Król L Przepełnienie.txt

(12 KB) Pobierz
LECH C. KR�L

przepe�nienie

Doktor Adams operowa� jedenast� godzin�, a piel�gniarki cierpliwie �ciera�y pot 
z jego czo�a. Kilka godzin wcze�niej sko�czy�y si� typowe �arty lekarskie, nieco 
p�niej spro�ne, a na koniec �arty w og�le. Od dw�ch godzin w sali operacyjnej 
rozlega�o si� jedynie: "skalpel", "odessij" czy "ni� prosz�" oraz regularne "pip 
pip pip" EKG. Nikt ju� nie szydzi� "Co robi pacjent, kt�remu zaszyto w brzuchu 
telefon kom�rkowy?" I nie chodzi�o o to, ile trwa�a operacja. Chodzi�o o to, �e 
pacjent wci�� �y�. A zacz�o si� tak typowo:
- Doktor Adams proszony na sal� numer 3 - alarmowa� p� doby wcze�niej szpitalny 
megafon. Doktor Adams pos�a� przepraszaj�cy u�miech piel�gniarce, z kt�r� zwykle 
flirtowa� podczas dy�ur�w, dopi� �yk herbaty i klekoc�c drewnianymi klapkami 
pow�drowa� na blok operacyjny.
"Pacjent, oko�o 30, wielokrotne rany postrza�owe. Stan krytyczny" - widnia�o na 
karcie, co by�o bardzo enigmatycznym okre�leniem stanu drgaj�cej masy 
pokrwawionego mi�sa,  jaka le�a�a na stole.
Zgodnie  z przepisami powinien rozpocz�� operacj� i pom�c ofierze. Ale jak pom�c 
komu�, w kogo wpakowano magazynek karabinu maszynowego? Na pocz�tek zaj�� si� 
szczeg�lnie krwawi�c� ran� w klatce piersiowej. Po pi�tnastu minutach usun�� 
kul�. Pracowa� precyzyjnie, niespiesznie, czekaj�c na ustanie akcji serca.
- Ci�nienie skacze, t�tno wariuje, ale ci�gle jest - niezbyt profesjonalnie 
skomentowa� sytuacj� anestezjolog. Wobec powy�szego doktor Adams zabra� si� za 
drug� ran�. Potem trzeci�. I czwart�. A serce rannego ci�gle bi�o.
W ci�gu dwunastu godzin doktor Adams wyci�gn�� z operowanego osiemna�cie kul, 
zaszy� dwadzie�cia dwie rany wlotowe i cztery wylotowe podwi�zuj�c po drodze 
niezliczon� liczb� krwawi�cych naczy�. Szy�, sztukowa�, ��czy�, odtwarza�, 
zdumiony stanem pacjenta, kt�ry najwyra�niej nie mia� ochoty umrze�. Serce 
rannego zatrzymywa�o si� kilkakrotnie, po czym zaczyna�o bi�, zanim ktokolwiek 
zd��y� si�gn�� po defibrylator.
- Gratuluj� - powiedzia� asystuj�cy chirurg.
- Bez �art�w, kolego - odci�� si� doktor Adams.
- Ale� ja naprawd�...
- Nie masz wra�enia, �e co� jest nie tak?
- No?...
- Co, no! Widzia�e� jego w�trob�? Jelita? A t� nerk�? Ci�gle chcesz mi 
gratulowa�?
- Na sz�stce zdarzy�o si� co� podobnego - rzuci� sanitariusz. - Kobieta po 
wypadku. M�wili, �e nie powinna prze�y� drogi do szpitala. Le�y na OIOM-ie i 
wraca do zdrowia.
- Wida� B�g tak chcia�.
- Tu jest szpital, a nie ko�ci� - warkn�� poirytowany Adams.
- Podsumujmy, panowie - m�wi� ordynator - w ci�gu dw�ch tygodni przywieziono do 
nas siedemdziesi�t trzy osoby w stanie krytycznym. Umar�y dwie. I nie by�y to 
przypadki najci�sze. Po wypadkach, o kt�rych s�ysza�em, tylko dwie osoby zmar�y 
na miejscu: jedna osoba przejechana przez walec drogowy i druga, spalona na 
popi�. Zastanawiam si�, co by by�o, gdyby nie operowa� przywiezionych?
- Pewnie d�u�ej le�eliby na oddziale - powiedzia� jeden z lekarzy zwany 
Cynikiem.
- A jakby ich nie przywozi�? - zakpi� sta�ysta z ko�ca sali.
- To d�u�ej le�eliby na ulicy - zripostowa� Cynik.
- To nie jest zabawne. Mamy przepe�nienie. Na ka�dej sali jest po o�miu 
pacjent�w, a powinno by� czterech. Nie chc� umiera�, ale nie zdrowiej� szybciej.
- Wi�c co zrobimy z tymi, kt�rzy nie wr�c� do stanu u�ywalno�ci? - zapyta� 
Adams.
- Mam kilka przypadk�w uszkodze� kr�gos�upa. Pacjenci nie mog� samodzielnie 
oddycha�, ale gdy od��czam respirator, zaczyna si� agonia. Tylko, �e drgawki 
poruszaj� klatk� piersiow�, p�uca nape�niaj� si� powietrzem i wszystko  zaczyna 
si� od nowa.
- Zatkaj im usta... - rzuci� Cynik.
- Bez jaj, panowie! Dlaczego to my mamy zawsze takie cholerne szcz�cie?
- Co znaczy "my"?
- W szpitalu mojej starej dzieje si� dok�adnie to samo...
- Kt�ry to szpital?
- Dzieci�tka Jezus.
- Bo�e, miej nas w swojej opiece.
- Amen.
- Sie masz, doktorku - warkn�� postrzelony.
- Ca�kiem nie�le, a pan?
- Cudownie, szczeg�lnie jak na kogo� nie�le postrzelonego...
- Fakt. To ostatnio... ca�a seria.
- Oj dowcipni� z ciebie, doktorku. Ale masz racj�.
- Co m�wisz?
- �e to seryjne i �e tak ju� b�dzie.
- Ty co� wiesz... powiedz, co jest grane?
- Spieprzaj.
- Co?
- Powiedzia�em: spieprzaj.
- To ja ci �ycie ratuj�, a ty do mnie tak...
- G�wno mi �ycie uratowa�e�... Po�ata�e� mnie po prostu, i to kiepsko.
- A kto ci �ycie darowa�? �wi�ty Piotr?
- Blisko, ale niezupe�nie. A z tym �wi�tym Piotrem, to bym uwa�a�, konowale.
- Konowale?
- Jak si� tak super spisa�e�, to czemu r�k� nie mog� rusza�?
- Bo ci kula po�ow� plec�w wyr�ba�a i �opatki nie masz, kolego.
- To dosztukuj, �apiduchu.
- Spieprzaj.
- Co?
- Powiedzia�em: spieprzaj - rzuci� doktor Adams i wyszed�, trzaskaj�c drzwiami. 
Ca�y si� trz�s�. Pierwszy raz w �yciu spotka� si� z czym� takim. �adnej 
wdzi�czno�ci. Kutas!
Mija� ��ka rozstawione na korytarzach, sterty zakrwawionej po�cieli i biegaj�ce 
piel�gniarki. Przechodzi� obok w�ciek�ych lekarzy i kln�cych pacjent�w. Depta� 
puste opakowania po lekach i opr�nione pojemniki od kropl�wek. Szed� coraz 
szybciej i szybciej - byle do drzwi. Wyj�� ze szpitala.
Jeszcze kilkana�cie krok�w, jeszcze kilka... pchn�� wahad�owe drzwi i znalaz� 
si� na o�wietlonej s�o�cem ulicy.
Wiatr p�dzi� po niebie bia�e ba�wanki chmur. Ludzie chodzili za swoimi sprawami. 
Samochody je�dzi�y jak zwykle. Co� jednak nie by�o tak jak zwykle.
Dwa lata p�niej tak�e na ulicy si� zmieni�o. I to na sta�e. Doktor Adams 
truchta� trzymaj�c si� ciemnej strony chodnika. W�a�ciwie m�g� za�o�y�, �e 
gdyby, nie daj Bo�e, co� mu si� przytrafi�o, prawdopodobnie i tak by nie umar�, 
nie mia� jednak ochoty pozosta� kalek� do ko�ca... no w�a�nie, czego? Co prawda, 
uliczne gangi w miejsce karabin�w u�ywa�y przeno�nych rakiet, ale ich zapasy 
szybko si� wyczerpywa�y.
Kto� krzykn��. Kto� przekl��. Ma�e brudne dziecko chy�kiem przemkn�o pod murem.
- Wyskakuj z mamony, stary - burkn�� brodaty oprych staj�c przed lekarzem.
Doktor Adams poczu�, jak adrenalina uderza mu do g�owy. Przerabia� ju� takie 
sytuacje. Wiedzia�, co powiedzie�.
- Jestem lekarzem.
- Dawaj...
- Jak ci kto� przy�o�y na ulicy... - wrzasn�� robi�c krok do przodu - ...i 
przywioz� ci�, bratku, do mnie, to ci kutasa na czole przysztukuj�, a r�ce b�d� 
ci z dupy wychodzi�y! Kumasz?
Oprych cofn�� si� o p� kroku. Te� wiedzia�, co dzieje si� na ulicy. Odk�d 
trudno by�o si� zabija�, ludzie robili sobie nawzajem najpotworniejsze rzeczy. 
Nabijali si� na pale, odcinali cz�onki, �amali na kawa�ki. A potem ofiary takich 
praktyk przywo�ono do szpitali, gdzie lekarze pr�bowali posk�ada� wszystko do 
kupy.
Oprych kuma�. Kopn�� doktora w ty�ek i poszed�. Kopn�� dla fasonu. No bo taki 
twardziel jak on niczego si� przecie� nie boi. Poza tym, kto chcia�by sika� 
czo�em?
Adams odetchn��. Ba� si�, �e kiedy�  nie zd��y powiedzie�, i� jest lekarzem. Gdy 
zrobi�o si� niebezpiecznie, zamierza� nawet zrezygnowa� z pracy. By� za�amany i 
przera�ony. Nie ratowa� ju� �ycia. Ludzie przestali umiera�, a dok�adniej 
m�wi�c, umierali sporadycznie. W takich przypadkach dzia�ania lekarzy okazywa�y 
si� w�a�ciwie bez znaczenia. Troch� trwa�o, zanim poj��, jak� now� rol� przysz�o 
mu pe�ni�.
Ostro�nie przecisn�� si� przez t�um przed szpitalem. Ochroniarz wyposa�ony w 
pi�� �a�cuchow� otworzy� na widok Adamsa szklane drzwi.
- Cze��, doktorku - rzuci� gro��c jednocze�nie kobiecie, kt�ra pr�bowa�a 
cichaczem przemkn�� do �rodka.
- Cz�ko! - odwzajemni� Adams.
Na jego oddziale znajdowa�o si� ponad sto os�b. Dawna norma wynosi�a 
trzydzie�ci. Wszystko to by�y przypadki niezdolne do normalnej egzystencji. 
Reszt� odsy�ano do domu.
- Doktorze, b�agam! - wy�a kobieta z ��ka obok pokoju lekarzy. Zignorowa� j�. - 
Skurwysynu! - wrzasn�a, gdy zamyka� drzwi.
- Siedmiu przyj�tych, pi�ciu wypisanych. Jeden umar� - powiedzia�a siostra.
- O! Naprawd�?
- Starszy, mi�y facet. Wiedzia�, �e umiera, chyba nawet chcia�. Ba� si�. 
Trzyma�am go za r�k�. Gdy serce stan�o... u�miechn�� si�.
Doktor Adams spojrza� na swoj� wykwalifikowan� pomoc ze zdziwieniem. Odzwyczaili 
si� od �mierci w szpitalu.
- To nie by� grymas czy trupi u�miech. Naprawd� si� u�miechn��.
- Rozumiem - mrukn�� doktor Adams, ale nie rozumia�.
Kto� zapuka� do drzwi. Doktor i siostra popatrzyli na siebie znacz�co. Od dawna 
nikt nie puka�, po prostu ludzie wchodzili. A oni ich wyrzucali. Je�li 
oczywi�cie intruz nie okazywa� si� lekarzem.
- Puk, puk!
- Prosz� - powiedzia� doktor Adams wstaj�c z krzes�a. Najpierw dostrzeg� bia�� 
plam� pod szyj� wchodz�cego.
Ksi�dz - pomy�la� zdumiony.
- Niech b�dzie pochwalony...
- Na wieki wiek�w - odpowiedzia�a siostra.
- Przepraszam, �e przeszkadzam - m�wi� klecha zbli�aj�c si� do krzes�a. 
Artretyzm i staro�� - skonstatowa� profesjonalnie doktor.
- Czy mog� usi���?
- Oczywi�cie, prosz�.
- Wybaczcie, pa�stwo, od pewnego czasu nurtuje mnie pewien problem. Co� dziwnego 
sta�o si� ze �mierci�...
- Uwa�amy, �e strajkuje - smutno zakpi� doktor. - Jako� nie prosz� ostatnio o 
ksi�dza, prawda? No bo nie  umieraj�.
- Nikt? - o�ywi� si� ksi�dz.
- Prawie. Prze�ywaj� ci, kt�rzy dawno powinni wykitowa�. Wlewamy w nich litry 
krwi, jak w dziurawe balony i �atamy, p�ki nie przestan� przecieka�. Niekt�rzy 
potem nie nadaj� si� do niczego i tych mamy tu. Jest ich coraz wi�cej.
- Przepraszam, �e przerywam, czemu milczy pan o tych, kt�rzy umieraj�... W 
telewizji, w prasie, nawet pan, wszyscy to samo. Mia� tyle a tyle ran, i 
prze�y�. By� do po�owy zmia�d�ony, i wr�ci� do domu. A co z tymi, kt�rzy jednak 
odchodz�?
Doktor Adams zamy�li� si� chwil�.
- Czy ja wiem? Umieraj� z wielu powod�w. Ze staro�ci, na zawa�, po wypadkach.
- Pan ci�gle o ciele... a ja pytam o dusz�.
- S�ucham?
- Pytam, czy s� szczeg�lni pod wzgl�dem charakteru, osobowo�ci, zachowania...
- Zazwyczaj s�... mili - nieoczekiwanie podpowiedzia�a piel�gniarka.
- Mili. Co� jeszcze?
- Jakby... dobr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin