Henry Kuttner Aureola Nie powinno si� wini� za ten b��d najm�odszego anio�a. Dano mu nowiute�k�, b�yszcz�c� aureol� i wskazano planet�, o kt�r� chodzi�o. Bez zastrze�e� zastosowa� si� do wskaz�wek, czuj�c dum� z odpowiedzialno�ci, kt�r� go obarczono. By�o to wtedy, kiedy pierwszy raz wyznaczono go do uczynienia cz�owieka �wi�tym. Wyl�dowa� w Azji i odpoczywa� u wej�cia do groty otwieraj�cej si� w po�owie drogi na jeden z himalajskich szczyt�w. Serce wali�o mu z podniecenia, gdy wszed� do jaskini, by przygotowa� si� do zmaterializowania, celem wr�czenia Wielkiemu Lamie jego rzetelnie zapracowanej nagrody. Przez 10 lat tybeta�ski asceta Kai Yung siedzia� bez ruchu pogr��ony we wznios�ej kontemplacji. Nast�pnie dziesi�� lat przesiedzia� na szczycie kolumny, osi�gaj�c dodatkowe zas�ugi. A przez ostatni� dekad� �y� w tej grocie jak pustelnik, zapominaj�c o przyziemnych sprawach. Najm�odszy anio� przeskoczy� pr�g groty - i zamar� ze zdumienia. Najwyra�niej trafi� w niew�a�ciwe miejsce. Przejmuj�cy zapach sake uderzy� go w nozdrza. Stan�� jak wryty i z przera�eniem wpatrywa� si� w zasuszonego, ma�ego staruszka, kt�ry, przykucni�ty rado�nie przy ognisku, piek� udko jagni�cia. Jaskinia rozpusty! Jak nale�a�o si� spodziewa�, najm�odszy z anio��w, wiedz�c niewiele o losach �wiata, nie m�g� poj��, co spowodowa�o upadek Wielkiego Lamy. Olbrzymi dzban sake, kt�ry zostawi� u wej�cia do groty jaki� nieopatrzny wierny, wygl�da� zach�caj�co, wi�c Lama spr�bowa�, potem raz jeszcze. W obecnej chwili by� to najgorszy kandydat na �wi�tego. Najm�odszy anio� waha� si�. Jego wytyczne by�y jednoznaczne. Ten rozpustny pijaczyna z pewno�ci� nie m�g� by� przeznaczony do noszenia aureoli. Lama czkn�� g�o�no i si�gn�� po kolejn� czark� sake. Widz�c to, anio� nie czeka� d�u�ej, rozpostar� skrzyd�a i odlecia� w poczuciu obra�onej dumy. W jednym ze �rodkowo-zachodnich stan�w Ameryki P�nocnej le�y miasteczko o nazwie Tybet. Kt� mo�e mie� pretensje do anio�a, �e wyl�dowa� w�a�nie tutaj i po kr�tkich poszukiwaniach odnalaz� cz�owieka, kt�ry najwidoczniej ju� dojrza� do tego, by zosta� �wi�tym. Jego nazwisko, jak g�osi�a tabliczka na drzwiach ma�ego domku na przedmie�ciach - brzmia�o K. Young. "Mo�e �le zrozumia�em", pomy�la� najm�odszy anio�. "M�wili mi, �e chodzi o Kai Yung. To jest Tybet, wi�c to musi by� on. W ka�dym razie wygl�da jak �wi�ty". "Tak", stwierdzi� najm�odszy, "to tu. Gdzie jest aureola. Pan Young siedzia� zadumany na brzegu ��ka ze spuszczon� na piersi g�ow�. Przedstawia� sob� �a�osny widok. W ko�cu wsta�, ubra� si�. Ubrany, ogolony; uczesany i umyty zszed� na d� na �niadanie. Jill Young, jego �ona, przegl�da�a gazet�, popijaj�c sok pomara�czowy. By�a drobn�, ca�kiem �adn� kobiet� w �rednim wieku, kt�ra ju� dawno temu zaniecha�a pr�b zrozumienia zawi�o�ci �ycia. Uzna�a, �e to zbyt skomplikowane. Bez przerwy dzia�y si� jakie� dziwne rzeczy. Wi�c o wiele rozs�dniej jest sta� na uboczu i po prostu patrze� na to, co si� dzieje. Skutkiem takiej postawy by�o to, �e jej �adn� twarzyczk� oszcz�dza�y zmarszczki, za to wiele siwych w�os�w przyby�o na g�owie m�a. Wi�cej mo�na by powiedzie� obecnie o g�owie pana Younga. W nocy uleg�a ona pewnym zmianom. Pan Young by� nie�wiadomy tego. Jill pi�a sok i z u�miechem przygl�da�a si� dziwacznemu kapeluszowi reklamowanemu w gazecie. - Cze�� Filthy - powiedzia� Young. - Dzie�doberek. Nie by�o to skierowane do �ony. Pojawi� si� bowiem ma�y terierek szkocki, o mocno �obuzerskim wygl�dzie, kt�ry miota� si� histerycznie pod nogami swojego pana, wpadaj�c w zupe�ne szale�stwo, kiedy pan poci�gn�� go lekko za kosmate uszy. Ma�y chuligan trzepa� g�ow� na wszystkie strony i popiskuj�c z rado�ci, �lizga� si� pyskiem po dywanie. Zm�czywszy si� w ko�cu, terierek, wabi�cy si� Filthy MacNasty, zacz�� wali� �ebkiem o pod�og� z widocznym zamiarem pozbycia si� resztek rozumu, je�li jeszcze takowe posiada�. Young zignorowa� te dobrze mu znane popisy. Usiad�, roz�o�y� serwetk� i przyjrza� si� �niadaniu. Chrz�kn�wszy z ukontentowania zabra� si� do jedzenia. Jedz�c, zacz�� zdawa� sobie spraw�, �e �ona przygl�da mu si� dziwnie z rosn�cym zainteresowaniem. Pospiesznie wytar� usta serwetk�. Ale Jill nadal patrzy�a podejrzliwie. Young zbada� stan swojej koszuli. Je�li nie by�a niepokalanie czysta, to przynajmniej nie znalaz� na niej zab��kanych kawa�k�w bekonu czy jajka. Spojrza� na �on� i zauwa�y�, �e wpatrywa�a si� w co� nieco ponad jego g�ow�. Spojrza� w g�r�. Jill, poruszywszy si� nieznacznie, szepn�a. - Kenneth, co to jest? Young przejecha� r�k� po w�osach. - Co takiego kochanie? - To na twojej g�owie. Przetrz�sn�� palcami w�osy. - Na mojej g�owie? O czym m�wisz? - To �wiec�ce - wyja�ni�a Jill. - Co, na Boga, zrobi�e� sobie? Young zacz�� odczuwa� lekk� irytacj�. - Nic. Zdarza si� czasem, �e m�czy�ni �ysiej�. Jill zmarszczy�a brwi i �ykn�a soku. Jej oczy z uporem spogl�da�y w g�r�. W ko�cu odezwa�a si�: - Kenneth, chcia�abym, �eby�... - Co? Wskaza�a na wisz�ce na �cianie lustro. Chrz�kn�wszy z dezaprobat�, Young wsta� i podszed� do lustra. Nie spostrzeg� nic nadzwyczajnego. Ta sama twarz, kt�r� widywa� w lustrze od lat. Nic nadzwyczajnego. Nie m�g�, wskazuj�c na ni�, powiedzie� z dum�: Sp�jrzcie, oto moje oblicze. Ale - z drugiej strony - jego fizjonomia nie by�a z tych, co wywo�uj� uczucie za�enowania. Koniec ko�c�w, zwyk�e, starannie ogolone, zar�owione oblicze. D�ugie obcowanie z nim wzbudza�o w Youngu uczucie tolerancji, �eby nie powiedzie� dumy. Lecz otoczone aureol� zyskiwa�o nowy, tajemniczy wyraz. Aureola by�a zawieszona jakie� dziesi�� centymetr�w nad g�ow�. Mog�a mie� pi�tna�cie centymetr�w �rednicy i wygl�da�a jak b�yszcz�cy pier�cie� �wiat�a. Wcale jej nie czu�, kiedy ze zdumieniem dotkn�� jej par� razy palcami. - To... aureola - powiedzia� w ko�cu i odwr�ci� si�, by spojrze� na Jill. Po namy�le stwierdzi�a: - Anio�owie miewaj� aureole. - Czy ja wygl�dam na anio�a? - zdenerwowa� si�. To jest zjawisko fizyczne. Jak z t� dziewczyn�, kt�rej ��ko mia�o zwyczaj biegania po pokoju. Czyta�a� o tym. Jill zna�a t� spraw�. - Ona robi�a to si�� mi�ni. - Ale ja nic nie robi� - powiedzia� z przekonaniem. To naukowa sprawa. Wiele cia� �wieci samoistnie. - O tak. Na przyk�ad muchomor. Young bez zmru�enia oka wys�ucha� tej rewelacji, po czym zatar� r�ce. - Dzi�kuj� ci, kochanie. Przypuszczam, �e wiesz, i� ta wiadomo�� mi nie pomo�e. Anio�owie maj� aureole powt�rzy�a Jill z niesamowitym uporem. Young znowu zaw�drowa� przed lustro. - Kochanie, czy mog�aby� si� zamkn�� na chwil�. Boj� si� jak diabli, a to, co m�wisz, odwagi mi me dodaje. Jill rozp�aka�a si�, wybieg�a z pokoju i s�ycha� by�o, jak �ali si� Filthiemu �ciszonym g�osem. Young doko�czy� kaw�, ale straci�a ca�y smak. Nie by� wcale tak przera�ony, jak twierdzi�. To zjawisko by�o dziwne, nieziemskie, ale �adn� miar� nie przera�aj�ce. Mo�e rogi spowodowa�yby l�k i konsternacj�. Ale aureola?... Pan Young czytywa� dodatki niedzielne i st�d wiedzia�, �e wszystkie dziwne zjawiska mo�na wyt�umaczy� naukowo. Gdzie� s�ysza�, �e ca�a mitologia opiera si� na sprawdzonych naukowo faktach. To uspokoi�o go, a� do momentu, gdy by� got�w do wyj�cia do biura. W�o�y� kapelusz. Niestety, aureola by�a nieco zbyt obszerna. Kapelusz wygl�da� jakby mia� dwa ronda, z kt�rych g�rne jasno �wieci�o. - Do diab�a! - rzek� zmartwiony. Przekopa� szaf�, mierz�c po kolei wszystkie kapelusze, ale ,�aden nie zakrywa� aureoli. W takim stanie nie m�g� przecie� wsi��� do autobusu. Uwag� jego zwr�ci� spory przedmiot wci�ni�ty w k�t. Wyci�gn�� go i obejrza� z odraz�. By�o to mocne zdefasonowane, olbrzymie, we�niane nakrycie g�owy, przypominaj�ce wojskowe czako. By�o ono niegdy� cz�ci� karnawa�owego kostiumu. Sam kostium przesta� istnie� ju� dawno temu, ale czako jako� ocala�o, ku uciesze terierka, kt�ry czasami w nim spa�. To przynajmniej ukryje aureol�. Young ostro�nie w�o�y� to monstrum na g�ow� i poszed� do lustra. Wystarczy�o jedno spojrzenie. Szepcz�c pod nosem jakie� pobo�ne teksty otworzy� drzwi i wyszed� z domu. Wyb�r mniejszego z�a jest cz�sto trudny. W trakcie kosz marnej jazdy do centrum, nie jeden raz przysz�o Youngowi do g�owy, �e wybra� fa�szywie. Nie m�g� zmusi� si� do zdarcia z g�owy tego monstrum i podeptania - cho� mia� na to coraz wi�ksz� ochot�. Wci�ni�ty w k�t autobusu z zainteresowaniem studiowa� w�asne paznokcie, marz�c o rych�ej �mierci. Za sob� s�ysza� chichoty i st�umione �miechy, czu� badawcze spojrzenia rzucane na jego skurczon� ze wstydu g�ow�. Jaki� dzieciak rozdar� mu serce i szarpa� otwart� ran� bezlitosnymi paluchami. - Mamusiu - szepta� przenikliwie ma�y - sp�jrz na tego �miesznego faceta. - Tak, kochanie - odpowiedzia� kobiecy g�os. - B�d� grzeczny. - Co on ma na g�owie? - berbe� domaga� si� odpowiedzi. Nast�pi�o pe�ne wymowy milczenie. - Nie wiem, kochanie - odpowiedzia�a w ko�cu zmieszanym g�osem. - A po co to ma? Cisza. - Mamusiu... - Tak, kochanie. - Czy on jest pomylony? - B�d��e cicho! - odpowiedzia�a wymijaj�co. - Ale co to jest? Tego by�o ju� za wiele. Young wyprostowa� si� i dumnym krokiem przeszed� przez autobus, jego szklany wzrok nie widzia� niczego po drodze. Stoj�c na tylnej platformie; odwr�ci� twarz, by nie widzie� zaintrygowanych spojrze� konduktora. Kiedy autobus zwolni�, Young poczu�, �e kto� po�o�y� mu r�k� na ramieniu. Odwr�ci� si�. Obok niego sta�a matka tego berbecia, patrz�c na niego z dezaprobat�. - Tak? - odezwa� si� zgry�liwie. - To Billy - powiedzia�a kobieta. - Nic si� przed nim nie ukryje. Czy m�g�by pan mu wyja�ni�, co pan ma na g�owie? - Brod� Rasputina - warkn�� Young. - Przekaza� mi j� w testamencie. - I ignoruj�c kolejne pytanie wyskoczy� z autobusu z zamiarem schowania si� w t�umie. By�o to do�� trudne. Wiele os�b by�o zaintrygowanych jego nakryciem g�owy. Na szcz�cie by� ju� blisko biura. Dysz�c ci�ko, wpad� do windy i rzuciwszy windziarzowi ...
pokuj106