A. i B. Strugaccy - Drugi najazd Marsjan.pdf
(
463 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - A. i B. Strugaccy - Drugi najazd Marsjan
Arkadij Strugacki
Borys Strugacki
Drugi najazd Marsjan
əʉʅʇʅɼ
ʄɷʐɼʈʉɹɿɼ
ɣɷʇʈɿɷʄ
Tłumaczyła Irena Piotrowska
Ach, ten przekl
ħ
ty konformistyczny
Ļ
wiat.
1
CZERWCA
(
GODZINA TRZECIA NAD RANEM
)
Bo
Ň
e, teraz jeszcze ta Artemida! Wi
ħ
c jednak zw
Ģ
chała si
ħ
z Nikostratesem. I to si
ħ
nazywa
córka… No, có
Ň
robi
ę
.
Około pierwszej w nocy obudził mnie pot
ħŇ
ny, aczkolwiek daleki grzmot, a potem przeraziło
złowieszcze migotanie czerwonych plam na
Ļ
cianach sypialni. Grzmot był przeci
Ģ
gły i dudni
Ģ
cy
jak podczas trz
ħ
sie
ı
ziemi, cały dom si
ħ
za kołysał, dzwoniły szyby i podskakiwały buteleczki na
nocnym stoliku. Skoczyłem wyl
ħ
kniony do okna. Całe niebo po stronie północnej płon
ħ
ło,
zdawało si
ħ
,
Ň
e tam, za dalekim horyzontem, rozwarła si
ħ
ziemia i wyrzuca si
ħ
gaj
Ģ
ce gwiazd
fontanny kolorowego ognia. A ci dwoje,
Ļ
lepi i głusi na wszystko, oblewani piekielnym blaskiem,
kołysani podziemnymi wstrz
Ģ
sami,
Ļ
ciskali si
ħ
i całowali do utraty tchu na ławce pod moim
oknem. Od razu poznałem Artemid
ħ
i byłem pewny,
Ň
e to Charon wrócił, a ona uradowana jego
widokiem całuje go jak za czasów narzecze
ı
skich, zamiast prowadzi
ę
prosto do ło
Ň
nicy. Ale ju
Ň
w
sekund
ħ
pó
Ņ
niej spostrzegłem w
Ļ
wietle łuny słynn
Ģ
zagraniczn
Ģ
kurtk
ħ
pana Nikostratesa i serce
we mnie zamarło. Taki szok mo
Ň
e odebra
ę
człowiekowi połow
ħ
zdrowia, i przecie
Ň
trudno
powiedzie
ę
,
Ň
eby to był dla mnie grom z jasnego nieba. Słyszało si
ħ
ró
Ň
ne aluzyjki,
Ň
arciki. A
mimo to byłem kompletnie zdruzgotany.
Trzymaj
Ģ
c si
ħ
za serce i nie maj
Ģ
c poj
ħ
cia, co dalej czyni
ę
, powlokłem si
ħ
boso do salonu i
zadzwoniłem na policj
ħ
. Spróbujcie jednak dodzwoni
ę
si
ħ
tam w razie nagłej potrzeby. Numer był
długo zaj
ħ
ty i na domiar złego okazało si
ħ
,
Ň
e dy
Ň
urnym jest Pandareos. Pytam go, co to za
fenomen na horyzoncie. Nie rozumie słowa fenomen. Pytam wi
ħ
c po raz drugi: „Mo
Ň
e mi pan
wyja
Ļ
ni
ę
, co tam dzieje po północnej stronie nieba?” Znów si
ħ
informuje, gdzie to jest, nie wiem
ju
Ň
, jak mu to wytłumaczy
ę
, wreszcie do niego dociera. „A–a, chodzi o po
Ň
ar?” — po czym
oznajmia,
Ň
e istotnie wida
ę
jak
ĢĻ
łun
ħ
, ale sk
Ģ
d si
ħ
wzi
ħ
ła i co si
ħ
pali, jeszcze nie ustalono. Dom
si
ħ
trz
ħ
sie w posadach, wszystko skrzypi, na ulicy wrzeszcz
Ģ
co
Ļ
o wojnie, a ten stary osioł zaczyna
mi tru
ę
,
Ň
e przyprowadzono mu do komisariatu Minotaura, który spił si
ħ
jak bela, sprofanował
naro
Ň
nik willi pana Laomedonta, ledwie stoi na nogach i nawet do bitki nie jest zdolny. „Podejmie
pan jakie
Ļ
kroki, czy nie?” — przerywam. „Wła
Ļ
nie o tym mówi
ħ
, panie Apolinie — obra
Ň
a si
ħ
ten
osioł. — Musz
ħ
sporz
Ģ
dzi
ę
protokół, a pan mi wisi na telefonie. Je
Ň
eli tak bardzo niepokoi pana ten
po
Ň
ar…” — „A mo
Ň
e to wojna?” — pytam. — „Nie, to nie wojna. Wiedziałbym o tym”. — „A
mo
Ň
e erupcja?” Nie rozumie słowa erupcja, a ja dłu
Ň
ej ju
Ň
nie wytrzymuj
ħ
i odkładam słuchawk
ħ
.
Spociłem si
ħ
jak ruda mysz przy tej rozmowie, wróciłem wi
ħ
c do sypialni, wło
Ň
yłem szlafrok i
pantofle.
Łoskot jakby nieco przycichł, lecz błyski powtarzały si
ħ
nadal, a ci dwoje ju
Ň
si
ħ
nie całowali,
nawet nie siedzieli przytuleni. Stali trzymaj
Ģ
c si
ħ
za r
ħ
ce, przy czym ka
Ň
dy mógł ich zobaczy
ę
,
gdy
Ň
od łuny na horyzoncie zrobiło si
ħ
widno jak w dzie
ı
, z t
Ģ
ró
Ň
nic
Ģ
,
Ň
e
Ļ
wiatło było
pomara
ı
czowoczerwone i na jego tle kł
ħ
biły si
ħ
chmury brunatnego dymu z refleksami koloru
słabej kawy. S
Ģ
siedzi biegali po ulicy w strojach niedbałych, pani Eurydyka chwytała m
ħŇ
czyzn za
pi
Ň
amy i
ŇĢ
dała, by j
Ģ
ratowali, tylko jeden Myrtilos nie stracił głowy, wytaszczył z gara
Ň
u
ci
ħŇ
arówk
ħ
i zacz
Ģ
ł wraz z
Ň
on
Ģ
i synami wynosi
ę
z domu swój dobytek. Była to najprawdziwsza
panika, jak za dawnych dobrych czasów, wieki czego
Ļ
takiego nie ogl
Ģ
dałem. Zdawałem sobie
jednak spraw
ħ
,
Ň
e je
Ļ
li istotnie zacz
ħ
ła si
ħ
wojna atomowa, to w całym okr
ħ
gu nie znajdziesz
lepszego miejsca ni
Ň
nasze miasteczko, aby si
ħ
ukry
ę
i przeczeka
ę
. A je
Ļ
li erupcja, to gdzie
Ļ
bardzo
daleko, wi
ħ
c naszemu miasteczku te
Ň
nic nie zagra
Ň
a. Bardzo w
Ģ
tpliwe zreszt
Ģ
, jaka
Ň
u nas mo
Ň
e
nast
Ģ
pi
ę
erupcja!
Udałem si
ħ
na gór
ħ
, by obudzi
ę
Hermion
ħ
. Tu wszystko, miało przebieg normalny. „Daj mi
spokój, moczymordo, nie trzeba było pi
ę
na noc, nie mam ochoty” — i tak dalej. W tej sytuacji
zacz
Ģ
łem jej gło
Ļ
no i sugestywnie opowiada
ę
o wojnie atomowej i erupcji, troszk
ħ
, jasna,
koloryzuj
Ģ
c, inaczej bowiem byłby to daremny trud. Wreszcie j
Ģ
wzi
ħ
ło, zerwała si
ħ
z łó
Ň
ka,
odepchn
ħ
ła mnie i pobiegła wprost do jadalni mrucz
Ģ
c pod nosem: „Czekaj, zaraz zobacz
ħ
, a
wtedy marny twój los…” Otworzyła kredens i sprawdziła zawarto
Ļę
butelki z koniakiem. Byłem
spokojny. „Sk
Ģ
d
Ň
e ty wróciłe
Ļ
? — spytała obw
Ģ
chuj
Ģ
c z niedowierzaniem. — Z jakiej wstr
ħ
tnej
nocnej speluny?” Gdy jednak spojrzała w okno, gdy zobaczyła na ulicy na wpół ubranych
s
Ģ
siadów, Myrtilosa stoj
Ģ
cego w samych kalesonach na dachu swego domu i obserwuj
Ģ
cego co
Ļ
przez lornet
ħ
polow
Ģ
, przestała si
ħ
.interesowa
ę
. Wprawdzie niebo po stronie północnej pogr
ĢŇ
yło
si
ħ
w ciszy i ciemno
Ļ
ci, niemniej wyczuwało si
ħ
tam chmur
ħ
dymu, całkowicie przesłaniaj
Ģ
c
Ģ
gwiazdy. Co tu du
Ň
o gada
ę
, moja Hermiona to mimo wszystko nie jaka
Ļ
tam Eurydyka. I wiek nie
ten, i wychowanie inne. Nie zd
ĢŇ
yłem przełkn
Ģę
kieliszka koniaku, gdy ju
Ň
ci
Ģ
gn
ħ
ła walizki i na
cały głos przywoływała Artemid
ħ
. „A wołaj sobie, wołaj — pomy
Ļ
lałem z gorycz
Ģ
— akurat ci
ħ
usłyszy”. Lecz oto Artemida pojawia si
ħ
w drzwiach swego pokoju. Bo
Ň
e, blada jak
Ļ
mier
ę
,
dygoce cała, ale ma ju
Ň
na sobie pi
Ň
am
ħ
, we włosach dyndaj
Ģ
papiloty. „Co si
ħ
stało? — pyta. —
Co wy wyprawiacie?”
Mówcie co chcecie, ale ona te
Ň
ma charakter. Gdyby nie ten fenomen, za nic nie dowiedziałbym
si
ħ
o niczym, no a Charon tym bardziej. Oczy nasze si
ħ
spotkały, u
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
do mnie
łagodnie, dr
ŇĢ
cymi wargami, i oto nie odwa
Ň
yłem si
ħ
wypowiedzie
ę
słów, które miałem na ko
ı
cu
j
ħ
zyka. Dla odzyskania równowagi poszedłem Siebie i zacz
Ģ
łem pakowa
ę
znaczki. Dr
Ň
ysz —
przemawiałem do niej w duchu — dygoczesz! Czujesz si
ħ
sama i bezbronna, pełna l
ħ
ku. A on nie
podtrzymał ci
ħ
na duchu, nie osłonił. Zerwał kwiat rozkoszy i umkn
Ģ
ł do swoich spraw. Nie, nie,
moja droga, je
Ļ
li kto
Ļ
jest nieuczciwy, to jest nim w ka
Ň
dej sytuacji.
Tymczasem, jak nale
Ň
ało oczekiwa
ę
, fala paniki szybko opadała. Nastała noc, taka jak zwykle,
ziemia ju
Ň
si
ħ
nie kołysała, domy nie skrzypiały. Pani
Ģ
Eurydyk
ħ
kło
Ļ
zabrał do siebie. Nikt nie
krzyczał o wojnie, w ogóle raczej nie było o czym krzycze
ę
. Wyjrzawszy oknem zobaczyłem,
Ň
e
ulica opustoszała, tylko gdzieniegdzie w domach paliło si
ħ
jeszcze
Ļ
wiatło, no i Myrtilos na swoim
dachu ja
Ļ
niał bielizn
Ģ
w
Ļ
ród gwiazd. Zawołałem go i spytałem, czy co
Ļ
wida
ę
. „Dobra, dobra —
odparł z irytacj
Ģ
. — Niech si
ħ
pan kładzie i chrapie. Pan b
ħ
dzie sobie słodko chrapał, a oni
tymczasem dadz
Ģ
łupnia…” Spytałem, co za „oni”. „Dobra, dobra — ci
Ģ
gn
Ģ
ł. — Znale
Ņ
li si
ħ
m
Ģ
drale. Do spółki z Pandareosem. Kawał durnia ten pa
ı
ski Pandareos i nic wi
ħ
cej”. Na wzmiank
ħ
o Pandareosie postanowiłem zadzwoni
ę
na policj
ħ
. Długo to trwało, a gdy si
ħ
wreszcie
dodzwoniłem, Pandareos poinformował mnie,
Ň
e nic specjalnie nowego nie słycha
ę
i wszystko
inne te
Ň
w porz
Ģ
dku, pijany Minotaur dostał zastrzyk uspokajaj
Ģ
cy, zrobili mu płukanie
Ň
oł
Ģ
dka i
teraz siedzi jak trusia. Co si
ħ
tyczy po
Ň
aru, to ogie
ı
dawno wygasł, zwłaszcza
Ň
e nie był to, jak si
ħ
wyja
Ļ
niło,
Ň
aden ogie
ı
, tylko wielki
Ļ
wi
Ģ
teczny fajerwerk. Usiłowałem przypomnie
ę
sobie, jakie
to dzi
Ļ
Ļ
wi
ħ
to, a Pandareos tymczasem odło
Ň
ył słuchawk
ħ
. To jednak głupiec, w dodatku okropnie
wychowany, zreszt
Ģ
zawsze był taki. A
Ň
dziw bierze,
Ň
e tacy ludzie pracuj
Ģ
w policji. Nasz
policjant powinien by
ę
inteligentny, powinien by
ę
wzorem dla młodzie
Ň
y, bohaterem, którego
pragnie si
ħ
na
Ļ
ladowa
ę
, aby mo
Ň
na mu było bez obawy powierzy
ę
nie tylko bro
ı
i władz
ħ
, lecz i
działalno
Ļę
wychowawcz
Ģ
. Charon za
Ļ
t
ħ
moj
Ģ
wizj
ħ
policji nazywa „towarzystwem okularników”
i twierdzi,
Ň
e
Ň
aden rz
Ģ
d by jej nie chciał, albowiem zacz
ħ
łaby chwyta
ę
i reedukowa
ę
najbardziej
u
Ň
ytecznych dla pa
ı
stwa ludzi, poczynaj
Ģ
c od premiera i prezydenta policji. No nie wiem, nie
wiem, mo
Ň
liwe. Ale
Ň
eby komendant policji nie wiedział, co znaczy słowo fenomen, oraz
zachowywał si
ħ
ordynarnie podczas pełnienia obowi
Ģ
zków — to ju
Ň
przekracza wszelkie poj
ħ
cie.
Potykaj
Ģ
c si
ħ
o walizki przedostałem si
ħ
do kredensu i nalałem sobie kieliszek koniaku akurat w
momencie, gdy do jadalni weszła Hermiona. O
Ļ
wiadczyła,
Ň
e to istny dom wariatów,
Ň
e na nikim
nie mo
Ň
na polega
ę
, m
ħŇ
czy
Ņ
ni nie s
Ģ
tu m
ħŇ
czyznami, a kobiety kobietami. Ja jestem
zdeklarowanym alkoholikiem, Charon turyst
Ģ
, a Artemida — laleczk
Ģ
absolutnie nie
przystosowan
Ģ
do
Ň
ycia. I tak dalej, i tak dalej. Mo
Ň
e by kto
Ļ
jej wyja
Ļ
nił, po co zerwano j
Ģ
z łó
Ň
ka
w
Ļ
rodku nocy i kazano pakowa
ę
walizki? Usiłowałem da
ę
jak
ĢĻ
sensown
Ģ
odpowied
Ņ
, po czym
ukryłem si
ħ
w mojej sypialni. Wszystko mnie bolało, byłem pewny,
Ň
e jutro znów si
ħ
zaostrzy
egzema. Ju
Ň
czuj
ħ
Ļ
wi
Ģ
d, ale na razie powstrzymuj
ħ
si
ħ
od drapania.
Około godziny trzeciej nad ranem ziemia znów si
ħ
zatrz
ħ
sła. Słycha
ę
było huk mnóstwa
motorów oraz szcz
ħ
k
Ň
elaza. Okazało si
ħ
,
Ň
e obok naszego domu przeje
Ň
d
Ň
a kolumna ci
ħŇ
arówek i
transporterów opancerzonych z wojskiem. Jechali powoli, z przygaszonymi
Ļ
wiatłami. Myrtilos
uczepił si
ħ
jakiego
Ļ
wozu pancernego i biegł obok truchtem, co
Ļ
krzycz
Ģ
c. Nie wiem, co mu
odpowiedzieli, ale gdy kolumna przeszła i został na ulicy sam, zawołałem go, pytaj
Ģ
c o nowiny.
„Dobra, dobra — odburkn
Ģ
ł. — Znamy si
ħ
na takich manewrach. Rozje
Ň
d
Ň
aj
Ģ
, m
Ģ
drale, za moje
pieni
Ģ
dze”. Wtedy mnie nagle ol
Ļ
niło. Odbywaj
Ģ
si
ħ
wielkie
ę
wiczenia wojskowe, by
ę
mo
Ň
e
nawet z udziałem broni atomowej. Warto było tyle si
ħ
trudzi
ę
!
Bo
Ň
e, byle teraz spokojnie zasn
Ģę
!
2
CZERWCA
Sw
ħ
dzi mnie od stóp do głów. I co wa
Ň
niejsze, nie mog
ħ
si
ħ
zdecydowa
ę
na rozmow
ħ
z
Artemid
Ģ
. Nie cierpi
ħ
takich wybitnie osobistych tematów, takiej intymno
Ļ
ci. A poza tym sk
Ģ
d
mog
ħ
wiedzie
ę
,
Ň
e ona mi odpowie?
Czort wie, jak si
ħ
obchodzi
ę
z tymi córkami! Gdybym cho
ę
miał jakie takie poj
ħ
cie, czego jej
brakuje! Ma m
ħŇ
a, i to nie jakiego
Ļ
zdechlaka z zapadni
ħ
t
Ģ
piersi
Ģ
, lecz chłopa do rzeczy, w pełni
sił. Ani brzydal, ani łamaga i przy tym nie lata za babami. A mógłby — córka naczelnika urz
ħ
du
skarbowego rzuca mu powłóczyste spojrzenia i Tiona robi do niego słodkie oczy, to przecie
Ň
tajemnica poliszynela,
Ň
e nie wspomn
ħ
ju
Ň
o pensjonarkach, letniczkach czy o madame Persefonie,
która ze wszystkich kotek ma najwi
ħ
cej kociego seksu i
Ň
aden kocur potrafi si
ħ
jej oprze
ę
. A
wła
Ļ
ciwie to z góry wiem, co mi Artemida odpowie. Nudz
ħ
si
ħ
, tatku, przecie
Ň
u nas
Ļ
miertelne
nudy. I za co j
Ģ
beszta
ę
! Młoda, ładna kobieta, dzieci nie ma, temperament godny
pozazdroszczenia, powinna bawi
ę
si
ħ
i szale
ę
, ta
ı
ce, flirty i tym podobne rzeczy. Tymczasem
Charon, niestety, jest z tych filozofuj
Ģ
cych. My
Ļ
liciel. Totalitaryzm, faszyzm, mened
Ň
eryzm,
komunizm. Ta
ı
ce to dla niego seksualny narkotyk, go
Ļ
cie —wszyscy w czambuł bałwany, jeden
gorszy od drugiego. O tym, by zagrał w winta, nawet mu nie wspomnij. A przy tym za kołnierz nie
wylewa! Posadzi dokoła stołu pi
ħ
ciu swoich m
ħ
drców, postawi pi
ħę
butelek koniaku i dalej
dyskutowa
ę
do białego rana. Dziewcz
Ģ
tko ziewa, ziewa, wreszcie trzaska drzwiami i idzie spa
ę
. I
to ma by
ę
Ň
ycie? Rozumiem, m
ħŇ
czyzna musi mie
ę
swoje przyjemno
Ļ
ci, ale kobiecie te
Ň
si
ħ
jakie
Ļ
nale
ŇĢ
! Owszem, lubi
ħ
mojego zi
ħ
cia, jest moim zi
ħ
ciem, wi
ħ
c go lubi
ħ
. Ale jak długo mo
Ň
na
dyskutowa
ę
? 1 co si
ħ
od tych dyskusji zmieni? Przecie
Ň
to jasne, cho
ę
by nie wiem ile rozprawia
ę
o
faszyzmie, ani go to grzeje, ani zi
ħ
bi, nie zd
ĢŇ
ysz, człowiecze, nawet pikn
Ģę
, a ju
Ň
ci wbij
Ģ
na
głow
ħ
Ň
elazny hełm i — naprzód marsz, niech
Ň
yje wódz! Natomiast gdy przestajesz darzy
ę
uwag
Ģ
młod
Ģ
Ň
on
ħ
, ona tobie odpłaci tym samym. I tu ju
Ň
nie pomo
Ň
e
Ň
adna filozofia. Wiem,
Ň
e człowiek
inteligentny musi od czasu do czasu podyskutowa
ę
na tematy abstrakcyjne, ale panowie, trzeba
przecie
Ň
zachowa
ę
proporcje!
Dzisiejszy ranek był czarowny. (Temperatura plus dziewi
ħ
tna
Ļ
cie, zachmurzenie umiarkowane,
wiatr południowy zero koma pi
ħę
metra na sekund
ħ
. Warto by pój
Ļę
do stacji meteorologicznej
sprawdzi
ę
anemometr, znów go upu
Ļ
ciłem). Po
Ļ
niadaniu, doszedłszy do wniosku,
Ň
e na jednym
miejscu nawet kamie
ı
mchem obrasta, wybrałem si
ħ
do merostwa, dowiedzie
ę
si
ħ
czego
Ļ
w
sprawie mojej emerytury. Szedłem rozkoszuj
Ģ
c si
ħ
spokojem, wtem patrz
ħ
— na rogu ulicy
Wolno
Ļ
ci i, Wrzosowej jakie
Ļ
zbiegowisko. Okazało si
ħ
,
Ň
e Minotaur wjechał swoj
Ģ
cystern
Ģ
w
wystaw
ħ
jubilersk
Ģ
i tłum przechodniów przygl
Ģ
dał si
ħ
, jak — brudny, opuchni
ħ
ty, od rana ju
Ň
w
dym pijany — składa zeznanie inspektorowi drogowemu. Scena ta była w tak ra
ŇĢ
cej dysharmonii
z cudownym porankiem,
Ň
e cały mój dobry nastrój rozwiał si
ħ
natychmiast Nie ulega kwestii,
Ň
e
policja nie powinna była wypuszcza
ę
tak wcze
Ļ
nie Minotaura, wiedzieli przecie
Ň
,
Ň
e znowu si
ħ
schla, skoro ma napad opilstwa. Z drugiej znów strony, jak go nie wypu
Ļ
ci
ę
, je
Ļ
li to jedyny
prewetnik w mie
Ļ
cie? Jedno z dwojga — albo zajmowa
ę
si
ħ
resocjalizacj
Ģ
Minotaura i ton
Ģę
w
nieczysto
Ļ
ciach, albo i
Ļę
na kompromis w imi
ħ
higieny.
Z powodu Minotaura bytem nieco spó
Ņ
niony i gdy dotarłem do naszego „spłachetka”, zastałem
ju
Ň
wszystkich w komplecie. Zapłaciłem kar
ħ
, po czym jednonogi Polifem wr
ħ
czył mi znakomite
cygaro w aluminiowej pochewce. Przysłał mu to cygaro z przeznaczeniem dla mnie Polikarp, jego
zwierzchnik, oficer floty handlowej. Wspomniany Polikarp pobierał u mnie nauk
ħ
przez kilka lat,
a
Ň
wreszcie uciekł, by zosta
ę
chłopcem okr
ħ
towym. Po jego ucieczce z miasta Polifem omal nie
podał mnie do s
Ģ
du twierdz
Ģ
c, i
Ň
to nauczyciel sprowadził chłopca na zł
Ģ
drog
ħ
swymi wykładami
o wielorako
Ļ
ci
Ļ
wiatów. On sam dotychczas nie zachwiał si
ħ
w przekonaniu,
Ň
e niebo jest twarde i
satelity mkn
Ģ
po nim na podobie
ı
stwo motocyklistów w cyrku. Moje argumenty o korzy
Ļ
ciach
płyn
Ģ
cych z nauki astronomii były dla niego niedost
ħ
pne i takimi pozostały do dzi
Ļ
.
Zebrani mówili wła
Ļ
nie o tym,
Ň
e naczelnik urz
ħ
du skarbowego znów zdefraudował pieni
Ģ
dze
przeznaczone na budow
ħ
stadionu. I to ju
Ň
po raz siódmy. Zacz
ħ
li
Ļ
my zastanawia
ę
si
ħ
nad
Ļ
rodkami prewencyjnymi. Sylen twierdził wzruszaj
Ģ
c ramionami,
Ň
e oprócz s
Ģ
du nic innego nie
wymy
Ļ
limy. „Do
Ļę
tych pół
Ļ
rodków — powtarzał. — S
Ģ
d publiczny. Niech całe miasto zbierze si
ħ
w wykopie stadionu i postawi defraudanta pod pr
ħ
gierz bezpo
Ļ
rednio na miejscu przest
ħ
pstwa.
Dzi
ħ
ki Bogu — ci
Ģ
gn
Ģ
ł — nasze prawo jest dostatecznie elastyczne, aby
Ļ
rodek prewencyjny był
absolutnie współmierny z wag
Ģ
przest
ħ
pstwa”. — „Ja bym nawet dodał,
Ň
e nasze prawo jest zbyt
elastyczne — zauwa
Ň
ył zgry
Ņ
liwy Parales. — Ten skarbnik był ju
Ň
dwukrotnie s
Ģ
dzony i za
ka
Ň
dym razem nasze elastyczne prawo wyginało si
ħ
obchodz
Ģ
c go boczkiem. Ale ty pewnie za
jedyn
Ģ
przyczyn
ħ
uwa
Ň
asz to,
Ň
e proces odbył si
ħ
w ratuszu, a nie w wykopie”. Morfeusz po
gł
ħ
bokim namy
Ļ
le o
Ļ
wiadczył,
Ň
e od dzisiejszego dnia przestaje skarbnika goli
ę
i strzyc. Niech
chodzi zaro
Ļ
ni
ħ
ty. „Jeste
Ļ
cie sko
ı
czone cztery litery — o
Ļ
wiadczył Polifem. —
ņ
adnemu nie
przyjdzie do łba,
Ň
e on ma was wszystkich gdzie
Ļ
. Wystarczy mu własna kompania”. — „Otó
Ň
to”
— podchwycił zgry
Ņ
liwy Parales i przypomniał nam,
Ň
e o—prócz skarbnika istnieje jeszcze i
działa architekt miejski, który na miar
ħ
swych talentów projektował stadion i teraz — rzecz jasna
— jest zainteresowany, by go, uchowaj Bo
Ň
e, nie zacz
ħ
to budowa
ę
. Tu j
Ģ
kała Kalaides zacz
Ģ
ł
sepleni
ę
, podrygiwa
ę
, i
Ļ
ci
Ģ
gaj
Ģ
c w ten sposób powszechn
Ģ
uwag
ħ
oznajmił,
Ň
e to wła
Ļ
nie on omal
nie pobił si
ħ
z architektem podczas zeszłorocznego
ĺ
wi
ħ
ta Kwiatów. Te słowa skierowały
rozmow
ħ
na całkiem nowe tory. Jednonogi Polifem, jako weteran i człowiek nie obawiaj
Ģ
cy si
ħ
krwi, zaproponował, by zaczai
ę
si
ħ
na tych dwóch w bramie madame Persefony i przytrze
ę
im
rogów. W takich decyduj
Ģ
cych momentach Polifem absolutnie przestaje panowa
ę
nad swoim
j
ħ
zykiem — wyła
ŇĢ
z niego koszary. „Przytrze
ę
rogów tym
Ļ
mierdzielom — grzmiał. — Da
ę
gówniarzom kopa i porachowa
ę
im gnaty!” A
Ň
dziw bierze, jak podobny styl działa podniecaj
Ģ
co
na naszych. Wszyscy jak jeden m
ĢŇ
zacz
ħ
li si
ħ
gor
Ģ
czkowa
ę
, wymachiwa
ę
r
ħ
kami, a Kalaides
syczał i trz
Ģ
sł si
ħ
jeszcze bardziej ni
Ň
zwykle, nie, b
ħ
d
Ģ
c w stanie wykrztusi
ę
ani słowa z wielkiego
Plik z chomika:
emohawk
Inne pliki z tego folderu:
A. i B. Strugaccy - Poniedzialek zaczyna sie w sobote.pdf
(1201 KB)
A. i B. Strugaccy - Z zewnatrz.pdf
(100 KB)
A. i B. Strugaccy - Spotkanie.pdf
(63 KB)
A. i B. Strugaccy - Bajka o trojce.pdf
(364 KB)
A. i B. Strugaccy - Bialy stozek Alaidu.pdf
(136 KB)
Inne foldery tego chomika:
Arkadij i Borys Strugaccy - Piknik na skraju drogi (Stalker)
Arkadij i Borys Strugaccy - Zuk w mrowisku [Audiobook PL]
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin