Mayhar Kameleon.txt

(9 KB) Pobierz
Ardath Mayhar

Kameleon

Opar� si� o stalowy s�upek, obserwuj�c strumie� samochod�w 
szemrz�cy mi�dzystanow� autostrad�. Oczywi�cie, nie powinien 
tam sta�. Znaki na wszystkich s�upach nakazywa�y pieszym i 
kierowcom pojazd�w dwuko�owych, by trzymali si� z dala od 
arterii, ale stary Indianin nigdy nie trudzi� si� 
odczytywaniem znak�w. To by�a magia bia�ego cz�owieka, 
niewarta zachodu.
Wybra� miejsce obok g�rnej rampy, �eby potencjalny ch�tny 
m�g� si� zatrzyma�. Nie dlatego, �e nie chcia� chodzi� - 
jego d�ugie, chude nogi przeby�y ju� po pustyniach i g�rach 
wi�cej mil ni� pojazdy, kt�re go mija�y. Mia� jednak 
zako�czy� pewn� spraw�, a to by� najszybszy spos�b 
osi�gni�cia celu.
Z g�sim j�kiem klaksonu s�upek min�a osiemnastoko�owa 
ci�ar�wka. Zmarszczki wok� oczu Indianina jeszcze bardziej 
si� pog��bi�y, gdy wyobrazi� sobie, jak p�ka dwana�cie z 
osiemnastu opon unosz�cych tego potwora poza zasi�g jego 
wzroku. Gdzie� mniej wi�cej w �rodku pustyni Mojave kierowca 
ci�ar�wki sp�dzi�by interesuj�co czas.
- Sam! - w jego umy�le odezwa� si� zrz�dz�cy g�os.- 
Samuelu Rainbird! Zajmij si� swoimi sprawami, a bia�ych 
ludzi zostaw w spokoju!
To by�a oczywi�cie jego matka, tak stara, �e chyba teraz 
ponownie zacznie m�odnie�. Wiedzia�a, co robi�, z zawsze 
zaskakuj�c� go, nieomyln� pewno�ci�. Czary kobiet pod ka�dym 
wzgl�dem r�ni�y si� od czar�w m�czyzn i teraz, na staro��, 
rozumia�, �e by�y tak samo skuteczne, tylko inne.
Westchn�� i wyprostowa� si�, kiedy d�ugi, b�yszcz�cy 
samoch�d zjecha� na pobocze, a kierowca r�k� wskaza� mu, by 
wsiad�. M�czyzna uderzy� d�oni� w siedzenie, by strzepn�� 
kurz. Nie znosi� plam na nieskazitelnej bieli sk�ry wn�trza.
- Wielkie dzi�ki - powiedzia� Indianin sk�adaj�c nogi pod 
w�sk� p�k� i zdejmuj�c wysoki kapelusz, kt�ry nie 
zmie�ci�by si� pod sufitem. - Nazywam si� Sam. Sam Rainbird. 
Jad� do Salt Flats, prosto przed siebie.
Cz�owiek obejrza� go z zainteresowaniem emanuj�cym z 
jasnych oczu.
- Edward Leaserthal. Ch�tnie pana podrzuc�. B�d� 
wypatrywa� drogowskazu na Salt Flats.
Sam lekko si� u�miechn��, przez co jego twarz niemal 
pop�ka�a na tysi�ce kawa�k�w. Dlaczego stary Indianin jest 
tak intryguj�cy dla bia�ych? Zachowa� jednak spok�j i skin�� 
g�ow�.
Drogowskaz? Na Salt Flats? G��boko w �rodku, gdzie nikt 
nie m�g� go us�ysze�, my�l ta wywo�a�a w nim chichot.
- Powiem, kiedy. Salt Flats jest za ma�e na drogowskaz. 
Na uboczu - zag��bi� si� w mi�kk� sk�r�, rad, �e ukry� si� 
przed s�o�cem i unosz�cym si� w powietrzu kurzem.
Wyjrza� przez okno obserwuj�c jastrz�bia kr���cego wysoko 
na przezroczystym, bladym niebie. Oczywi�cie, m�g� go 
wykorzysta�, ale latanie nigdy nie by�o jego najlepszym 
czarem. Nie, to nie dla niego. Zamkn�� oczy i wpatrzy� si� w 
obraz, kt�ry odbi� si� mocno w jego umy�le; blady cz�owiek o 
jasnych oczach i czarnych w�osach, pewnie porusza� r�koma na 
kierownicy i prowadzi� sw�j magiczny pocisk po autostradzie 
jak powietrzn� poduszk�. Doskonale.
Niemal zasn��, uko�ysany powiewem klimatyzacji i cichym 
warkotem silnika. �ni� o swojej matce, niecierpliwie 
czekaj�cej na jego powr�t z mocnym, szarym zielem, kt�re 
mia� znale��, by mog�a sko�czy� prac�. Ryk kolejnej 
mijaj�cej ich ci�ar�wki obudzi� go na dobre.
Za oknem i p�otem wzd�u� autostrady ujrza� ma�e stado 
bizon�w pas�cych si� na rachitycznej trawie. M�g� sta� si� 
jednym z tych wielkich byk�w - ale d�wiganie tak wielkiego 
ci�aru po g�rzystej okolicy nie by�o zaj�ciem dla starego 
cz�owieka. Ponownie zamkn�� oczy.
Na wiele mil przed Salt Flats poczu�, �e doje�d�aj� do 
celu, za wcze�nie jednak by�o prosi� kierowc�, by zwolni�. 
W�ska rozpadlina wype�niona sol�, ci�gn�ca si� w stron� 
piaskowcowego w�wozu, mia�a w�asny charakter i pojedyncze 
ro�linki, kt�re si� tam uchowa�y, utworzy�y samotne �lady, 
sk�po wetkane w struktur� suchej krainy. Czu� si�, jakby 
wchodzi� w paj�czyn� magii, z mrowieniem w twarzy i 
drganiami wewn�trz ko�ci.
Gdyby jego misja by�a mniej pilna, a jego matka mniej 
wymagaj�ca, przeistoczy�by si� w tego m�czyzn�, 
pod��aj�cego do celu, jaki zrodzi� si� w jego owalnej 
czaszce. Zapewne przez jaki� czas �y�by jego �yciem, jak to 
robi� z innymi jasnookimi lud�mi. Wiedzia� o bia�ych wi�cej 
ni� ktokolwiek z jego rasy, gdy� by� ju� wieloma z nich.
Oczywi�cie, kiedy to si� zdarza�o, trzeba by�o sprz�tn�� 
orygina�, co by�o wprawdzie przykre, ale zgodne z natur�. 
Istnienie dw�ch takich samych osobnik�w tu�aj�cych si� po 
�wiecie mog�o by� niebezpieczne. Doprowadzi�oby do 
przer�nych z�ych czar�w.
Lecz gdy zbli�ali si� do Salt Flats, poczu� tam c o �. 
Co� silniejszego od wszystkiego, z czym kiedykolwiek spotka� 
si� w�r�d bia�ych czy nawet Indian. Za szczytem z w�wozem 
by�o co� nowego. Nowe czary.
Otworzy� oczy i powiedzia�:
- To tu. Gdziekolwiek mo�e si� pan zatrzyma�. Wielkie 
dzi�ki.
- O.K. - jasnooki m�czyzna zwolni� i zatrzyma� si� na 
wysypanym �wirem poboczu. - Przejdzie pan przez p�ot?
- Nie ma problemu. - Sam skin�� g�ow�. - Mi�ej podr�y.
Kiedy pi�kny samoch�d odjecha�, przez chwil� po�a�owa� 
straconej szansy. Ale wtedy ponownie poczu� szarpni�cie... 
zafascynowanie nieznanym, jakie towarzyszy�o mu przez ca�e 
�ycie. Poczeka�, a� autostrada opustoszeje, by nikt nie 
widzia�, co ma zamiar zrobi�. Przeistoczy� si� w konika 
polnego i przeskoczy� przez oko w drucianym p�ocie.
Po drugiej stronie wr�ci� do swojego kszta�tu, bo na 
stare lata szybko go nu�y�y udr�ki i ograniczenia owada. 
Pomy�la�, �e chcia�by znale�� jak�� posta�, kt�ra by�aby na 
tyle sprawna, u�yteczna i interesuj�ca, �e m�g�by w niej 
przebywa� na sta�e i zostawi� matk�, by zn�ca�a� si� nad 
swoimi c�rkami zamiast nad jedynym synem.
Szuka�aby go wszystkimi starymi wypr�bowanymi zakl�ciami, 
we wszystkich postaciach, jakie zna�a. Nie wiedzia�a o 
wszystkich, w jakie si� wciela�, wi�c nigdy nie trafi�aby 
czarami tam, gdzie mog�aby go zrani�.
Zachichota� w duchu, zachowuj�c powa�n� i surow� min�, 
gdy przekracza� bia��, b�yszcz�c� nieck�, kt�r� by�o Salt 
Flats. Ros�o tam szare ziele, kt�rego potrzebowa�a matka, 
ale nie zatrzyma� si� ani nie zwolni� kroku. Musia� 
sprawdzi�, co kryje si� za szczytem, bo by�o to co�, co 
pragn�� zobaczy�.
Kiedy podszed� do zw�enia niecki, przeistoczy� si� w 
jaszczurk� i wspi�� na kamienn� �cian�, pe�zaj�c przez plamy 
py�u i przyczepiaj�c si� chwytnymi �apami do g�adkiej 
powierzchni ska�y. Na szczycie wybra� otoczak du�y na tyle, 
by si� za nim ukry�, a poniewa� umys� jaszczurki nie by� w 
stanie ogarn�� tego, co chcia� wiedzie�, ponownie sta� si� 
sob�.
Przed nim znajdowa�a si� ma�a dolina, zwyk�a dziura w 
szarobr�zowym piasku i g�azach okolicy. Po�rodku sta� pojazd 
w niczym nie przypominaj�cy porsche'a, kt�rym przyjecha�. 
By� okr�g�y, g�adki, o otwarty w�az opiera�a si� drabina 
stoj�ca na dnie piaszczystej doliny.
By�o to interesuj�ce, ale nie tak fascynuj�ce, jak 
istoty, kt�re drepcz�c tam i z powrotem mierzy�y wszystko 
dziwnymi przyrz�dami, d�wiga�y kamienie i wk�ada�y je do 
b�yszcz�cych butli. Istoty by�y dziwniejsze ni� wszystko, o 
czym kiedykolwiek �ni�, nawet po za�yciu Ziela Sn�w.
Postaci te� by�y okr�g�e, o g�owach osadzonych na 
okr�g�ych ramionach, kt�re z kolei przyczepione by�y do 
p�katych tu�owi i porusza�y si� na beczu�owatych nogach. Ich 
twarze by�y cz�ciowo ukryte pod przezroczystoniebieskimi 
kapturami, zakrywaj�cymi je po ramiona.
Przykucn�� za otoczakiem, ci�gle obserwuj�c. Czu� w g��bi 
duszy, �e poci�gaj� go te dziwne kszta�ty, jeszcze 
dziwniejszy pojazd i napi�te pole magicznej energii, kt�ra 
to wszystko otacza�a. Musia� podej�� bli�ej... �eby 
dok�adniej si� przyjrze�.
- Sam! - przeszkodzi�a mu gniewna my�l matki. - Zostaw to 
i wracaj!
W tej chwili ju� wiedzia�, �e nigdy nie wr�ci. Od 
siedemdziesi�ciu lat by� jej synem i pomocnikiem. Ale teraz 
zamierza� sta� si� osob� niezale�n�. Chcia� je�dzi� w tej 
okr�g�ej rzeczy, kt�ra sta�a tam na dole. Chcia� wiedzie�, 
do czego s�u�� te b�yszcz�ce instrumenty. Chcia� si� nauczy� 
nowych czar�w.
Co to za przyjemno�� po raz setny by� jastrz�biem, 
konikiem polnym czy bizonem? Czy nawet bia�ym m�czyzn�, 
zdecydowanie mniej interesuj�cym od konika polnego?
Ponownie sta� si� jaszczurk�, ze�lizgn�� si� w d� po 
d�ugim stoku, a� zbli�y� do okr�g�ego statku. Kiedy jeden z 
cz�onk�w za�ogi wszed� w labirynt otoczak�w, jakimi us�ana 
by�a przeciwleg�a �ciana doliny, Sam-jaszczurka skoczy� za 
nim.
Z�apa� go w zag��bieniu skalnym i zorientowanie si�, jak 
dzia�a ten inny rodzaj istoty i podrobienie jego cia�a trwa�o 
tylko moment. Istota odwr�ci�a si� i zamar�a w szoku, widz�c 
siebie sam� stoj�c� obok, w ca�ej okaza�o�ci, nawet w 
niebieskim kapturze.
- Wielkie dzi�ki - powiedzia� Sam Rainbird i uderzy� j� 
kamieniem.
Powinien uwa�a� na te czaszki. By�y niewiarygodnie 
cienkie. Upychaj�c martwego kosmit� w szczelin� i 
przysypuj�c go kamieniami i piachem, �eby ukry� cia�o, 
zmieni� troch� sw�j wewn�trzny wz�r. Ten, kto chcia�by teraz 
za�atwi� go kamieniem, by�by rozczarowany.
Potem, odnajduj�c �cie�ki w zwojach swojego nowego m�zgu, 
nowy zestaw umiej�tno�ci i wiedzy, podni�s� narz�dzie 
upuszczone przez jego ofiar�. Aha. Te tarcze okre�la�y sk�ad 
mineralny ska�. Wykazywa�y wod� i �y�y rud g��boko pod 
powierzchni� ziemi, pod jego stopami.
Przepe�niony rado�ci� z odkrycia zako�czy� wykonywanie 
polece� zawartych w replice umys�u istoty i zawr�ci�. Statek 
czeka�. Czeka�y inne �wiaty.
Mo�e z biegiem czasu zapomni, �e kiedykolwiek by� Samem 
Rainbirdem, ale podejrzewa�, �e zanim si� tak stanie, b�dzie 
istotami, o kt�rych �yciu nigdy nawet nie �ni�. Gdy si� 
u�miecha�, jego nowa, okr�g�a twarz nie oddawa�a �adnej 
emocji. Wkroczy� w nowe �ycie i w niebo pe�ne nie odkrytych 
�wiat�w.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin