Dave Wolverton - Ślub Księżniczki Leii.txt

(725 KB) Pobierz


ŒLUB KSIʯNICZKI LEII


DAVE WOLVERTON


Przek³ad
ANDRZEJ SYRZYCKI





Tytu³ orygina³u
THE COURTSHIP OF PRINCESS LEIA


Ilustracja na ok³adce 
DREW STRUZAN


Redakcja merytoryczna 
DOROTA LESZCZYÑSKA


Redakcja techniczna 
WIES£AWA ZIELIÑSKA


Korekta 
EL¯BIETA GEPNER


















Copyright © 1994 by Lucasfilm Ltd
Published originally under the title
The Courtship of Princess Leia by Bantam Books
For the Polish edition Copyright © 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-956-2












ROZDZIA£
1
Genera³ Han Solo sta³ przy iluminatorze obok konsolety dowodzenia na mostku kalamariañskiego kr¹¿ownika gwiezdnego „Mon Remonda". Statek kr¹¿¹cy w pobli¿u stolicy Nowej Republiki na Coruscant przygotowywa³ siê w³aœnie do wyjœcia z nadprzestrzeni; sygna³y ostrzegawcze rozbrzmia³y w uszach genera³a niczym kuranty. Od chwili, kiedy po raz ostatni siê widzia³ z Lei¹, up³ynê³o piêæ miesiêcy. Piêæ d³ugich miesiêcy, w trakcie których polowa³ na „¯elazn¹ Piêœæ", gwiezdny superniszczyciel lorda Zsinja. A przecie¿ Nowa Republika wydawa³a siê taka bezpieczna. Mo¿e teraz, kiedy uda³o mu siê zniszczyæ „¯elazn¹ Piêœæ", lord Zsinj przestanie ich nêkaæ i ¿ycie stanie siê prostsze. Han ju¿ od dawna marzy³ o tym, by opuœciæ zatêch³e i wilgotne wnêtrze kalamariañskiego statku. Brakowa³o -mu poca³unków Leii, pieszczoty delikatnych d³oni na czole. Ostatnio widywa³ zbyt wiele ciemnoœci i mroku.
Napêd nadprzestrzenny statku przesta³ dzia³aæ, a widoczne na ekranie œwietlne smugi zamieni³y siê znów w pojedyncze gwiazdy. Stoj¹cy obok genera³a Chewbacca rykn¹³ ostrzegawczo. Na tle ciemnego b³êkitu przestworzy, gdzie b³yska³y pojedyncze œwiat³a pogr¹¿onej w mroku Coruscant, pojawi³y siê dziesi¹tki ogromnych, podobnych do spodków statków gwiezdnych. Han natychmiast rozpozna³ w nich hapañskie Bitewne Smoki. Pomiêdzy nimi kr¹¿y³o kilkadziesi¹t stalowo-szarych imperialnych gwiezdnych niszczycieli.
- Wynosimy siê st¹d! - zawo³a³ Han. Tylko raz mia³ okazjê spotkaæ siê z hapañskim Bitewnym Smokiem, ale to mu a¿ nadto wystarczy³o. - Pe³ne os³ony! Manewr wymijaj¹cy!
Genera³ obserwowa³ trzy najwy¿ej umieszczone dzia³a jonowe na pok³adzie najbli¿szego Smoka, oczekuj¹c, ¿e za chwilê zamieni¹ jego statek w ognist¹ kulê. Po chwili zauwa¿y³, jak wszystkie wie¿yczki blasterów na krawêdzi spodka kieruj¹ siê w jego stronê.
Nagle „Mon Remonda" gwa³townie skrêci³ i zanurkowa³ ku powierzchni planety, w stronê widocznych œwiate³ Coruscant. Han poczu³, jak ¿o³¹dek podchodzi mu do gard³a, jego kalamariañski pilot mia³ jednak du¿e doœwiadczenie. Wiedzia³, ¿e nie mog¹ uciec, nie wytyczywszy nastêpnego kursu, skierowa³ wiêc swoj¹ jednostkê prosto w g¹szcz statków wojennych Hapan tak, aby Bitewne Smoki nie mog³y otworzyæ ognia, nie ryzykuj¹c, i¿ siê nawzajem ostrzelaj¹.
Iluminator, przy którym sta³ Han, wykonany by³ prawdziwie po mistrzowsku, podobnie jak wszystkie urz¹dzenia na pok³adzie kalamariañskiego statku. Kiedy przelatywali ko³o mostka najbli¿szego Bitewnego Smoka, Han dojrza³ nie tylko zdziwione twarze hapañskich oficerów, ale nawet srebrne naszywki na ko³nierzach ich mundurów z wyhaftowanymi nazwiskami. Solo nigdy przedtem nie widzia³ ¿adnego obywatela Hapes. Nale¿¹cy do nich sektor galaktyki zalicza³ siê do najbogatszych, a Hapanie zawsze strzegli troskliwie swoich granic. Han wiedzia³ tylko tyle, ¿e podobnie jak on byli ludŸmi - ludzie przecie¿ rozplenili siê po ca³ej galaktyce jak chwasty - ale zdumia³ siê, kiedy stwierdzi³, ¿e wszyscy trzej oficerowie na mostku to wyj¹tkowo urodziwe kobiety, przypominaj¹ce kruche figurki z porcelany.
- Przerwaæ manewr wymijaj¹cy! - zawo³a³ kapitan Ono-ma, kalamariañski oficer o ³ososiowej skórze, siedz¹cy przy konsolecie sterowniczej i obserwuj¹cy wskazania czujników statku.
- Co takiego? - krzykn¹³ Han, zdumiony, ¿e ni¿szy od niego stopniem Kalamarianin odwa¿y³ siê odwo³aæ jego rozkaz.
- Hapanie nie otworzyli ognia, a wrêcz przeciwnie, nadali komunikat, ¿e przybyli tu jako przyjaciele - odpar³ Onoma, obracaj¹c na Hana swoje wielkie z³ote oko.
Kalamariañski kr¹¿ownik wyrówna³ lot, wychodz¹c z szaleñczego nurkowania ku planecie.
- Przyjaciele? - zapyta³ Han. - To Hapanie! Hapanie nigdy nie byli naszymi przyjació³mi!
- Niemniej wygl¹da na to, ¿e przybyli w pokojowej misji; mo¿e chc¹ zawrzeæ z w³adzami Nowej Republiki jakiœ uk³ad. Towarzysz¹ce im niszczyciele gwiezdne nale¿¹ te¿ do nich i zosta³y odebrane si³om gwiezdnym Imperatora. Jak pan widzi, statkom ochrony planety tak¿e nic siê nie sta³o.
Kapitan Onoma wskaza³ na jeden z niszczycieli zawieszony w innym kwadrancie przestrzeni, a Han natychmiast rozpozna³ widoczne na jego burdê znaki. By³ to „Sen Rebeliantów", flagowy statek Leii. Kiedy odebrali go Imperatorowi, wydawa³ siê taki potê¿ny, taki wielki, a teraz, w porównaniu ze statkami floty Hapan, sprawia³ wra¿enie ma³o znacz¹cego patrolowca. Obok „Snu Rebeliantów" Solo dostrzeg³ kilkanaœcie mniejszych republikañskich pancerników. Na ich kad³ubach wci¹¿ widnia³y nie zamalowane barwy Sojuszu Rebeliantów.
Han ujrza³ po raz pierwszy hapañskiego Bitewnego Smoka, kiedy przemyca³ dzia³a na statku wchodz¹cym w sk³ad niewielkiego konwoju pod dowództwem kapitana Ruli. Hapanie nie ulegli jeszcze wówczas si³om Imperium. Przemytnicy, wiedz¹c o tym, korzystali z us³ug jednego z wysuniêtych portów znajduj¹cych siê w neutralnej przestrzeni w pobli¿u granicy nale¿¹cej do Hapan gromady gwiazd. Liczyli na to, ¿e w tym miejscu mog¹ nie obawiaæ siê floty Imperatora. Pewnego dnia jednak, kiedy konwój wy³oni³ siê z nadprzestrzeni, ujrzeli tu¿ przed sob¹ jeden z hapañskich Bitewnych Smoków. Mimo i¿ znajdowali siê na terytorium neutralnym i nie uczynili ¿adnego wrogiego ruchu, tylko trzem spoœród dwudziestu statków uda³o siê unikn¹æ zag³ady po ataku Hapan.
- Generale Solo, w³aœnie odbieramy wiadomoœæ od Jej Wysokoœci ambasador Alderaanu Leii Organy - powiedzia³ nagle oficer ³¹cznoœciowiec.
- Odbiorê u siebie - oœwiadczy³ Han i pospieszy³ na górê, by w³¹czyæ komunikator.
Na niewielkim ekranie pojawi³a siê twarz Leii. Ksiê¿niczka uœmiecha³a siê, pe³na euforii patrzy³a na Hana ciemnymi rozmarzonymi oczyma.
- Och, Han - odezwa³a siê s³odko. - Tak siê desze, ¿e wróci³eœ.
Ubrana by³a w œnie¿nobia³¹ szatê alderaañskiego ambasadora, a jej piêkne, opadaj¹ce na plecy w³osy wydawa³y siê Hanowi d³u¿sze, ni¿ kiedykolwiek przedtem. Wpiê³a w nie kilka ma³ych grzebyków, które jej kiedyœ podarowa³. Wykonano je z opali i srebra wydobytego na Alderaanie, jeszcze zanim Wielki Moff Tarkin zamieni³ tê planetê w ¿u¿el za pomoc¹ pierwszej Gwiazdy Œmierci.
- Ja tak¿e têskni³em za tob¹ - odpar³ Han nieco ochryp³ym ze wzruszenia g³osem.
- Czekam na ciebie w Coruscant, w Wielkiej Sali Przyjêæ - rzek³a Leia. - Ambasadorzy z Hapes za chwilê tu bêd¹.
- Czego chc¹?
- Nie chodzi o to, czego chc¹, ale co nam ofiaruj¹ - oznajmi³a Leia. - Przed trzema miesi¹cami polecia³am na Hapes i rozmawia³am z królow¹-matk¹. Prosi³am j¹ o pomoc w walce z si³ami lorda Zsinja. Wygl¹da³a wówczas na nieobecn¹ duchem, chyba nie bardzo wiedzia³a, czy powinna finansowaæ nasz¹ walkê, ale przynajmniej obieca³a, ¿e siê zastanowi. Mogê siê domyœlaæ, ¿e jej wys³annicy przybywaj¹ tu z oœwiadczeniem, i¿ pragnie nam pomóc.
Ostatnio Han coraz czêœciej myœla³ o tym, ¿e wygranie wojny przeciwko resztkom Imperium mo¿e zaj¹æ im lata, o ile nie dziesiêciolecia. Zsinj z pomoc¹ kilku pomniejszych lordów umocni³ swoj¹ w³adzê w ponad jednej trzeciej czêœci galaktyki, a od kilku miesiêcy czyni³ starania, aby zasiêg tej w³adzy rozci¹gn¹æ na inne planety. Pl¹drowa³ w tym celu ca³e systemy gwiezdne, coraz bardziej zbli¿aj¹c siê do wolnych œwiatów. Nowa Republika nie by³a w stanie patrolowaæ tak ogromnego obszaru i podobnie jak kiedyœ stare Imperium stara³o siê odeprzeæ si³y Sojuszu Rebeliantów, tak teraz Nowa Republika walczy³a z si³ami lordów i ich niezliczonymi flotami. Mimo wszystko Han wola³by, ¿eby Leia nie przywi¹zywa³a zbyt du¿ej wagi do sojuszu z Hapanami.
- Nie spodziewaj siê zbyt wiele po Hapanach - powiedzia³. - Nie s³ysza³em, ¿eby ofiarowali komuœ cokolwiek poza zmartwieniami.
- Nawet ich nie znasz. Chcê tylko, byœ przyby³ do Wielkiej Sali Przyjêæ - odpar³a Leia, zwracaj¹c siê do niego nagle w sposób bardzo oficjalny. - Aha, i witaj w domu.
Odwróci³a siê. Transmisja dobieg³a koñca.
- Ta-a - szepn¹³ Han. - Ja tak¿e têskni³em za tob¹.
Han i Chewbacca spieszyli ulicami Coruscant w stronê Wielkiej Sali Przyjêæ. Znajdowali siê w pradawnej czêœci stolicy, gdzie miasto nie wyrasta³o ponad ruinami, tote¿ otaczaj¹ce ich plastalowe gmachy piêtrzy³y siê po obu stronach niczym zbocza g³êbokiego jaru. Cienie rzucane przez te domostwa by³y tak mroczne, ¿e przelatuj¹ce nad g³owami przechodniów promy mia³y nawet w ci¹gu dnia zapalone œwiat³a, rozœwietlaj¹ce okolicê migocz¹cym blaskiem. Kiedy Han i Chewie dotarli do Wielkiej Sali, orkiestra powitalna gra³a dziwny, patetyczny marsz, u¿ywaj¹c zestawu dzwonków i basowo pomrukuj¹cych rogów.
Sala Przyjêæ by³a ogromnym gmachem, maj¹cym ponad tysi¹c metrów d³ugoœci i wysokim na czternaœcie piêter, z których mo¿na by³o obserwowaæ, co siê dzieje na parterze. Han znalaz³szy siê w œrodku stwierdzi³, ¿e miejsca na wszystkich balkonach s¹ zajête przez t³ocz¹cych siê gapiów, którzy pragn¹ za wszelk¹ cenê zobaczyæ delegacjê Hapan. Han przeszed³ przez pierwszych piêcioro drzwi i wówczas niespodziewanie ujrza³ z³ocistego androida, nerwowo przestêpuj¹cego z nogi na nogê i co chwila wspinaj¹cego siê na palce, ¿eby spojrzeæ ponad zgromadzonym t³umem. Wielu ludzi uwa¿a³o, ¿e wszystkie androidy tego samego typu s¹ podobne do siebie jak krople wody, ale Han natychmiast rozpozna³ See-Threepia. ¯aden inny, specjalizuj¹cy siê w zawi³oœciach dyplomatycznego protoko³u android, nie móg³ byæ tak bardzo zdenerwowany i podniecony.
- Thr...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin