05 Hamilton Laurell - Anita Blake 5 - Krwawe Kości [1 rozdz[1][1].].doc

(57 KB) Pobierz
Laurell K Hamilton - Krwawe Kości - cykl o Anicie Blake

Laurell K Hamilton - Krwawe Kości - cykl o Anicie Blake

By Elodie

 

 

Był to dzień Świętego Patryka i jedyną zieloną rzeczą jaką miałam na sobie plakietka z napisem „Zaczep mnie a będziesz trupem”. Zaczęłam pracę wczoraj wieczorem w zielonej bluzce, ale zachlapałam ją krwią kurczaka z uciętą głową. Larry Kirkland, animator, który jeszcze się uczy upuścił zdekapitowanego ptaka. Wykonał on krótki taniec „bezgłowego kurczaka” i ochlapał nas oboje krwią. W końcu udało mi się złapać tego cholernego ptaka, ale bluzka była już zniszczona.

Musiałam wrócić do domu i się przebrać, a jedyną nie zrujnowaną rzeczą była szara marynarka, którą zostawiłam w aucie. Założyłam ją więc powrotem razem z czarną bluzką, czarną spódnicą, czarnymi rajstopami i czarnymi szpilkami. Bert mój szef nie lubi kiedy ubieramy się do pracy na czarno, ale jeśli miałam wrócić do biura na siódmą bez odrobiny snu musi to przeboleć.

Skupiałam się nad swoim kubkiem z mocną, czarną jak smoła kawą. Przed sobą na blacie biurka miałam serię 8, 10  błyszczących zdjęć, w które się usilnie wpatrywałam. Na pierwszym z nich widniało wzgórze rozkopanego prawdopodobnie przez buldożery. Z świerzo rozkopanej ziemi wystawała koścista ręka. Następne zdjęcie ukazywało jak ktoś ostrożnie próbował odsunąć ziemie wokoło ukazując roztrzaskaną trumne i kości rozrzucone wokół niej. Nowe ciało. Buldożery znów zostaly sprowadzone, aby rozorać ziemię, która ukazała pole kości. Ziemia była usłana kościami, niby pole usłane kwiatami.

Jedna z czaszek miała rozchylone szczęki w niemym krzyku. Na czaszcze widniało parę jeszcze przyczepionych włosów. Ciemne zbutwiałe ubranie otaczało ciało zwłok w wspomnieniu sukni. Zauważyłam że ciało miało 3 nogi, patrzyłam na prawdziły bajzel.

Zdjęcia były dobrze zrobione, zwróciwszy uwagę  na okoliczności ich wykonania. Kolor ułatwił odróżnienie zwłok, ale wysoki połysk zdjęć było nie na miejscu. Wyglądało to jakby zdjęcia z kostnicy wykonał fotograf mody. Istniała pewnie galeria sztuki w Nowym Yorku, która z przyjemnością powiesiła by ‘koneserzy sztuki’ przy koreczkach serowych i białym winie mogli chodząc i oglądając je mowić „Mocne nie sądzisz? Tak rzeczywiście mocne”

Zdjęcia były mocne, ale i smutne.

Prócz zdjęć na biurku nie było nic, żadnego wytłumaczenia. Bert powiedział po tym jak przyszłam rano, bym wpadła do jego biura jak tylko zobaczę zdjęcia. Wtedy wszystko mi wytłumaczy. Taaa, w to wierze, tak jak w to, że króliczek wielkanocny jest moim przyjacielem.

Zebrałam zdjęcia z biurka i wsadziłam je w kopertę, sięgnęłam po mój kubek z kawą i skierowałam się do drzwi.

W recepcji nie było nikogo przy biurku. Craig poszedł do domu, a Mary nasza dzienna sekretarka będzie tu dopiero o ósmej. Czyli mieliśmy dwu godzinną przerwe, kiedy biuro było puste. To że Bert umówił się ze mną podczas tej luki zastanawiało mnie jeszcze bardziej. Czemu te wszystkie sekrety?

Drzwi do biura Berta byłu otwarte, a on sam siedział za swoim biurkiem pijąc kawe i przeglądając jakieś papiery. Spojrzał się znad papierów gdy tylko mnie usłyszał, uśmiechając się poprosił bym wchodząc zamknęła za sobą drzwi. Jego uśmiech mnie zmartwił. Bert jest miły tylko i wyłącznie gdy czegoś chce.

Garnitur za tysiąc dolarów połączył z śnieżno białą koszula i krawatem. Jego oczy radośnie się iskrzyły. Oczy Berta miały kolor brudnych szyb okiennych, więc iskrzenie musiał być naprawdę wysiłkiem dla niego. Bert nigdy nie był miły chyba, że czegoś chciał.

- Usiądź Anito

Położyłam kopertę na jego biurku i usiadłam.

- Co kombinujesz Bert?

Jego uśmiech zgasł. Zazwyczaj Bert nie marnował uśmiechu na nikim prócz klientów. Rzeczywiście czegoś musi chcieć, bo na mnie na pewno nie marnował by uśmiechu.

- Obejrzałaś zdjęcia?

- Tak, co w związku z tym?

- Mogłabyś wskrzesić je?

Spojrzałam na niego spod mojego kupka z kawą.

- Jak stare są zwłoki?

- Nie mogłaś zorientować patrząc na zdjęcie?

- Gdybym je osobiście obejrzała to bym ci powiedziała ile maja, ale nie zdjęcia. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

- Około dwustu lat.

Zagapiłam się na niego.

- Większość animatorów nie mogło by wskrzesić zombi tak starego bez ludzkiej ofiary.

- Ale ty możesz.

- Tak. Nie zauważyłam żadnych nagrobków na zdjęciach. Mamy jakieś imiona?

- Czemu?

Potrząsnęłam głową. Bert był moim szefem od pięci lat, zaczął prowadzić tą firmę, kiedy byli tylko on i Manny i do tej pory nie wiedział kompletnie nic o wskrzeszaniu zombi.

- Jak możesz przebywać w grupie animatorów tyle lat i wiedzieć tak mało jak się wskrzesza umarłych?

Jego uśmiech się skurczył tak jak i iskrzenie jego oczu.

- Po co ci ich imiona?

- Używasz imion by przywołać zombi z grobu.

- A bez imienia nie możesz tego zrobić?

- Teoretycznie nie mogę.

- Ale możesz to zrobic? – spytał. Nie podobał mi się jego ton.

- Tak mogę. John też mógłby to zrobić.

Potrząsnął głową.

- Oni nie chcą Johna.

Dopiłam swoją kawę.

- Oni czyli kto?

- „Beadle, Beadle, Sterling i Lowenstein”

- Firma prawnicza?

Bert przytaknął.

- Koniec gierek Bert. Powiedz mi po prostu o co do cholery chodzi.

- „Beadle, Beadle, Sterling i Lowenstein” mają klienta,który buduje luksusowy kurort w górach blisko Branson. Bardzo ekskluzywny kurort. Miejsce gdzie bogaci ludzie mogliby odpocząć od tłumów, jeśli sami nie mają w okolicy swojego domu. Mówimy tu o milionach dolarów.

- Co stary cmentarz ma do tego?

- O ziemia, na której jest budowa od pokoleń zwaśnione są dwie rodziny. Sąd zdecydował, że to do rodziny Kellysów należy, więc to oni dostali kupe forsy za ziemię. Ale rodzina Bouvierów rości sobie prawa do tej ziemi i twierdzą, że na tej ziemi są szczątki ich rodziny. Do tej pory nikt nie mógł znaleźć cmentarza.

Ah. – Znaleźli cmentarz. – powiedziałam.

- Znaleźli stary cmentarz, ale nie koniecznie należy on do rodziny Bouvierów.

- Więc chcą wskrzesić umarłych i spytać ich kim są?

- Dokładnie

Wzruszyłam ramionami..

- Mogę wskrzesić kilka zwłok w trumnach, spytać ich kim są. Co się jednak stanie jeśli okaże się, że należą do rodziny Bouvierów?

- Będą musieli kupić ziemie po raz drugi. I tak myśla, że niektóre ciała należą do rodziny Bouvierów. Dlatego chcą wskrzesić wszystkie zwłoki.

Uniosłam brwi.

- Żartujesz?

Potrząsnął głową, przy czym wyglądał na naprawdę zadowolonego.

- Możesz to zrobić?

- Nie wiem. Dajmi zdjęcia jeszcze raz.- Odstawiłam swój kubek z kawą na biurko i wzięłam zdjęcia.

- Bert, spieprzyli to dwarazy do niedzieli. Teraz mamy masowy grób dzięki tym cholernym buldożerom. Kości są ze sobą zmieszane. Do tej pory czytałam tylko o jednym przypadku wskrzeszenia masowego grob. Ale w tamtym przypadku przywołali jedną konkretną osobę, i mieli nazwisko.

Potrząsnęłąm głową.

- Bez nazwiska może to być niemożliwe.

- Ale podjęła byś się tego?

Rozłożyłam zdjęcia na biurku, i się im zaczęłam przyglądać. Jedna z czaszek byłam przepołowiona na pół tworząc kształt miski. Dwa kościste palce przyczepione do siebie czymś mokrym organicznym, co wcześniej musiało być ludzką tkanką leżało obok górnej połowy czaszki. Kości, kości wszędzie widać było kości, których nie można było nazwać przez cały ten bajzel zrobiony przez buldożery.

Mogam to zrobić? Szczerze, nie miałam pojęcia. Czy chciałam się tego podjąć? Jasne. Pewnie, że chciałam.

- Chciałabym spróbować to zrobić.

- Wspaniale.

- Wskrzeszenie ich paru w kilka nocy zajmie co najmniej kilka tygodni, nawet jeśli mi się to uda. Z pomocą Johna było by o wiele szybciej.

- Takie opóźnienie będzie ich kosztować miliony.- powiedział Bert.

- Nie ma innego sposobu by to zrobić.

- Wskrzesiłaś całą rodzinę Davidsonów w tym ich pra pradziadka, chociaż nie powinno ci się to udać. Możesz wskrzesić więcej niż jednego za jednym razem.

Potrząsnęłam głową.

- To był wypadek. Popisywałam się. Oni chcieli bym wskrzesiła trzech członków rodziny. Chciałam im zaoszczędzić czasu i pieniędzy robiąc to za jednym zamachem.

- Wskrzesiłaś dziesięciu członków rodziny, a oni prosili tylko o trzech.

- Więc?

- Więc, czy możesz wskrzesić cały cmentarz w jedną noc?

- Zwariowałeś. – powiedziałam do niego.

- Możesz to zrobić czy nie?

Otworzyłam usta by powiedzieć nie, a potem je zamknęłam. Wskrzesiłam kiedyś cały cmentarz za jednym zamachem. Nie wszystkie ze zwłok miały dwieście lat niektóre były nawet powyżej trzystu lat, a ja wskrzesiłam je wszystkie. Oczywiście miałam dwie ludzkie ofiary jako źródło mocy. To jak skończyłam tworząc krąg mocy używając do tego dwóch ludzkich ofiar jest długą historią. To była obrona własna, ale magia o to nie dba. Śmierć to śmierć proste.

Pytanie, czy mogłam to zrobić?

- Naprawdę nie wiem Bert.

- Ale nie mówisz nie.- powiedział. Na jego twarzy widać było gorące pragnienie działania.

- Musieli ci zaoferować kupę forsy, skoro jesteś tak napalony na to zlecenie.- powiedziałam.

Uśmiechnął się.

- Zostaliśmy wybrani do tego projektu w przetargu.

- My co?

- Wysłali te zdjęcia do nas, do Firmy wskrzeszającej w Kalifornii i do Essentials Spark(Iskra Życia) w Nowym Orleanie.

- Oni preferują francuską nazwę Elen Vital nad angielskim przekładem.- powiedziałam. Widocznie to brzmi bardziej jak salon piękności niż firma animatorów, ale nikt mnie nie pyta o zdanie.

- Więc co najniższy cena dostaje zlecenie?

- To był ich plan.

Bert wyglądał jak kot, który dobrał się do śmietanki.

- Co?- spytałam.

- Ujmę to tak.- powiedział Bert.- W całym naszym kraju jest ile? Może z troje animatorów, którzy mogą wskrzesić zombi tak stare bez ludzkiej ofiary? Ty i John jesteście dwójką z nich. Zaliczmy jeszcze PhillipeFreestona z firmy Wskrzeszającej w Kalifornii. Tylko wy troje.

- Zapewne masz rację.

Potaknął mi.

- Ok. Czy Phillipa mogła by wskrzesić zwłoki bez imienia?

- Nie mam takiej wiedzy na ten temat. John mógłby to zrobić. Więc może i ona mogła by to zrobić.

- Czy ona lub John mogliby wskrzesić kupę kości, żadne w trumnie?

To mnie zastanowiło.

- Nie wiem.

- Czy którekolwiek z nich miało by możliwość wskrzeszenia całego pola zwłok?- patrzył na mnie w skupieniu.

- Za bardzo się tym pławisz Bert.- powiedziałam.

- Odpowiedz tylko na moje pytanie Anita.

- Nie sądze by John mógłby to zrobić, a Phillipa nie jest tak dobra jak on, więc sądzę, że nie mogliby tego dokonać.

- Mam zamiar podwyższyć ich rachunek.- powiedział Bert.

Zaczęłam się śmiać.

- Podwyższyć cenę?

- Nikt inny nie potrafi tego zrobić. Nikt prócz ciebię. Próbowali to traktować jak kolejny problem z konstrukcją, ale nie mamy konkurencji czyż nie?

- Pewnie nie.- powiedziałam.

- Dlatego mam zamiar ich wyczyścić.- powiedział i się uśmiechnął.

Potrząsnęłam głową.

- Ty chciwy skurczybyku.

- Przecież masz udział  w zysku.

- Wiem.- spojrzeliśmy na siebie.- Co jeśli spróbuje ich wskrzesić w jedną noc i mi się nie uda?

- Ale będziesz ich mogła wskrzesić wszystkich w końcu, nieprawdaż?

- Pewnie tak. – wstałam, wzięłam swój kubek.- Ale nie wydam swojego czeku póki tego nie zrobię. Idę się trochę przespać.

- Chcą odpowiedzi jeszcze dziś z rana. Jeśli przyjmą nasze żądania to przylecą po ciebie prywatnym helikopterem.

- Helikopterem- przecież wiesz, że nienawidzę latać.

- Dla takiej forsy polecisz.

- Super.

- Przygotuj się.

- Nie przeginaj Bert.- wzdrygnęłam się w drzwiach.- Pozwól mi wziąć ze sobą Larrego.

- Czemu? Jeśli John nie potrafi tego zrobić to z pewnością Larry nie ma pojęcia jak to zrobić.

Wzruszyłam ramionami.

- Może nie, ale zawsze możemy połączyć swoje moce podczas wskrzeszania. Jeśli nie będę mogła tego zrobić sama, mogę potrzebować energii od naszego praktykanta.

Bert się zamyślił.

- Czemu nie John? Połącz energię z nim.

- Tylko jeśli oddał by mi moc po dobroci. Myślisz, że by to zrobił?

Bert potrząsnął głową.

- Powiesz mu, że klient go nie chciał? Że zaoferowałeś go klientowi, a ten odmówił i poprosił konkretnie o mnie?

- Nie.- powiedział Bert.

- Dlatego spotkałeś się ze mną w takich warunkach, bez światków.

- Czas to pieniądz, Anita.

- Jasne, Bert, ale nie chciałeś stanąć twarzą w twarz z panem Johnem Burkem i oświadczyć mu, że kolejny klient go odrzucił na moją korzyść.

Bert spojrzał na swoje zadbane dłonie na biurku, potem spojrzał swoimi szarymi poważnymi oczami na mnie.

- John jest prawie tak dobry jak ty Anita. Nie chce go stracić.

- Myślisz, że odszedłby jeśli kolejny klient poprosiliby o mnie?

- Jego duma jest zraniona.- powiedział Bert.

- A jest jej tak dużo do zranienia.- powiedziałam.

Bert się uśmiechnął.

- Twoje wkurzanie go nie pomaga.

Wzruszyłam ramionami. Było by to dziecinne jeśli bym powiedziała, że to on zaczął. Próbowaliśmy się umawiać, ale John nie mógł sobie poradzić z tym, że jestem jego żeńskim odpowiednikiem. Nie: nie mógł sobie poradzić, że jestem jego lepszą wersją.

- Postaraj się zachowywać grzecznie, Anita. Larry jeszcze się nie wdrążył, potrzebujemy Johna.

- Zawsze jestem grzeczna, Bert.

Potaknął mi.

- Jeśli nie moglibyśmy na tej sprawie tyle zarobić nie podjął bym się jej.

- Ja też.

To opisywało naszą relacje z Bertem. Nie byliśmy przyjaciółmi, co nie nieumożliwiało nam być partnerami biznesowymi.

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin