Hen Nowolipie.txt

(1184 KB) Pobierz
J�zef Hen

Nowolipie

Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
Ewie i Tomkowi
S�oneczna plama
Obok by� ojciec. Trzyma� mnie za r�k�, rozmawiaj�c z jakim� towarzystwem, a 
matka �
tak, mama te� tam by�a � ja za� przypatrywa�em si� du�ej jasnej plamie, kt�ra 
ko�ysa�a si�
na chropowatej �cianie domu. Musia�em si� okropnie nudzi�, skoro ta plama od 
s�o�ca tak
mnie zaciekawi�a, a mo�e ona naprawd� by�a niezwyk�a. Ta jasna plama na szarym 
murze to
jest najdawniejszy obraz, jaki pami�tam. To od tej chwili mam �wiadomo��, �e 
jestem.
Utrwali�a mi si� ta scena jak fragment filmu, kt�ry nagle zatrzyma� si� w biegu. 
Zdaje si�,
�e ju� wtedy wiedzia�em, gdzie si� znajdujemy: na bazarze ��cz�cym Nowolipie z 
Lesznem.
Musia�a by� sobota, bo dooko�a by�o pusto, stragany zamkni�te. Tak, na pewno 
by�a sobota
(my�l� sobie dzisiaj, kiedy o tym pisz�), bo inaczej sk�d by si� wzi�� ojciec, w 
ka�dy inny
dzie� nie mia�by na taki spacer czasu. A je�li sobota, to znaczy, �e szli�my 
przez bazar do
babci na Soln� (tej ulicy ju� nie ma). By�o zimno, ja w paletku, pewno jesie� 
(wi�c mam
oko�o dw�ch lat), s�oneczna plama na szarym chropowatym tynku raz wi�ksza, raz 
mniejsza,
wi�c chyba wiatr p�dzi� chmury, pomi�dzy kt�rymi otwiera�y si� prze�wity na 
czyste niebo.
Sta�em twarz� w kierunku Leszna, s�oneczna plama ko�ysa�a si� na murze po mojej 
prawej
r�ce, mog� wi�c dzi� nawet z grubsza okre�li�, kt�ra to by�a godzina � jedenasta 
chyba �
wszystko si� zgadza, szli�my do babci Hamplowej na czulent, a czulent by� zawsze 
o dwunastej.
A tam, w mieszkaniu na Solnej 9, b�dzie �askotanie brody dziadka i wilgotne 
poca�unki
babci, kt�rych dziecko nie lubi, jej zachwyty, po kt�rych musia�o nast�pi� 
opryskiwanie kropelkami
�liny: �tfu, tfu, od z�ego oka!� Bardzo dziwne by�o to mieszkanie dziadk�w, tak 
inne
od naszego, wchodzi�o si� przez kuchni�, w kt�rej sta�o ��ko cioci Sabiny, 
t�giej, piersiastej
dziewczyny o mlecznej cerze, a potem by� d�ugi pok�j, tylko jeden, i doprawdy 
nie wiem,
jakim cudem wszystko si� tam mie�ci�o: okr�g�y rozsuwany w miar� potrzeby st�, 
krzes�a,
kredens, szafy, komoda, a przede wszystkim dwa drewniane ��ka stoj�ce wzd�u� 
�ciany,
g�owami do siebie; chyba dlatego tak ustawione, �eby by�o przyzwoiciej, bo 
widzia�em podobnie
stoj�ce ��ka i w niekt�rych innych �ydowskich domach, gdzie gospodarze byli ju� 
w
podesz�ym wieku, nie wypada�o chyba, �eby dziadek i babka spali obok siebie. Z 
pokoju wychodzi�o
si� na balkon, na kt�rym czu�em si� niezbyt pewnie. My�my mieszkali na trzecim
pi�trze, a babcia i dziadek na pierwszym, wi�c ich balkon by� bli�ej ziemi ni� 
nasz, i ja to tak
odczuwa�em, jakby ziemia ku mnie podp�ywa�a. To, �e na balkonie pierwszego 
pi�tra czu�em
si� nieswojo i na czwartym pi�trze u Basiuk�w te� si� czu�em dziwnie, a tylko u 
nas na trzecim
wszystko by�o jak trzeba, �wiadczy o tym, �e l�k u dziecka wzbudza nie tyle 
wysoko��,
ile inno��. U nas jest zawsze tak, jak powinno by�, i je�li u s�siad�w jest 
inaczej � w kuchni,
przy stole czy w sypialni � to to si� wydaje dziwne. Jako� nie w porz�dku.
Trzeba powiedzie� � nie kr�puj�c si� pos�dze� o megalomani� � �e od tego 
sobotniego
popo�udnia na bazarze nie tylko ja jestem, ale i �wiat jest. Bo przecie� skoro 
my trwamy w
niebycie, to i �wiat trwa w niebycie. Nigdy by ten �wiat nie sta� si� 
rzeczywisto�ci�, gdybym
si� nie by� urodzi�. A� strach o tym pomy�le�. Mo�emy �wiatu wybaczy�, �e b�dzie 
trwa� bez
nas, nawet pragniemy, �eby trwa� (i zachowa� jak�� pami�� o nas), ale czasem 
trudniej darowa�
�wiatu, �e tak d�ugo by� oboj�tny na to, �e nas nie by�o.
Moja mama wcale si� nie przejmowa�a tym, �e �wiat beze mnie nie istnieje � 
uwa�a�a, �e
jak najbardziej jest, skoro i ona jest � mia�a ju� troje dzieci, i kiedy jeszcze 
raz zasz�a w ci���,
nie zachwyci�o jej to bynajmniej. Skaka�a ze sto�u � sama mi to p�niej 
opowiada�a �
�eby mnie si� pozby�, ale si� nie uda�o, trzyma�em si� mocno �ycia. �wiat upar� 
si�, �eby
przeze mnie zaistnie�.
Mama by�a wielk� mi�o�niczk� teatru, i to w teatrze chwyci�y j� b�le porodowe. 
Odwieziono
j� doro�k� do domu, zawo�ano akuszerk�, pani� Basiukow�, kt�ra mieszka�a nad 
nami
� i tak przyszed�em na �wiat w noc z 7 na 8 listopada 1923 roku. Dopiero grubo 
po wojnie,
w Polsce rz�dzonej przez marksist�w, dowiedzia�em si�, �e jestem spod znaku 
Skorpiona i
jak w zwi�zku z tym powinien si� uk�ada� m�j los i charakter. W naszym otoczeniu 
nikt znakami
zodiaku si� nie zajmowa�. Za to m�wiono, �e skoro urodzi�em si� z wtorku na 
�rod�, to
mam by� m�dry i bogaty. Nie bardzo si� to sprawdzi�o.
Pani Basiukowa, wysoka, chuda jak tyka energiczna pani, jeszcze nieraz schodzi�a 
do nas
odbiera� u po�o�nicy dziecko, bo na przyk�ad ciocia Sabina po wyj�ciu za m�� u 
nas urodzi�a
Halink�, a potem Mareczka. Ciocia lubi�a sobie powrzeszcze�, krzycza�a do nas 
przez �cian�:
�Odmawiajcie psalmy! Ch�opcy, miejcie lito��, psalmy!� I p�niej ulubion� nasz� 
zabaw�,
moj� i starszego brata, by�o odgrywanie porodu, on wrzeszcza�, a ja 
wy�piewywa�em psalmy
w�asnej kompozycji.
Moje starsze rodze�stwo to by�y dwie siostry i w�a�nie ten brat, wi�c w ko�cu 
rodzice
ucieszyli si�, �e przyszed� na �wiat drugi syn. Ludzie im zazdro�cili, �e tak to 
si� u�o�y�o, po
parze, a w og�le twierdzono, �e nie mog�o by� inaczej, bo w naszym domu przy 
ulicy Nowolipie
53 rodzili si� sami ch�opcy. (Moje siostry przysz�y na �wiat, kiedy rodzice 
mieszkali
gdzie indziej). Konowie mieli trzech syn�w, Gorynowie trzech, Rozenkierowie 
trzech, Kacowie
a� czterech � od parteru a� po pi�te pi�tro sami ch�opcy. Krzy�ewscy, ci z 
czwartego
pi�tra, mieli wprawdzie, pr�cz dw�ch przystojnych syn�w, jeszcze pi�kn� c�rk�, 
kt�ra zrobi�a
karier�, bo wysz�a za m�� za pu�kownika i wcale nie kr�powa�a si� przychodzi� z 
nim do
swojego ojca szewca, ale ona, tak samo jak moje siostry, te� urodzi�a si� nie w 
tym domu.
W osiem dni po moich narodzinach rodzice wydali uczt�, jak ka�e zwyczaj, z 
okazji obrzezania
ch�opca. Jedli i pili raduj�c si�, �e �wiat raz jeszcze powo�ano do �ycia, ale 
mnie w
p�niejszych opowie�ciach mamy najbardziej zafrapowa�o to, �e rozrzucano mi�dzy 
go��mi
cukierki. �A dla mnie zostawili�cie?� � dopytywa�em si�. Na pewno zostawili. 
Szuka�em w
kredensie tych swoich cukierk�w, ale nigdzie ani �ladu. Okaza�o si�, �e w og�le 
o tym nie
pomy�leli. I d�ugo jeszcze odczuwa�em �al, �e podczas tego balu obce dzieci 
cz�stowano cukierkami,
tylko mnie nie. A najdziwniejsze w tym wszystkim by�o to, �e wcale za cukierkami
nie przepada�em.
M�j starszy o trzy lata brat, Hipek, �obuziak i �artowni�, lubi� droczy� si� z 
mam�: �A ja
mam� na swoje wesele nie zaprosz�. Mama si� troch� martwi�a, narzeka�a, �e 
ro�nie niedobry
ch�opiec, �adnej wdzi�czno�ci dla rodzic�w, wreszcie kiedy� spokojniej 
spyta�a:,,
Dlaczego?� �Bo mama mnie na swoje nie zaprosi�a�. Co� jak z tymi cukierkami. 
Mama
rzeczywi�cie nie by�a na jego weselu, brat po pobycie w obozie w Rybi�sku 
przepad� gdzie�
w Rosji � nie wiem, co si� z nim sta�o � mama za� podczas wojny by�a w getcie w 
Warszawie.
Mo�e nie nale�y tak �artowa�?...
A te dzieci, kt�re urodzi�y si� u nas w dziecinnym pokoju, Halinka i Mareczek, 
bardzo
udane, �liczne dzieci, oboje wywieziono do Treblinki.
Smutne oczy
Jedno zdj�cie z mojego wczesnego dzieci�stwa si� uratowa�o. Tylko dlatego, �e 
odbitk�
mieli wujostwo w Argentynie, w Santa Fe. Jestem na nim z rodzicami i 
rodze�stwem. Michalin,
lato, mam trzy i p� roku, przykucn��em w pierwszym rz�dzie z pi�k� w r�ku, 
patrz� w
obiektyw szeroko rozwartymi oczyma, w kt�rych maluje si� bezbrze�ny smutek. To 
moje
uwa�ne i smutne spojrzenie czasami irytowa�o ojca. �Wystawi� par� swoich 
ciel�cych oczu!�
� warcza�. My�l�, �e ludzi, kt�rzy przejawiaj� energi� w �yciu, chc� co� 
osi�gn��, zdoby�,
niewa�ne co, dra�ni czyj� smutek, jak dra�ni inne widzenie �wiata. A mnie, kiedy 
ojciec tak
si� gniewa�, robi�o si� jeszcze smutniej.
Nie chc� nikomu wmawia�, �e w smutnych oczach dziecka wyra�a�o si� przeczucie 
tego,
co nast�pi, z nim i z wszystkimi doko�a. Nie, nikt takiego przeczucia mie� nie 
m�g�. Podczas
wakacji kr��y�y po letniskach Cyganki, od kt�rych bi� mocny zapach, 
charakterystyczny,
wcale przyjemny, wr�y�y z kart, przepowiada�y d�ugie �ycie. Dajmy na to, �e 
utrafi�y z
�brunetem wieczorow� por�� albo z �dalek� podr� w ciep�e kraje� � i to 
wszystko. Matki
dopytywa�y si�, czy dziecko wyro�nie na doktora, czy p�jdzie do fachu, czy da� 
je do gimnazjum
czy raczej do stolarza, nie�wiadome tego, �e Potw�r ju� czyha�, czeka� tylko na 
sw�j
czas.
Gdybym teraz spotka� to dziecko z Nowolipia i m�g� mu opowiedzie� o nim samym, 
by�aby
to opowie�� dla niego niewiarygodna, wr�cz fantastyczna � i zarazem 
rozczarowuj�ca.
Bo du�o w tym �yciu jest z bicia g�ow� w mur.
Smutek, kt�ry trapi� dziecko, by� bardziej zwyczajny. Ulepiono cz�owieczka, 
porwano z
niebytu, zadano gwa�t jego nieistnieniu. Jeste�, �yj sobie, oto tw�j �wiat, 
w�a�nie ten, innego
nie ma. Ot� ten �wiat mnie, dziecku, wyda� si� trudny, ma�o zach�caj�cy. Wcale 
si� nim nie
cieszy�em, odk�d ju� jako osobniczek troch� �wiadomy musia�em stawi� mu czo�o. 
Strasznie
trudno jest by� dzieckiem, wiedzia� o tym Korczak, domaga� si� szacunku dla 
dzieci, ale bardzo
cz�sto nie wiedz� o tym doro�li i nie zawsze wiedz� dzieci, z kt�rych wiele jest 
bezmy�lnie
zadowolonych z siebie.
Ja nie by�em zadowolony. L�ka�em si� �wiata i jego wymaga�. Czasem wydawa�o mi 
si�,
�e w g�owie wiruje mi z zawrotn� szybko�ci� co� niby p�yta gramofonowa, zupe�nie 
jakby
zbli�a�a si� jaka� katastrofa. Kiedy indziej znowu mia�em wra�enie, �e wszystko 
wok� dzieje
si� w spos�b przy�pieszony i ludzie te� m�wi� nienaturalnie szybko, nie wiem, 
jak d�ugo to
trwa�o, pewnie tylko par� minut, ale by�o bardzo m�cz�ce, a na dodatek nikt mi...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin