Kasprowicz Jan - Salve Regina.rtf

(107 KB) Pobierz
Salve Regina - Poezje

Jan Kasprowicz

 

 

Salve Regina
Poezje

 

1902


Salve Regina

 

Zaświtaj, Pani świata,

niebieska Królowa,

witaj, Panno nad Panny, gwiazdo porankowa.

Wieniec Twą skroń oplata

zwity z promiennych liści:

o niech się w nich nadzieja biednych ludzi ziści!

Biała jak śnieg Twa szata,

a z białego—ć łona

lilia Twą czystością rośnie ubielona.

A wąż, który na ziemię przyniósł śmierć, przez Ciebie

został podeptan na wieki —

Salve Regina!

 

Milczcie!

Nie do was idzie wielkie objawienie

od skalnych brzegów

tajemniczego jeziora,

nad którym okrąg zachodniego słońca

w olbrzymią wiekuistą rozlewa się falę.

Nie dla was płynie pieśń,

co się w płomiennym urodziła krzewie,

święta jak ranek wiosenny

albo jak wieczór jesieni

zapadający nad ciszą ugorów,

nad zwiędłą czerwienią drzew

i ponad próchnem pochylonych krzyży!

Nie! nie! śpiewajcie ją wszyscy:

wasze to tchnienie i wasza to krew,

wasze to serce w tym śpiewie —

Salve Regina!

 

Bliżej! bliżej!

O nie uciekaj przede mną,

ty rozmodlony pogłosie!

Wypełniasz cały świat

swoją przedziwną melodią,

a przed mą duszą ciemną

jak gdyby stanął nieprzebyty mur,

o który się rozbija twój rozlew potężny

i głuchnie…

Po co ten przestrach i po co ten lęk?

Ponad głębiami nocy,

nad skrajem uśpionej ziemi,

odblasków nie widzącej, które idą z Życia,

smug się rumieni ognistego złota

i w jednej chwili ogarnia przestworza.

A k’niemu idzie Tęsknota,

jak druhna Boża,

w wianku z oliwnych gałązek

i z wielkim, czarnym krzyżem na wątłym ramieniu.

A w nim, w tym blasku, w tym ognistym zlocie,

pali się milion dusz,

O których tutaj dawno zgasła wieść.

A każdą wieniec oplata

zwity z promiennych liści —

nadzieja biednych ludzi w jego skrach się iści.

Biała jak śnieg ich szata,

a z białego łona

lilia ich czystością rośnie ubielona.

I każda węża głowę

depce swą białą stopą

i z lutnią naciągniętą na tony wieczyste

śpiewa przesłodki hymn,

zasłyszan ongi — tak dawno, tak dawno,

ażeby o nich wieść

zagasnąć miała czas —

hymn przenajświętszy:

Salve Regina!

 

Ziemio! ziemio!

Tęsknota chodzi po tobie

w wieńcu z gałązek oliwnych

i z wielkim, czarnym krzyżem na wątłym ramieniu.

I krople potu roni,

i dzierżąc kielich goryczy .

w białej, zmęczonej dłoni

klęka co kroku w swej drodze krzemiennej,

i modli się, i płacze i wzdycha, i modli…

A jej modlitwy i łzy,

i te westchnienia głębokie

co krok się w przędze zmieniają pajęcze,

jak one włókna jedwabne

porozwieszane na rżyskach

w październikowe dni

i na kończynach więdniejących traw —

na całym tym ogromnym, rozległym obszarze

mrącego świata…

 

O wy, modlitwy i łzy!

O wy, głębokie westchnienia

naszej samotnej Tęsknoty

poklękującej na krzemiennej drodze

z kielichem goryczy w dłoni

i z czarnym krzyżem na wątłym ramieniu!

Zmieniacie w mgły się pajęcze

i otuliwszy jej postać

w swoje rozwiewne przędze

czynicie z niej by obłok wstający z poranku

na wielkich obszarach świata

i rwiecie ją z sobą do góry!

 

O wieńcu z gałązek oliwnych!

W wieniec przemieniasz się złoty —

w promienny wieniec gwiazd —

na skroni naszej Tęsknoty

i nad głębiami nocy świecisz niepojęty!

O ty kielichu goryczy,

z twardej wykowan miedzi!

W alabastrową przemieniasz się czarę,

na zapomnianym ustawioną grobie,

pełną słodkiego napoju wieczności,

i do bezmiarów rośniesz niepojętych,

i sam się w napój rozpływasz,

i swoją wonią przepełniasz

duszę biednego człowieka!

 

O krzyżu na wątłych ramionach

naszej serdecznej Tęsknoty

wraz z tobą dźwigającej tajemnicę bólu!

W skrzydła się zmieniasz anielskie

i wnet ją niesiesz ku blaskom

lśniącym nad nocy głębiami,

ku onym dusz milionom,

O których tutaj dawno zgasła wieść.

Tam lśni jej biała szata,

a z białego łona

lilia jej czystością rośnie ubielona.

I depce węża głowę

swoją promienną stopą,

i z lutnią naciągniętą na tony wieczyste

śpiewa przesłodki hymn,

zasłyszan ongi — tak dawno, tak dawno,

że miała zgasnąć czas

owa szarpiąca wieść

o tajemnicy krzyżowego bólu

śpiewa swój hymn przenajświętszy:

Salve Regina!

 

Milczcie!

Nie do was idzie wielkie objawienie

od skalnych, cichych brzegów

tajemniczego jeziora,

nad którym czarne cyprysy

cicho schylają swe głowy…

Milczcie!

Płaczem i jękiem,

urodzonymi z nicości,

nie zakłócajcie tej pieśni,

którą śród dusz miliona

z białą lilią u łona

wieczysta śpiewa Tęsknota.

 

Nie! nie! śpiewajcie ją wszyscy!

Wasze to życie i wasza to krew —

ta pieśń wstrząsająca,

która swym świętym pogłosem

nie o świątynne łamie się sklepienia,

ale przez pola idzie, wielkie pola,

i zmartwychwstanie zmarłym daje kościom,

i we wiosennym uśmiecha się blasku,

i śnieg na łąkach roztapia,

i zwiędłe trawy w świeżą stroi zieleń.

 

Dlaczego płaczesz?

Nędza jest wszędzie!

Nędza w miłości i nędza w cierpieniu!

Łam się!

Nie masz spokoju?

Rozpękające drzewa twojej ziemi

nie przywabiają cię woniami swemi?

Uciekasz przed się, aby szukać ciszy,

która twe serce usłyszy?

Nędza jest wszędzie!

W tym sercu jest nędza

i w tych zwaliskach zagasłego świata,

na które patrzysz zadziwionym okiem,

nic — tylko nędza!

Patrz! patrz bez końca!

Patrz na ten odblask ginącego słońca,

którego czerwień zalewa te łuki —

te poszarpane arkady,

te widma kolumn

i te dalekie kopuły!

Nie masz spokoju?

Wre w tobie echo pradawnego boju,

z którego wyszła zwyciężczynią Śmierć?

Jej–li to sztandar powiewa ogniami

nad tym rozległym krwawym widnokręgiem —

tam, nad tym gajem cyprysów i pinii?

Łam się i patrzaj! folgi nie daj oku!

Z bezdennych głębin wieczystego mroku

jakiś wyłania się potwór!

Cicho, powoli

nietoperzowe rozpościera błony,

zakrywa zorzę ich ciemnią

i rośnie…

I kulistymi dwoma płomieniami

swych nieruchomych źrenic

patrzy ci w duszę, i błony

nietoperzowe roztacza,

i rośnie…

I grube wyciąga ramiona,

i kulistymi dwoma płomieniami

patrząc ci w duszę, w otchłań ludzkiej nędzy,

w to nieustannych gniazdo niepokojów,

podważa glob ciemniejący —

Salve Regina! —

do piersi go tuli kosmatej

i miażdży — — —

Czemu uciekasz?

Czemu w przestrzenie dążysz jak ta plewa,

którą wichr porwał z wymłóconych kłosów

i pustą rzucił w pustkowie?

Boże!…

Czemu uciekasz jak ten blask gasnący,

gdy się rozprasza w ciemnościach?…

 

Nikt cię nie kochał?

Nikt ci krwawego nie otworzył serca,

abyś w nim duszę zanurzył

i wykąpany w jego krwi płomiennej

mógł wszechwidzącą odczuwać źrenicą

drgania tęsknoty i bólu,

rozlanych w wielkiej, świętej duszy świata?

I sam tęsknotą i bólem

drżeć niby harfa eolska

z słonecznych stworzona kryształów?

Drżeć niby świat ten ogromny,

przeczuwający

nieskończonego bytu promienistość

przez ból idącą, przez wielkie cierpienie?…

Boże!…

 

Nikt cię nie kochał?

 

A ty czyjąś duszę

tak umiłował, abyś mógł zapomnieć,

że jest granica między złem a dobrem?

W czyjeś ty serce spojrzał z taką wiarą,

aby jej siła mogła ci je rzucić

do twoich stóp nieskalanych?

Do stóp Bożego wybrańca,

co serca podnosi

i twórczym swym tchnieniem,

nieskazitelnym i wiecznym przez miłość,

pył z nich otrząsa i zbawia?

Co je podnosi nad wzlot własnej duszy,

nad ból swój własny i nad swą tęsknotę,

i — niby święte tajemnicze słońca,

uwite z błysków przeczuć

powstałych z Stwórcy i dążących k’Niemu,

pomiędzy gwiazdy je rzuca,

by niestrawionym promieniały światłem?

 

Nigdyś nie kochał?

 

Łam się!

Pomiędzy sobą a morzem miłości,

huczącym pieśnią potężnych zapomnień

i przepotężnych pożądań,

i nieodkrytych, Twórcy pełnych głębin,

i uświadomień potężnego szczęścia,

sameś piekielną budował opokę.

Rozbite ciosy swej duszy

na samolubny znosiłeś Babilon,

albowiem—ś sądził, że jesteś sam jeden

i że nad ciebie nie może być — życia.

I wówczas Szatan stawał na twej wieży,

śmiał się ku tobie oczyma Pokusy

i pełną kłamstwa czarą swych przyrzeczeń

ubezwładniwszy twą duszę

kazał ci jedno: abyś kochał siebie l

kazał ci jedno: abyś wierzył w siebie!

kazał ci jedno: abyś zbawiał siebie!

I kłamstwo było, i niemoc

w twoich akordach, co wielbiły miłość!

I kłamstwo było, i niemoc

w twoich akordach, co głosiły wiarę!

I kłamstwo było, i niemoc

w twoich akordach, co brzmiały nadzieją!,..

A poza tobą — jak blisko! jak blisko! —

huczało pieśnią potężnych zapomnień

i przepotężnych pożądań,

i nieodkrytych, Twórcy pełnych głębin,

i uświadomień potężnego szczęścia

to wielkie, święte, jasne, nieskończone

morze miłości…

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin