Michael Swanwick Jajo gryfa Michael Swanwick zadebiutowa� w 1980 roku. Szybko sta� si� jednym z najpopularniejszych i najbardziej uznanych m�odych pisarzy dekady. Kilka razy dociera� do fina�u Nebuli, World Fantasy Award i John W. Campbell Award. Jego dzie�a zdoby�y Theodore Sturgeon Award, a tak�e nagrod� czytelnik�w Asimov's Magazine. Za entuzjastycznie przyj�t� przez krytyk�w powie�� "Stations of the Tide" uda�o mu si� otrzyma� Nebul�. Mieszka w Filadelfii wraz z �on� Marianne Porter i synem Seanem. We wspania�ej i zawik�anej mikropowie�ci "Jajo Gryfa" Swanwick zabiera nas na Ksi�yc. Naszkicowany jego pi�rem, jest zaskakuj�cym miejscem: to ogromny kompleks przemys�owy osza�amiaj�cy wielko�ci� i stopniem z�o�ono�ci, gdzie przeprowadzane s� tajne eksperymentalne projekty nowych technologii. Skomplikowane ksi�ycowe spo�ecze�stwo kieruje si� w�asnymi specyficznymi zwyczajami. Spo�ecze�stwo to wkr�tce b�dzie musia�o stawi� czo�o dziwnej i niespodziewanej gro�bie, nie tylko mog�cej sprowadzi� zag�ad� na siebie, ale tak�e trwale zmieni� ca�� ludzko��... lub zniszczy� j� na zawsze. Ksi�yc? To jajo gryfa, Co si� wykluje w jutrzejsz� noc. Wielki ten czas przyniesie Dla ma�ych ch�opc�w zachwyt�w moc. Skorupa p�knie i gryf Pope�znie po nocnym niebie. Gdy ch�opcy b�d� si� �mia�, Dziewczynki zap�acz� pewnie. Vachel Lindsay S�o�ce wyjrza�o zza g�r. Gunther Weil podni�s� d�o� w ge�cie pozdrowienia, po czym natychmiast zakry� ni� oczy, na chwil� chroni�c si� przed blaskiem, dop�ki wizjer jego he�mu nie spolaryzowa� si�. Przewozi� pr�ty paliwowe do kompleksu przemys�owego Chatterjee Crater, w kt�rym czterdzie�ci godzin przed �witem reaktor Chatterjee B osi�gn�� stan krytyczny, niszcz�c opr�cz siebie pi�tna�cie odleg�o�ciowych prze��cznik�w automatycznych i jeden przeka�nik mikrofalowy. Wytworzy� przy tym wystarczaj�ce przepi�cie, by uszkodzi� wszystkie fabryki w kompleksie. Na szcz�cie w projekcie przewidziano tak� mo�liwo�� i dlatego w chwili, gdy nad wy�yn� Rhaeticus wschodzi�o s�o�ce, sta� ju� tam nowy, gotowy do w��czenia reaktor. Gunther jecha� na automatycznym pilocie, mierz�c odleg�o�� od Bootstrap ilo�ci� �mieci wy�cie�aj�cych drog� przez Mare Vaporum. Blisko miasta szeregi zu�ytych i uszkodzonych maszyn konstrukcyjnych sta�y w otwartej pr�ni, oczekuj�c na dalszy los. Dziesi�� kilometr�w dalej eksplodowa� ci�nieniowy transporter, rozrzucaj�c po okolicy cz�ci urz�dze� i gigantyczne d�d�ownice pianki uszczelniaj�cej. Na dwudziestym pi�tym kilometrze droga zn�w si� pogarsza�a zawalona reflektorami i zdruzgotanymi �lizgaczami transportowymi. Czterdzie�ci kilometr�w dalej stawa�a si� jednak czystym, prostym rozci�ciem w pokrywaj�cym wszystko pyle. Gunther rozwin�� map� topograficzn�, ignoruj�c g�osy dochodz�ce z ty�u jego czaszki - pogaduszki innych kierowc�w oraz sygna�y bezpiecze�stwa, kt�re ci�ar�wka regularnie wt�acza�a do przeka�nika w jego m�zgu. Gdzie� tutaj. Skr�ci� z drogi Mare Vaporum i wjecha� na teren pokryty nienaruszonym py�em. - Opu�ci�e� zaplanowan� tras� - powiedzia�a ci�ar�wka. - Odchylenia od przyj�tego planu s� dozwolone tylko przy nagranym pozwoleniu twojego spedytora. - Ach, tak - g�os Gunthera zabrzmia� g�o�no w jego he�mie stanowi�c jedyny realny d�wi�k w�r�d paplaniny duch�w. Wyszed� ze swojej ci�nieniowej kabiny. Uszczelniaj�ce warstwy skafandra skutecznie wszystko wycisza�y, nawet trzeszczenie szw�w w kontakcie z panuj�c� na zewn�trz pr�ni�. - Obaj wiemy, �e je�li nie przekrocz� za bardzo terminu, Beth Hamilton nie b�dzie si� czepia�, gdy si� troch� pow��cz�. Przekroczy�e� mo�liwo�ci j�zykowe tej jednostki - stwierdzi� g�os w jego g�owie. - W porz�dku, niech wi�c ci� to nie obchodzi. - Zr�cznym ruchem zablokowa� prze��cznik transmisji radiowej za pomoc� kawa�ka kabla. G�osy w jego g�owie gwa�townie zamilk�y. By� teraz ca�kowicie odizolowany. - M�wi�e�, �e nie zrobisz tego wi�cej. - S�owa transmitowane tym razem bezpo�rednio do jego przeka�nika brzmia�y g��boko i d�wi�cznie jak g�os Boga. - Przepisy Pi�tej Generacji wyra�nie wymagaj� utrzymywania sta�ej ��czno�ci radiowej przez kiero... Nie marud�. To nudne. Przekroczy�e� mo�liwo�ci j�zykowe... Och, zamknij si� wreszcie. - Palec Gunthera w�drowa� w�a�nie po mapie, �ledz�c wykre�lon� poprzedniej nocy tras�: trzydzie�ci kilometr�w po dziewiczej ziemi, kt�rej nie przemierza� dot�d �aden cz�owiek ani maszyna, a potem na p�noc do szosy na Murchison. Je�li dopisze mu szcz�cie, mo�e si� nawet uda by� w Chatterjee przed czasem. Wjecha� na ksi�ycow� r�wnin�. Po obu stronach za oknami przep�ywa�y mijane ska�y. Przed nim powoli, prawie niedostrzegalnie wyrasta�y g�ry. Poza �ladami k�, kt�re pozostawia�a za sob� ci�ar�wka, nie istnia�o w zasi�gu wzroku nic, co �wiadczy�oby, �e ludzko�� kiedykolwiek istnia�a. Panowa�a doskona�a cisza. Gunther �y� dla takich w�a�nie chwil. Wje�d�aj�c w t� czyst�, bezludn� pustk� do�wiadcza� wewn�trznego wzrostu - jak gdyby wszystko, co ogl�da�: gwiazdy, r�wnina, kratery i ca�a reszta, w jaki� spos�b stawa�o si� cz�ci� jego. Miasto Bootstrap by�o jedynie blakniej�cym snem, odleg�� wysp� na �agodnie faluj�cej powierzchni kamiennego morza. Pomy�la�, �e nikt nigdy ju� nie b�dzie tu pierwszy. Tylko on. Pami�� podsun�a mu wspomnienie z dzieci�stwa. By�a wtedy Wigilia i razem z rodzicami jecha� samochodem do ko�cio�a na Pasterk�. Opadaj�ce w nieruchomym powietrzu p�atki �niegu przykry�y znajome ulice Dusseldorfu obfit� warstw� najczystszej bieli. Ojciec prowadzi�, a on, przechylony przez oparcie przedniego siedzenia, wpatrywa� si� w zachwycie w ten spokojny, odmieniony �wiat. Panowa�a doskona�a cisza. Samotno�� budzi�a jego wra�liwo�� i wprowadza�a w nabo�ny nastr�j. Ci�ar�wka przebija�a si� przez t�cz� pastelowych szaro�ci, bardziej odcieni ni� barw, kt�re sprawia�y wra�enie, jakby co� jasnego i uroczystego kry�o si� pod cienk� pow�ok� py�u. S�o�ce �wieci�o mu przez rami�, wyci�gaj�c do niesko�czono�ci cie� ci�ar�wki, gdy skr�ci� przedni� o�, �eby omin�� le��cy na drodze g�az. Prowadzi� bezmy�lnie, zauroczony surowym pi�knem przep�ywaj�cego krajobrazu. Pos�uszny my�lom komputer w��czy� w jego g�owie muzyk�. Wszech�wiat wype�ni� si� melodi� "Sztormowej pogody". * Zje�d�a� po prawie niezauwa�alnym stoku, gdy nagle manetki sterownicze zamar�y mu w r�kach. Ci�ar�wka zatrzyma�a si� i wy��czy�a silnik. - Do diab�a z tob�, krety�ska maszyno! - warkn��. - Co ci nie pasuje tym razem? - Teren przed nami jest nieprzejezdny. Gunther trzasn�� pi�ci� w desk� rozdzielcz�, a� le��ce na niej mapy zata�czy�y w powietrzu. Teren przed pojazdem by� r�wny i lekko pochy�y. Wszelkie elementy zr�nicowania powierzchni eony temu zd�awi�a eksplozja Mare Imbrium. Nic trudnego. Kopniakiem otworzy� drzwi i wygramoli� si� na zewn�trz. Przed ci�ar�wk� rozci�ga�a si� drobna dolinka ksi�ycowa: w�ski, w�owaty r�w meandruj�cy w poprzek obranej przez niego trasy, kt�ry ka�demu natychmiast skojarzy�by si� z wyschni�tym korytem rzecznym. Podszed� bli�ej. R�w mia� pi�tna�cie metr�w szeroko�ci i by� g��boki maksymalnie na trzy metry. Wystarczaj�co p�ytki, by nie umieszczono go na mapach topo. Gunther wr�ci� do kabiny, bezg�o�nie zamykaj�c za sob� drzwi. - Zobacz, te zbocza nie s� bardzo strome. Ze sto razy by�em w gorszej sytuacji. Pojedziemy sobie wolniutko i ostro�nie, OK? - Teren przed nami jest nieprzejezdny - odpar�a ci�ar�wka. Prosz� powr�ci� na wst�pnie przyj�t� tras�. W g�owie gra� mu teraz Wagner. Tannhauser. Zniecierpliwiony kaza� mu si� wy��czy�. Skoro jeste� taki cholernie m�dry, dlaczego nigdy nie chcesz s�ucha� zdrowego rozs�dku? Przygryz� warg� w z�o�ci, po czym zaraz potrz�sn�� g�ow�. - Nie ma mowy. Powr�t oznacza�by dla nas ogromne op�nienie. R�w na pewno sko�czy si� kilkaset metr�w dalej. Po prostu jed�my wzd�u� niego, a� b�dziemy mogli odbi� w kierunku Murchison. Ani si� obejrzysz, jak zajedziemy na miejsce. * Trzy godziny p�niej uda�o mu si� w ko�cu dotrze� do drogi na Murchison. Ca�y �mierdzia� potem, a ramiona bola�y go od d�ugotrwa�ego napi�cia. - Gdzie jeste�my? - spyta� cierpkim g�osem. - Skasuj to - rzuci� zaraz potem, nim ci�ar�wka zd��y�a mu odpowiedzie�. Gleba ksi�ycowa nagle zmieni�a barw� na czarn�. To mog�a by� smuga wyrzutowa z kopalni Sony-Reinpfaltz. Jej dzia�o skierowane by�o prawie idealnie na po�udnie, unikaj�c w ten spos�b okolicznych fabryk. Dlatego odpady napotyka�o si� na drodze jako pierwsze. Co oznacza�o, �e byli ju� blisko. Murchison stanowi�o niewiele ponad naznaczone �ladami k� wielu ci�ar�wek skrzy�owanie, gdzie prowizorycznie wzniesion� grobl� bieg�a pylista trasa oznaczona jedynie pojedynczymi ma�ni�ciami pomara�czowej farby na przydro�nych kamieniach. W kr�tkim czasie Gunther min�� seri� punkt�w orientacyjnych - by�y to smugi z fabryk Harada Industrial, Sea of Storms Manufacturing i Krupp Funfzig. Zna� je dobrze. Dla wszystkich automatyk� robi�o G5. Obok przemkn�a lekka lora przewo��ca buldo�er, wzbi�a chmur� py�u, kt�ra opad�a r�wnie szybko jak drobne kamienie. Kieruj�cy ni� zdalny zamacha� w pozdrowieniu chudym ramieniem. Gunther bezwiednie odwzajemni� gest zastanawiaj�c si�, czy by� to kto� znajomy. Teren woko�o by� skopany i zaorany, a g�azy usypane w niedba�e stosy. Gdzieniegdzie widnia�y, wci�ni�te w pr�g skalny, pojedyncze stacje obrabiarek i Platformy Awaryjnego Sk�adowania Oxytank. Przy drodze wisia� znak: SP�UCZKI TOALETOWE 1/2 KILOMETRA. Skrzywi� si�. Zaraz potem przypomnia� sobie, �e jego radio ca�y czas jest wy��czone i zdj�� p�tl� kabla. Pora powr�ci� do rzeczywisto�ci, pomy�la�. Natychmiast do przeka�nika wla� mu si� osch�y g�os jego spedytora. - ...insyn! Weil! Gdzie do cholery jeste�? - Jestem tutaj, Beth. Troch� s...
pokuj106