Grippando Prawo łaski.txt

(516 KB) Pobierz
James Grippando

PRAWO �ASKI

Z angielskiego prze�o�y� Grzegorz Wo�niak
�wiat Ksi��ki
Tytu� orygina�u THE PARDON
Projekt ok�adki i stron tytu�owych Magda Wencel
Zdj�cie na ok�adce BE&W
Redakcja
Mieczys�aw Remuszko
Redakcja techniczna Lidia Lamparska
Korekta
Marianna Filipkowska Anita Tomasiak
Copyright � 1994 by James Grippando Published by arrangement with Harper & 
Collins Publishers, Inc.
� Copyright for the Polish edition by ��wiat Ksi��ki", Warszawa 1997
� Copyright for the Polish translation by Grzegorz Wo�niak, 1996
�wiat Ksi��ki, Warszawa 1997
Sk�ad Joanna Duchnowska Druk i oprawa GGP
ISBN 83-7129-282-1 Nr 1287
Moim Rodzicom
PODZI�KOWANIA
Mam ogromny d�ug wdzi�czno�ci wobec wielu os�b, kt�re przyczyni�y si� do tego, 
�e moje marzenie si� spe�ni�o - powsta�a ta ksi��ka.
Serdeczne podzi�kowania sk�adam jej pierwszym czytelnikom. Moi przyjaciele - 
Carlos Sires, James C. Cun-ningham, Jr, Terri Pepper, Denise Gordon i Jerry 
Houlihan, nie bacz�c na trudy, przebrn�li przez surowe jeszcze brudno pisy. 
Jerry zw�aszcza okaza� wielk� pomoc. Jego rady, a nade wszystko znajomo�� 
procedury s�dowej by�y wr�cz bezcenne dla mnie jako autora, a tak�e - to 
wcze�niej -jako m�odego prawnika. Dzi�kuj� tak�e Jamesowi W. Hal-lowi - zast�pcy 
szeryfa i koordynatorowi operacji poszuki-wawczo-ratunkowych powiatu Yakima w 
stanie Waszyngton - za wiedz� w zakresie dzia�a� policyjnych, kt�r� zechcia� si� 
ze mn� podzieli�.
Mia�em wielkie szcz�cie, �e od samego pocz�tku trafi�em na najlepszych 
specjalist�w w bran�y wydawniczej. Szczeg�lne dzi�ki sk�adam agentom literackim 
- Artiemu i Richardowi Pine'om, kt�rzy cierpliwie czekali, a� wreszcie uporam 
si� z pisaniem, a gdy uznali, �e co� z tego wysz�o, z ca�� energi� zaj�li si� 
ksi��k�. Jestem tak samo wdzi�czny Joan Sanger, kt�r� pozna�em przez Artiego. To 
dzi�ki jej redaktorskim wskaz�wkom szkic zamieni� si� w powie��. Wyrazy 
wdzi�czno�ci sk�adam tak�e Rickowi
Horganowi - redaktorowi i mojemu wspania�emu nauczycielowi. Nie tylko mia� wp�yw 
na t� ksi��k�, ale ukszta�towa� mnie jako pisarza, a za jego spraw� pozostan� 
dozgonnie wdzi�czny znakomitemu i szacownemu wydawnictwu HarperCollins.
Dzi�kuj� tak�e adwokatom, kancelistom i sekretarkom z kancelarii Steel Hector & 
Davis za pomoc i poparcie. Mi�o mi podkre�li�, �e przez ostatnie dziesi�� lat 
mia�em szcz�cie pracowa� z przyjaci�mi i kolegami, kt�rzy maj� wszelkie prawo 
do dumy z zawodu, jaki uprawiaj�.
Na koniec sk�adam najserdeczniejsze podzi�kowania mojej �onie - Tiffany - i 
ca�ej rodzinie. Bez ich mi�o�ci, modlitw i zach�ty ksi��ka ta pozosta�aby 
wy��cznie w sferze projektu.
I
Pa�dziernik 1992
PROLOG
Ludzie zebrali si� o zmroku, aby czuwa� ca�� noc. By�a pe�nia, ale po p�nocy 
g�ste chmury zakry�y ksi�yc, jakby niebiosa - z �alu albo przeciwnie, 
oboj�tno�ci - chcia�y zas�oni� wszechogarniaj�cy wzrok. Za sze�� godzin 
ciemno�ci ust�pi�, sko�czy si� wyczekiwanie. Wschodz�ce s�o�ce obleje czerwieni� 
sosny, palmy i ca�� p�nocno-wschodni� Floryd�. Wtedy, punktualnie o si�dmej, 
iRaul Fernandez zostanie stracony.
Zwarty t�um sta� przy ogrodzeniu otaczaj�cym najwi�ksze i najci�sze wi�zienie w 
ca�ym stanie. Wewn�trz panowa�a cisza. Tylko po�rodku wi�zienia, w kilku oknach 
trzypi�trowego budynku - wysypiska ludzkich �mieci i straconych dusz - pali�o 
si� �wiat�o. Od czasu do czasu reflektory wy�awia�y z ciemno�ci sylwetki 
uzbrojonych stra�nik�w na wie�yczkach obserwacyjnych. Gapi�w, cho� by�o ich 
sporo, zgromadzi�o si� jednak mniej ni� ongi�, kiedy o egzekucjach na Florydzie 
pisano na pierwszych stronach, a nie jak teraz - drobnym drukiem obok notatek o 
pogodzie. Ale i tak t�um zaszumia� g�o�no, gdy pojawi� si� karawan, kt�ry 
zabierze zw�oki. Bardziej ha�a�liwi z widz�w, kt�rzy popijali piwo siedz�c na 
p�ci�ar�wkach, zacz�li zadym�: powiewali transparentami z napisem: �Kilowaty 
nie na straty" - s�ynnym has�em zwolennik�w kary �mierci, kt�r� na Florydzie 
wykonuje si� na krze�le elektrycznym.
11
Rodzice ofiary zbrodni spogl�dali przez ogrodzenie z milcz�c� rezygnacj�. Nie 
przyszli po sprawiedliwo��, bo jaka� to sprawiedliwo��, skoro c�rce podci�to 
gard�o; czekali tylko, aby morderstwo zosta�o ukarane. Dalej, po przeciwnej 
stronie ulicy, garstka niegdysiejszych dzieci kwiat�w - starzej�cych si� 
przedstawicieli pokolenia, kt�re jeszcze o co� walczy�o - pali�a �wieczki, 
uderza�a w struny gitar, wspominaj�c Johna Lennona i Joan Baez. Up�yw czasu i 
problemy tego �wiata pokry�y ich oblicza g��bokimi zmarszczkami. Grupka 
kl�cz�cych zakonnic w kornetach pogr��y�a si� w modlitwie, a tu� obok kilku 
przyjaci� i sympatyk�w skaza�ca z Ma�ej Hawany (kuba�skiej dzielnicy Miami) 
wykrzykiwa�o w rodzinnym j�zyku Fernan-deza: Raul es inocente, inocente! - �Raul 
jest niewinny!" Tymczasem za wi�ziennymi murami i kratami Raul Fer-nandez 
ko�czy� ostatni posi�ek w �yciu - spor� porcj� pieczonych w miodzie kurzych 
skrzyde�ek z ziemniakami puree - i szykowa� si� do wizyty u wi�ziennego 
fryzjera. Pod okiem stra�nik�w w wykrochmalonych be�owo br�zowych uniformach 
zasiad� na sk�rzanym fotelu, r�wnie zreszt� niewygodnym jak drewniany tron, na 
kt�rym niebawem mia� zosta� stracony. Stra�nicy przywi�zali go rzemieniami i 
zaj�li przewidziane regulaminem miejsca, jeden przy drzwiach, drugi obok 
wi�nia.
- Fryzjer zaraz przyjdzie - oznajmi� jeden z nich - sied� spokojnie. 
Fernandez siedzia� wi�c sztywno i czeka�, jakby pr�d ju� za chwil� mia� przeszy� 
jego cia�o. Ostre �wiat�o lamp pod sufitem odbija�o si� od bielonych betonowych 
�cian i bia�ej glazury na pod�odze, ra��c jego zm�czone, poczerwienia�e oczy. Z 
gorzk� ironi� zauwa�y�, �e wszystko wok� jest bia�e, nawet twarze stra�nik�w. 
Tylko on, cz�owiek, kt�ry zostanie stracony, mia� inny kolor sk�ry. Raul 
Fernandez by� jednym z tysi�cy uchod�c�w, jacy dotarli do Miami w 1980 roku, w 
czasie s�ynnej operacji �Mariel", kiedy to setki �odzi 
i motor�wek przewioz�y na Floryd� licznych Kuba�czyk�w, kt�rych Fidel 
Castro
12
chcia� si� pozby�. Nie min�� nawet rok, gdy Raula aresztowano za morderstwo z 
premedytacj�. �awa przysi�g�ych debatowa�a kr�cej, ni� trwa�a agonia nieletniej 
ofiary, kt�ra udusi�a si� w�asn� krwi�. Uznano go za winnego i skazano na 
krzes�o elektryczne. I oto, po dziesi�ciu latach apelacji i rewizji, �ycie 
Fernandeza dobiega�o kresu.
- Cze��, kolego - odezwa� si� pot�ny stra�nik przy drzwiach. 
Fernandez �ypn�� okiem na oty�ego fryzjera z uszami jak dwa kalafiory, kt�ry 
w�a�nie raczy� si� zjawi�. Mia� �ci�te kr�tko w�osy jak w piechocie morskiej i 
wida� by�o, �e sam jest autorem swojej fryzury. Porusza� si� wolno i 
metodycznie, jakby bawi�o go, �e Fernandezowi ka�da chwila wydawa�a si� 
wieczno�ci�. Ze sztucznym u�mieszkiem stan�� przed zwi�zanym klientem. W jednej 
r�ce trzyma� elektryczn� maszynk� do strzy�enia, w drugiej wielki plastikowy 
kubek 
herbaty tak mocnej, jakiej Fernandez w �yciu nie widzia�.
- W sam� por� - oznajmi�, ods�aniaj�c ��te od nikotyny z�by. Wyplu� 
k��b brunatnej �liny do kubka, postawi� naczynie na stoliku i obrzuci� 
Fernandeza uwa�nym spojrzeniem. - Wygl�dasz dok�adnie tak jak w telewizorze -
gwizdn�� z podziwem. 
Fernandez uda�, �e nie s�yszy. Siedzia� i milcza� jak zamurowany. 
- No to zrobimy ci� na Kojaka. - Fryzjer w��czy� maszynk�. 
Czarne pukle sypa�y si� na pod�og�, spod k�dzierzawej czupryny wy�ania�a si� 
go�a czaszka zroszona b�yszcz�cymi kroplami potu. W pewnym momencie stra�nik 
podci�gn�� nogawki Fernandeza, ods�aniaj�c nogi, kt�re fryzjer ogoli� r�wnie 
starannie jak g�ow�. �ysa czaszka i
nieow�osione kostki stan� si� dobrym przewodnikiem kilowat�w, kt�re
spal� sk�r�, doprowadz� krew do wrzenia i po�o�� kres istnieniu cz�owieka. 
Fryzjer cofn�� si� o krok i podziwia� dzie�o swoich r�k. 
- Wspaniale - powiedzia� - i z do�ywotni� gwarancj�. 
13
Stra�nicy zachichotali. Fernandez zacisn�� pi�ci.
Pukanie do drzwi roz�adowa�o napi�cie. Zad�wi�cza�y klucze, gdy wielki stra�nik 
j�� otwiera� zamek. Raul nadstawi� uszu, ale nie dos�ysza�, o czym m�wi�. 
Wreszcie stra�nik zwr�ci� si� do niego:
- Fernandez, telefon do ciebie. Dzwoni adwokat - oznajmi� jakby zmartwiony.
Raul o�ywi� si� nagle.
- Idziemy - stra�nik wzi�� wi�nia pod r�k�. Fernandez niecierpliwie skoczy� z 
miejsca.
- Tylko spokojnie - warkn�� stra�nik.
Fernandez zna� regulamin. Wyci�gn�� r�ce, aby stra�nik m�g� go sku�. Nast�pnie 
kl�kn��, drugi ze stra�nik�w za�o�y� mu p�ta na nogi i spi�� �a�cuchem w pasie. 
Raul wsta� z kl�czek ostro�nie, ale niecierpliwie i tak szybko, jak tylko 
pozwala�y �a�cuchy. Orszak ruszy� korytarzem, by po chwili zatrzyma� si� przy 
wn�ce z automatem, gdzie wi�niowe odbierali telefony od adwokat�w. Drzwi do 
wn�ki by�y oczywi�cie przeszklone. Stra�nicy widzieli wi�nia, ale nie s�yszeli 
tre�ci rozmowy.
- I co powiedzieli? M�w, cz�owieku?!
Po drugiej stronie zaleg�a cisza, co nie wr�y�o niczego dobrego.
- Bardzo mi przykro, Raul - odezwa� si� wreszcie adwokat.
- Nie! - zawy� wi�zie�. Uderzy� pi�ci� w pulpit pod telefonem. - Tak przecie� 
nie mo�e by�. Jestem niewinny, niewinny! - Dysza� ci�ko, szukaj�c ucieczki 
nieprzytomnym z trwogi wzrokiem.
- Obieca�em ci, �e niczego nie b�d� ukrywa� - ci�gn�� adwokat cichym, ch�odnym 
tonem. - Zrobi�em absolutnie wszystko, co tylko by�o mo�liwe. Niestety posz�o 
jak najgorzej. S�d Najwy�szy nie tylko nie wyrazi� zgody na wstrzymanie 
egzekucji, ale jeszcze wyda� postanowienie, �e nie mo�e tego uczyni� �aden 
s�dzia w ca�ym kraju.
- Dlaczego? Chc�, do cholery, wiedzie�: dlaczego?
14
- S�d nie wyda� uzasadnienia, nie ma takiego obowi�zku.
- Wi�c ty mi powiedz. Niech mi kto�, u diab�a, powie: dlaczego?!
Adwokat milcza�.
Fernandez z�apa� si� za g�ow� bezradnym gestem. Dotkni�cie wygolonej sk�ry 
spot�gowa�o jeszcze uczucie przera�enia i trwogi.
- Ale przecie� - m�wi� dr��cym g�osem - przecie� musi by� jakie� w...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin