Sierpień Dobry interes.txt

(9 KB) Pobierz
Tomasz W. Stepie�

Dobry interes

I
Nie�atwo jest wybi� si� na dobrego kilera w sprawlu. Du�a konkurencja, mn�stwo glin i jeszcze wi�cej ludzi, kt�rym 
mo�na si� narazi�. Dlatego dobrych jest niewielu i s� to zawsze ludzie wyj�tkowi. I dlatego te� trzeba robi� wszystko, 
�eby utrzyma� si� na fali - zawsze na bie��co z informacjami, a dopiero p�niej z broni� i reszt� sprz�tu. Kiedy wi�c 
kto� puszcza po ulicach info, �e szuka desperado do przetestowania zupe�nie nowego, eksperymentalnego z�omu, na 
pewno znajd� si� ch�tni. To r�wnie pewne, jak japo�skie banki.
II
Siedzieli w podziemnym gara�u jakiego� opuszczonego biurowca. Ka�dy plecami do �ciany, �ypi�c czujnie na 
pozosta�ych, z r�k� na gnacie. Desperados. Za m�odzi, �eby rozumie�, albo za starzy, �eby mie� inn� mo�liwo�� ni� ta. 
Po chwili na parking wtoczy�a si� panzerka. Kilkunastu m�czyzn z mniejszym lub wi�kszym zdziwieniem stwierdzi�o, 
�e jest to ni mniej ni wi�cej, tylko Ford T-Rex! Pot�ny, niemal�e wojskowy model VTOLa. Maszyna spokojnie 
osiad�a na ziemi z cichym szumem dysz. Otworzy�y si� boczne drzwi i z wn�trza pojazdu wyskoczy�o dw�ch ludzi z 
broni� w r�kach. Natychmiast rozleg�o si� kilka nieopanowanych westchni�� na widok ich sprz�tu. Go�cie ustawili si� 
fachowo i pokryli ogniem wszystkich siedz�cych. Po chwili z T- Rexa wyszed� kolejny m�czyzna. By� w �rednim 
wieku, ubrany w cholernie elegancki garnitur. Stan�� w swobodnej pozie i zacz�� m�wi� stonowanym, znudzonym 
g�osem:
- Panowie, zostali�cie zaproszeni do wzi�cia udzia�u w przedsi�wzi�ciu, kt�re ma szans� na zawsze zmieni� oblicze 
tego �wiata. Jest to projekt o kolosalnym znaczeniu dla wszystkich my�l�cych istot. Jest on zbyt wa�ny, aby 
ryzykowa�, �e pewne okre�lone grupy interesu zdo�aj� przej�� go i zamiast wykorzysta� dla dobra wszystkich 
cz�onk�w gatunku ludzkiego, b�d� si� stara�y nabija� swoj� kabz�. Nie musz� chyba dodawa�, �e odb�dzie si� to 
kosztem wszystkich uczciwie pracuj�cych obywateli, kt�rzy maj� takie samo prawo do korzystania z profit�w 
p�yn�cych z tego wiekopomnego odkrycia.
Tu przerwa� i spojrza� po le��cych na ziemi �pi�cych m�czyznach i wszed� do wozu. Ochroniarze wy��czyli emiter 
gazu i zaj�li si� pakowaniem do �adowni rozbrojonych wcze�niej u�pionych klient�w.
III
Ch�opak nagle odzyska� �wiadomo��. Zorientowa� si�, �e le�y na ��ku. Jego r�ka pow�drowa�a powoli w kierunku 
biodra, celem sprawdzenia, czy ma swoj� bro�. Nie mia� jej. Fakt ten po chwili wyda� mu si� zupe�nie oczywisty. 
Us�ysza� g�os.
- Dzie� dobry.
Powoli otworzy� oczy. Ujrza� przed sob� posta� m�czyzny, kt�r� widzia� ju� na podziemnym parkingu. Towarzyszy�a 
mu dw�jka tych samych ochroniarzy. M�czyzna nie zra�ony brakiem odpowiedzi, rzek�:
- Zosta� pan zakwalifikowany do naszego eksperymentu, panie Rojas. Mam nadziej�, �e zgodzi si� pan na jego 
przeprowadzenie...
Niedopowiedzenie by�o wystarczaj�co jasne, �eby nie pozostawi� mu w�tpliwo�ci, �e jego zgoda jest tutaj czyst� 
formalno�ci�.
- Czy wolno mi spyta� na czym ma polega� ten eksperyment? - spyta� Jose.
- Tak, oczywi�cie - odpar� garnitur - Wszczepimy panu najnowszy model wojskowego komputera taktycznego.
Ch�opak zaniem�wi� z wra�enia. Przez g�ow� przelatywa�y mu setki my�li. Komputer taktyczny!!!! Kiedy� s�ysza�, �e 
niekt�rym ludziom z oddzia��w specjalnych New Edison montowano komputery taktyczne, ale by� to sprz�t 
praktycznie bezcenny. I teraz on, Jose Rojas, zwyk�y chicano, ma szans� na taki sprz�ciol! W tym samym momencie 
przysz�o zw�tpienie i strach. Dlaczego on? Przecie� mieli swoich zawodowych �o�nierzy, kt�rzy z pewno�ci� byli o 
wiele lepsi od niego. Co� tu �mierdzia�o...
- Dlaczego ja? Co mam zrobi�? - zapyta� ch�opak.
- Ma pan dla nas zabi� pewnego cz�owieka - powiedzia� bez ogr�dek m�czyzna.- Je�li pan to zrobi, komputer 
przechodzi na pana w�asno��. Je�li si� panu nie uda... No c�, nie rozpatrujemy takiej mo�liwo�ci.
Ale Jose wiedzia�, co si� stanie je�li zawiedzie. W tym �wiecie nie dostawa�o si� drugiej szansy. Tu nie by�o miejsca 
dla przegranych. Wygraj ile si� tylko da, albo gi�. Je�li zawiedzie, p�jdzie na przemia�.
- Zgadzam si�.
Facet w garniturze u�miechn�� si� cynicznie :
- Ale� oczywi�cie, �e pan si� zgadza. Co do tego nie mamy najmniejszych w�tpliwo�ci...
IV
W ci�gu dw�ch miesi�cy wczepiono mu nie tylko komputer taktyczny, ale r�wnie� wiele innego, r�wnie po�ytecznego 
sprz�tu. Przeszed� przez niezliczon� ilo�� trening�w i symulacji. By� w szczytowej formie. Zdawa� sobie spraw�, �e 
musi wykona� robot�. Nie m�g� zawie�� swoich pracodawc�w. Pewnej nocy powiedziano mu, �e to ju� czas. 
Spokojnie uda� si� na l�dowisko budynku i wsiad� do zwyk�ego, cywilnego VTOLa. Kiedy maszyna startowa�a, on 
zak�ada� sw�j sprz�t.
Kiedy znale�li si� nad celem, bez chwili wahania wyskoczy� w ciemno��. Komputer podawa� mu wszelkie niezb�dne 
dane. Wysoko�� zmniejsza�a si� bardzo szybko. Do dachu korpowej piramidy by�o coraz bli�ej. Odpali� silniki 
rakietowe po raz pierwszy na ca�e 0.2 sekundy. Przeci��enie uderzy�o go jak dobry L�D sieciarza. Po chwili znowu 
odpali�. Tym razem na 0.1 sekundy. Przeci��enia by�y straszliwe, ale by� to jedyny sensowny spos�b na niezauwa�one 
l�dowanie. Gdyby schodzi� delikatnie na sta�ym ci�gu, kupi� by kontr� od ochrony po paru sekundach. Wyl�dowa� 
ca�kiem poprawnie, je�li bra� pod uwag� jego stan. Szybko przetoczy� si� po dachu w kierunku jego kraw�dzi. Tam 
zacz�� wymiotowa�. Na symulacjach ci�ko jest odtworzy� rzeczywiste przeci��enia. Ale nie mia� czasu na rozczulanie 
si� nad sob�. Za pomoc� rozkazu do komputera zaaplikowa� sobie kilka �rodk�w wzmacniaj�cych (czytaj: narkoli 
bojowych). Po chwili zerwa� si� na nogi i pobieg� w kierunku szybu wentylacyjnego. Na bardzo d�ugim odcinku by� on 
pionowym kana�em, w kt�rym rozmieszczono wentylatory zasysaj�ce powietrze. Ramiona tych wiatraczk�w mog�y 
spokojnie poszatkowa� na kawa�ki faceta w bojowym egzoszkielecie, �eby nie wspomnie� o takim lekkozbrojnym 
chicano. Ale o wszystkim pomy�lano. Jose przecisn�� si� przez krat� i poczu� pot�ne ssanie. Wentylatory pracowa�y. 
Musia� walczy� z pot�nym pr�dem powietrza, kt�ry stara� si� go wessa�. Opu�ci� nogi, roz�o�y� je szeroko, tak aby 
opar�y si� o �ciany kana�u wentylacyjnego i uruchomi� serwomotory. Spowodowa�y one wysuni�cie si� z n�g ostrzy, 
kt�re wbi�y si� g��boko w �ciany zapewniaj�c mu solidne oparcie. Ostro�nie przeni�s� r�ce z kratownicy na �ciany i 
zacz�� szykowa� si� do wykonania skoku. Schowa� ostrza z n�g i polecia� w d�. Kiedy zbli�a� si� nieuchronnie do 
�opat wentylatora, uruchomi� ostrza w nogach i d�oniach. Szarpni�cie by�o straszliwe. Ledwie uda�o mu si� zdusi� j�k 
b�lu. D�wi�k rozdzieranego metalu by� przera�aj�cy. Wyhamowa� na trzy metry przed wiruj�c� �mierci�. Uruchomi� 
monitor biostatusu. Prawie zwichn�� rami�. Kolejna dawka wzmacniaczy. Czeka� po dw�ch minutach, jak by�o to 
um�wione, wentylator zacz�� si� zatrzymywa�. 10 sekund. Cofn�� ostrza i polecia�. Prawie idealnie. Uderzy� tylko 
goleniem w �opat� wirnika.. Szybko przesun�� si� przez krat� i zwiesi� w d�. Po lewej stronie znajdowa� si� kana� 
konserwatorski. Przeskoczy� tam. Zza plec�w doszed� go g�os przyspieszaj�cej maszynerii. Kana�em konserwatorskim 
doszed� bez problem�w do w�a�ciwego apartamentu. Ilo�� zabezpiecze�, kt�re zobaczy�, mog�aby przyprawi� o zawa� 
niejednego technika. Z �adownicy wyci�gn�� ma�e pude�ko. Powiedziano mu, �e to urz�dzenie zag�uszy na kilka 
sekund wszystkie zabezpieczenia. I jakkolwiek wszystko co powiedzia� mu dotychczas jego mocodawca sprawdzi�o si� 
co do joty, to jednak spoci� si� jak mysz. Przygotowa� bro� i w��czy� zag�uszacz. Uderzy� b�yskawicznie w krat� 
zas�aniaj�c� mu przej�cie i skoczy� do �rodka. Znalaz� si� wewn�trz mniejszego kana�u. Szybko odnalaz� niewielk� 
klap�, zej�cie w d�, wiod�ce do ma�ej spi�arni. Bezg�o�n� seri� z automatu (mia� w ko�cu cybert�umik) pozby� si� jej 
bardzo szybko. Przecisn�� si� przez otw�r i wyl�dowa� mi�kko na pod�odze. Drzwi by�y w odleg�o�ci dw�ch metr�w. 
Szybki skok i by� ju� przy nich. Wzi�� g��boki oddech i otworzy� drzwi. Ko�o g�owy za�wista�a mu seria pocisk�w. 
Reagowa� instynktownie, polegaj�c na komputerze taktycznym. Porcja narkoli. �wiat zwolni�. Skok w prz�d z 
przetoczeniem. Seria w locie. Jeden z g�owy. Ruch z lewej. Seria. Dwa cele na wprost. Cztery strza�y. Ci te� z g�owy. 
Nast�pne drzwi. Granat. Eksplozja po chwili zdaj�cej si� by� wieczno�ci�. Do �rodka. Dwie d�ugie serie. Zmiana 
magazynka. Jeszcze raz d�uga seria. Cel po prawej. Wyeliminowany. D�wi�k z ty�u. Pad. Przewr�t na plecy i seria. 
Kolejni frajerzy poza konkurencj�. Na nogi i w bok. Drzwi po lewej. To te. Nowy magazynek. Strza� w zamek. Kop w 
drzwi i nag�e zderzenie z czterdziestotonow� ci�ar�wk�. Nowy wymiar b�lu... Z ciemno�ci wy�aniaj� si� trzy 
postacie... Jakby znajome... Facet w garniturze i dw�ch ochroniarzy... Ale dlaczego??? Co oni tu robi�?! Nag�y impuls. 
R�ka podnosi si� sama, bez udzia�u woli... Pada strza�. M�czyzna w garniturze pada. Karabiny ochroniarzy zaczynaj� 
plu� ogniem .... ciemno��...
V
- Szefie, nic panu nie jest ?
- Nic powa�nego Marko. Mia�em przecie� niesamowite szcz�cie...
Cyniczne u�miechy na twarzach. Tu nie trzeba nic dodawa�. Oni wiedz�.
- Szefie, a co z ... - pytanie wisi w powietrzu, umy�lnie nie wypowiedziane.
- Jak to co? Dzwo� natychmiast po ochron� i ambulans. I dopilnujcie, �eby nikt nie rusza� cia�, zanim nie przyjad� 
spece z firmy.
A w my�lach dodaje: "Tak, m�j drogi Filipie. Jeste� za�atwiony. Oczywi�cie, �e b�d� mnie podejrzewa� o sfingowanie 
zamachu na samego siebie, celem osi�gni�cia jakich� korzy�ci... Ale przecie� �aden ksi�gowy nie ma dost�pu do 
twoich cacek z niesamowicie-pilnie-strze�onego- dniem-i-noc�-dzia�u-badawczo-rozwojowego, nieprawda�?"
Zgłoś jeśli naruszono regulamin