Silverberg Śmierć nas rozłączy.txt

(44 KB) Pobierz
ROBERT SILVERBERG

�mier� nas roz��czy

To by�o jej pierwsze ma��e�stwo, jego si�dme. Ona 
mia�a trzydzie�ci dwa lata, on trzysta sze��dziesi�t trzy; 
stary dobry numer kwiecie�/grudzie�. W podr� po�lubn� 
wybrali si� do Wenecji, Nairobi, �wi�tyni Rozkoszy w 
Malezji i jednego z modnych kurort�w L-5, l�ni�cej 
szklanej kuli ze s�o�cem na okr�g�o i wodospadami 
sp�ywaj�cymi jak kaskady diament�w, a potem wr�cili do 
jego cudownego podniebnego domu zawieszonego na 
napr�onych cumach tysi�c metr�w nad powierzchni� 
Pacyfiku, by rozpocz�� codzienn� cz�� swego wsp�lnego 
�ycia.
Jej przyjaciele nie mogli si� z tym wszystkim 
pogodzi�. - On ma dziesi�� razy tyle lat co ty! - m�wili. 
- Jak mo�esz chcie� kogo� tak starego? - Marilisa 
przyznawa�a, �e po�lubi�a Leo bardziej dla kaprysu ni� dla 
czegokolwiek innego. By�a to kwestia impulsu; nag�y 
gwa�towny skok. Ma��e�stwa nie trwaj� w ko�cu wiecznie - 
trzydzie�ci czy czterdzie�ci lat, a potem idzie si� dalej. 
Leo jednak by� mi�y, �agodny i w gruncie rzeczy ca�kiem 
poci�gaj�cy. I tak bardzo jej pragn��. Naprawd� wydawa� 
si� j� kocha�. Dlaczego jego wiek mia�by by� problemem? 
Wygl�da� na trzydziestopi�ciolatka czy co� ko�o tego. W 
obecnych czasach mo�na by�o wygl�da� tak m�odo, jak si� 
chcia�o. Leo wykonywa� zalecenia Procesu sumiennie i na 
czas, dwa razy na dekad�, i dzi�ki temu m�g� zachowa� 
dziarsko�� i wigor m�odego ch�opca. 
By�y oczywi�cie ma�e niedogodno�ci. Kiedy�, dawno, 
dawno temu, Leo by� przyjacielem prababki Marilisy; mogli 
by� nawet kochankami. Nie zamierza�a pyta�. Takie rzeczy 
zdarzaj� si� i po prostu trzeba nauczy� si� z nimi �y�. Co 
wi�cej, w towarzystwie nadal pokazywa�a si� trzecia �ona 
Leo, Katrin, kobieta w wieku dwustu czterdziestu siedmiu 
lat, lecz wygl�daj�ca najwy�ej na trzydzie�ci. Wci�� by�a 
gdzie� w pobli�u. Leo nadal darzy� j� ciep�ymi uczuciami. 
- Wspania�a kobieta, dobry i lojalny przyjaciel - 
m�wi�. - Kiedy j� poznasz, polubisz j� tak samo jak ja. 
- To by� trudny przypadek, zgoda. Ale r�wnie 
przygn�biaj�ce by�o to, �e Leo mia� dzieci trzykrotnie 
albo wi�cej starsze od niej. Jego przedostatni potomek, 
syn Fiodor, mia� niezno�ny i arogancki zwyczaj puszczania 
do niej oka i przesy�ania porozumiewawczych u�mieszk�w, 
stuletni sukinsyn. - Chc�, �eby� pozna�a najnowsz� 
zabawk� ojca - powiedzia� o niej kt�rego� razu, gdy 
kolejny z syn�w-stulatk�w, dotychczas nieznany Marilisie, 
pojawi� si� niespodziewanie. - Mo�emy si� ni� bawi�, 
kiedy jest zm�czony. - Marilisa postanowi�a, �e kt�rego� 
dnia odp�aci mu za to.
Mimo to nie mia�a powa�niejszych zastrze�e�. Leo by� 
idealnym pierwszym m�em: m�drym, serdecznym, kochaj�cym, 
troskliwym, szczodrym. Darzy�a go prawdziw� czu�o�ci�. Poza 
tym by� niezwykle do�wiadczony �yciowo. Je�li ma��e�stwo z 
nim przypomina�o troch� ma��e�stwo z Abrahamem Lincolnem 
albo Augustem Cezarem, c�, niech tak b�dzie; Leo, podobnie 
jak oni, by� wielkim cz�owiekiem. By� niesko�czenie 
fascynuj�cy. By� jak siedmiu m��w zlanych w jedno. Niczego 
nie �a�owa�a, zupe�nie niczego, naprawd�. 
Wiosn� '87 jad� na Capri �wi�towa� pierwsz� 
rocznic� swojego zwi�zku. Ich hotel to zrekonstruowana 
rzymska willa na wschodnim zboczu Monte Tiberio: 
alabastrowe �ciany z freskami w czerni i czerwieni, barwna 
mozaika przedstawiaj�ca stworzenia morskie w marmurowej 
wannie, szeroki trawertynowy taras z widokiem na morze. 
Stoj� razem w ciemno�ciach, wpatrzeni w niesamowity 
rozblask gwiazd. Niebo rozcina w�ski sierp ksi�yca. On 
obejmuje j� ramieniem; ona wspiera g�ow� na jego piersi. 
Ona, chocia� jest wysoka jak na kobiet�, ledwie si�ga mu 
do szyi. 
- Jutro o �wicie - m�wi Leo - ujrzymy B��kitn� Grot�. 
A potem po po�udniu zejdziemy na d� do Jaskini Wielkiej 
Matki. Zawsze dostaj� dreszczy, kiedy tam jestem. My�l� o 
staro�ytnych mieszka�cach wysp czcz�cych sw� bogini� pod 
t� ska��, gdzie� w okresie plejstocenu. O ich rytach i 
rytua�ach, ofiarach, kt�re jej sk�adali.
- Czy to w�a�nie wtedy po raz pierwszy si� tu 
pojawi�e�? - pyta ona, tonem lekkim i figlarnym. - Gdzie� 
w okresie plejstocenu?
- C�, w gruncie rzeczy odrobin� p�niej. My�l�, �e to 
by� Renesans. Leonardo i ja podr�owali�my razem z 
Florencji...
- Ty i Leonardo obaj byli�cie w�a�nie tacy.
- W�a�nie tacy, to prawda. Ale nie tacy, je�li 
pojmujesz, o co mi idzie.
- I Cosimo de Medici. Jeszcze jeden z dawnych dobrych 
dni. Cosimo wydawa� takie wspania�e przyj�cia, tak?
- To by� Lorenzo - m�wi on. - Lorenzo Wspania�y, wnuk 
Cosima. O wiele zabawniejszy od swego dziadka. 
Przepada�aby� za nim.
- Kiedy m�wisz w ten spos�b wydaje mi si�, �e to ca�kiem 
serio.
- Zawsze m�wi� serio. Nawet wtedy, kiedy �artuj�. - 
Jego rami� obejmuje j� mocno. Leo nachyla si� i 
sk�ada poca�unek w jej g�stych ciemnych w�osach. - Kocham 
ci�.
- I ja ci� kocham - odpowiada ona. - Jeste� najlepszym 
pierwszym m�em, jakiego dziewczyna mog�aby sobie 
wymarzy�.
- A ty najwspanialsz� ostatni� �on�, jakiej mo�e 
pragn�� m�czyzna.
Te s�owa zaskakuj� j�. Ostatnia �ona? Czy�by 
zamierza� umrze� w przeci�gu najbli�szych dziesi�ciu, 
dwudziestu czy trzydziestu lat? Jest stary - staro�ytny - 
ale nikt nie ma poj�cia, jakie s� granice Procesu. Pi��set 
lat? Tysi�c? Kto mo�e powiedzie�? Nikt, kogo sta� na 
op�acenie kuracji, nie zmar� jeszcze �mierci� naturaln�, 
przez czterysta lat, od kiedy wynaleziono Proces. 
Dlaczego zatem on m�wi z takim przekonaniem o niej jako 
o swojej ostatniej �onie? Mo�e �y� wystarczaj�co d�ugo, by 
mie� jeszcze siedem, dziesi��, pi��dziesi�t �on.
Marilisa milczy przez d�ug� chwil�.
Potem pyta go, cicho, niepewnie. 
- Nie rozumiem, dlaczego to powiedzia�e�.
- Co powiedzia�em?
- To, �e jestem twoj� ostatni� �on�.
On waha si� przez chwil�. 
- Ale dlaczego mia�bym pragn�� innej, skoro mam ciebie - 
odpowiada. 
- Czy jestem idealna?
- Kocham ci�.
- Kocha�e� te� Tedesc� i Thane i Iavild� - m�wi ona. - 
I Miaule i Katrin. - Liczy na palcach w ciemno�ci. Jednego 
imienia brakuje. - Oraz... Syanth�. Widzisz, znam imiona 
ich wszystkich. Musia�e� je kocha�, ale ma��e�stwa jednak 
si� sko�czy�y. Musia�y si� sko�czy�. Bez wzgl�du na to, 
jak bardzo kochasz dan� osob�, nie mo�esz przed�u�a� 
ma��e�stwa w niesko�czono��.
- Sk�d to wiesz?
- Po prostu wiem. Wszyscy to wiedz�.
- Chcia�bym, �eby to ma��e�stwo nigdy si� nie 
sko�czy�o - m�wi Leo. - Chcia�bym, �eby trwa�o i trwa�o i 
trwa�o. Do ko�ca czasu. Czy to w porz�dku? Czy takie 
pragnienie jest dopuszczalne, jak uwa�asz? 
- Ale� ty jeste� romantykiem, Leo!
- Kim innym mog� by� dzisiejszej nocy, je�li nie 
romantykiem? To miejsce; wiosenna noc; ksi�yc, gwiazdy, 
morze; zapach kwiat�w w powietrzu. Nasza rocznica. Kocham 
ci�. Nic nigdy si� dla nas nie sko�czy. Nic.
- Czy naprawd� mo�e tak by�? - pyta ona.
- Oczywi�cie. Na ca�� wieczno��, tak jak jest w tej 
chwili.
Marilisa my�li od czasu do czasu o m�czyznach, 
kt�rych po�lubi, gdy jej drogi z Leo rozejd� si�. Wie 
bowiem, �e tak si� stanie. By� mo�e zostanie z Leo przez 
dziesi�� lat, by� mo�e przez pi��dziesi�t; w ko�cu jednak, 
pomimo wszelkich jego zapewnie�, �e b�dzie odwrotnie, 
jedno z nich zechce p�j�� swoj� w�asn� drog�. Nikt 
nie �eni si� na zawsze. Pi�tna�cie, dwadzie�cia lat, to 
normalne. Sze��dziesi�t albo siedemdziesi�t, to ju� g�rna 
granica.
Po�lubi wspania�ego atlet�, postanawia. A potem 
filozofa; nast�pnie przyw�dc� politycznego; z kolei b�dzie 
wolna przez par� dziesi�cioleci po to, by da� odpocz�� 
podniebieniu, by tak rzec, b�dzie to rodzaj przerywnika w jej 
�yciu, a kiedy si� tym zm�czy, znajdzie sobie kogo� 
zupe�nie innego, prostego m�czyzn�, kt�ry lubi polowa�, 
pracowa� r�kami na polu, a potem �eglarza, z kt�rym 
op�ynie �wiat, i mo�e kiedy stuknie jej trzysta lat, 
po�lubi ch�opca, niewinnego osiemnasto-, czy 
dziewi�tnastolatka, kt�ry nie mia� jeszcze swego 
pierwszego Przygotowania, a potem... a potem...
Dziecinna zabawa. Zawsze jednak doprowadza j� w 
ko�cu do �ez. Nieznani m�czy�ni czekaj�cy na ni� w 
mglistej przysz�o�ci s� niewyra�nymi przejmuj�cymi 
dreszczem zjawami, fantazjami, napawaj�cymi l�kiem, 
nieprzyjaznymi. S� jak miecze, kt�re niechybnie spadn� 
pomi�dzy ni� i Leo, i ona nienawidzi ich za to.
My�l o ma��e�stwie z tym samym m�czyzn� przez 
rozleg�y bezkres czasu, kt�ry stanowi reszt� jej �ycia, jest 
odrobin� niepokoj�ca - wywo�uje w niej poczucie 
zamykaj�cych si� �cian, powoli, nieodwo�alnie, bezlito�nie 
- lecz my�l o porzuceniu Leo jest jeszcze gorsza. By� mo�e 
tak naprawd� go nie kocha, w ka�dym razie nie tak jak 
wyobra�a sobie mi�o�� w najg��bszym sensie, lecz jest z 
nim szcz�liwa. Chce z nim zosta�. Nie potrafi wyobrazi� 
sobie odej�cia od niego i zwi�zania si� z kim� innym. 
Ale oczywi�cie wie, �e to nast�pi. Ka�dego to 
spotyka, w swoim czasie.
Ka�dego.
Leo para si� tradycyjn� sztuk� usypywania obraz�w z 
piasku. To jego pi�tnasty czy dwudziesty zaw�d. By� ju� 
architektem, archeologiem, projektantem baz kosmicznych, 
zawodowym hazardzist�, astronomem, ponadto zajmowa� si� 
paroma innymi, zupe�nie nie przystaj�cymi do siebie i 
osza�amiaj�cymi rzeczami. Leo wymy�la siebie na nowo co 
dekad� lub dwie. Jest to dla niego tak konieczne jak 
wymogi samego Procesu. Pieni�dze nigdy nie stanowi� 
problemu, poniewa� Leo �yje z odk�adanych zysk�w od 
inwestycji poczynionych stulecia wcze�niej. Lecz nowe 
wyzwanie - och, tak, zawsze nowe wyzwanie!
Marilisa nie wybra�a sobie jeszcze zawodu. Jest na 
to o wiele za wcze�nie. Przecie� to dopiero jej pierwsze 
�ycie, przed rozpocz�ciem Procesu, zaledwie faza 
Przygotowania. W gruncie rzeczy jest jeszcze dzieckiem. 
D�uba�a troch� w glinie, pisa�a wiersze, przez jaki� 
czas komponowa�a muzyk�. Ostatnio zacz�a my�le� o 
studiach ekonomicznych albo iberystyce. Bez w�tpienia 
kariera, kt�r� rzeczywi�cie wybierze, b�dzie dotyczy�a 
czego� zupe�nie innego. Ma jednak czas na...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin