Sobota Cztery pory roku.txt

(21 KB) Pobierz
Jacek Sobota

Jan Ofiarski z trudem przeciska� si� przez t�um wyleg�y na 

ulice w godzinie szczytu. My�l o mordzie maj�cym si� za 
chwil� dokona� nawet przez moment nie zaprz�tn�a jego 
uwagi. Czy� stolarz my�li o wykonywanym przez siebie stole? 
Albo kominiarz o zapchanym kominie? Nie, zawodowcy nie my�l� 
o wykonywanych przez siebie zawodach. Dlatego tak rzadko 
spotyka ich zaw�d w sprawach zawodowych. Jan Ofiarski bez 
w�tpienia by� profesjonalist�, tote� bez reszty poch�on�a 
go my�l o pewnej zimnej jak ryba dziewczynie pozostaj�cej - 
mimo usi�owa� z jego strony - oboj�tn� na zaloty. Dziewczyna 
by�a niebieskooka, jasnow�osa, posiada�a wspania�� figur� i 
nazywa�a si� Zuzanna Wdzi�czna. Nazwisko Zuzanny mia�o dla 
Jana wyd�wi�k gorzko-ironiczny, albowiem rzadko spotyka� si� 
z tak czarn� niewdzi�czno�ci� ze strony przedstawicielek 
p�ci pi�knej.
Przy najbli�szym kiosku Ofiarski zatrzyma� si�, by kupi� 
papierosy. Przypadkowo dostrzeg� bij�cy w oczy t�ustym 
drukiem tekst z pierwszej strony "Gazety Wyborczej": DRUGIE 
POLSKIE WYDANIE "SZATA�SKICH WERSET�W"!!! POLSKI T�UMACZ 
ZDEKONSPIROWANY!!! WAC�AW NIEZABITOWSKI RANIONY W ULICZNEJ 
STRZELANINIE PRZEZ FANATYCZNYCH WYZNAWC�W ALLACHA!!!
Ruszy� w dalsz� drog�. Powoli zbli�a� si� do celu. Przed 
ksi�garni� rozprowadzaj�c� ksi��k� Rushdiego k��bi� si� t�um 
protestuj�cych muzu�man�w. Policjanci przechadzali si� tam i 
z powrotem, rzucaj�c spod kask�w czujne i ostrzegawcze 
spojrzenia.
Ofiarski pomy�la�, �e ca�e to zamieszanie sprzyja 
realizacji jego plan�w. Zerkn�� na zegarek.
W tym czasie pisarz i felietonista wysokonak�adowego 
dziennika, Jerzy Katowski - mieszkaj�cy tu� nad ksi�garni� - 
bezskutecznie usi�owa� skleci� pierwsze zdanie nowego 
opowiadania. Wreszcie porzuci� t� bezproduktywn� czynno��, 
by bez reszty po�wi�ci� si� leczeniu m�cz�cego go kaca.
Katowski, z racji swojej bezkompromisowej tw�rczo�ci, by� 
cz�owiekiem powszechnie znienawidzonym. Dlatego upija� si� w 
samotno�ci. Nie lubi� tego. Ale im bardziej nie lubi�, tym 
wi�cej pi�.
Felietony Katowskiego bezlito�nie obna�a�y coraz 
liczniejsze nadu�ycia przedstawicieli nowych elit, za� jego 
opowiadania zawsze mia�y nietrudny do odczytania klucz. 
Katowski uwielbia� na przyk�ad nadawa� swoim bohaterom 
znacz�ce nazwiska. Nazwiska okre�la�y posta�, determinowa�y 
ich los, uwypukla�y rys ich charakteru, czasami za� 
kalamburowo odnosi�y si� do nazwisk znanych postaci �ycia 
politycznego czy artystycznego.
Kilkakrotnie mieszkanie pisarza nawiedzili 
funkcjonariusze UOP-u, co nasun�o mu par� nowych pomys��w 
na zjadliwe teksty. Na jego adres cz�sto nap�ywa�y coraz to 
wymy�lniejsze anonimy z czytelnymi gro�bami, jednak Katowski 
nigdy nie traktowa� ich z nale�yt� powag�.
Dochodz�ce zza okna okrzyki muzu�man�w irytowa�y 
Katowskiego w coraz wi�kszym stopniu. Po raz pierwszy w 
�yciu mia� za z�e Rushdiemu awantur� z "Szata�skimi 
wersetami". �eby zag�uszy� wrzaski, pu�ci� ulubion� p�yt� - 
"Cztery pory roku" Vivaldiego. Nast�pnie uda� si� do kuchni 
i wyj�� z lod�wki zmro�one piwo.
Terkot domofonu wyrwa� go z kontemplacyjnego nastroju.
- Kto tam?! - warkn��.
- Ja w sprawie og�oszenia. Chodzi o t� posad�... - 
odezwa� si� w s�uchawce g�os Ofiarskiego.
- Posad�? A tak. Niech pan wejdzie.
Katowski napar� palcem na przycisk. Domofon by� 
zdezelowany i nale�a�o napiera� ca�ym ci�arem cia�a, by 
uruchomi� mechanizm.
Ofiarski wszed� do klatki schodowej. Podczas wspinaczki 
po kr�tych schodach dopasowywa� t�umik do pistoletu. 
Nieustannie my�la� o Zuzannie Wdzi�cznej i wdzi�kach, 
kt�rych mu posk�pi�a. Schowa� d�o� z pistoletem do prawej 
kieszeni przeciwdeszczowego p�aszcza. Pisarz mieszka� na 
pierwszym pi�trze pod numerem 3. Ofiarski zastuka�. Na 
drzwiach nie by�o wizyt�wki.
- Wej��! - us�ysza�.
Wszed�.
Po mieszkaniu nios�y si� d�wi�ki "Czterech p�r roku" 
Vivaldiego.
- "Zima" - rozpozna� Ofiarski.
- Niech�e pan wejdzie, prosz� - g�os Katowskiego 
dochodzi� z jednego z dw�ch pokoi. Stamt�d te� p�yn�a 
muzyka. - Widz�, �e zna si� pan na muzyce powa�nej.
- Po prostu lubi� Vivaldiego.
Ofiarski wszed� do pokoju. Katowski siedzia� na 
roz�o�ystej kanapie. Pok�j dos�ownie zawalony by� ksi��kami. 
Wznosi�y si� ich ca�e zakurzone sterty. Na biurku pod oknem 
sta�a maszyna do pisania.
- Uwielbiam "Cztery pory roku" - powiedzia� Katowski. 
W�a�nie ko�czy� piwo.
- Ja w zwi�zku z og�oszeniem. Dzwoni�em, byli�my um�wieni 
na pi�tnast�. Pan, zdaje si�, potrzebuje sekretarza...
- Owszem. Ale mia� si� pan zg�osi� o trzeciej, a nie o 
drugiej...
Ofiarski zerkn�� na zegarek.
- Jest dok�adnie pi�tnasta zero dwie - powiedzia�.
Katowski u�miechn�� si�.
- C�... wida� na kacu czas p�ynie wolniej.
- To bardzo trze�we spostrze�enie.
Za�miali si�.
- Lubi pan piwo? - spyta� Katowski.
- Wie pan, co symbolizuje zima? - Ofiarski uzna�, �e 
pisarz jest w domu sam i przeszed� do sedna sprawy.
- Nie rozumiem?
- Zima symbolizuje �mier�.
Wyj�� z kieszeni d�o� z pistoletem i strzeli�. Na czole 
Katowskiego wykwit� niewielki otw�r, krew pop�yn�a cienk� 
stru�k�. Butelka po piwie bezg�o�nie potoczy�a si� po 
dywanie.
Ofiarski zakrz�tn�� si� po mieszkaniu. Star� odciski 
palc�w z klamek. Tu� przed opuszczeniem mieszkania zauwa�y� 
�lady but�w, jakie zostawi� na linoleum w przedpokoju. Zdj�� 
buty, nast�pnie przetar� szmat� linoleum.
Przed oczami sta�a mu jak �ywa posta� Zuzanny Wdzi�cznej. 
Postanowi� j� odwiedzi�.
Ju� mia� wyj��, kiedy zupe�nie nieoczekiwanie budynkiem 
wstrz�sn�a pot�na eksplozja. To by� kr�tki moment i ju� po 
chwili wszystko umilk�o. Ofiarski zerwa� si� z pod�ogi i 
pobieg� do okna. To musia�o by� z�udzenie. Na zewn�trz 
panowa� niczym nie zm�cony spok�j. Nawet demonstracja 
muzu�man�w zd��y�a ju� si� rozproszy�. Po raz ostatni 
rozejrza� si� po pokoju.
Martwy pisarz wpatrywa� si� szklistymi oczyma w punkt na 
�cianie. Gramofon wyda� z siebie ostatnie akordy muzyki 
Vivaldiego, po czym wy��czy� si� automatycznie.
Ofiarski wyszed�.
Godzin� po tym puka� do drzwi kawalerki Zuzanny Wdzi�cznej. 
Dusz� mia� na ramieniu, poniewa� ostatnio spotka� si� tu z 
ch�odnym przyj�ciem i nader gwa�town� odpraw�.
"Mo�e jej chodzi o pieni�dze?" - my�la� gor�czkowo. Zaraz 
przypomnia� mu si� aforyzm Orwella: "Kobieta �ywi wobec 
pieni�dzy jakie� mistyczne uczucie. W umy�le kobiety dobro i 
z�o oznaczaj� po prostu pieni�dze i brak pieni�dzy".
"Zasypi� j� pieni�dzmi" - postanowi�.
Drzwi otworzy�y si� z piskiem wys�u�onych zawias�w. Przed 
Ofiarskim sta�a pi�kna Zuzanna. Pi�kniejsza nawet ni� 
zwykle. Mo�e mia�a dobry dzie�? Albo zmieni�a uczesanie?
- Wejd� - powiedzia�a chropawym g�osem. Chropawo�� jej 
g�osu poci�ga�a Jana najbardziej. By�a niczym skaza czyni�ca 
z monet i znaczk�w bia�e kruki.
- Nied�ugo b�d� mia� pieni�dze - powiedzia� Ofiarski w 
nadziei, �e trafi� w dziesi�tk�.
- Co z tego? - Zuzanna wzruszy�a ramionami i powr�ci�a do 
sma�enia jajecznicy z dw�ch jaj.
"Chyba jednak nie chodzi jej o pieni�dze" - zdecydowa� w 
my�lach Jan i od razu poczu� si� lepiej. Bo cho� by� morderc� 
i uchodzi� za zimnego drania, to w g��bi duszy pozosta� 
niepoprawnym romantykiem. Kiedy�, jeszcze w czasach 
mrocznego komunizmu, by� Ofiarski obiecuj�cym bojownikiem o 
wolno�� i demokracj�. Wtedy wszystko by�o jasne jak s�o�ce i 
prostsze od drutu. Potem nagle �wiat stan�� na g�owie. 
Ludzie, kt�rych szanowa�, ze�winili si�, przyjaciele stan�li 
po przeciwnych stronach na nowo wzniesionych barykad. 
Demokracja i nieroz��czny z ni� relatywizm pogl�d�w, postaw 
i idei zabi�y co� istotnego w duszy Jana Ofiarskiego. 
Zrozumia�, �e wszystkie prawa moralne i etyczne nakazy s� 
wzgl�dne, �e nie istnieje nic do ko�ca sta�ego i 
niepodwa�alnego. W nied�ugi czas potem doszed� do wniosku, 
�e mordowanie jest r�wnie dobrym zaj�ciem jak ka�de inne. 
Sta� si� jednym z polskich prekursor�w tego trudnego 
rzemios�a.
- Kocham ci� - rzek� Ofiarski. By�a pierwsz� dziewczyn�, 
kt�rej to powiedzia�.
- Zjesz jajecznic�? - spyta�a Zuzanna.
- Nie jestem g�odny. Jestem zakochany.
- Mog� ci� nakarmi�, ale lecz si� sam.
Zuzanna na�o�y�a na talerz p� porcji i postawi�a przed 
Janem. Sama jad�a z patelni.
- Ty mnie nie kochasz - stwierdzi� Jan.
- Nie b�d� nudny - westchn�a ci�ko Zuzanna. Wsta�a na 
moment od sto�u, by w��czy� radio. Nadawano "Cztery pory 
roku" Vivaldiego.
- "Zima" - szepn�� Jan.
- Przecie� dopiero co zacz�a si� jesie� - Zuzanna 
wyjrza�a przez okno, jakby w poszukiwaniu �niegu.
"Wczoraj mnie wyrzuci�a" - my�la� Ofiarski. - "Dzi� 
okazuje mi oboj�tno��. Post�p to, czy regres?"
Zuzanna sko�czy�a swoj� porcj�. Jan nawet nie zacz��.
- Dlaczego nie jesz? Zmarnuje si� - powiedzia�a Zuzanna.
"Regres" - zdecydowa� w duchu i poczu� jak ogarnia go 
rozpacz.
- P�jd� ju� - odezwa� si� do niej. Zuzanna wzruszy�a 
ramionami i zapali�a papierosa.
Jan postanowi�, �e ur�nie si� do nieprzytomno�ci w 
pierwszej napotkanej knajpie.
Przed domem Zuzanny siedzia�a na brudnym kocu Rumunka w 
�achmanach z umorusanym dzieciakiem w ramionach. Na jej 
kolanach le�a� karton, na kt�rym napisane by�o 
niegramatyczn� polszczyzn�, �e kobieta i dziecko pochodz� z 
Rumunii i bardzo, ale to bardzo potrzebuj� pieni�dzy.
Jan pomy�la�, �e z�achmanieni Rumuni na ulicach polskich 
miast to jeden wielki �ywy wyrzut sumienia.
"Ciekawe, czy oni sami miewaj� wyrzuty sumienia?" - 
pomy�la�.
Potem ju� nie my�la�.
Ur�n�� si� w knajpie "Pod Og�rkiem". Barman, �ysy facet o 
pooranej twarzy, nieustannie puszcza� magnetofonowe nagranie 
z "Czterema porami roku" i podawa� klientom do w�dki kiszone 
og�rki. Po trzeciej setce do Ofiarskiego przysiad� si� 
niewielki, rachitycznie zbudowany m�czyzna. Przypomina� 
po��k�e �d�b�o trawy nieustannie przyginane do ziemi 
huraganowym wiatrem.
- �d�b�o jestem - przedstawi� si� nieznajomy. Od tej pory 
pili razem, prze�cigaj�c si� we wznoszeniu nonsensownych 
to...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin