CM Rozdział 13.pdf
(
66 KB
)
Pobierz
133900797 UNPDF
www.chomikuj.pl/casus-maior
Casus Maior
Rozdział 13 - Biologia
Autor: Scontenta
Beta: lilczur
Nad ranem zawitała do mnie Alice. Nie była zadowolona z tego, że tak nagle
wyszedłem z ogrodu państwa Weberów, tak samo jak pozostała część rodziny. Zdziwiło
mnie bardzo, że Edward próbował załagodzić sytuację, podając nie swój, ale mój
powód poczucia zagorzenia ze strony dziewczyny o imieniu Jessica. Czyżby zrozumiał,
że miałem rację co do jego nadmiernego polegania na własnym darze?
Zdołałem się przyzwyczaić do tego, że Alice traktowała mnie jak lalkę, którą przebiera
się w coraz to nowe ciuchy przynajmniej dwa razy dziennie, więc bez słowa sprzeciwu
powstałem ze swojego łóżka, odstawiając na bok książki i notatnik, po czym oddałem
się w jej ręce całkowicie. Tym razem na moim ramieniu spoczęła męska torba na
szkolne przybory.
O dziwo, nie obawiałem się tego dnia, ponieważ czułem, że dam radę przełamać swoje
słabości i w końcu zdołam uścisnąć komuś rękę. Oczywiście zrobiłbym to tylko w
obecności któregoś z Cullenów, bo zacząłem pamiętać o wielkiej ostrożności, która
cechowała siedem wampirów z Forks.
Kiedy zszedłem wraz z Alice do salonu, wszyscy już tam na nas czekali.
- Carlisle… - zacząłem, lecz przerwał mi natychmiast.
- Edward mi wszystko wyjaśnił, Aleksandrze. Nie przejmuj się tym i daj dzisiaj z siebie
wszystko. Pamiętaj, że musisz być stale czujny – przypomniał i uśmiechnął na
pożegnanie, bo również wychodził, tyle że do szpitala.
Spojrzałem na Edwarda. Jak zawsze poczułem nieznośne ciepłe języki wiatru, ale tak
jak do innych rzeczy, zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Skinąłem mu głową w
podzięce, ale nie zareagował. To przez niego miałem dzisiejszego dnia tak dobry
humor. Nie byłem mściwy czy złośliwy, ale w tym przypadku cieszyłem się, że
sprawiłem, iż Edward zaczął zauważać moją spostrzegawczość i siłę woli, która
naprawdę nie była aż tak słaba.
- W takim razie jedziemy! – zawołał wesoło Emmett i ruszył wraz z Rosalie do garażu.
Tymczasem podeszła do mnie Esme. Uśmiechała się radośnie, jakby chciała mi tym
dodać otuchy, której, nota bene, nie potrzebowałem. Byłem naprawdę optymistycznie
nastawiony do całego przedsięwzięcia.
- Poradzisz sobie! – powiedziała, głaszcząc delikatnie moje ramię.
- Wiem – odpowiedziałem i poklepałem jej dłoń, z czego była wyraźnie bardzo
zadowolona. Nie był to jakiś bardzo poufały gest, ale widziałem w jej oczach, że
uszczęśliwiło ją to. Uśmiechnąłem się na tę reakcję. Coraz bardziej zaczynałem się
przywiązywać do jej osoby.
Kiedy wjechaliśmy na szkolny parking jeepem Emmetta, który zdołał bez trudu
pomieścić naszą szóstkę, czułem się w jakiś nikły sposób spełniony. Może nie
zaznałem całkowitego spokoju i nie miałem prawdziwej rodziny, ale to, co dali mi
Cullenowie - fałszywą namiastkę moich pragnień - sprawiało, że moje martwe serce
zaczęło rozpalać na dnie iskrę ognia nadziei.
Ciesz się tym, Aleks, dopóki możesz. Już niedługo zginiesz z prawdą w rękach!,
przypomniałem sobie swoje myśli z tych kilku długich, bezsennych nocy spędzonych w
pokoju domu Cullenów. Tak. Byłem przygotowany na śmierć. Moim życiowym celem
było poznanie prawdy, reszta się już nie liczyła. Zresztą, po co miałem wypełniać
pustką i żalem niespokojne dni swojego nieśmiertelnego życia, aż cały świat zmieniłby
się nie do poznania, a uczucia wyblakły i stały się jedną z blizn na moim ciele? Wolałem
zginąć.
Jak wszystkie ważniejsze budynki, liceum stało przy głównej drodze. Nie wyglądało na
szkołę, ale upewniła mnie tablica. Składało się z kilkunastu zbudowanych w podobnym
stylu pawilonów z czerwonej cegły.
Z początku nie byłem w stanie ocenić, ile ich właściwie jest, tyle rosło wokół drzew i
krzewów. To miejsce nie miało w sobie nic z placówki wychowawczej.
Emmett zaparkował przed pierwszym budynkiem. Nie miałem pojęcia, dlaczego to
zrobił, ale chwilę potem Edward wyprowadził mnie z samochodu, ciągnąc za rękaw
mojego prochowca.
- Zobaczymy się na stołówce – usłyszałem głos Alice. – Tylko nie rozrabiajcie!
Kiedy jeep odjechał, zdołałem zauważyć czerwoną tabliczkę na budynku przed nami z
napisem: „dyrekcja”. Podążyłem za moim towarzyszem do wejścia brukowaną ścieżką
obramowaną ciemnym żywopłotem. Przed drzwiami wziąłem głęboki oddech, co nie
uszło uwadze Edwarda.
W środku było cieplej i jaśniej niż na zewnątrz. Podłogę pokrywała wytrzymała
wykładzina w pomarańczowe ciapki, z boku stało kilka składanych krzesełek dla
oczekujących interesantów, a ściany upstrzone były trofeami i ogłoszeniami. Głośno
tykał wielki zegar. Wszędzie pałętały się rośliny w plastikowych donicach, jakby mało
było zieleni na zewnątrz. Pomieszczenie przedzielał długi kontuar zastawiony
przepełnionymi, drucianymi koszyczkami na dokumenty, a każdy z nich oznaczony był
jaskrawą naklejką. Za jednym z trzech znajdujących się za ladą biurek siedziała
rudowłosa okularnica w fioletowym podkoszulku.
Kobieta podniosła wzrok.
- W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, przyprowadziłem Aleksandra Cullena, proszę pani – oświadczył Edward.
Oczy sekretarki rozbłysły. Najwyraźniej doskonale wiedziała, kim jestem. Z pewnością
byłem już tematem plotek.
- Oczywiście, oczywiście. - Kobieta zaczęła grzebać w przeraźliwie wysokiej stercie
papierzysk na swoim biurku, aż wreszcie znalazła to, czego szukała. - Mam tutaj twój
plan lekcji i mapkę szkoły. - Z plikiem kartek w dłoni podeszła do kontuaru.
Wyjaśniła mi, jak przemieszczać się w ciągu dnia z klasy do klasy, pokazując
najdogodniejsze trasy na mapce i wręczyła arkusz, na którym miał się podpisać każdy z
moich nauczycieli; musiałem go jej oddać po lekcjach. Pożegnała nas z uśmiechem,
podobnie jak Esme życząc mi powodzenia. Odwzajemniłem uśmiech, mając nadzieję,
że wygląda przekonująco.
- Daj już spokój z tymi wygłupami, bo się spóźnimy na lekcje! – powiedział wkurzony
Edward, kiedy ruszyliśmy do kolejnego budynku, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja.
- Myślałem, że bardziej się boisz o moje zachowanie – odgryzłem się, co go jeszcze
bardziej zdenerwowało. – Spokojnie, spokojnie!
- Stanę się spokojny, kiedy nie będę musiał cię niańczyć – odpowiedział, zaciskając
dłonie w pięści. Chwilę potem wmaszerowaliśmy do sali i ściągając swoje kurtki,
zajęliśmy miejsce w środkowym rzędzie. Nie zdziwiło mnie, że wszystkie osoby
przypatrywały się nam z zaciekawieniem.
- Masz ich od siebie odpychać, by ograniczyć kontakty do minimum, zrozumiałeś? –
warknął w wampirzym tempie, czego nikt z będących w sali nie zauważył.
- Innymi słowy, mam przybrać taką minę, jaką masz w tym momencie ty? – Znów się z
nim drażniłem. Nijak nie mogłem powstrzymać swojego dobrego humoru dzisiejszego
dnia. Edward najwyraźniej chciał spojrzeć mi w oczy, ale po chwili zmienił zdanie, bojąc
się, że tym sposobem wpakuje nas w niezręczną sytuację, kiedy znów nie będę mógł
znieść jego daru. Zaśmiałem się w duchu na myśl, że Edward nie wiedział, iż zacząłem
się do tego przyzwyczajać.
Pod koniec czwartej lekcji byłem zmęczony ciągłym tłumieniem w sobie pożądania i
napływającego jadu, ale nie dałem tego po sobie poznać. Akurat w tym przypadku
wykazałem silną wolę. Zawsze tak było, kiedy ktoś próbował najechać mi na ambicję.
Nie miałem zamiaru stracić nad sobą kontroli i pokazać tym samym Edwardowi, że
jestem za słaby. Poza tym byłem oczarowany wiedzą, jaką wyniosłem po niespełna
czterech godzinach nauki. Łatwo więc było mi się skupić na czymś innym niż
pragnienie.
Edward zdawał się być niczym nie zainteresowany i jakby nieobecny, leżąc na ławce,
do czego nauczyciele byli chyba przyzwyczajeni, tymczasem ja śledziłem najmniejszy
gest i wyłapywałem każde słowo wypowiadane przez profesorów. Kiedy nie znałem
odpowiedzi na jakieś pytanie, Edward natychmiast szeptał mi odpowiedź, za co byłem
mu bardzo wdzięczny.
- Czego się teraz będziemy uczyć? – zapytałem podekscytowany, czego młody Cullen
nie mógł znieść. Szedł obok mnie kompletnie znudzony i jednocześnie poirytowany.
- Teraz idziemy do stołówki na lunch – oznajmił i poprowadził mnie do sali, w której
ustawiono kilkanaście stolików, przy których już zrobiło się niezłe zbiegowisko. Ludzie
siadali przy nich, by zjeść swoje śniadania i odpocząć po męczącym poranku.
- Na lunch, powiadasz… - zakpiłem i zauważywszy Cullenów siedzących przy stoliku
najbardziej oddalonym od innych, pomaszerowałem przez tłum wraz z Edwardem. Ten
jednak szybko zbił mnie z kursu. Stanęliśmy w kolejce. Edward najwyraźniej miał
zamiar kupić coś do jedzenia.
- Wiesz, jakoś nie jestem głodny – zażartowałem i uśmiechnąłem się, bo jego zła mina
całkowicie nie pasowała do sytuacji.
„Ale on przystojny!” – usłyszałem zachwyty dziewcząt przy jednym ze stolików. Nie
miałem zamiaru się odwracać, ale widziałem je kątem oka. Ponownie wyszczerzyłem
zęby do Edwarda.
„Teraz to już sama nie wiem, który z nich jest ładniejszy!”
„Ale na pewno ten Aleks jest przyjemniejszy od Edwarda, nie sądzicie?”
„Popatrzcie, jak słodko się uśmiecha!”
- Och, zamknij się! - Edward zdawał się być na pograniczu swoich sił. Byłem pewny, że
jeszcze trochę, a oderwie mi głowę, więc przestałem się śmiać i spuściłem wzrok, by
nieco mu ulżyć. Zrobiło mi się go szkoda.
- Przepraszam – usłyszałem znajomy głos i natychmiast podniosłem głowę. Stała
przede mną blondwłosa dziewczyna, która poprzedniego dnia próbowała uścisnąć moją
dłoń. O ile dobrze pamiętałem, miała na imię Jessica. – Wczoraj ulotniliście się tak
Plik z chomika:
kasusi
Inne pliki z tego folderu:
CM Rozdział 18.pdf
(65 KB)
CM Rozdział 17.pdf
(54 KB)
CM Rozdział 16.pdf
(78 KB)
CM Rozdział 15.pdf
(81 KB)
CM Rozdział 14.pdf
(78 KB)
Inne foldery tego chomika:
Charlie strzelba i pusta szafa
Ciepło
Cuda się zdarzają
Czarne róże
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin