �ba 
i co� mamrocz�c. Nie s�ucha�em. 
Wieczorem Ola zastuka�a do drzwi, prosz�c o pomoc w posprz�taniu kwatery Tomka - 
grupa nie mia�a ju� si�... 
Sko�czyli�my rozmow� nad ranem. Nie pojecha�a do ciotki - poci�g jej uciek�, nie 
doszuka�a si� wszystkich swoich 
drobiazg�w czy zmieni�a plany - kt� to wie? 
A w Halloween bierzemy �lub. 
Przyjdziecie? 
B�dzie taaaaaaka impreza.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin