Gołąbowski Dzień wypłaty.txt

(7 KB) Pobierz
W. Go��bowski

Dzie� wyp�aty

Wreszcie przyszed�. Z dawna oczekiwany. Dzie� wyp�aty. Uda�o mi si� unikn�� 
poklepywa� po plecach i zaprosze� na 
piwo. Szybko jednak wynios�em si� z biura. Teraz czeka� mnie bardziej uci��liwy 
odcinek drogi: �rodek miasta. 
Musia�em dosta� si� do centrum, bo w�a�nie tam mia� sklep jubiler - m�j znajomy 
z czas�w dzieci�stwa. Oczywi�cie, 
m�g�bym czyni� zakupy w innym sklepie: ta�szym, dro�szym, bli�szym, dalszym - 
nie o to chodzi�o. Ale memu 
znajomemu raz wyt�umaczy�em, o co chodzi, no i teraz by� przygotowany na moje 
comiesi�czne zakupy. A by�y to 
zakupy nie lada: za ca�� miesi�czn� pensj�. 
Mog�em wzi�� taks�wk�. Mog�em pojecha� autobusem lub tramwajem, ale nigdy tego 
nie robi�em. Wola�em troch� 
zaoszcz�dzi�. Poza tym zawsze lubi�em spacery. No i paradoksalnie by� to jeden z 
szybszych sposob�w podr�owania 
po mie�cie. Wreszcie, po dw�ch pr�bach przejechania mnie przez zestresowanych 
kierowc�w, po pi�ciu 
rozczarowanych kieszonkowcach, po dwudziestu sze�ciu pseudo �ebrakach i po o�miu 
nachalnych sprzedawcach 
obno�nych dotar�em do sklepu znajomego. Zaprosi� mnie na zaplecze. Zaprezentowa� 
mi sw� miesi�czn� propozycj�. 
Zgodzi�em si� bez zbytniego wahania. Mia� dobry gust, a ponadto umia� sobie 
wyobrazi�, co mo�e mi by� przydatne. 
Dokona�em komputerowej transakcji, przelewaj�c pozosta�e na koncie po 
automatycznym odliczeniu podatk�w i op�at 
za mieszkanie pieni�dze na rachunek jubilera. Zaszyli�my precjoza w szmacianym 
pasie, przymocowa�em go sobie pod 
ubraniem, na wysoko�ci pasa. By�em got�w do dalszej drogi. Teraz czeka� mnie 
do�� niebezpieczny odcinek - powr�t 
przez miasto. 
Na tym odcinku niech�tnie musia�em bra� taks�wk�. Traci�em w ten spos�b i czas, 
i troch� pieni�dzy, ale zyskiwa�em 
na bezpiecze�stwie. Sk�d mia�em drobne na taryf� ? Nie mia�em. To jubiler j� 
zamawia�, on te� p�aci�. Wszystko by�o 
wliczone w cen�, nie traci� na mnie ani grosza.Nie zamieni�em z kierowc� ani 
s�owa wi�cej ni� by�o potrzebne do 
okre�lenia punktu docelowego drogi. Wysiad�em z auta, rozejrza�em si� dyskretnie 
na boki. Nic podejrzanego. Prawie 
pusta ulica, kilku przechodni�w. Spok�j przedmie�cia. Tutaj, przy Bramie, 
wynajmowa�em pok�j. Nie by� mi 
potrzebny do niczego. To znaczy, niczego pr�cz formalnego miejsca zamieszkania, 
potrzebnego dla administracji. Dla 
banku. Dla pracy. Ewentualnie dla poczty, cho� ta prawie nie przychodzi�a. 
Najwy�ej jakie� ulotki, ankiety. �adnej 
korespondencji. Zagl�da�em do tego "domu" raz czy dwa razy w tygodniu, g��wnie 
po to, by da� zna� w�a�cicielce, �e 
�yj�. W dzie� wyp�aty jednak nie mia�em na to ochoty. Wszed�em szybko w Bram�. 
Dla wszystkich ludzi by�a to normalna brama wjazdowa na podw�rze. Dla mnie by�a 
to Brama. Przekroczy�em j� i 
odetchn��em z ulg�. Tu, na kamienistej pustyni u podn�a �rednio wysokich g�r 
mog�em troch� odpocz��. 
Zrelaksowa� si�. Je�li nie liczy� kilku skorpion�w i paru w�y, nie grozi�o mi 
nic. Czeka�y mnie teraz dwa - trzy 
kilometry prostej drogi do nast�pnej Bramy. Doskonale wiedzia�em, gdzie jej 
szuka�. By�a dobrze widoczna, odcina�a 
si� od reszty zielonego zbocza swoim mrokiem. Ale by�a tak widoczna tylko dla 
mnie. Kiedy� pr�bowa�em 
przeprowadzi� przez Bram� mojego przyjaciela. Jak potem twierdzi�, nagle 
rozmy�em si� w powietrzu i znikn��em z 
jego �wiata. C�, dobrze �e przynajmniej ubranie i inne martwe przedmioty dawa�y 
si� przenie�� na drug� stron�. 
Dotar�em do zbocza. Tu� przy Bramie sta�o mizerne drzewko, na tyle jednak 
roz�o�yste, i� utrzymywa�o ci�ar mego 
brezentowego wora z przebraniem. Nie spiesz�c si� wyci�gn��em z jego �rodka 
obszerny habit i na�o�y�em go na 
siebie. G��boki kaptur skrywa� w cieniu moj� twarz. By�em got�w do pokonania 
nast�pnego odcinka drogi do domu. 
Wszed�em w Bram�.Tak, w tym �wiecie bywa niebezpiecznie. Mo�e ci� na przyk�ad 
stratowa� rozp�dzony ko� 
jakiego� rycerza. Mog� ci� napa�� rozb�jnicy. Ch�opi mog� zad�ga� ci� wid�ami 
lub cepami przetr�ci� ci kark. Dlatego 
te� po pierwszej, kr�tkotrwa�ej wizycie zako�czonej pogoni� w�r�d oskar�e� o 
czary wola�em zaopatrzy� si� w mnisi 
habit. Dawa� on okre�lone poczucie bezpiecze�stwa, niejako nietykalno�� 
osobist�. Nast�pna Brama znajdowa�a si� 
wprawdzie niedaleko, ale droga do niej prowadzi�a przez ruchliw� wie�. W niej 
jak zwykle panowa� smr�d - pomyje 
sp�ywa�y drog�, pod nogami wa��sa�y si� zwierz�ta. Niemi�osierny by� tak�e ha�as 
: ludzie wrzeszczeli na siebie, na 
dzieci, na zwierz�ta, te ostatnie szczeka�y, gdaka�y, g�ga�y i chrz�ka�y. Nie 
chcia�bym tu mieszka�. 
Odetchn��em z ulg�, gdy tylko wyszed�em z wsi. Na szcz�cie ludzie w niej 
schodzili mi z drogi z szacunkiem, cho� 
czasami dzieci pr�bowa�y zerwa� mi z g�owy kaptur. Zdarza�o si� te� spotka� 
innego mnicha, od razu chc�cego 
wsp�lnie si� pomodli� czy porozmawia�. Wtedy szybko dawa�em znaki r�koma maj�ce 
sugerowa�, jakobym z�o�y� 
przysi�g� milczenia. Nie to, �ebym mia� co� przeciw wsp�lnej modlitwie - po 
prostu nie znam �aciny. Nie wiem co 
prawda, czy w tym �wiecie w�a�nie �acina by�a j�zykiem urz�dowym, ale wola�em 
tego na w�asnej sk�rze nie 
sprawdza�. Zak�adam, �e ten �wiat wiernie odwzorowuje nasze �redniowiecze; ba, 
mo�e i to jest nasze �redniowiecze! 
Kto wie... 
Skr�ci�em ze �cie�ki i dotar�em do Bramy. Niebezpiecze�stwo spotkania innych 
mnich�w polega�o tak�e na tym, �e 
mogli chcie� mi towarzyszy� w drodze. Przecie� nie mog�em nagle znikn�� im z 
oczy! Zaraz by to miejsce ogrodzili i 
zacz�liby czyni� egzorcyzmy. A przecie� musia�em t�dy prawie codziennie 
przechodzi� niepostrze�enie! 
Po drugiej stronie Bramy by�o jak zwykle parno i gor�co. By�em w jakim� 
tropikalnym lesie, czy mo�e nawet w 
d�ungli. Nie mia�em ochoty tego sprawdza� po tym, jak pewnego dnia przemkn�� mi 
przed oczami olbrzymi tygrys. 
No, mo�e to nie by� tygrys. Nie znam si� na tym. Szybko obszed�em dooko�a Bram� 
i wszed�em do niej z drugiej 
strony. Jest to jedyna znana mi Brama dwustronna. Do innych albo nie da si� 
wej�� z drugiej strony, albo ich stamt�d w 
og�le nie wida�. Ta stanowi ewenement. Mo�e jest ich wi�cej gdzie� rozsianych, 
nie znalaz�em do tej pory innych. W 
ka�dym razie dobrze, �e w tym �wiecie nie musia�em by� d�ugo, gdy� moje ubranie 
nie nadawa�oby si� do niczego, a 
zw�aszcza do pracy w "moim" �wiecie. 
No, wreszcie by�em w domu. Na polance, gdzie znajdowa�a si� Brama, pas� si� m�j 
ogier. Zar�a� na me powitanie. 
Poklepa�em go po karku i przebra�em si� w ubranie przytroczone do jego boku. Z 
jak� rozkosz� zdj��em z siebie 
"normalne" ubranie! Dopiero teraz zaczyna�em czu�, �e �yj�. Dosiad�em 
wierzchowca i przyjecha�em do domu. Do 
jedynego mieszkania, kt�ry nazywam "domem". Do mojej ukochanej, wyczekuj�cej 
mnie na ganku. Do jej poca�unk�w 
i mi�o�ci. Do mego nienarodzonego jeszcze dziecka. Nie wiem co prawda, co 
wyjdzie z tego zwi�zku, ale jestem pe�en 
nadziei. To nic, �e ona jest elfk� i b�dzie �y� d�u�ej ode mnie. Kt� wie, kiedy 
nam �mier� pisana? 
Spytacie, czemu pracuj� tak daleko od domu. C�, pr�bowa�em za�apa� si� na co� 
op�acalnego w tym �wiecie, ale... 
Uko�czy�em studia ekonomiczne, nie znam si� ani na rolnictwie, ani na handlu, 
ani na hodowli czy te� �owiectwie. Nie, 
nie mam zbyt daleko do pracy. Droga w jednym kierunku nie zajmuje mi wi�cej 
czasu ni� innym pracownikom biura. 
Poza tym, mo�e przywi�za�em si� jednak troch� do �wiata mojego dzieci�stwa ? 
Wreszcie to tam mog� zarabia� na 
utrzymanie swego domu. Dlaczego zap�at� przynosz� w formie z�otych i srebrnych 
przedmiot�w ? Bo to tak�e tu ma 
swoj� warto��. Tu, w krasnoludzkim banku wymieniam je na miejscow� walut�. Czemu 
nie szukam nast�pnych Bram ? 
Och, znalaz�em par� tu i �wdzie. Ale nie ci�gnie mnie ju� w��cz�ga po nieznanych 
l�dach. Tu mi dobrze, przy boku 
mej ukochanej. Jak to mo�liwe, �e umiem znajdywa� i przechodzi� przez Bramy ? 
Nieraz si� nad tym zastanawia�em. 
Nie wiem. 
Mo�e po prostu dlatego, �e zawsze w nie wierzy�em? 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin