S. P. SOMTOW anio�y z g��bi mroku Pojawi� si� kiedy� historycy, kt�rzy opisz� wszystkie bitwy i ustal�, ilu poleg�o. Okre�l� taktyk� genera��w, a wszystko b�dzie dla nich kryszta�owo jasne, jakby patrzyli oczyma anio��w. Ale ja widzia�em to inaczej. Cho�by�cie mnie zabili, nie nazw� ani jednej z toczonych przez nas bitew. Brak�o mi czasu na liczenie trup�w, kt�re ledwie dostrzega�em przez czerwon� mg�� zasnuwaj�c� oczy. Kiedy opad� krwawy opar skroplony niczym rosa, a liczne jak robactwo cia�a sta�y si� widoczne, nie potrafi�em ich rozr�ni�; istne morze tors�w, g��w i skr�conych ko�czyn; trupy le�a�y jedne na drugich z��czone i przyci�ni�te do siebie niczym kochankowie; nie mia�o znaczenia, czy to nasi, czy tamci. Nie pami�tam, co mnie sk�oni�o do pozostania na ty�ach. Mo�e si� zgra�em na wy�cigach karaluch�w. Mo�e przez kaw�, oczywi�cie nie prawdziw�, lecz t� z pra�onych �o��dzi, doprawian� smalcem i odrobin� cykorii. A mo�e chodzi�o o moje buty, tak zdarte, �e przy ka�dym kroku czu�em si�, jakbym st�pa� po roz�arzonych w�glach. Najprawdopodobniej jednak sta�o si� tak, poniewa� by�em typem zbiega. Mia�em to we krwi. M�j tata i ja cz�sto wiali�my. S�dz�, �e nawet gdy umkn��em mu i poszed�em na wojn�, wci�� pali�em si� do ucieczki i nie potrafi�em zapanowa� nad t� gor�czk�. No i zosta�em maruderem, ale wiedzia�em, �e jak wr�c�, zostan� rozstrzelany i po �mierci natychmiast ogarn� mnie wieczne p�omienie, bo walczyli�my w obronie bo�ego prawa. Nie chcia�em trafi� do piek�a, skoro zaledwie czterna�cie lat �y�em na tym �miertelnym padole. Dlatego zosta�em w�r�d trup�w i tak spotka�em starego czarnucha, kt�ry dawniej pracowa� u Andersona. S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi, a na pobojowisku panowa� spory ruch, bo �cierwo przez ca�y dzie� puch�o, rozk�ada�o si� i przyci�ga�o ptaki, robactwo oraz muchy. Przyjemnie si� sz�o po zw�okach, bo wtedy moje poranione stopy nie bola�y. Trupy zalega�y te� w p�ytkim strumieniu i dalej a� do lasu. Nie wiedzia�em, gdzie jestem ani dok�d id�. Zapada� zmierzch, a chcia�em przed noc� gdzie� doj��, byle gdzie. Robi�o si� zimno, wi�c zdj��em kurtk� z jednego trupa, a drugiemu zabra�em nowe buty, ale nie mog�em ich w�o�y� na otwarte rany. Pewnie waszym zdaniem nie godzi si� okrada� umar�ych, ale im nie potrzeba z�ota ani srebra. W gasn�cym �wietle dnia przetrz�sa�em kieszenie, szukaj�c monet. Niewiele ich si� znajduje na polu bitwy. W walce gin� zwykle sami biedacy. To ci�ka robota brn�� mi�dzy cia�ami i wypatrywa� b�yszcz�cego metalu w�r�d rozci�tych korpus�w, g��w z wy�upionymi oczyma i skr�conych kiszek. Omal si� nie udusi�em od smrodu, a ukradziona kurtka marnie chroni�a przed ch�odem. By�em g�odny i nie mia�em poj�cia, gdzie szuka� �arcia. Mg�a zn�w si� podnios�a, wi�c powiedzia�em sobie: wezm� jeszcze par� monet, a potem skr�c� do lasu, zbuduj� sza�as, a nawet rozpal� ogie�. Nikt mnie nie wypatrzy, bo jestem chudy jak patyk i cichy jak myszka. Zacz��em si� przeprawia� przez strumie�, co nie by�o trudne, bo le�a�o tam mn�stwo cia�, po kt�rych mog�em st�pa�. By�em w po�owie drogi, gdy pod topol�, w kr�gu wolnym od trup�w zobaczy�em starego czarnucha. Ponad ma�ym ogniskiem piek� kawa�ek mi�sa na ro�nie. Przez brz�czenie much s�ysza�em trzask ognia i mimo smrodu rozk�adaj�cego si� ludzkiego �cierwa czu�em zapach przypiekanego t�uszczu. Zbli�y�em si� do miejsca, gdzie siedzia� czarnuch. Ledwie trzyma�em si� na nogach, lecz dla posi�ku got�w by�em zabi�. Murzyn kuca�, obejmuj�c kolana ramionami; ko�ysa� si� w prz�d i w ty�. Zdawa�o mi si�, �e s�ysz�, jak nuci piosenk� podobn� do ko�ysanki w j�zyku bardziej przypominaj�cym francuski ni� slang czarnuch�w. To dziwne, ale zna�em t� melodyjk�. Zapewne mama urodzona w Luizjanie kiedy� mi j� �piewa�a. Im d�u�ej s�ucha�em, tym mniej chcia�o mi si� ukatrupi� starego. By� mocno posuni�ty w latach. Kiedy przywlok�em si� bli�ej, poj��em, �e nie ma si� czego ba�. Wci�� nie widzia�em twarzy czarnucha, kt�ry siedzia� ty�em do mnie wpatrzony w zachodz�ce s�o�ce, ale zorientowa�em si�, �e jest mocno zniszczony, ca�kiem posiwia�y i czarny jak nadci�gaj�ca noc. Wydawa� si� tak�e g�uchy, bo nawet nie nadstawi� ucha, gdy sta�em w cieniu topoli zaledwie par� jard�w za jego plecami. W�a�nie wtedy przem�wi� do mnie, ale si� nie obejrza�. - A, bonjour, paniczu Jimmy Lee. Nie s�dzi�em, �e si� jeszcze spotkamy. - Odwr�ci� si� i pozna�em go po czarnej opasce na prawym oku. Bo�e, jaka� to by�a niespodzianka zobaczy� go tam, po�rodku doliny �mierci. Dziesi�� lat min�o, odk�d tata i ja przyw�drowali�my do maj�tku Andersona. Nie by�o powodu, �eby tam wraca�, bo w tydzie� p�niej wszystko sp�on�o do fundament�w, stary Anderson umar�, a wszyscy jego niewolnicy zostali sprzedani. - Jak mnie pozna�e�? - spyta�em. - Kiedy ostatni raz si� widzieli�my, mia�em cztery lata. - Tw�j tata nadal jest w�drownym kaznodziej�, paniczu Jimmy Lee? - U�miechn�� si�. - Chyba tak - mrukn��em, nie chc�c na razie zdradza� mu wszystkiego. - Ju� z nim nie jestem. - Zawsze mia�e� natur� uciekiniera. - Poda� mi kawa�ek pieczeni. - Co to jest? - Chyba lepiej nie wiedzie�. - Jad�em wcze�niej oposa, pr�bowa�em szczura polnego, wi�c znam r�ne �cierwa. - Odgryz�em kawa�ek mi�sa, kt�re do�� mi smakowa�o, zw�aszcza �e od dw�ch dni nie mia�em w ustach przyzwoitego �arcia. Czarnuch zn�w nuci� swoj� piosenk�. Przypomnia�em sobie, �e w�a�nie od niego s�ysza�em j� tamtego dnia, kiedy tata strzeli� mamie w plecy, bo postanowi�a odej�� do india�skiego wie�niaka z plemienia Choctaw. Nie mam o to do niej pretensji, bo go�� mia� przynajmniej kawa�ek ziemi, a do tego czterech niewolnik�w. Tata pozwoli� jej spakowa� rzeczy i czeka�, a� b�dzie w po�owie mostu, i dopiero wtedy jednym strza�em pos�a� j� do kr�lestwa niebieskiego. Potem chwyci� mnie za r�k�, posadzi� na swego konia i zawi�z� do maj�tku Andersona. Kiedy zacz��em rycze�, bi� mnie po twarzy, a� poczerwienia�a i zsinia�a. "Ta kobieta nie zas�uguje na twoje �zy" - powtarza� mi�dzy uderzeniami. - Dopu�ci�a si� cudzo��stwa - powiedzia� na koniec. - Pismo �wi�te nakazuje kara� takie �mierci� przez ukamienowanie, szkoda na ni� kuli. Post�pi�em zgodnie z prawem, a je�li raz jeszcze zaszlochasz, wezm� na ciebie t�giego kija, bo kto szcz�dzi r�zgi dzieci�ciu swemu, ten go nie mi�uje. - Opr�ni� flaszk� gorza�y, dosta� czkawki i przez dziesi�� d�ugich lat ani razu nie wspomnia� o Mary Cox. Tata nie by� wy�wi�cony na pastora, ale zdaniem plantator�w dostatecznie zna� Bibli�, �eby wyg�asza� kazania dla ich czarnuch�w. Zajmowa� si� tym w ka�d� niedziel�, co tydzie� w innym maj�tku, a potem szed� do rezydencji na obiad z panem i pani�; czasami, je�eli w�a�ciciele nie mieli ochoty siada� do sto�u z bia�� ho�ot�, jada� w kuchni w�r�d czarnej s�u�by domowej. Murzyni nazywali go wielebnym Coxem, natomiast w�r�d bia�ych m�wi�o si� o nim po prostu Cox albo moczymorda Cox, zawzi�ty pyskacz, �a�osny i godny po�a�owania, takie zero, �e jego kobieta odesz�a do Indianina. U Andersona wyg�osi� kazanie w stodole, a jako temat wzi�� cudzo��stwo; niezauwa�ony wymkn��em si� na pole, ukry�em si� w zaro�lach trzciny cukrowej, �eby j�cze� i rozpacza�, jakby �wiat mia� si� sko�czy�, a mia�em w�wczas zaledwie cztery lata. Wtedy us�ysza�em tamt� piosenk�, kt�ra brzmia�a i teraz. Podnios�em g�ow� i zobaczy�em starego czarnucha z opask� na oku. - Och, skarbie, trudno �y� bez matki - zwr�ci� si� do mnie. Zapami�ta�em jego zapach przypominaj�cy ostr� wo� zgniecionych �wie�ych zi�. - Nadal mam w pami�ci dzie�, kiedy zabrano moj� mamman. Nie ty jeden cierpisz, bia�y ch�opcze. Troch� za�enowany, �e mnie kto� przy�apa� w tym moim osamotnieniu, st�umi�em szloch i zapyta�em: - Jak straci�e� oko? - Taka by�a cena wiedzy, skarbie - odpar� cicho. - Zamiast tu siedzie�, powiniene� teraz s�ucha� kazania mojego ojca, bo inaczej dostaniesz baty. - Dali ju� sobie spok�j z ch�ostaniem starego Josepha - powiedzia� ze smutnym u�miechem. - Twoja mama te� nie �yje? - Tak. Odesz�a... och, b�dzie ze sze��dziesi�t lat. Umar�a podczas wojny o wyzwolenie. - Ej�e! - zawo�a�em. - Nawet ja wiem, �e ta wojna by�a prawie sto lat temu, a ty nie mo�esz by� taki stary, poniewa� bia�y cz�owiek do�ywa siedemdziesi�tki, a czarnuchowi nale�y si� mniej. - Nie rozumia�em nic z tego, co m�wi�em, lecz wielokrotnie s�ysza�em, jak tata powtarza� to wszystko w swoich kazaniach. - Przecie� nie m�wi� o wojnie wyzwole�czej bia�ych ludzi, tylko o powstaniu kolorowych, kt�re mia�o miejsce na wyspie zwanej Haiti. Francuzi torturowali mamman, ale nie wyda�a swoich przyjaci�, wi�c j� zabili, a mnie sprzedali w niewol�. Statek odp�yn�� dzie� przed og�oszeniem wyzwolenia. I tak moi rodacy przed sze��dziesi�ciu laty uzyskali wolno��, a ja w obcym kraju nadal d�wigam kajdany. Wiedzia�em, �e czarnuchy sypi� jak z r�kawa opowie�ciami o czarach oraz dalekich krainach i w og�le nie potrafi� odr�ni� zmy�lenia od prawdy; tata m�wi�, �e prawda jest twardym konkretem, dla bia�ych �atwym do uchwycenia jak kamie� albo podkowa, natomiast tamtym wymyka si� niczym zjawa. Dlatego nie zbija�em k�amstw starca. Siedzia�em cicho, ws�uchany w melodi� jego g�osu, kt�ry mnie uspokaja� i chyba �agodzi� b�l, poniewa� kiedy po chwili przypomnia�em sobie mam� le��c� na mo�cie i krztusz�c� si� w�asn� krwi�, powr�ci�y te� najmilsze wspomnienia: ton, jakim wo�a�a mnie po imieniu, smak jej sutk�w, gdy po tym, jak straci�a moj� niedawno urodzon� siostrzyczk�, pozwala�a mi ssa� piersi pe�ne mleka, chocia� mia�em cztery lata. Znowu si� rozp�aka�em, ale tym razem �zy by�y jak uzdrawiaj�cy balsam. - Pos�uchaj mnie, paniczu Jimmy Lee - odezwa� si� wtedy stary Joseph. - Nie zawsze b�d� przy tobie, gdy zapragniesz otworzy� serce. - Zdziwi�em si�, bo wydawa�o mi si�, �e nie zdradzi�em mu �adnej z my�li przebiegaj�cych mi przez g�ow�. - Postanowi�em ci wr�czy� podarek - m�wi� dalej, wyci�gaj�c z r�kawa flakonik albo...
pokuj106