Pecinovsky Stary rzucam ci lasso.txt

(54 KB) Pobierz
Josef Pecinovsky

Stary, rzucam ci lasso

Widok nabrzmia�ej twarzy Westera budzi� wstr�t. Nawet na 
miniaturowym ekranie r�cznego telefonu jego �ysina 
b�yszcza�a jak aureola.
- Niech si� pan �pieszy powoli, Dam, �eby si� pan nie 
potkn�� - cedzi� przez z�by, a ja �a�owa�em, �e nie mog� 
przy�o�y� w t� spocon� g�b�. - Niech si� pan lepiej zatrzyma, 
�eby pana ta wiadomo�� nie zaszokowa�a.
- Mnie trudno zaszokowa�, ty �mierdz�cy waflu - u�y�em 
przezwiska stosowanego wy��cznie pod jego nieobecno��, a 
wywodz�cego si� z wszechobecnej reklamy z charakterystycznym 
opakowaniem jego herbatnik�w. Ju� przeczuwa�em, co si� 
stanie.
- Niech pan s�ucha uwa�nie, Dam, bo m�g�by si� pan 
zamieni� w kupk� galarety, zanim sprawi to przyjemno�� 
publiczno�ci.
Te gadki o kupce galarety naprawd� potrafi�y mnie 
zatrzyma�. Schodzone podeszwy moich sanda��w prawie na sta�e 
stopi�y si� z asfaltem szerokiego chodnika przed budynkiem 
Ministerstwa ��czno�ci. W tym momencie nie obchodzi�o mnie, 
�e przeszkadzam �piesz�cemu si� t�umowi, chocia� w�a�ciwie 
powinno zale�e� mi na tym, �eby jego s�owa s�ysza�o jak 
najmniej ludzi.
- Cieszy mnie, �e si� dobrze rozumieny. Stary, rzucam ci 
lasso. Dzisiaj o szesnastej siedemna�cie, koeficjent 
czterdzie�ci osiem.
Z trudem prze�kn��em �lin�.
W my�lach zbiera�y mi si� cyfry i powoli uk�ada�y w 
sze�ciorz�dow� liczb�. Czterdzie�ci osiem, to go musia�o 
kosztowa� ponad milion!
- To jestem tyle wart?
- Czeg� si� nie robi dla rozerwania publiczno�ci!
Bezowocnie usi�owa�em sobie przypomnie�, czym go mog�em 
tak zainspirowa�, �eby zainwestowa� sw�j milion w�a�nie 
w moje wn�trzno�ci.
- Na Boga, Wester, dlaczego?
Jego nad�ta twarz z u�miechem na�o�onym na pozornie 
bezz�bne usta szeroko si� rozci�gn�a na podobie�stwo �le 
nastawionego monoskopu.
- Powiedzmy, �e to osobiste zainteresowanie sekretarki 
Klaudii Ross. Alergia na bezczelnych rudzielc�w.
Zanim zd��y�em co� odpowiedzie�, jego g�ba znikn�a. 
Zreszt� powiedzia� mi wszystko, co chcia�, a relacja trwa�a 
przepisowych trzydzie�ci sekund.
Powoli pr�bowa�em wszystko ogarn��.
Od szesnastej siedemna�cie? Przecie� jest szesnasta 
dwadzie�cia!
To oznacza, �e lasso ju� ruszy�o. Ale sk�d?
Rozejrza�em si� w panice, mo�e nawet by�a ona nazbyt 
widoczna.
Teraz liczy si�, kt�ry z przechodni�w zauwa�y, jak bardzo 
jestem przera�ony. Marcel, sko�czy�y si� �arty. Chodzi o 
twoje �ycie! Przyczynami mo�esz si� zajmowa� p�niej, o ile 
oczywi�cie b�dziesz mia� na to czas. Wester oczywi�cie 
wiedzia�, gdzie jestem. Nie w�tpi�em w to, �e jaki� cz�owiek 
z nabitym siod�em ju� wystartowa� i zbli�a si� z szybko�ci� 
karetki reanimacyjnej w�a�nie w to miejsce. A ja w og�le nie 
jestem przygotowany na dwudniow� gonitw�. Ani troszeczk�. 
Ju� pomijam fakt, �e w moim przypadku trudno m�wi� o 
jakiejkowiek kondycji fizycznej, tym bardziej �e przez zim� 
przyty�em dobre trzy kilo i dostaj� zadyszki nawet na ma�ych 
schodkach. Przede wszystkim jestem piekielnie niewyspany, a 
podczas pogoni z lassem w�a�nie to jest najbardziej 
zdradzieckie. A w ci�gu najbli�szych czterdziestu o�miu 
godzin nie zmru�� nawet oka, chyba �e uda�oby mi si� gdzie� 
ukry� na jaki� czas.
A� si� zdziwi�em, �e w takiej chwili potrafi� ch�odno 
rozumowa�. Schowam si� tam, gdzie na pewno Wester nie b�dzie 
mnie szuka�. Najciemniej bywa pod latarni�. Trzasn��em 
telefonem o ziemi� i rozgniot�em go obcasem. Nawet gdyby 
teraz do mnie zadzwoni�, us�yszy tylko sygna� oznaczaj�cy 
awari�. Wiem, wlepi� mi mandat za umy�lne wy��czenie si� z 
sieci, ale to drobnostka wobec tego, co mnie czeka.
Z pozornym spokojem ruszy�em przed siebie. Na razie nikt 
mnie nie zauwa�y�, by�em dla wszystkich tak samo anonimow� 
postaci�, jak oni dla mnie. A jednak dla tych tysi�cy ludzi za 
par� godzin to w�a�nie ja b�d� synonimem emocjonuj�cej 
rozrywki.
Westerowi nawet nie wpadnie do g�owy, �e m�g�bym szuka� 
schronienia w domu. Przecie� to by�aby najwi�ksza g�upota, 
na jak� m�g�bym si� zdoby�. A on zastawi wszystkie mo�liwe 
sid�a, �eby mnie znale��. Zatrzyma ka�d� taks�wk�, sprawdzi 
wszystkie poci�gi, jest w stanie zablokowa� wszystkie linie 
autobusowe, spu�ci� psy go�cze. Oczywi�cie nied�ugo odkryje, 
gdzie si� zaszy�em, ale wtedy ju� b�d� rze�ki i gotowy. 
Potem mo�e sobie rzuca� lassem, jak chce.
Przeszed�em ko�o szeregu dom�w i wlaz�em do piwnicy o 
trzy numery dalej. Ciemnym korytarzem (nie mia�em odwagi 
zapali� �wiat�a) dobrn��em do klatki schodowej, ko�cz�cej 
si� drzwiami, do kt�rych mam klucze. Przez chwil� 
nas�uchiwa�em, ale w domu panowa� normalny spok�j. Szybko 
wbieg�em na sz�ste pi�tro, otworzy�em i zatrzasn��em za sob� 
drzwi. Opar�em si� o nie i mia�em zamiar odetchn��.
Wtedy zrozumia�em, �e nie jestem w domu sam.
W odleg�o�ci sze�ciu metr�w, dok�adnie po przek�tnej 
pokoju, widzia�em zgrabnie skr�con� spiral� jaskrawozielono 
po�yskuj�cego lassa, kt�rego najwyra�niejsz� dominant� by�a 
czerwona �wiec�ca g��wka.
Lasso ruszy�o w moim kierunku.
To jasne, �e widzia�em lasso nie po raz pierwszy. 
Zdarzy�o mi si� nawet kilkakrotnie otrze� o nie, ale 
dotychczas g��wk� mog�em obserwowa� tylko w kolorze 
zielonym. Nigdy mnie jako� nie podnieca�o i nie rozumia�em 
tej szalonej watahy ci�gn�cej tu� za nim i �apczywie 
obserwuj�cej ka�dy rozpaczliwy manewr ofiary. Prze�ladowany 
mia� jedynie ten przywilej, �e dla niego g��wka by�a 
czerwona. A teraz ja patrzy�em jak zamurowany na ten kolor 
nieotynkowanych cegie� zbli�aj�cy si� do mnie na wysoko�ci 
jednego metra nad pod�og� z szybko�ci� czterech kilometr�w 
na godzin�. Od tego momentu lasso ju� si� nie zatrzyma. 
B�dzie si� unosi� na sta�ej wysoko�ci (okre�olnej 
podst�pnie, �eby w t�umie na chodniku z wi�kszej odleg�o�ci 
nie by�o widoczne) i wytrwale sun�� naprz�d. Jego cel jest 
jednoznaczny - ja. Nie by�o teraz czasu na �ale, �e nigdy 
nie bra�em udzia�u w zabawie w lasso. Mog�em tylko wzi�� 
nogi za pas. Zna�em dok�adnie jego szybko�� i wiedzia�em, �e 
ucieczka nie stanowi problemu. Ale nie zdawa�em sobie 
sprawy, �e potrafi znale�� szczelin� mi�dzy por�cz� a 
schodami i �e jego g��wk� b�d� mia� ca�y czas za plecami. 
No, schody jako� pokona�em. Wpad�em w drzwi wej�ciowe i 
zatrzasn��em za sob� ci�k� drewnian� mas�. Wiedzia�em, �e 
ta s�aba przeszkoda nie mo�e lassa zatrzyma�, ale ciekawi�o 
mnie, jak sobie z ni� poradzi. Przecisn�o si� przez dziurk� 
od klucza. Bez straty szybko�ci.
Pierwsz� i w zasadzie naturaln� reakcj� by�a ucieczka. 
Biec, uciec st�d, znikn�� mu z oczu. Ale jak dot�d nie 
s�ysza�em jeszcze o cz�owieku, kt�remu uda�oby si� zgubi� 
lasso. Znale�li si� herosi, kt�rzy prze�yli polowanie, ale 
tylko dlatego, �e kto� utka� na nich lasso zbyt kr�tkie i 
dzi�ki temu wytrzymali. Nieprzypadkowo pogo� zaczyna si� w 
godzinach, kiedy na ulicach jest najwi�cej ludzi. Tak samo 
jak w moim przypadku. Zacz�� biec, oznacza�o oddalanie si� od 
potencjalnego niebezpiecze�stwa, ale za to przyci�ga�o 
uwag� przechodni�w. A ten, kto pierwszy prawid�owo wska�e 
prze�ladowan� osob�, otrzymuje nagrod� - wprawdzie 
niewielk�, ale te� nie do pogardzenia. Poza tym zainteresuj� 
si� nim dziennikarze, pojawi si� na pierwszych stronach 
gazet jako cz�owiek o nadzwyczajnym refleksie i trudno chyba 
znale�� kogo�, kto by przepu�ci� tak� okazj�. Ucieka� przed 
lassem oznacza niepotrzebnie szybko wpisa� swoj� twarz w 
pami�� milion�w, kt�re ju� przypilnuj�, �eby lasso nie 
straci�o tropu. Je�li jednak p�jd� szybko, ale spokojnie, 
mog� wygl�da� jak zwyk�y przechodzie�, kt�rego nie 
interesuje, co si� dzieje za nim i kt�rego to w�a�ciwie 
nawet nie dotyczy. Wtedy mo�e b�d� mia� szans� zej�� temu 
potworowi z widoku. A lasso reaguje tylko na bezpo�redni 
kontakt wizualny, w przeciwnym przypadku musi si� zda� na 
informacje z t�umu.
Wiem, mog� tych wszystkich ludzi pos�a� do diab�a, 
wszystkim bez ogr�dek o�wiadczy�, �e chodzi w�a�nie o mnie, 
a potem i��. Lasso porusza si� z szybko�ci� czterech 
kilometr�w na godzin�. Wystarczy i�� i i�� - przez 
czterdzie�ci osiem godzin. Poka�cie mi kogo�, kto to 
wytrzyma. Czterdzie�ci osiem godzin razy cztery kilometry - 
drobiazg - sto dziewi��dziesi�t dwa kilometry non-stop 
marszu czy biegu... I to licz�c w linii prostej, bo w 
rzeczywisto�ci o wiele wi�cej, poniewa� lasso potrafi 
skraca� wszystkie trasy.
Udawanie czegokolwiek okaza�o si� najzupe�niej zb�dne. 
Ju� po dziesi�ciu krokach zauwa�y�em ma�y mikrobus po 
drugiej stronie ulicy. Jak kolce katusa wystawa�y z niego 
obiektywy kamer filmowych i telewizyjnych. Wester si� 
ubiezpieczy�. Widzowie telewizyjni b�d� mieli niezr�wnane 
wra�enia od pierwszych minut. Wyszczerzy�em si� do 
wycelowanych we mnie d�ugoogniskowych obiektyw�w, 
szukaj�cych w mojej twarzy �lad�w przera�enia czy paniki. 
Sp�nili si�. Mo�e by to uchwycili, kiedy zbiega�em ze 
schod�w.
Spojrza�em na swojego prze�ladowc�. Wisia� na 
standardowej wysoko�ci i pe�z� za mn�. Czerwona g��wka 
sygnalizowa�a �miertelne niebezpiecze�stwo. Zauwa�y�em 
t�um, kt�ry zacz�� si� gromadzi� na pustej dot�d ulicy. Od 
tego momentu opr�cz lassa b�d� mie� za sob� tysi�ce gapi�w 
��dnych mojej �mierci. Wiem, �e rzadko kto asystuje lassu 
d�u�ej ni� dwie, trzy godziny, tu i �wdzie kto� si� uchowa 
siedz�c za kierownic�, dop�ki nie przeszkodzi mu w tym 
policja, korek uliczny czy przepisy drogowe, ale liczba os�b 
by�a raczej sta�a. I wszyscy, z�aknieni rozrywki i 
pieni�dzy, nie daruj� sobie, �eby nie zameldowa� w 
odpowiednim miejscu o jakiejkolwiek pr�bie mojej ucieczki.
Na chodniku prawymi ko�ami parkowa� m�j w�z. Nie 
spodziewa�em si�, �e go tutaj znajd�. Jasne, �e mnie kusi�, 
ale lasso ci�gn�o za mn� o nieca�e pi�� metr�w i mog�em nie 
zd��y�. Przy�pieszy�em i obszed�em ca�y blok. Nikt mi nie 
przeszkadza� - to by�o surowo zabronione. Prze�ladowanemu 
nikt umy�lnie nie mo�e po�o�y� na drodze nawet s�omki. Ale 
czy to czyja� win...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin