Huberath Absolutny powiernik Alfreda dyjaka.txt

(63 KB) Pobierz
Marek S. Huberath

Absolutny powiernik Alfreda Dyjaka

I By�o przykre, ciemnawe popo�udnie listopada. Przynajmniej
przesta�o pada�. Na razie. Jak co dzie� Alfred Dyjak 
przemierza� �l�sk� zwyk�ym, szybkim krokiem, nieznacznie 
pochylony do przodu. Na ramieniu mia� przewieszon� torb� z 
br�zowego skaju, nieco rozerwan� wzd�u� zamka 
b�yskawicznego. Z rozpi�tej torby wystawa�a butelka mleka z 
aluminiowym kapslem zabezpieczonym plastykow� nak�adk�. Czu� 
si� �le i wszystko wydawa�o mu si� jeszcze bardziej obce i 
wrogie ni� zwykle. Nie lubi� siebie ani otoczenia, w kt�rym 
si� obraca�: ludzi, przedmiot�w. Kac po wczorajszym 
wieczorze wzmaga� t� niech��.
Mijaj�c ma�y sklepik, zdoby� si� na spostrze�enie, �e 
obecnie nie sprzedaj� w nim p�yt gramofonowych, lecz nadali 
mu zabawn� nazw� "Drewno".
Troch� wcze�niej o ma�o co nie zosta� przejechany przez 
pomara�czowego malucha i w�a�nie teraz to sobie u�wiadomi�. 
Brodaty kierowca wychyli� si� i krzykn��. Dyjak s�dzi�, �e 
kierowca powinien by� w�saty, a fiat ��ty. Po chwili 
zapomnia� o tym. Przeci�gn�� j�zykiem po suchych wargach.
By� wyko�czony, jakby nie spa� od niepami�tnych czas�w; 
przynajmniej wszystkie lekcje przebieg�y spokojnie. Dyjak 
uczy� starsze dzieci tak zwanych rob�t r�cznych, czyli 
parodii pracy rzemie�lnika, za� najm�odszych nieszcz�nik�w 
- tak zwanego nauczania pocz�tkowego, czyli wszystkiego po 
trochu. Udr�ka by�a wzajemna, gdy� ostatnio szko�a otrzyma�a 
w darze mikrokomputer "Meritum", kt�ry trafi� pod opiek� 
Dyjaka, uznanego szkolnego specjalisty od techniki. 
Niestety, instrukcje zosta�y napisane niezrozumiale i Dyjak 
nie m�g� sobie z nimi poradzi�. To poni�a�o go; tym bardziej, 
�e niekt�rzy z jego znienawidzonych podopiecznych umieli ju� 
biegle obs�ugiwa� niezno�n� maszyn�.
Jego wyobra�ni� opanowa� natr�tny, wyrazisty obraz. Dyjak 
poczu� rzadkie powietrze, zimne i czyste; jak w g�rach - 
przypomnia� sobie ostatnie wczasy sp�dzone w Zakopanem i 
instynktownie wch�on�� nozdrzami ci�kie i wilgotne 
powietrze jesiennego miasta. Chodniki by�y jeszcze mokre po 
deszczu.
Istnia�y dwie wsp�bie�ne rzeczywisto�ci: to ch�odne i 
zat�ch�e popo�udnie i tamto r�wnie� ch�odne, lecz 
roz�wietlone i rze�kie. W mro�nym, rozrzedzonym powietrzu 
lekko opada�o niewielkie, brunatne ziarno, owalne i 
pobru�d�one. Wydawa�o si� tak lekkie, �e gdyby dmuchn��, 
zmieni�oby tor swego lotu. Blask zmienia� ziarno, wolno, 
lecz zauwa�alnie: p�cznia�o i rozk�ada�o pomarszczone dot�d 
pow�oki. Wkr�tce przesta�o spada�; szybowa�o na niedu�ych i 
smuk�ych skrzyde�kach z po�y�kowanej i prze�wiecaj�cej 
b�ony.
Dyjak przy�pieszy�, dok�adnie stawiaj�c stopy. Uwa�a�, �e 
na chodniku s� miejsca, na kt�re powinien stawa�, by by�o 
dobrze. Chcia� przeczeka� niezrozumia�e, natr�tne obrazy. 
Obiekt widziany oczyma duszy pr�bowa� sterowa� swoim lotem: 
nieporadnie zakr�ca�, zwalnia� lub przy�piesza�, jakby uczy� 
si� manewrowania.
Wizja znik�a, ale to go nie ucieszy�o, gdy� nadal czu� 
si� podle. Doszed� do skrzy�owania; zauwa�y�, �e drzewa na 
skromnym pasku zieleni dziel�cym jezdnie Alej prawie 
zupe�nie straci�y li�cie. Wszed� do sklepu spo�ywczego. W 
kolejce sta�y dwie starsze kobiety z siatkami. Dyjak unika� 
nieoczekiwanych ruch�w, boj�c si� naruszy� delikatn� 
r�wnowag� �wiata. Spokojnie stan�� w kolejce. Wygl�d tego 
sklepu zale�a� od Dyjaka. Gdy przysz�a jego kolej, zd��y� 
jeszcze powiedzie�:
- Prosz� wino Regal - i rzeczywisto�� za�ama�a si�. Sklep 
sta� si� ciemn�, pust�, zrujnowan� sal�. Szyby pot�uczone; z 
sufitu zwiesza�y si� girlandy jakich� �ach�w czy paj�czyn. 
Na p�kach py�, kawa�ki gruzu. Wok� panowa� p�mrok. Dyjak 
zacisn�� szcz�ki, a� z�by zgrzytn�y; przymkn�� powieki. 
Chcia�, aby to znikn�o i wiedzia�, �e zale�y to od jego 
wysi�ku. Po chwili otworzy� oczy, ale ponury obraz znika� 
opornie. Powoli, naprzeciw niego, za odtwarzaj�c� si� lad� 
pojawi� si� widmowy kszta�t. Przypomina� szkielet, ale 
wkr�tce potem sta� si� kobiet� w bia�ym cha�acie i czepku na 
rudawych i pokr�conych w�osach. Sprzedawczyni poda�a mu 
butelk�. Zawaha� si�.
Za du�o pij�... cholerne zwidy - pomy�la�, jednak si�gn�� 
do kieszeni swoich marmurkowych d�ins�w, z kt�rych by� 
dumny; wyci�gn�� kilka zmi�tych banknot�w. Odliczy� i 
po�o�y� je na ladzie. Marudzi� jeszcze chwil�, wi�c 
sprzedawczyni spojrza�a na� wyczekuj�co. Dyjak przeci�gn�� 
spocon� d�oni� po przerzedzonej blond czuprynie. Zaprzeczy� 
ruchem g�owy. Nie chcia� kupowa� niczego wi�cej. Wsadzi� 
butelk� z Regalem do torby, obok butelki z mlekiem i wyszed� 
ze sklepu. Stara� si� nie rozgl�da�, w zabobonnej obawie, 
aby wizja nie powr�ci�a.
II Poszed� Alejami ku Pr�dnickiej. Po drodze wst�pi� do 
sklepu z narz�dziami. Chcia� kupi� kilka ko�k�w rozporowych, 
aby w swoim mieszkaniu zawiesi� na betonowej �cianie nowe 
dzie�o. Przez mg�� przypomina� sobie, �e jego hobby to 
malowanie obraz�w. Najta�szymi farbami olejnymi i zawsze w 
tym samym formacie, poniewa� zawsze rozpina� p��tno na 
rysownicy kre�larskiej. Gdy farby wysch�y, trudno by�o 
oderwa� obraz od deski, gdy� oleje przesi�ka�y i p��tno 
przykleja�o si�.
Mroczne wn�trze sklepu wygl�da�o zwyczajnie: kr�tka, a 
pomimo to st�oczona kolejka rolnik�w z pobliskiego placu 
warzywnego i bazaru na Kleparzu.
Ustawi� si� w kolejce, oczekuj�c na nast�pn� porcj� 
udr�ki. Za nim stan�� zwalisty m�czyzna o czerwonej, 
nabrzmia�ej twarzy i chucha� mu w kark odorem przetrawionej 
w�dki. Dyjak podrapa� si� po prze�wituj�cym ciemieniu. 
Wiedzia�, �e natr�ctwo powr�ci.
Tym razem wizja nie by�a przykra, emanowa�y z niej nieokre�lona 
�yczliwo�� i ciep�o. Zn�w ten uskrzydlony przedmiot; znowu 
zmieniony: d�u�szy, z niedu�ymi stabilizatorami - jak 
samolot. To skojarzenie przywiod�o przed oczy panoram� wok� 
lec�cego przedmiotu. Gdzie� nisko, gin�c w m�tnym b��kicie, 
p�yn�y fantastycznie postrz�pione, bia�awe kszta�ty.
Dyjak raz w �yciu lecia� samolotem: do Warny. Wtedy 
przypatrywa� si� chmurom. Te wygl�da�y podobnie. W samolocie 
do Warny jad� szynk� z plastykowej rynienki, a stewardesa 
mia�a oczy zbyt blisko siebie. Teraz czu� niezno�ny od�r 
oddechu stoj�cego za nim m�czyzny. Wisz�ce lub le��ce na 
p�kach narz�dzia wydawa�y si� nierealne: zbyt r�wne, 
b�yszcz�ce; zbyt dobrze wykonane.
Trac� poczucie rzeczywisto�ci... powinienem zg�osi� si� 
do lekarza - kolejny raz przetar� d�oni� spocone czo�o.
Pasek rozlu�ni� si� i torba spad�aby mu z ramienia, ale 
zdo�a� j� przytrzyma�. Jedynie klas�wki, kt�re ni�s� do 
domu, do poprawy, sypn�y si� na pod�og�. Schyli� si� i 
pozbiera� je z zab�oconego lastryka. Zdumia� si�: to by�y 
wy��cznie podpisane, puste kartki, niekt�re pobrudzone 
b�otem. Gor�czkowo przegl�da� kartk� za kartk�. Wszystkie 
puste, bez wyj�tku, nawet te podpisane przez najlepszych 
uczni�w.
Co to? Bunt? - zako�ata�o. - Przecie� tematy nie by�y 
zbyt trudne...
- Dla pana?... - zamy�lenie Dyjaka przerwa� g�os 
sprzedawcy w granatowym cha�acie. Sprzedawca by� wysokim i 
przera�liwie chudym brunetem o siwiej�cych skroniach.
Dyjak podrapa� si� w bok. Mia� na sobie szar� bluz� z 
wypuk�ymi, naszywanymi kieszeniami i nadrukowanym na prawej 
kieszeni czarnym or�em z rozpostartymi skrzyd�ami i napisem 
"Montana" oraz "Hamburg, Berlin, Paris, New York" poni�ej 
or�a. By� dumny z bluzy, chocia� nieco mniej ni� z d�ins�w, 
poniewa� by�a z butiku, a d�insy z importu. Sprzedawca 
patrzy� na niego z ledwie zauwa�aln� odrobin� wy�szo�ci, 
wynikaj�c� z przekonania, �e taki facet jak Dyjak nie 
potrafi nawet fachowo nazwa� tego, co chce kupi�.
- Prosz� rurk� do umywalki... tak� w kszta�cie litery s - 
powiedzia� Dyjak, potwierdzaj�c opini� sprzedawcy. 
Przeci�gn�� d�oni� po przerzedzonej czuprynie. Bateria 
ciek�a. Nale�a�o dokupi� do niej now� rurk�. Dyjak odruchowo 
spojrza� na d�o�: by�y dwa w�osy.
- Chodzi panu o wylewk�?... - w g�osie sprzedawcy nuta 
wy�szo�ci zabrzmia�a wy�ej o ton. Nazwa by�a umiarkowanie 
cudaczna, ale nie�le oddawa�a rol� rurki, wi�c Dyjak 
przytakn�� skinieniem g�owy. Zdo�a� przyzwyczai� si� do 
najdziwniejszych nazw r�nych akcesori�w, cho� nie by� 
pewien, czy to sprzedawca nie wymy�la tych nazw wy��cznie po 
to, by gn�bi� klient�w.
Znowu ogarn�o go znajome uczucie. Przel�k� si�, �e wr�c� 
halucynacje. Sprzedawca zawija� wylewk� w br�zowy papier 
pakunkowy. Dyjak przypomnia� sobie o ko�kach rozporowych.
- Na stoisku narz�dziowym - sprzedawca wskaza� g�ow� na 
drug� kolejk�. Dyjak stan�� w niej zrezygnowany. Wiedzia�, 
�e nie wytrzyma i natr�tne wizje wr�c�. Kolejka by�a d�uga. 
Stara� si� zaj�� my�li, aby nie wpa�� w sid�a wyobra�ni. 
Poprawi� i nieco g��biej wetkn�� wylewk� pomi�dzy mleko i 
wino Regal. Nie pomog�o. Obraz przed oczyma zafalowa� i 
sklep znikn��. Dyjak sta� w miejscu otoczonym spi�trzonymi 
belkami; pod fioletowym niebem, takim jak o zachodzie 
s�o�ca. Wok� gruz, ziemia i te belki. Wprawdzie nie widzia� 
ludzkich szcz�tk�w, ale obrazy rozpadu by�y bardzo przykre.
Powr�t do realno�ci zacz�� si� od czyjego� g�o�nego 
kichni�cia. Zn�w sta� w mrocznym sklepie, zat�oczonym 
m�czyznami o czerwonych twarzach i s�katych, masywnych 
d�oniach. Poczu� si� niezbyt dobrze i opar� o stoj�cy obok, 
mocno przerdzewia�y kaloryfer.
Cholerne majaki... Pij� za du�o, o wiele za du�o... - 
pomy�la� i ju� pojawi� si� nowy obraz: skrzydlaty przedmiot 
wolno szybowa� nad szar� powierzchni� ziemi, przypominaj�c� 
nieregularn�, ale wyra�n� szachownic�. Na prostok�tnych lub 
kwadratowych, szarych polach wznosi�y si� niewielkie, 
nieregularne ruiny. Te kwadraty poprzedzielane w�skimi, 
prostymi liniami ulic kojarzy�y si� z widokiem znanym i 
czasem ogl�danym w telewizji.
Lec�cy przedmiot w kolejnych wizjach by� coraz wi�kszy i 
bardziej rozbudowany. Je�li nawet nie mia� nap�du, to 
potrafi� precyzyjnie sterowa� swoim lotem. Dyjak darzy� ten 
przedmiot sympati�, ale i lekkim respe...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin